Z archiwum podróży superwagabundy – Andrzeja Sochackiego
PODRÓŻE – MOJĄ TERAPIĄ.
Czyli – Jak przetrwałem w tym sztucznym środowisku
“Znajdź swoje miejsce na Ziemi”
“Czuję mądrość podróżowania, Świat jest zbyt piękny i ciekawy by siedzieć w domu. Świat uczy! Podróżowanie to Wyższy Uniwersytet Życia, którego nigdy nie ukończymy. Podróżnicze książki zapładniają umysł. Każdy ma jakieś marzenia. Ja wybrałem podróże.
Gdy wyjechałem w roku 1973 do U.S.A. poczułem, że nadszedł czas zrealizowania swoich marzeń, które były niemożliwe do zrealizowania w Polsce za czasów żelaznej kurtyny.
O podróżach marzyłem od dzieciństwa. Dziadek, który odbył w okresie międzywojennym podróż dookoła świata przekazał mi to w genach. W ten sposób 50% podróżowania mam w sobie, drugie 50% to tylko ich realizacja. Marząc o podróżach nawet studia wybrałem takie, które pomagają mi zrozumienie otaczającego świata przyrody i umożliwiają mi w razie potrzeby znalezienie pracy nawet daleko od domu gdzieś na świecie. Pracowałem w 9 krajach po drodze na pięciu kontynentach.
U źródeł tych podróżniczych przedsięwzięć stoi zwyczajna ciekawość świata, pragnienie dokonania czegoś niezwykłego, chęć sprawdzenia się w warunkach ekstremalnych, czasem ochota sensownego spędzenia czasu. Podróżowanie po świecie to przezwyciężenie własnych słabości, to nie lękanie się niebezpiecznych przygód, to nie uleganie panice towarzyszącej podczas niespodzianie trudnych i niebezpiecznych sytuacji. Podróżowanie w nieznane i pokonywanie wielkich przestrzeni naszego globu, gdzie ślepy los płata przykre figle, wymaga odwagi, niesłychanej determinacji, znakomitego zdrowia i bardzo dużą dozę szczęścia. Liczą się te wartości, których nie można kupić za żadne pieniądze. Okrążenie świata nie jest łatwe ale możliwe. Trzeba tylko wierzyć w siebie.
Doszedłem do wniosku po odbyciu swoich wokołoziemskich eskapad, że najważniejszym momentem w podróżowaniu jest zdobycie się na gest pozostawienia pracodawcy na okres odbywania wielkich i długotrwałych wypraw. Następnym bardzo ważnym punktem odniesienia sukcesu w podróżowaniu jest start i optymizm.”
– wagabunda Jędrek
* * *
Doświadczenie, jakiego nabyłem w ciągu przeszło 25-cio letniego pobytu w jednym z krajów o największym uprzemysłowieniu � wprost i dosłownie- tj U.S.A. i podczas sześciu różnych indywidualnych podróży dookoła świata różnymi środkami transportu, może przyczynić się do zahamowania wyalienowania, które prześladuje mnie jak i obecne społeczeństwo na całym świecie. Tym samym może stanowić podstawę do przedstawienia problemu z jakim borykają się ludzie, nie mający siły go rozwiązać, na którego ja starałem się znaleźć sposób by być zadowolonym z życia i go znalazlem.
W dzisiejszych czasach ekonomia i technika wypacza naturę i wyniszcza człowieka. W epoce przemysłowej rasa ludzka aktywnie przejmuje kontrolę nad przyrodą. Z galopującym rozwojem techniki i zdolności rozumowej ludzie zatracają jedność z naturą. Jesteśmy jak stado, które idzie drogą wierząc, że idzie do celu, ponieważ inni również nią idą, np. odbiorca telewizyjny. Stany Zjednoczone są najlepszym przykładem. W tym kraju przez telewizję programuje i ustawia się całe masy społeczne od najmłodszych lat po wiek dojrzały. Widać i czuć to na codzień.
Młodzież wpatrzona jest całymi dniami w T.V., w różnego rodzaju mało wartościowe filmy, różne gry � w tym sportowe, spotkania o tematyce życia dnia codziennego, reklamy różnego rodzaju a w nich produktów niewłaściwego żywienia, itp. Młodzi ludzie całkiem otumanieni, tracą cenny czas który mogliby wykorzystać na pogłębienie wiedzy naukowej, wiedzy pożytecznej. Programowanie człowieka przez mass media jest bardzo skuteczne, gdyż zrobione jest wszystko najlepiej i jakościowo najdrożej, bardzo wciągająco widowiskowo a tym samym przekonująco. Wpatrujący w ekran młodzieniec z zaciekawieniem, jedząc przy tej okazji płatki ziemniaczane, czy inne pożywienie typu “fast food”, staje się automatycznie tylko odbiorcą ubożejąc nie tylko umysłowo ale i zdrowotnie. Do tego przecież się dąży, aby łatwiej sterować masami bez sprzeciwu z jej strony. Lubiany i słyszany zwrot dla przełożonego od podwładnego na wszystkich szczeblach jest: “Yes Sir!”.
Dziś przemysłem jest wszystko: -turystyka, -rozrywka, -sport, -rekreacja, -reklama, -zatrudnienie, itp.
Giganty przemysłowe już obecnie w wielu krajach świata redukują człowieka do numeru, popełniając tym samym czyny cechujące się krańcowym okrucieństwem. A istoty ludzkie jako przedmioty empatii i współczucia dla nich nie istnieją.
Pewnego razu sam byłem niespodziewanie ofiarą takiego potraktowania mnie w jednym większym przedsiębiorstwie, kiedy nastąpiła redukcja pracowników z powodu spadku ekonomicznego. Nie liczyły się: dyplom, robienie doktoratu, kwalifikacje, wyróżnienia, patenty czy wnioski racjonalizatorskie w przedsiębiorstwie. Przyszedł dzień, bez uprzedzenia i z braterskim poklepaniem po ramieniu przez przełożonego znalazłem się na bruku, od następnego dnia, wraz z 1500 innych pracowników, piastujacych różne pozycje, liczonych od końca po numerkach przyjęć. Nikogo nie obchodziło w jakiej znajdowały się kondycji ekonomicznej, czy zdrowotnej rodziny zwolnionych. Niektórzy stali się bankrutami spłacającymi domy, inni w panice przed dużymi płatnościami rat chwytali się pierwszej lepszej pracy by nie stracić zdobytego z trudem majątku.
Ta utrata pracy i strata nadziei spełnienia zawodowych marzeń była bolącym ciosem dla mnie, była również nauczką w podejściu do pracodawcy i zarazem lekcją na przyszłość. W ten sposób wyzbyłem się uczucia lojalności i przywiązania do zakładu pracy. Od tej pory opuszczałem pracodawcę kiedy przyszła pora wyruszenia w świat, nie czekając na urlop. Na drugi dzień już czułem się szczęśliwszy i weselszy, że przezwyciężyłem swoją słabość.
Powszechnie staje się chwalenie wszystkiego wbrew swojej woli, swoim uczuciom i zainteresowaniom, bez przekonania, nie tylko dla przetrwania osobistego ale i całej rodziny. W ten sposób człowiek przeżywa lata, dziesiątki lat, pracując i li tylko pracując bez końca, wg instrukcji narzuconych z góry, wzbogacając nie siebie samego, lecz innych, tych co go programują.
Tego, którego nie nauczy się czytać, nie kupi książek. Ten, który nie ma podłoża muzycznego, koncert i muzyka są mu obojętne. Ten, który nie czyta, nie rozwija mózgowych komórek szarej substancji i zawęża swój horyzont myślowy. Ten, który nie wie za wiele, nie chce wiedzieć więcej, bo i po co?. Inni otwierając biznesy z myślą robienia pieniędzy cieżko pracują, bez odpoczynku, starając się zatuszować posiadane kompleksy. Życie staje się wegetacją, na podobieństwo rośliny, która bez ogrodnika nie przesadzi się sama w inne miejsce. O dokształceniu się i zmianie pracy nie ma mowy, to zbyt wielkie i trudne ryzyko. Kiedy na pytanie “co porabiasz?”, pada odpowiedź: “szukam pracy”, to już czuć jakby powiedziało się wspaniały dowcip. Widać uśmiech, zadowolenie, bo ma się przecież życie unormowane, stałą pracę, regularną pensję, po co więcej. Pomóc drugiemu, to zbędny kłopot i wysiłek, żadna korzyść.
Zmęczony pracą człowiek, stojący słabo duchowo i ekonomicznie nie dopuszcza do siebie myśli dalekiego wyjazdu, który by zachwiał równowagę spokojnego życia, z dnia na dzień, całej rodziny.
W dzisiejszych czasach turystyka swoimi wspaniałymi reklamami, folderami na kredowym papierze zachęca i wciąga do zwiedzania kurortów wczasowych. Czekają tam “zawodowi” przewodnicy, którzy zgodnie z programem wskazują turystom miejsca zakupu jarmarkowych pamiątek przesuwając zwiedzanie ciekawych miejsc na plan dalszy. O to przecież chodzi w turystyce przemysłowej, gdzie spracowany klient za wszystko zapłaci. Dlatego na tego różnego rodzaju organizowane wycieczki pozwalają sobie ludzie skrępowani ograniczeniami życiowymi. Dopiero na emeryturze uwalniają się ci którzy żądni są wyżycia turystując do oklepanych miejsc przez różnego rodzaju reklamy, będąc w przeszłości przez dziesiątki lat niewolnikami pracy i pieniądza.
U mocnych osobowości powstaje również konieczność sprawdzenia siebie w warunkach znacznie odbiegających od komfortu życia codziennego, ich obecnie otaczającego. Trzeba mieć siłę wyrwać się spod numeru za którym jest sterowanie, za którym kryje się � pranie mózgowe telewizyjnymi wiadomościami i reklamami różnego typu. Jest to jak oderwanie się jednego zęba w przekładni, kiedy koła krecą się zgrzytając razem i wypadnięcie poza obudowę zamknietą, gdzie jest przestrzeń i swoboda.
Pozostanie w stałym środowisku nie dostarcza wystarczających impulsów do pełnej samorealizacji.
Ci, którzy nie chcą poddać się tej niszczącej i dehumanizującej obsesji uciekają od społeczeństwa uprzemysłowionego, by spotkać nowe życie bardziej zgodne z naturą, z nadzieją, że uda się być może odnaleźć sens życia. Podróżowanie zawiera bowiem elementy twórcze, jest to bowiem wypoczynek aktywny, tj. dostosowany do górnej granicy możliwości organizmu podróżnika. Jest to działanie zmierzające do odkrywania czegoś nowego w otaczającym nas świecie przyrody.
* * *
Nadszedł czas, gotowy byłem do podboju świata, po przygody. Kupiłem używanego “garbusa” i wyruszyłem w świat, przed siebie, w świat przygód i niespodzianek. Miałem dosyć tej niepewnej pracy. Wyjechałem w drogę inaczej, nie przy pomocy biur turystycznych, bez uprzedniego zarezerwowania miejsca, bez wykupionego biletu tam i z powrotem i w danym czasie. Każda chwila jak i każdy odcinek drogi od tego momentu był już niepowtarzalny. Przemierzałem przez inny teren, w innych warunkach odbiegających jakie panują w domu. Już po niewielu dniach doszedłem do wniosku, że wybór spędzenia czasu był trafny. Jadąc po bezdrożach świata cieszyłem się jak dziecko, śmiejąc się z radości do siebie w głos i dziękując Bogu, że mam możliwość w taki sposób spędzenia jednego fragmentu w swoim życiu. Dobre samopoczucie wzrastało z upływem czasu. Myślałem o innych, o tych którym braknie siły wyrwania się z tego obłudnie ułożonego systemu, w którym wolnościowe i demokratyczne hasła przykuwają do miejsc na stałe całe masy ludzi z pokolenia na pokolenie.
Jadąc sprawdzam siebie, swoje warunki kondycyjne, warunki techniczne pojazdu, ekwipunek, prowadzę dziennik podróży i trwale go uzupełniam. Zbieram dane i wyciągam wnioski jak zorganizować lepiej w przyszłości by wyeliminować wszystkie niedogodności. Spotykam się po drodze z różnymi ludźmi. Dzielę się podczas spotkań swoim doświadczeniem, opowiadam o przygodach z trasy na bierząco. Cieszę się ich wdzięcznością i wchłanianiem wszystkiego co jest dla nich w sferze marzeń. Rozumiem ich status ekonomiczny, głód wiedzy i poznawania.
Już samo przygotowanie podróży wymaga doświadczenia i uwagi. Zapominamy o problemach, które prześladowały nas w pracy. Bez pobocznych stresów poświęcamy dużo uwagi na zrealizowanie wyprawy w sposób interesujący i wzbogacający naszą osobę.
* * *
Po powrocie z dalekiej kolejnej podróży w jednakowym stopniu zubożały ekonomicznie, zmęczony jak i szczęśliwy, że dokonałem coś następnego, że odwiedziłem nowe zakątki naszej planety, że poznałem nowych interesujących ludzi, ich zwyczaje, tradycje i religie. Pozostaje coś w sercu i pamięci czyniąc mnie lepszym. Pełen enrgii i optymizmu przystępuję do pracy, którą traktuję jako konieczność a nie przyjemność, pamiętając pranie mózgów przez system z hasłami dobrobytu, w którym się znów znalazłem.
Czas szybko zleci pracując i myśląc, kiedy się czeka na następną ciekawą wyprawę w nieznane, która będzie moją terapią życia, jak zawsze. Wyprawę, która doda mi siły by nie poddać się w kieracie w którym na pewien czas zamienię się w numerek wśród społeczeństwa, które cechuje pustka duchowa i intelektualna, które żyje “na kredyt” w szalonym tempie życia i w lęku przed utratą pracy.
Mając taką świadomość łatwiej przeczekać chwilę rozstania z podróżami, w których przez zmianę położenia geograficznego, klimatu, charyzmę podczas kontaktów daleko od domu, czujemy się zdrowsi i szczęśliwsi realizując swoje nietypowe marzenia.
-wagabunda Andrzej Sochacki
(6 X dookoła świata)
“CENTRUM WAGABUNDY”
Phoenix, Arizona, U.S.A., maj 2001 r.