Weekend jakich malo Data wstawienia: 28 grudnia, 2019 (z archiwum Centrum Wagabundy) Weekend jakich mało w moim życiu Po kilku godzinach lotu ze wschodu kraju, z Philadelphii, samolot ląduje w Phoenix, Arizona. …Koniec czerwca, upalny bezwietrzny dzień piątkowy, temperatura trzycyfrowa na termometrze Farenhayta. Nie czuję wilgoci, zasycha w gardle. …Jednym słowem - patelnia. Lecę pierwszy raz sama tak daleko w nieznane, to nie wydaje mi się, że lecę w ciemno. Przecież namiary dostałam od znanego wędrowca z Polski, rodem z Krakowa – Władysława Grodeckiego, który mi powiedział, że tam dostaniesz pomoc. …Już za kilka godzin spotkanie z Andrzejem „Jędrkiem” Sochackim, jednym z najciekawszych podróżników świata. Czuję się trochę podniecona, że poznam kogoś osobiście, znanego mi do tej pory z wywiadów telewizyjnych w Polsce jak i z portalu internetowego - dookoła świata – Kamila Szybińskiego. U Andrzeja zamierzam otrzymać informację co zrobić z dwudniowym urlopem by go nie zmarnować i mieć z podróży korzyści; aby utkwił mi też w pamięci. Wspomnę: Andrzej Sochacki jest jedynym podróżnikiem na świecie, który okrążył Ziemię sześć razy różnymi środkami transportu. Założył w 1992 roku klub podróżników - sławne „Centrum Wagabundy” (The Foundation of the Vagabond Center) w Phoenix z którego korzystają wszyscy turystujący i podróżujący ludzie. …To u niego jest przystań w której nie tylko można się zatrzymać gratis na kilka dni, ale można dowiedzieć się ciekawych spraw i spotkać interesujących ludzi, których na co dzień się nie dostrzega. …Liczę bardzo na swojego przyszłego guru. W moim pokoju w Philadelphii jest duża mapa świata i mapa Stanów Zjednoczonych. Któregoś wieczoru koleżanka Agnieszka i ja odbyłyśmy podróż jak wielu z nas po Stanach Zjednoczonych, …oczywiście palcem po mapie. Marząc o prawdziwych, długich podróżach i wiedząc o tym, że się spełniają, trzeba po prostu tylko chcieć. Postanowiłam zobaczyć Arizonę, a przede wszystkim Wielki Grand Canyon. …Długo nie trzeba było czekać. Upłynęło kilka dni i bilet na samolot był w moich rękach. Już byłam bardzo szczęśliwa na samą myśl, że lecę gdzieś, …do Arizony i spotkam faceta, który zajmie się taką nowicjuszką jak ja. Po przylocie do Phoenix podjechałam autobusem hotelowym z lotniska do ulicy Van Buren róg 24 Street a stamtąd już musiałam dostać się na piechotkę do jego domu dopytując ludzi po drodze. Już od samego początku zaczyna się przygoda. Miałam do przejścia 13 ulic, więc zajęło mi to 2 godziny, dlatego, że dźwigałam spory plecak, że był taki upał, którego nie wyobrażałam sobie i słońce strasznie dokuczliwe. Po godzinnym maszerowaniu zauważyłam rosnące przy ulicy drzewa cytrusowe a na nich pomarańcze. Zerwałam kilka, usiadłam pod drzewem i tak zjadłam swoje dziś pierwsze śniadanie. …Aż gębę wykręcało od kwasoty zdziczałych owoców. …Dochodzę nareszcie do domu Andrzeja z zachwyceniem, że za chwilę będę w środku u światowego podróżnika, który ma na koncie objechanie globu aż sześć razy!. ...A tu niespodzianka, drzwi wejściowe zamknięte, Andrzej nie wrócił jeszcze z pracy. Czekam. Niesamowite przeżycie i mnóstwo pytań pojawia się w mojej głowie. Ja mam z nim spotkanie? Ja zobaczę najciekawszego dla mnie podróżnika na świecie? …A może ja śnię pięknie? Nagle pojawia się Jędrek. Przywitana zostałam serdecznie, a następnie po wypiciu wspaniałego soku cytrusowego, prosto z ogrodu, dla zaspokojenia pragnienia, zaproszona zostałam do pomieszczenia – „Sanktuarium Globtrotera Jędrka” gdzie znajduje się galeria cudownych zdjęć z podróż dookoła świata, różne pamiątki, stoi wysłużony motocykl Harley-Davidson po światowych podróżach. Widzę kilka map w tym jedna potężna mapa świata …na suficie. Rozglądam się wokoło jakbym była ze wsi. Wzrok zatrzymuje się na zdjęciach z papieżem – Janem Pawłem II w Watykanie, Dalaj Lamą w Himalajach, prof. Zbigniewem Brzezińskim w Białym Domu czy u Matki Teresy z Calcutty. Przeglądam pamiętniki z wpisami gości, albumy ze zdjęciami klubowymi. Byłam zachwycona i podniecona, nie mogłam uwierzyć, że jestem w „Centrum Wagabundy” mojego guru. …Już po pierwszej godzinie czułam się tam jak u siebie w domu. Po wymianie przygód poszłam do ogrodu i to było kolejne zaskoczenie. Zobaczyłam na własne oczy pierwszy raz w życiu drzewa z grapefruitami, mandarynkami, pomarańczami, tangelo itp. Rzuciłam się na owoce i zaczęłam je zbierać, zrywać, jeść od razu i robić zdjęcia, które wyglądają jak z bajki. …Minęło zaledwie kilka godzin a tyle już przygód i wrażeń. …A co czeka mnie dalej? Czuję tylko jedno, że będzie czadowo. Tego samego dnia z Jędrkiem zrobiliśmy trochę zakupów i odwiedziliśmy Józka Wajdę – fabrykanta, turystę i długoletniego mieszkańca Arizony by wysłuchać wskazówek przydających się podczas poruszania po tym egzotycznym stanie. …Następnie pojechałam zaproszona do przyjaciół Jędrka: Danusi i Wiesia Ochockich na basen z kolacją przy świecach. Przy czarującym zachodzie słońca podziwiałam ogromne piękne palmy i nisko latające samoloty - czego nie mogłam dostrzec mieszkając pomiędzy wysokimi domami w Philadelphii. Orzeźwiłam się kąpielą po gorącym dniu podróży wrażeń i emocji. Przy świeczkach i lampce wina Wiesław zapoznał mnie z historią i kalendarzem Majów. …Wiem teraz na czym to polega. Jest bardziej precyzyjny i łatwiejszy w zastosowaniu niż nasz gregoriański. Ma 13 miesięcy 28 dniowych, które dzielą się na 4 tygodnie mające po 7 dni. Pierwszy dzień w roku zaczyna sie 26 lipca naszego kalendarza. Dziwię się teraz, że posługujemy się nieregularnym tak kalendarzem, …dlaczego?. Do północy zostało nam jeszcze 2 godziny, więc Andrzej zrobił przerwę w dyskusji i porwał mnie na kończące się tego dnia psie wyścigi. Zdążyliśmy na dwie ostatnie gonitwy. Takie wyścigi widziałam po raz pierwszy w życiu. Jędrek objaśnił mi przy okazji na czym polega oszukiwanie naiwnych graczy - gamblerów, którzy wierzą w wygrane. Tam jest manipulacja pomiędzy uciekającym elektrycznym „królikiem” a goniącymi go hartami. Wszystkim dyryguje operator goniącego królika. Żeby nie on to by nie było zwycięstw „czarnych koni”. Tej nocy nikt z nas nie wygrał. …Oczy już się mi zamykają, jedziemy do naszego Centrum. Napisałam jeszcze kilka miłych słów w pamiętniku klubowym i słuchałam z ciekawością opowiadań o podróżach do późnej nocy. …Myślę, że połknęłam bakcyla włóczęgi. Tak zleciał mi piątek. …Co przyniesie mi weekend, wielka niespodzianka!? W poniedziałek muszę być już na lotnisku aby wrócić do Philadelphii wg grafiku. Drugi dzień zaczęłam pobudką o 5-tej rano. Utrwaliłam na fotografii piękny wschód słońca jak przebijał się przez palmowe liście na Jędrka posesji. Po wczesnym śniadaniu przyjechał znajomy, też Andrzej – turysta z Krakowa, który był również zainteresowany zwiedzeniem Grand Canyonu. Więc zabrałam się z nim. Po drodze zatrzymaliśmy się u przyjaciela Jędrka, członka Centrum Wagabundy – „Mietka Dzikiego” (Mieczysława Sobczaka) w Williams na północy Arizony. Mietek był uprzedzony naszą wizytą i czekał już na ganku swojego zajazdu „Canyon Trading Post”, 5171 N. Hgwy 64. …Od razu wziął nas pod swoją opiekę. Na poczekaniu poczęstował gularzem z jelenia. Stał się naszym przewodnikiem po terenach rezerwatu indiańskiego aż do samego końca wizyty na północy Arizony. Po małym odpoczynku Mietek zabrał nas na przejażdżkę wysłużonym vanem. Część podróży odbyliśmy słynną drogą „66”. Zwiedziliśmy Sedonę, która przywitała nas piękną pogodą i przyrodą. …Wszystko jak w bajce. Objechaliśmy góry tworzące czerwone formacje skalne na które nie mogliśmy się napatrzyć. Rdzenni Amerykanie uważali je za miejsca święte służące do odbywania różnych ceremonii w towarzystwie najodważniejszych wodzów i szamanów. Takich pięknych miejsc z odcieniami koloru czerwonego nie spotkałam nigdy do tej pory w naturze. …Czerwień, brąz, czasami żółć wpleciona w zieleń dookoła i wystające pojedynczo różnych konfiguracji góry utkwiły mi w pamięci. Odwiedziliśmy kilka małych kanionów a wśród nich Canyon Orzechowy i Canyon Dębowy. W jednym z nich zaskoczył nas padający grad. …Na to Mietek powiedział nam po tym, że pogoda jest jak pierwsza miłość, która długo się zbiera i szybko przechodzi. Do domu Mietka wróciłam szczęśliwa i zmęczona wycieczką. Po kolacji do późnej pory słuchałam opowieści o życiu Indian i właściwościach leczniczych ziół peruwiańskich. …Nie mogłam zasnąć, nie poukładały mi się jeszcze te opowiadania w szufladkach szarej substancji. Niedziela, ranek - pobudka o 4:30. Dziś azymut wskazuje nam – Wielki Grand Canyon. Po godzinie jazdy stanęliśmy nad największym rowem na świecie (10 km długi, 2 km szeroki i 1 km głęboki). Nie wiedziałam gdzie mam patrzeć. To jest dopiero cud natury! Głębia, odcienie, kształty gór od środka Canyonu, rzeka Colorado wyglądająca w dole jak nitka, powodowały od patrzenia zawrót głowy. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć ten siódmy cud świata! …Dalszą część dnia wykorzystaliśmy na przejażdżkę na górę Billy Williams i do Kaibab Parku. Ostatni dzień mojego wypadu - poniedziałek, to powrót do domu. …Po wczesnym lekkim amerykańskim śniadaniu pożegnałam Mietka, zrobiliśmy ostatnie wspólne zdjęcie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Kierowca Andrzej podwiózł mnie do centrum Phoenix a już stamtąd pojechałam sama na lotnisko. …Ledwo co zdążyłam na samolot. Wchodząc ostatnia już na pokład samolotu byłam z siebie dumna, że dałam sobie ze wszystkim radę. Dzięki nakreślonemu schematowi przez Andrzeja Sochackiego moja wyprawa na zachód Stanów Zjednoczonych się udała. Zobaczyłam, więcej niż się spodziewałam, ciekawe miejsca i spotkałam ciekawych ludzi. …Nie myślę jeszcze o tym, że za kilka godzin będę znów aktorką w tym szarym i monotonnym życiu. Pozostały mi w pamięci powiedzenia Jędrka wyczytane w jego książce pt.: „Sześć podróży dookoła świata”: „Czuję mądrość podróżowania. Świat jest zbyt piękny i interesujący, by siedzieć w domu. Świat uczy i jest kopalnią wiedzy. Każdy z nas ma jakieś marzenia. W życiu nie udaje się mieć wszystkiego. Ja wybrałem podróże. Człowiek bez realizacji marzeń gaśnie, po trochu umiera, poświęcając życie tylko sprawom materialnym i przyziemnym.” …Polecam wszystkim podobne wypady, takim jak ja, na razie tylko turystującym osobom po egzotycznym stanie Arizona, odwiedzenie „Centrum Wagabundy” – mały swoisty prywatny klub by przekonać się, że są jeszcze miejsca życzliwe bezinteresownie dla wszystkich wałęsających się po świecie, mnie podobnym. …Dziękuję Ci Serdecznie Andrzeju, utkwiłeś mi w pamięci na zawsze. Bardzo dziękuję! - Sylwia Bobrzyk przyszły podróżnik, Centrum Wagabundy Phoenix, sierpień 2005 r. Źródło: SylwiaBobrzyk |