Obiad z córką maharadży
Kiedy przejeżdżałem, czterdzieści lat a nawet 20 lat temu, przez Indie uszła mojej uwadze wiadomość o ważnym historycznym wydarzeniu. Była jakoś ukrywana w tamtym czasie. Pewnego razu przeglądając wieści ze świata w Internecie doczytałem się o niebywałym geście dobroci podczas II Wojny Światowej. To naszego narodowego wirtuoza Ignacego Paderewskiego przyjaciel z Indii – Maharadża Nawangaru Jam Saheb Digvija Sinhji przygarnął około tysiąca kilkunastoletnich polskich sierot z Rosji z Armii Andersa do swojego księstwa Nawangaru w stanie Gujarat (Gudżarat). Odwiedziłem to miejsce by oddać hołd rodzinie maharadży. W willi książęcej Jamnagaru (Dżamnagaru) zastałem córkę, wnuczkę i prawnuczkę owego maharadży. Syn przebywał w tym czasie w szpitalu mombajskim po wylewie.
Cieszę się zawsze kiedy mogę osobiście spotkać miejsce polskości w moim podróżowaniu po świecie. Spóźniłem się kilka dni na celebrowanie 100-lecia Niepodległości Polski z przybyłą grupką żyjących jeszcze dzieci wyrwanych z Rosji 76 lat temu. Sam jadę przez Azję z pokaźnym napisem na samochodzie „100 LAT NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI”.
Brak dokładnego adresu zmusił mnie do odszukania miejsca w kilkumilionowym mieście sposobem „pytka”. Mojego ojca powiedzenie: „za przewodnika weź koniec języka” sprawdziło się i tym razem. Spodziewałem się jakiejś zabudowy w stylu zamku a podjechałem pod starą bramę potężnej willowej posiadłości, córki maharadży, księżniczki Jamnagaru. Młoda osoba przedstawiła się jako wnuczka maharadży (córka księżniczki). Z Harshą umówiłem się na telefon. Zadzwoniła, powiedziała, że jestem zaproszony na obiad i co przygotować: ryż, jarzyny, kurczak – jest O.K.?
Na drugi dzień byłem gościem. Dowiedziałem się o życiu polskiej młodzieży wziętej w opiekę przez hinduskiego dobroczyńcę. Księżna Hershad, dziś 74 letnia schorowana kobieta, opowiadała o swoich rówieśnikach z którymi się zaprzyjaźniła, jednym ciągiem jakby chciała się wygadać. A o jedzeniu lodów z polskimi koleżankami powtarzała do znudzenia robiąc mi apetyt. Dwie służące dostawiały na zmianę różne przystawki. Kawa z rumem, lody, ciastka i owoce były kończącym akcentem biesiady.
Po objedzie w towarzystwie Harshy zwiedziłem część posiadłości, którą opiekuje się wuj. Prowadzą hodowlę około stu krów mlecznych trzech różnych ras różniących się mlekiem zawartością tłuszczu, konsystencji i koloru. Dojenie odbywa się tradycyjnie przez dojarzy. W odgrodzonym miejscu widać kozy, owce, kury. Zapach obory rozchodził się wokół posiadłości. Niby w mieście a czułem się jak na wsi.
Kolację zaszczycił obecnością zaprzyjaźniony starszy dziennikarz, który pokazał mi rodzinne zdjęcia maharadży. Zaciekawiony moją podróżą przeprowadził wywiad na tle „Zabawki” do miejskiej gazety i dwóch stacji TV. Przy kawie dowiedziałem się więcej o książęcej rodzinie z którą znał się od dziesiątek lat. Przyjaciel rozgadał się do późnych godzin wieczornych, kilka razy żegnał się i siadał z powrotem by się wygadać z przybyłym tak inaczej podróżnikiem z Polski.
…Po śniadaniu zaopatrzony w prowiant na drogę polskim zwyczajem i z zaproszeniem w ponowne odwiedziny wyruszyłem w stronę New Delhi.
New Delhi
Jechało mi się szybciej po wyremontowanej autostradzie mijając po bokach przydrożną biedę ludzi i wałęsające się zwierzęta – jak za dawnych czasów. Miejscami okoliczny smród docierał do pojazdów. Bez dłuższych postojów na zwiedzanie dotarłem bez błądzenia do ambasady R.P w New Delhi. Już trzeci raz odwiedziłem te miejsce. Chciałem podzielić się przygodą jak zwykle i zorientować się w sprawie zatrzymania, znalezienia parkingu dla „Zabawki”, czy uzyskania niezobowiązującego oświadczenia, że wracam do kraju w kończącej się azjatyckiej podróży, które by ułatwiło mi otrzymanie wizy pakistańskiej.
Pod nieobecność ambasadora przywitany zostałem kawą przez zastępcę ze słowami słucham pana (nie w czym mogę pomóc). Miło się rozmawiało, choć chaotycznie ale nic z tych rzeczy o których wspomniałem. Nie był zainteresowany przedstawionymi listami popierającymi moją podróż między innymi z MSZ, Ministerstwa Kombatantów czy PZM i Automobilklubu Polski. Niestety, to było smutne i żałosne dla mnie odczucie. A na dodatek „vice” odradzał mi podróż przez Pakistan. Innej drogi nie podsunął. …A ja przecież musiałem wrócić do kraju drogą w takiej beznadziejnej sytuacji.
Mój ojciec by powiedział po swojemu, zostaw tych „panków” w spokoju, rób po swojemu. Ojciec był świadkiem 40 lat temu w polskim konsulacie w Nowym Jorku kiedy konsul Maksymilian Służewski nie poparł mojej podróży polskim samochodem „Fiatem 125p” dookoła świata po skupiskach polskich. Musiałem podróż odbyć innym pojazdem – Volkswagenem garbusem – popularnym „Pryszczem”, który ozdabia dziś zloty volkswageniarzy tak w Polsce jak i w Europie. Wtedy ojciec również odradził mi czapkowanie dla sprawy polskiej przed, w jego odczuciu, nie Polakami. Propagowanie polskiego produktu po świecie dla konsula było nie ważne. A przecież wszystkie swoje podróże pokrywam z własnej kieszeni i cieszę się jak ktoś bierze w tym udział. Podróżnicy to nie turyści czy handlarze, oni jadą z wyznaczonym celem. Mijają czasy kiedy placówka polska dokładała się do szerzenia polskości w świecie i była przystanią dla podróżników. Obecnie odczuwa się, że pracownicy cieszą się z pracy dyplomatycznej dla swojej egzystencji. …Zostałem sam na pastwę losu jak nieraz w swych podróżach. Leciały tygodnie a ja wciąż czekałem na pakistańską wizę. No cóż, zmieniłem miejsce zamieszkania. Z parkingu ulicznego i w „Parku Nehru” niedaleko polskiej dyplomatycznej placówki zatrzymałem się przypadkiem w „Geust Hause” przy misji katolickiej (nie polskiej) by mieć dach nad głową i miejsce do użycia laptopa. Musiałem opracować strategię by wrócić szczęśliwie do kraju przed upływem ważności dokumentów na samochód.
Niezapomniane spotkania
W między czasie czekania na pakistańską wizę poznałem przypadkowo, dzięki „Zabawce” z polskimi emblematami, działaczy Polskiego Związku Bokserskiego, którzy przylecieli z zawodniczkami na mistrzostwa świata odbywające się w New Delhi. Tak zaprzyjaźniłem się z Mietkiem, Sławkiem, Andrzejem i Jurkiem spędzając kilka dni razem na zawodach, obiadach, basenie, wycieczkach i pożegnalnej imprezie. Jestem im wdzięczny, gdyż w młodości trenowałem trzy lata boks i lubię ten sport, który nie raz przydał mi się w podróżowaniu po świecie. Niezapomniana noc pożegnalna nowych bokserskich mistrzyń świata trwała do rana. Przekąsek, trunków i słodkości nie zabrakło. Kelnerzy roznosili na tacy szybko aż do przesady gdy zauważyli puste miejsca na stolikach w hotelowym ogrodzie. …Ckni mi się za nimi.
Wolny czas wykorzystywałem też na uczestniczeniu w różnych imprezach kulturalnych. …I tak zabijałem nudę biorąc udział w zorganizowanych wycieczkach w stolicy i do dalszych miast miejskim transportem oszczędzając Zabawkę”, która ucierpiała w kolizjach po zatłoczonych drogach gdzie prawidła jazdy nie istnieją. Tu nadmienię, że jak chcesz się sprawdzić w roli kierowcy to wybierz się do Indii na test. Słabostki wyjdą przy pierwszym miejskim rondzie.
…New Delhi jak całe Indie jest kopalnią zabytków, kultur, obyczajów, bogactwa i strasznej nędzy – nie dających się zwiedzić za jednym razem. To kraj największych kontrastów na świecie. Sugeruję zobaczyć między innymi: „The Louts Temple”, „Gandhi Smiriti”, „Numayun’s Tomb”, „Taj Mahal”, „Parliament House”, „Lakshmi Narayan Temple”.
W pamięci zostało wystąpienie w sławnym miejscu kultury i sztuki New Delhi – „India Habittat Centre” – wspaniałej polskiej operowej wokalistki – Katarzyny Chęsy z Torunia. Jestem jak inni pod wrażeniem jej głosu i wykonanych utworów. Wymienię choć kilka: Ave Maria – F. Szuberta, „Dziękuję Mamo” i „Człowieczy los” – Anny German, „Mów do mnie jeszcze..” – M.Karłowicza, Tańczące Eurydyki” – K. Gartner i wiele pięknych polskich kolęd wypełniło niezapomniane spotkanie. Bez mikrofonu rozbrzmiewał głos po końce sali wypełnionej gośćmi po brzegi. Podobnie wyglądały poprzednie występy naszej polskiej perły głosu na Sri Lance kilka dni przed. Brawo Katarzyna za tak wspaniały wieczór i azjatyckie tourne.
Szkoda, że Indie znajdują się daleko od Polski i istnieje biurokracja i korupctwo na granicach. Turystów zmotoryzowanych nie brakuje w Europie, którzy czekają na łagodniejsze warunki przekraczania azjatyckich granic. Gdy zapytałem z ciekawości na granicy celnika, którym jest mój samochód w tym roku z europejską rejestracją. Odpowiedź zaszokowała mnie – drugi. To dowód jak azjatyckie kraje stawiają na samolotowy przemysł turystyczny hamując prywatne podróżowanie po lądzie. Jadąc przez Indie jak i przez azjatyckie kraje nie zauważa się przydrożnych parkingów na postoje czy sklepików z zaopatrzeniem na stacjach benzynowych. Autostrady są wypełnione transportowymi samochodami lub autobusami, które jadą sobie w wolnym stylu stwarzając korki i kłopot w wyprzedzaniu.
Zbliżyły się Bożonarodzeniowe Święta a ja ciągle czekałem na otrzymanie pakistańskiej wizy mieszkając w środku New Delhi w hoteliku przy Katedrze „Sacred Heart of Jezus” zbudowanej w 1935 roku. Miałem tam okazję porównać z polską tradycją świętowanie. Brak mi było „pasterki”. Makieta stajenki z żłobkiem, królami i zwierzętami w skali 1:1 znajduje przed frontem Katedry na placu okrążonym wysokimi kwiatami w doniczkach. Oświetlona jest do późnych godzin nocnych, budynek katedry ozdobiony od góry do dołu sznurami kolorowych lampek, na frontowej ścianie do północy migały kolorowe światełka dla tłumów różnych religii lubiących podziwiać uroczystości naszego religijnego świętowania.
Wieczorami do północy w dzień przedświąteczny z boku katedry odbywało się ogólne śpiewanie przez odwiedzających z akompańjamentem muzycznym. W Boże Narodzenie Masza o 11:30 i cały dzień katedra otwarta dla zwiedzających w zorganizowanym szlaku pilnowanym przez rząd policjantów . W drugi dzień świąt odbyła się Masza św. wieczorem i to wszystko.
…Przed Nowym Rokiem odwiedziłem jeszcze raz pakistańską ambasadę w sprawie wizy. Myślałem, może… Odpowiedź oficera do spraw wizowych zabrzmiała: „jeszcze czekamy na list z Islamabadu – Ministerstwa Turystyki”. Trochę cierpliwości do środy i wiza będzie w twoim posiadaniu. Znałem te szczekanie od tygodni, nie miałem wyjścia, czekałem.
Do Siego Roku! z Indii, 20 kraju mojej podróży. –Jędrek
Nieco statystyki:
Dni w podróży: 211 (w Indiach – 75, w New Delhi – 41)
Ilość przejechanych krajów: 20
Trasa: „Zabawką” po lądzie: – Europa: 1.POLSKA (Warszawa, Kraków), 2.SŁOWACJA, 3.WĘGRY,
4.SERBIA, 5.BUŁGARIA. 6.TURCJA Polonezkoy, 7.GRUZJA Batumi, Tbilisi, 8.ROSJA Wołgograd,
Samara, Omsk,Tomsk, Irkuck, Czita, Chabarowsk, Władywostok. Promem do: 9.KOREI PŁD, jazda
z Donghae do Pusan. Cargo do: 10.SINGAPURU. (W międzyczasie turystowanie przez:
11.TAIWAN Taipei, 12.FILIPINY Manila, 13.BRUNEI, 14..INDONEZJA, Florence, Komodo, Do
Singapuru – spotkanie z „Zabawką). Dalej po lądzie: 15.MALEZJA Kuala Lumpur, 16.TAJLANDIA
Bangkok, 17.KAMBODŻA Phnum Penh. Powrót do Tajlandii, 18.MIANMA (BIRMA) Naypyitaw, 19.
BANGLADESZ Dakha, 20.INDIE Kalkuta, Madras, Mombay, N.Delhi,
Przejechanych od startu: razem – 30 000 km – w tym innym transportem:3200 km.
Co z samochodem? Turcja: – zmiana hamulców i łożyska w przednim lewym kole. Rosja: – zgubienie
kołpaka i skrzywienie felgi, – zmiana oleju. Malezja: – wymiana wszystkich żarówek po prawej stronie,
wymiana mechanizmów hamowania w tylnych kołach. Tajlandia: – zgubienie kołpaka.
Kambodża: – Mototaxi przytarł prawy bok, – kapeć prawe tylne, – zmiana klocków w tyle,
przetoczenie tarcz i wymiana łożyska w lewym kole. Tajlandia: Po drodze – komplet nowych
opon. Bangladesz: – ciężarowy samochód wgniótł prawy przedni błotnik na zakręcie, Indie: po drodze
– transportowy samochód zgniótł prawy bok z tyłu i zostawił rysy, szkolny autobus zgniótł prawe
lusterko, osobowy samochód zgniótł prawą oprawę lusterka, Moto-riksza wgniotła tylne drzwi,
Wypadków: 0
Potrąceń: 1 pies (Indie)
Chorób: 0