Przystań 022

Nr 022, Styczeń 2006r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Listopad 2005 – Spotkanie z oficerem wojennym-Zygmuntem Blazejewczem ps. �Zygmunt�
* Grudzien 2005 – Wieczerza z aniolem � w naszej przystani
* * *
Historyczny wieczór w CENTRUM WAGABUNDY
Zjezdzamy z drogi I-10 w zupelnie inny swiat. Wieczór, ciemno, pusto, przyjemnie chlodno. Toz to polowa listopada. Nareszcie temperatura w sam raz. Andrzej wita mnie i przybylych gosci wychodzac do ogrodu. Slysze jak ktos gra na pianinie. Gdzie sa psy i kurki � mysle zdziwiona brakiem merdajacych ogonów. Przyjemnie znowu byc w tak czarodziejskim miejscu jakim jest nasza przystan. Przyjezdzaja ludzie. Stawiaja na stole to, co kto lubi � jest pyszny bigos, jest piwo, ciasta i inne smakolyki. Zona Ewa czaruje wszystkich usmiechem. Atmosfera, jak zwykle � rodzinna, bo nie wyobrazam sobie innej.
W zachwyt wprowadza mnie gosc dzisiejszego wieczoru � pan Zygmunt. Wysoki, szczuply, byly blondyn o niebieskich oczach, mezczyzna na którym garnitur lezy jak na modelu od Armaniego. Caluje w reke na powitanie. Koniec, kropka � kupil mnie tym gestem na wsze czasy. A pani skad pochodzi? �na pytanie zadane po litewsku odpowiadam po rosyjsku. O Boze! Cale wieki nie spotkalam nikogo, kto z taka swada, wyobraznia i kultura mówi po litewsku, ukrainsku, rosyjsku, angielsku i jeszcze w paru innych jezykach. Chlone calym cialem piekno jezyka polskiego. Duchowa uczta, patrze w niego jak sroka w gnat. Obracam w rekach etui w czerwonej, skórzanej oprawie ze zlotym orlem. Orzel jest w koronie. W srodku slowa Roty Przysiegi Wojskowej i dedykacja: �dla majora Zygmunta Blazejewicza ps. �Zygmunt�. Dotykam historii zamknietej w miniaturkach orderów przypietych do klapy i pozuje do zdjecia z czlowiekiem, o którym uczylam sie w szkole. Jednym z AK-owskich �bandytów�! Nauczyciel byl socjalistyczny a czasy niezbyt chlubne dla polskiej historii.
-Jak to pan robi, ze tak swietnie sie pan trzyma?! � ktos zadaje pytanie.
-Och, nic nie robie! Mam 87 lat, spotykam sie z ludzmi, jezdze do Polski od czasu do czasu, ruszam sie, mieszkam w Phoenix dwadziescia szesc lat. Mam dwie córki, z których jedna musze sie opiekowac z powodu choroby. No tak, i pelne historycznych wydarzen zycie. Wchodza jeszcze nastepni goscie. Jest po dziewietnastej, wiec pora na zaczecie spotkania.
Andrzej Sochacki oficjalnie wita goscia, jest dumny z faktu celebrowania tak waznej dla Polaków i Polski rocznicy w gronie ludzi, którzy wychowani sa w dumie narodowej. �Jeszcze Polska Nie Zginela� � hymn grany na pianienie przez bylego profesora muzyki � Jerzego Szynkowa sprawia, ze lezka kreci sie nie tylko mi w oku. Czeslaw Falkowski wprowadza nas w opowiesc o ciekawym zyciu majora �Zygmunta�. Przedstawia krótko zyciorys i wspomina chwile wojenne od wrzesnia 1939 roku nadmieniajac o czterech nagrodach na glowe (Gestapo, Suguma, NKWD i UB). Czeslaw ma nie latwe zadanie. A to dlatego, ze co chwile ktos ma pytanie, lub p. Zygmunt ma komentarz.

-…Kochany! Wilno to bylo 3 tys Litwinów i 130 tysiecy Polaków!
-…Sam nie wiem jak sie to stalo, ze cudem uniknalem smierci cztery razy.
-…On cos tak zaczal zaiwaniac…a ja na to �ty komunista?�…
-…I tu Papiez nie mial zupelnej racji, z Litwa bylo inaczej, wiem, bylem tam.
-…I znów wierszyk i piosenka z lat partyzantki.
Pozazdroscic pamieci, ach te wiersze! – brzmia mi do dzis swoim tonem i wymowa, pozazdroscic ekspresji. Pozazdroscic zycia! Zycia!? Niekoniecznie. Za swada opowiesci kryje sie trgiczna heroiczna historia Polaka, urodzonego na Wilenszczyznie, wojenna, partyzancka i jakze trudna, powojenna. Historia czlowieka, który walczyl za wolnosc Polski, a potem tulal sie po swiecie, poniewaz w Polsce nie bylo miejsca dla bohatera z AK. Smutne. Bardzo smutne. Pewna czesc zycia spedzil w Anglii i Argentynie by osiasc w koncu z zona Alicja � sanitariuszka Pierwszego Szwadronu i dwiema córkami Zofia i Teresa w Stanach Zjednoczonych.
Wreczony zostal naszemu przyjacielowi dyplom Centrum Wagabundy tresci: �Bohaterowi II wojny swiatowej i Weteranowi walki o niepodleglosc Polski Majorowi ZYGMUNTOWI BLAZEJEWICZOWI ps. �ZYGMUNT�, który wymknal sie cztery razy spod kary smierci wyrazaja wielkie uznanie i szacunek � wszyscy czlonkowie klubu�.
� � �
Pan Zygmunt przeciwnie. Pije strzemiennego i tanczy ze mna w Klubie Pulaskiego calkiem wspólczesny taniec.
Daj nam, Panie Boze, taka radosc zycia!, mozemy przeczytac w ksiazce pt.:�W walce z wrogami Rzeczypospolitej�- autorstwa naszego bohatera dzisiejszego spotkania. Jego zycie tworzylo, i nadal tworzy historie Polski. Ksiazke mozna kupic niestety, juz internetowo. Ostatni egzemplarz p.Zygmunt pokazuje na spotkaniu. Serdecznie polecam równiez jego tomik wierszy.
Andrzeju � dziekuje! Dziekuje za wspanialy wieczór i � z niecierpliwoscia czekam na kolejne.
-Danuta Kruk � Johnson
Od gospodarza klubu:
Starym zwyczajem od pieciu lat spotykamy sie kwartalnie w przystani w Phoenix, Arizona by posluchac ciekawych opowiadan o róznej tematyce, poznac nowych prelegentów i przybylych gosci. Sa stali sluchacze i sa tacy, którzy przychodza wybiórczo na znany i lubiany swój temat. Tym razem dystyngowanym gosciem byla zyjaca historia Polski w osobie Majora Zygmunta Blazejewicza ps. �Zygmunt� � bylego dowódcy Szwadronu V Brygady Majora Lupaszki. Ponadto pan Zygmunt jest zapalonym mysliwym i wedkarzem, pisuje wiersze i calymi godzinami moze ciekawie opowiadac o swoich przygodach. Jemu poswiecony zostal ten niezapomniany listopadowy wieczór ku czci 87 rocznicy odzyskania niepodleglosci przez Polske � 11 Listopada 1918 roku. (Tak sie szczesliwie zlozylo, ze nasz zacny gosc w tym roku obchodzi 87 letnie urodziny i zyczymy mu wszyscy 100 lat w zdrowiu.)
Po 123 latach rozbiorów i powstan marzenie Polski o wolnosci zostalo w pelni zrealizowane. Od konca XVIII wieku do pierwszej wojny swiatowej Polacy zmuszeni byli znosic despotyczne rzady carów Rosji, cesarzy Prus i Austrii. Podczas wojen polskie terytoria strasznie ucierpialy pod cudza okupacja. Polska stala sie ponownie suwerennym panstwem, w którym nastapilo powszechne zawieszenie broni, konczace pierwsza wojne swiatowa. Kraj o dlugiej i bogatej historii oraz tradycjach, odzyskal swoje miejsce wsród wolnych i niepodleglych panstw. Niezapomnijmy slów papieza Jana Pawla II, który powiedzial, ze wolnosc jst czlowiekowi zadana a nie dana, ze trzeba ja pielegnowac. Caly czas trzeba z niej korzystac i zachowac ja dla przyszlych pokolen. Pamiec historyczna musi trwac!
* * *
Phoenix, sobota, 24 grudnia, 2005 r.
WIECZERZA WIGILIJNA Z ANIOLEM
W tym roku �Centrum Wagabundy� w Phoenix mialo przyjemnosc zorganizowania wspólnej Wieczerzy Wigilijnej pragnacych nieco inaczej dzielic sie radoscia oczekiwania Bozego Narodzenia. Wigilia jest wszakze swietem rodzinnym, wiec byla to szczególna okazja spotkania sie rodziny polonijnej w szerszym gronie niz zazwyczaj. Drzwi staly otworem dla wszystkich, którzy zechcieli ugoscic progi �przystani� w naszym polskim klubie. W ten wyjatkowy czas dzielenia sie miloscia i obdarowywaniem sie soba wzajemnie, w wyjatkowym gronie osób, nawet zupelnie nieznajomych, w dosc wyjatkowym miejscu, gdyz �Centrum Wagabundy� zaslynelo ze spotkan podrózniczych i kulturalnych, moglismy przezywac wspólne swiateczne chwile. Przybylych gosci witali gospodarze: Ewa i Andrzej Sochaccy oraz melodie polskich koled wprowadzajace w Bozonarodzeniowy nastrój.
Uczestnicy zjezdzali sie z róznych stron Arizony i innych stanów (Williams, Tucson, Las Vegas, San Luis). Nawet jeszcze w dniu Wigilii zadzwonila pani Sylwestra, która niedawno przybyla do Mesy i nie znala nikogo w Phoenix, chcac dowiedziec sie, czy moze dolaczyc na Wigilie. Chetnie zawitala na wspólna wieczerze, cieszac sie, ze pierwsze swoje swieta w Arizonie moze przezyc radosnie i swiatecznie w gronie nowopoznanych przyjaciól.
Inny wymiar wspólnej Wigilii polegal na uswiadomieniu, iz niekonieczny jest materialny prezent, który ludzie z nawyku kupuja dla bliskich, wyszukujac coraz to inne przedmioty, obdarowujac nimi bliskich, a zapominajac, ze bogactwo istoty ludzkiej tkwi w nas samych i mozna ofiarowac bardzo duzo wylacznie soba. Poswiecic dla bliskich i przyjaciól swój czas, swoja pomoc, usmiech, radosc, serce i czlowieczenstwo tak czesto zagubione w zbytnim zapracowaniu i braku czasu dla budowania wyzszych wartosci ludzkich i rodzinnych. Tym bardziej spotkanie w przystani �Centrum Wagabundy� bylo otwarciem na ludzi i przyjaciól, nawet jesli poznali sie dopiero tutaj. Najwiekszym prezentem byli sami dla siebie uczestnicy, dzielacy sie swoimi przezyciami i swoja radoscia oczekujac Bozego Narodzenia.
Goscie wspólnie pomagali przygotowac stól wigilijny. Kazdy przyniósl co mógl, aby pomoc we wspólnym swietowaniu. O to chodzilo, aby wszyscy zaangazowali sie i czuli, ze razem tworzymy ten niezwykly czas. Udekorowana, swiecaca choinka i podswietlana szopka zdobily swiatecznie �Centrum Wagabundy�. Niektórzy przyniesli swiateczne ozdoby, niektórzy plyty z koledami.
W tle slychac koledy, na stole oplatek i rozlozone sianko jako symbol zlobka, dodatkowe miejsce dla niespodziewanego goscia i swiece w stroikach dodawaly uroku. Panie pomagaly w przyklubowej kuchni, gdzie podgrzewano doniesione potrawy. Wszyscy usmiechnieci i swiatecznie radosni.
Kiedy wszyscy juz dojechali, a stoly zastawiono, nadszedl czas wieczerzy, zblizal sie uroczysty moment.
I tu, znienacka zjawil sie aniol w bialej szacie, o bialych skrzydlach, zapraszajac gosci do stolów. Byla to przepiekna niespodzianka, bo nikt sie nie spodziewal tego, nawet gospodarz klubu – Andrzej Sochacki, ze aniol poprowadzi gosci na wieczerze. To byla tajemnica do ostatniej chwili. Wystarczylo 3 minuty na przebranie sie i ilez przybylo swiatecznej radosci, kiedy aniol prowadzil gosci pod szopke i do stolów. Ten znak zasugerowal nam przystapienie do uroczystej kolacji.
Przedswiateczne slowo przywitalne wyglosil gospodarz, po czym dzielenie sie oplatkiem i skladanie zyczen zakonczyla postna wieczerza. Trzy stoly zastawione wigilijnymi potrawami: pierogi, ryby w róznej postaci, barszcze, kasze i kluski, jajka w róznej postaci, kompoty, orzechy i suszone owoce nie pomiescily juz ciast i deserów. Szybko i spontanicznie zorganizowano czwarty stól na ciasta i inne smakolyki wyrobów domowych.
Po posileniu ciala nie zabraklo uczty dla ducha. Do pianina zasiadl byly profesor muzyki Jerzy Szynkar rozpoczynajac wspólne koledowanie. Dla tych, którzy nie znali wszystkich zwrotek koled, znalazly sie sciagawki tekstów wczesniej przyszykowane, by kazdy mógl sie wlaczyc do spiewu. Amerykanka Elain Zgodowski z San Luis, goszczaca wraz z mezem Leszkiem, która miala trudnosci w polskiej wersji koled, spiewala wraz z mezem pomagajac sobie na tamburinie. Do orkiestry dolaczyli inni, uzywajac przeróznych instrumentów. Na organkach akompaniowal Andrzej. Dolaczyly nawet meksykanskie marakasy i kubanskie clawesy a nawet wysuszone owoce prosto z Bahamas, czy male bembenki z Peru. Wyjatkowy urok takiej wersji koled wszystkim sie podobal.
Dalsza wieczerza i rozmowy ciagnely sie godzinami. Oczywiscie nie zabraklo pamiatkowych zdjec z Aniolem, który wygladal jak prawdziwy. Czesc gosci pojechala na pasterke do pobliskiego kosciola, czesc zostala, by jeszcze porozmawiac i pomóc posprzatac �przystan�. Ostatni goscie rozeszli sie o ….. 4.00 rano. Mimo, iz wiele osób wczesniej sie nie znalo, okazalo sie, ze wspólne przebywanie moze przeciagnac sie do godzin porannych. W przystani panuje zwyczaj jak u podrózników. Nie zaleznie od wieku wszyscy mówia sobie po imieniu. To pomaga w rozluznieniu atmosfery od samego poczatku.

W konkluzji mozna tylko dodac, ze robiac cos wspólnie daleko od Polski i angazujac sie w zycie polonijne, latwo mozna zrobic wiele dobrego dla innych i samemu z pewna refleksja swiateczna zaczac obserwowac swiat w innych wartosciach.
Nie zastawione stoly, nie kolorowe prezenty, ale my sami swiadczymy o wartosci Swiat Bozego Narodzenia, jesli przezyjemy je tak, aby Bóg sie w nas narodzil na nowo. – Ewa Marciniak
* * *
* * * Jazda podrózników motocyklowych.
Tak sie sklada, ze Centrum Wagabundy lezy po drodze podrózujacym osobom w strone poludnia kontynentu. W pazdzierniku ciekawymi goscmi byla para z Polski – Malgosia i Wojtek Ilkiewicz – jadaca na motocyklu BMW-1100 cc. Obecnie po osiagnieciu punktu docelowego – miasta Ushuai lezacego na koncu poludniowej Argentyny motorowi wycieczkowicze znajduja sie w Brazylii czekajac na transport do Afryki.
Ta sama trasa z Huston, Texas podaza w pojedynke Marek Michel na motocyklu Kawasaki-600, który wraca z Ziemii Ognistej w Argentynie. Przyslal nam artykul z gazety brazylijskiej o swoim wyczynie. Marek ma pecha � silnik rozsypal mu sie i musial go naprawic w Buenos Aires. Ale jedzie dalej. Bikerzy mijaja sie czesto na trasie. Trzymajmy za powodzenie dzielnych wycieczkowiczów kciuki.
– Adam G.
* * * * Od Wydawcy:
Mile widziana jest mlodziez w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen z otaczajacego zycia lub ze spedzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucic treme w pisaniu – pomozemy i poprawimy. Pamietajmy !!! � naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny jezyk potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie zyjemy. Bawmy sie razem! � to nasza mysl przewodnia.
Warto miec lacznosc z �Przystania�. Jest to droga �odnalezienia sie�.
– Andrzej Sochacki

* * * * Kacik Poety:
�Co chodzi od rana…�
Jak mocno stapasz po bruku
Tak sila, wywierasz wplyw
Przygotowane juz pismo do druku
I Ksiazka zycia pod tytulem �TY�
Nie madre slowa, nie zadane pytania
Zagubione, gdzies w tekscie.
Mysli, czy poczekac do rana?
Czy? Pograzyc sie nadal we snie.
Moze ci sie przysnia
I spelnia sie, odwieczne marzenia
I na jawie pozostaniesz z mysla
To Ty i matka jest Ziemia.
Matka nie tylko dla ludzi.
Nie ran jej slowem od rana
Gdy tylko sie zbudzisz
Wypowiedz do niej: k o c h a n a .
Tu, przygotowano pole dla kazdej istoty
Wiesz o tym, a mimoto, wolno ci watpic!
Liczysz znów pieniadze, zysk, cudze obroty
Czy to Ty? Czy ty zechcesz odstapic?
Przestac o walucie myslec?
Chyba nie teraz jeszcze!
A na sama mysl, slowo sie cisnie
I w sarmackim gescie
Palec podnosisz do góry
Jakbys wskazywal na chmury…
A nad toba sufit i skamieniale mury.
Czy, nie dziwisz sie, sam sobie!
Co? �od rana chodzi ci… po glowie.
Wieslaw A. Ochocki (KIN138)
W Fali Bialego Maga, Sily Planetarnej Nocy w miesiacu Rezonasowego Ksiezyca w roku
Platarnego Ziarna

* * * * Horoskop Galijski cd.
KLON ( 11 IV � 20 IV i 14 X � 23 X )
Dbaja o swój wyglad zewnetrzny, bywaja modnie i efektownie ubrani. Maja wielorakie zainteresowania, wiadomosci z róznych dziedzin, które wykorzystuja. Sa indywidualistami, o wysokim poczuciu godnosci osobistej, nadzwyczajnej energii oraz przenikliwosci. To zas pozwala im podejmowac czesto ryzykowne koncepcje i pomyslnie je realizowac. Naleza do ludzi trudnych, skomplikowanych, egoistycznych, którzy zawsze maja na wzgledzie wlasne cele i zniszcza wszystko, by je osiagnac. Nie przemawiaja do nich zadne racje wyzsze i potrzeby innych. Trudno ich pojac i zrozumiec. Jedynie polaczenie Pan i Panów �Klonów�, czyli podobnych osobowosci, daje dobre prognozy i rekojme przyszlego szczescia.
ORZECH ( 23 IV � 30 IV i 24 X � 2 XI )
Sa zmienni: lojalni i samowolni, wierni i niestali, egoistyczni i hoini, zazdrosni i nie domagajacy sie wylacznosci, kaprysni, czasem agresywni � slowem pelni wewnetrznych sprzecznosci. Kochaja i niespodziewanie odchodza. Nie odznaczaja sie zatem równowaga, co w bliskich zwiazkach moze narazic na niemile niespodzianki. Kobiety maja wielka sile fizyczna. Gwaltowne i niepohamowane potrafia zawojowac mezów. Kochaja jednak szczerze i mocno, sa prawdziwymi skarbami. Mezczyzni sa dowcipni, maja dar obserwacji i organizacji. Nie akceptuja kompromisów, przez zycie ida wlasna droga.
* * *
* * * * Kacik Humoru:
Rozwód: Adwokat pyta swojego klienta:
– Dlaczego chce sie pan rozwiesc?
– Bo moja zona caly czas szwenda sie po knajpach!
– Pije?
– Nie, lazi za mna! – Andrew W.
* * *
Klub podrózniczo-poznawczy �CENTRUM WAGABUNDY� � Andrzeja Sochackiego istnieje w Phoenix – Arizona od 1992 roku. Co kwartal zapraszamy na spotkania intelektualne z ciekawymi ludzmi, podróznikami, naukowcami i ludzmi kultury. Kazdy znajdzie cos dla siebie.
Oprócz aspektów poznawczych celem spotkan jest:
– poznanie ludzi zyjacych niekonwencjonalnie,
– propagowanie zdrowego stylu zycia zgodnego z natura,
– uwrazliwianie na piekno swiata i przyrody,
– nauczanie kreowania osobowosci,
– swiadome odbieranie swiata zakazonego cywilizacja,
– poszerzanie wlasnych horyzontów myslowych,
– propagowanie wiedzy niezaleznej,
– ucza uwalniania sie od ograniczen i manipulacji narzucanych przez zewnetrzne schematy w dobie choroby materializmu,
– prowadzenie spotkan �otwartych oczu� � znalezienia równowagi miedzy
�byc albo miec�.
Spotkania sa w szerokim zakresie poznawcze, czasem burzace standardowy sposób myslenia, czasem kontrowersyjne ale zawsze ciekawe.
* * *
* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
** W dniu 25 lutego (sobota) o godz 19:00 odbedzie sie spotkanie na tematy:
1. Prelekcja pt.: �Ja, alkoholizm i zycie� – Haliny Jaskiewicz, Doradcy do spraw alkoholowo � narkotykowych.
2. Prelekcja pt.: �Co nie wiemy o IRS-ie� – Bogdana Holland, Specjalisty podatkowo-prawnego.
Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywaja sie cyklicznie (luty, maj, sierpien, listopad) zazwyczaj w najblizsza sobote srodka miesiaca o godz. 19:00. Przynosimy z soba co kto lubi, jak zwykle. Informacje: 602-244 1293
Czujcie sie Wszyscy zaproszeni na spotkania.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 022

Przystań 021

Nr 021, Październik 2005r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Goscina Krzysztofa Szybinskiego
Podczas kilkutygodniowego pobytu w klubie Krzysztof zdradzil tajemnice, ze wybiera sie dookola swiata w 2006 roku z misja wprowadzenia polaczenia telefonicznego za pomoca internetu pomiedzy rozsiana Polonia na calym swiecie. Na drugim planie jest wciagniecie do wspólpracy w radio �Snoopy� � Kamila Szybinskiego by zachecic mlodziez do nawiazywania kontaktów i wymiany pogladów z róznych srodowisk polonijnych. W ten sposób bedziemy wiedziec na biezaco co slychac w dalekich od siebie srodowiskach mlodziezowych.
* Odwiedziny podrózników motocyklowych.
Tak sie sklada, ze Centrum Wagabundy lezy po drodze podrózujacym osobom w strone poludnia kontynentu. W pazdzierniku ciekawymi goscmi byla para z Polski – Malgosia i Wojtek Ilkiewicz – jadaca na motocyklu BMW-1100 cc, która wyruszyla w maju z Miedzyrzecza Górnego na Wschód. Po przebyciu Ukrainy, Rosji przez Syberie do Wladywostoku udali sie na Alaske. Przez Kanade, zachodnim wybrzezem Stanów Zjednoczonych dotarli do Phoenix by zrobic mala przerwe w podrózy zatrzymujac sie w Centrum Wagabundy. Po nabraniu sil udali sie w strone Panamy by promem dostac sie na kontynent Poludniowej Ameryki. Dalsza trasa bedzie prowadzila przez Andy do ostatniego miasta na Ziemii Ognistej � Ushuai w Argentynie. Tam planuja dotrzec pod koniec grudnia by wziasc udzial w zabawie sylwestrowej wsród przybylych bikierów z innych stron swiata. W przyszlym roku skok przez Atlantyk do Afryki i jej wschodnia czescia jazda w strone Europy. Zakonczenie eskapady planuja w Polsce na kwiecien. Zyczymy smialkom szczesliwego zakonczenia wyprawy. Obecnie zalatwiaja transport w Panamie do Kolumbii.
– Jedrek
* Przyszly podróznik � Sylwia
Weekend jakich malo
Po kilku godzinach lotu ze wschodu kraju samolot laduje w Phoenix, Arizona. Koniec czerwca, upalny dzien piatkowy, temperatura trzycyfrowa na termometrze Farenhayta. Jednym slowem – patelnia. Lece pierwszy raz sama tak daleko w nieznane, to nie wydaje mi sie, ze lece w ciemno. Przeciez namiary dostalam od starego wedrowca z Polski � Wladyslawa Grodeckiego, który mi powiedzial, ze tam dostaniesz pomoc. Juz za kilka godzin spotkanie z Andrzejem Sochackim, jednym z najciekawszych podrózników swiata. Czuje sie troche podniecona, ze zapoznam kogos osobiscie, znanego mi do tej pory z wywiadów telewizyjnych w Polsce jak i z portalu internetowego – dookola swiata. U Andrzeja zamierzam otrzymac informacje co zrobic z dwudniowym urlopem by go nie zmarnowac i miec z podrózy korzysci, i aby utkwil mi tez w pamieci.
Andrzej Sochacki zalozyl w 1992 roku klub podrózników – slawne �Centrum Wagabundy� w Phoenix z którego korzystaja wszyscy turystujacy i podrózujacy ludzie. To u niego jest przystan w której nie tylko mozna sie zatrzymac gratis na kilka dni, ale mozna dowiedziec sie ciekawych spraw i spotkac interesujacych ludzi, których na codzien sie nie dostrzega. Licze bardzo na swojego guru.
W moim pokoju w Nowym Jorku jest duza mapa swiata i mapa Stanów Zjednoczonych. Któregos wieczoru kolezanka Agnieszka i ja odbylysmy podróz jak wielu z nas po Stanach Zjednoczonych, oczywiscie palcem po mapie. Marzac o prawdziwych, dlugich podrózach i wiedzac o tym, ze sie spelniaja, trzeba po prostu tylko chciec, postanowilam zobaczyc Arizone, a przede wszystkim Grand Canyon. Dlugo nie trzeba bylo czekac. Uplynelo kilka dni i bilet na samolot byl w moich rekach. Juz bylam bardzo szczesliwa, na sama mysl, ze lece gdzies by spotkac faceta, który pomoze takiej nowicjuszce jak ja. Po przylocie podjechalam autobusem hotelowym do ulicy Van Buren a stamtad juz musialam dostac sie na piechotke do jego domu….A tu drzwi wejsciowe zamkniete, Andrzej nie wrócil jeszcze z pracy.
Nagle przyjechalo biale limo i wysiadl Jedrek. Przywitalam sie serdecznie, a nastepnie po wypiciu wspanialego soku cytrusowego, dla zaspokojenia pragnienia, zaproszona zostalam do pomieszczenia gdzie znajduje sie galeria cudownych zdjec z podrózy dookola swiata, rózne pamiatki, stoi wysluzony motocykl Harley-Davidson, po swiatowych podrózach, kilka map w tym jedna potezna mapa swiata na suficie. Rozgladam sie wokolo. Wzrok zatrzymuje sie na zdjeciach z papiezem � Janem Pawlem II w Watykanie, Dalaj Lama w Himalajach, prof. Zbigniewem Brzezinskim w Bialym Domu czy u Matki Teresy z Calcutty. Przegladam pamietniki z wpisami gosci, albumy ze zdjeciami klubowymi. Juz po pierwszej godzinie czulam sie jak u siebie w domu. Po wymianie przygód poszlam do ogrodu by wlasnorecznie zerwac i skosztowac soczyste grapefruty. Tego samego dnia odwiedzilam przyjaciól Jedrka – Danusie i Wiesia Ochockich. Przy zachodzie slonca podziwialam ogromne piekne palmy i nisko latajace samoloty. Podczas podwieczorku Wieslaw zapoznal mnie z historia i kalendarzem Majów. Wiem teraz na czym to polega. Jest bardzo precyzyjny i latwiejszy w zastosowaniu. Ma 13 miesiecy 28 dniowych, które dziela sie na 4 tygodnie majace po 7 dni. Pierwszy dzien w roku zaczyna sie 26 lipca naszego kalendarza. Dziwie sie teraz, ze poslugujemy sie nieregularnym tak kalendarzem.
Do pólnocy zostalo nam jeszcze 2 godziny, wiec Andrzej zrobil przerwe w dyskusji i zaproponowal mi psie wyscigi. Zdazylismy na dwie ostatnie gonitwy. Takie wyscigi widzialam po raz pierwszy w zyciu. Jedrek objasnil mnie przy okazji na czym polega oszukiwanie naiwnych graczy-gamblerów, którzy wierza w wygrane. Tam jest manipulacja pomiedzy uciekajacym �królikiem� a goniacymi go hartami. Wszystkim dyryguje operator goniacego królika. Zeby nie on to by nie bylo zwyciestw �czarnych koni�. Tej nocy nikt z nas nie wygral. Oczy juz sie mi zamykaja, jedziemy do naszego Centrum. Napisalam kilka slów milych w pamietniku klubowym i sluchalam z ciekawoscia opowiadan o podrózach. Mysle, ze polknelam bakcyla wlóczegi. Tak zlecial mi piatek. Co przyniesie mi weekend?
Drugi dzien zaczelam pobudka o 5-tej rano. Utrwalilam na fotografii piekny wschód slonca jak przebijal sie przez palmowe liscie. Rano, o swicie przyjechal znajomy Jedrka tez Andrzej – rodem z Krakowa, który byl równiez zainteresowany zwiedzeniem Grand Canyonu. Po drodze zatrzymalismy sie u czlonka Centrum Wagabundy � �Dzikiego Mietka� (Mieczyslawa Sobczaka) w Williams na pólnocy Arizony. Mietek byl uprzedzony nasza wizyta i czekal juz na ganku swojego zajazdu � �Canyon Trading Post�, 5171 N. Hwy 64. Od razu wzial nas pod swoja opieke. Na poczekaniu poczestowal gularzem z jelenia i stal sie naszym przewodnikiem po terenach rezerwatu indianskiego az do samego konca wizyty na pólnocy Arizony.
Po malym odpoczynku Mietek zabral nas na przejazdzke. Czesc podrózy odbylismy slynna droga �66�. Zwiedzilismy Sedone, która przywitala nas piekna pogoda i przyroda. Wszystko jak w bajce. Objechalismy wszystkie góry tworzace czerwone formacje skalne na które nie moglismy sie napatrzyc. Rdzenni Amerykanie uwazali je za miejsca swiete sluzace do odbywania róznych ceremonii w towarzystwie najodwazniejszych wodzów i szamanów. Takich pieknych miejsc z odcieniami koloru czerwonego nie spotkalam nigdy do tej pory w naturze. Czerwien, braz, czasami zólc wpleciona w zielen dookola i wystajace pojedynczo róznych konfiguracji góry utkwily mi w pamieci. Odwiedzilismy kilka malych kanionów a wsród nich Canyon Orzechowy i Canyon Debowy. W jednym z nich zaskoczyl nas padajacy grad. Na to Mietek powiedzial nam po tym, ze pogoda jest jak pierwsza milosc, która dlugo sie zbiera i szybko przechodzi. Do domu Mietka wrócilam szczesliwa ze zmeczenia. Po kolacji do póznej pory sluchalam opowiesci o zyciu Indian i wlasciwosciach leczniczych ziól peruwianskich. Nie moglam zasnac. Nie poukladaly mi sie jeszcze te opowiadania w szufladkach szarej substancji.
Niedziela ranek, pobudka o 4:30. Dzis azymut wskazuje nam – Grand Canyon. Po godzinie jazdy stanelismy nad najwiekszym rowem na swiecie (10 km dlugi, 2 km szeroki i 1 km gleboki). Nie wiedzialam gdzie mam patrzec. To sa dopiero cuda natury! Glebia, odcienie, ksztalty gór od srodka Canyonu powodowaly od patrzenia zawrót glowy. Tego nie mozna opisac, to trzeba zobaczyc � ten siódmy cud swiata! Dalsza czesc dnia wykorzystalismy na przejazdzke na góre Billy Williams i do Kaibab parku.
Ostatni dzien mojego wypadu – poniedzialek, to powrót do domu. Po lekkim sniadaniu pozegnalam Mietka, zrobilismy ostatnie wspólne zdjecie i ruszylismy w droge powrotna. Kierowca Andrzej podwiózl mnie do lotniska. Ledwo co zdazylam na samolot. Wchodzac ostatnia juz na poklad samolotu bylam z siebie dumna, ze dalam sobie ze wszystkim rade. Dzieki Andrzejowi Sochackiemu moja podróz w nieznane udala sie. Zobaczylam, wiecej niz sie spodziewalam, ciekawe miejsca i spotkalam ciekawych ludzi. Nie mysle jeszcze o tym, ze za kilka godzin bede znów aktorka w tym szarym i monotonnym zyciu.
Pozostaly mi w pamieci powiedzenia Jedrka wyczytane w jego ksiazce pt.: �Szesc podrózy dookola swiata�: �Czuje madrosc podrózowania. Swiat jest zbyt piekny i interesujacy, by siedziec w domu. Swiat uczy i jest kopalnia wiedzy. Kazdy z nas ma jakies marzenia. W zyciu nie udaje sie miec wszystkiego. Ja wybralem podróze. Czlowiek bez realizacji marzen gasnie, po trochu umiera, poswiecajac zycie tylko sprawom materialnym i przyziemnym.�
Polecam wszystkim odwiedzenie �Centrum Wagabundy� � maly swoisty klubik by przekonac sie, ze sa jeszcze miejsca zyczliwe bezinteresownie dla wszystkich walesajacych sie po swiecie. Dziekuje Ci Andrzeju.
– Sylwia Bobrzyk, przyszly podróznik
* * * * Od Wydawcy:
Mile widziana jest mlodziez w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen z otaczajacego zycia lub ze spedzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucic treme w pisaniu – pomozemy i poprawimy. Pamietajmy !!! � naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny jezyk potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie zyjemy. Bawmy sie razem! � to nasza mysl przewodnia.
Warto miec lacznosc z �Przystania�. Jest to droga �odchamiania sie�.
– Andrzej Sochacki
* * * * Kacik Wagabundy:
* Ukradli przyczepke w Meksyku.
Kilka lat temu Centrum Wagabundy nabylo dzialke w Puerto Penasco, okolo 1km od plazy. Nie stac bylo jeszcze na wybudowanie jakiegos domku-schroniska dla odwiedzajacych Meksyk przez czlonków klubu. Wiec stojaca przyczepke kampingowa na podwórku przed klubem zawiezlismy do Meksyku. Cieszylismy sie nia przez ponad rok. Az pewnej deszczowej nocy lipcowej tego roku zniknela na zawsze z placu. Nieznani zlodzieje przecieli ogrodzenie i wywiezli przyczepke. Na nic sie zdalo zlozenie skargi na policji. Przepadla i koniec a z nia caly ekwipunek potrzebny do wypoczynku. Tak to czasami bywa z niespodziankami, która tym razem byla bardzo przykra.

* * * * Horoskop Galijski cd.
LESZCZYNA ( 22 III � 31 III i 24 IX � 3 X )
Malo wymagajacy, niepozorni i watpliwi, przystosowuja sie do róznych, czesto nawet trudnych, form zycia. Nie zwracaja na siebie uwagi, ale bardzo zyskuja przy blizszym poznaniu. Okazuje sie wówczas, ze maja swój specyficzny urok. Dobrzy i tolerancyjni potrafia byc niebezpieczni i msciwi, sa krancowi � �biali i czarni�. Stad w sredniowieczu ludzi spod tego znaku posadzano o czary. Potrafia zgadywac tajne mysli innych i wyciagac praktyczne wnioski. W dzialaniu sa nierówni, raz wszystko pozostawiaja wlasnemu biegowi, innym razem przejmuja inicjatywe w swoje rece i doprowadzaja sprawy do pomyslnego rozwiazania. Skorzy do smiechu, stosunkowo latwo daja soba kierowac, choc zdenerwowani wykazuja ogromny upór i niczego nie mozna im wytlumaczyc. Posiadaja zmysl syntezy, czesto spora inteligencje i dlatego ucza sie latwo, zdobywaja czasem rozlegla wiedze, która nie zawsze nalezycie wykorzystuja. W milosci takze bywaja zmienni, czasem bardzo mili, innym razem meczacy, nieznosni, a nawet brutalni.
JARZEBINA ( 1 IV � 10 IV i 4 X � 13 X )
Sa odporni i silni, choc sprawiaja wrazenie watlych, delikatnych i szukajacych podpory. Maja ogromne ambicje. Czasem udaje im sie czyms zablysnac przed otoczeniem, ale tak naprawde nie maja szczescia i nie odnosza sukcesów. Odzialuja na najblizszych i wspólpracowników osobistym wdziekiem i gustem. Latwo przystosowuja sie do warunków i sprawiaja wrazenie uleglych. W rzeczywistosci sa samodzielni. Charakter miewaja trudny, nieobliczalny, wybuchowy. Mezczyzni nie dotrzymuja slowa, sa elokwentni, ale mijaja sie z prawda. Kobiety � bardzo wymowne, lubia fantazjowac, sa wesole. W milosci nieobliczalne, duzo wymagaja, same tez potrafia dac wiele.

* * * * Kacik Pisania
Powiedzenia zebrane przez Dzikiego Mietka:
Zycie w samotnosci wsród ludzi uwrazliwilo mnie na potrzeby i uczucia innych. – Choc samotnym jest sie wtedy, gdy ma sie na to czas. � Ulegam swoim pragnieniom wtedy, kiedy nadchodza i nic nie odkladam na pózniej. � Szaman polozyl przed toba ogien i wode, co zechcesz, po to wyciagniesz reke. Przed toba zycie i smierc, co ci sie podoba, to bedzie ci dane. � Pies, to jedyny przyjaciel, którego mozna sobie kupic. � Zycie to czekanie. Od ciebie zalezy na co czekasz. � Ludzie reaguja tak, jak my ich traktujemy. � Jesli chcesz uciec przed zyciem � musisz je najpierw pokonac. � Nie wolno nam przestac marzyc!, bo kiedy juz przestajemy marzyc � umieramy. � Nie wolno nam pozwolic, by ktokolwiek odebral nam: poczucie godnosci, bezpieczenstwa i wiare w siebie.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
* * W dniu 12 listopada spotkanie w Centrum Wagabundy z bohaterem II Wojny Swiatowej, weteranem walki o niepodleglosc � majorem Zygmuntem Blazejewiczem.
Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywaja sie cyklicznie (luty, maj, sierpien, listopad) w najblizsza sobote srodka miesiaca o godz. 19:00. Przynosimy z soba co kto lubi, jak zwykle. Informacje: 602-244 1293
Czujcie sie Wszyscy zaproszeni na spotkania.

O G L O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap! W Centrum Wagabundy jest okazja nabyc wartosciowe wydanie ksiazki-albumu ze zdjeciami na kredowym papierze pt. �Szesc podrózy dookola swiata� � Andrzeja Sochackiego.
* Ciekawy program polskiego radia na zywo pt.: �WIECZÓR z RADIEM�, przestal istniec, wielka kulturalna strata.
* �od A do Z� � nowy tygodnik informacyjno-reklamowy z ciekawymi artykulami ukazujuje sie w Phoenix. Gratulacje dla wydawcy!
* * * Chcesz dluzej cieszyc sie zdrowiem, wyjsc z kompleksu choroby pij
-�ALVEO� – kanadyjski pitny srodek z 26 ziól o smaku mietowym i winogronowym. Wystrzegaj sie jak mozesz chemii dostarczanej na recepte tak czesto organizmowi.
* * * Chcesz zyc z daleka od lekarzy pij produkt antyoxydantalny mineralno � witaminowy w walce z komurkami rakowymi produkcji firmy �VeMMA�.
Informacje i produkty zdrowia czekaja na Was w Centrum Wagabundy.
-z pozdrowieniami Zespół

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 021

Przystań 020

Nr 020, Lipiec 2005r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Niezapomniane pierwsze spotkanie z Wieslawem Ochockim i przyblizenie nam Historii Majów odbilo sie szerokim echem. Wszyscy czekaja na nastepne.
* Asi pierwszy wielki rejs
* Spotkanie w Carytasie Cezarka
* * *
Echo po wykladzie Wieslawa –
Glosnym echem odbilo sie spotkanie w przystani Centrum Wagabundy �Jedrka. Goscie mieli okazje posluchac wykladu poprowadzonego po mistrzowsku przez Wieslawa Ochockiego, który dotyczyl procesu zycia, czlowieka i CZASU, zmian cyklicznych i wydarzen na Ziemi jak i w Ukladzie Slonecznym. Poruszone byly tematy: �Kalendarza Majów, Faktów Historycznych � Precesji Ziemii, przeslanie dla ludzkosci�, na podstawie opracowan ksiazkowych: Dr Jose Arguellesa, Johana Kossnera i Hanny Kotwickiej.
Prelegent objasnil nam poslugiwanie sie kalendarzem Majów, przeslanie dla zyjacych na Ziemii, dotyczacego okresu do roku 2013? Zadbajmy, aby Atlantyda sie nie powtórzyla! Stanowczo nie! � na mur i propozycje Pentagonu.
Wieslaw jest absolwentem Kursu Kosmobiologii �Silva Mind�, kursów �Astrologii Humanistycznej� pod kierunkiwm profesora Leszka Weresa, Reiki 2-go stopnia i Kalendarza Majów, sudentem Touro College-New Vision. Zajmuje sie dziedzina CZASU od 2001 roku.
�Polonijnemu Wagabundzie Galaktycznemu� � Wieslawowi Ochockiemu wreczony zostal dyplom przez gospodarza przystani – za penetrowanie tajemnic zycia w Ukladzie Slonecznym, historii, zmian …na Ziemii i przekazu Cywilizacji Majów dla Ziemian.
Wskazanym bylo przyjsc na te spotkanie troche przygotowanym z tej tematyki. Ci co nie przyszli z zaproszonych, bylo im chyba nie pisane uczestniczenia w tym spotkaniu. Przed nastepnym spotkaniem ciekawi cywilizacji Majów powinni zapoznac sie z lektura dostepna w Centrum Wagabundy. (informacja � 602-244 1293)
Na zakonczenie wykladu zostalo odtworzone archiwalne nagranie radiowe z Radia �Rytm� NYC z dnia 26 lipca 2004 roku, dotyczace przekazu dla ludzkosci zyjacej w XX i XXI wieku.
– Adam

Danuta Prytulczyk, studentka dziedziny wydarzen w Ukladzie Slonecznym:
Dzieki prelegentowi Wieslawowi Ochockiemu zrozumielismy na czym polega poslugiwanie sie tym ciekawym Kalendarzem Majów, który jest bardziej dokladny od gregorianskiego, stosowanego dzis powszechnie. W kalendarzu �TZOLKIN� znajduje sie zakodowany przestrzenny obraz energii oddzialywujacej we Wszech-Swiecie. Jest dla Ziemian przekazem o wielkich zblizajacych sie wydarzeniach w Ukladzie Slonecznym! Dokladnosc Kalendarza Majów jest potwierdzona przez nauke, elektroniczne pomiary i jest najdokladniejszym znanym dotad kalendarzem CZASU. Kalendarz sklada sie z 13 miesiecy podzielonych na 4 tygodnie a te z kolei sa podzielone na 7 dni kazdy. Jakie to proste. Pierszy dzien nowego roku przypada 26 lipca itd.
Wedlug mapy Ruchu Planet powstalo prawo grawitacyjne. Zwiazane jest z Energia przenikajaca na planete Ziemie oraz jej mieszkanców, czyli ludzi, zwierzeta i roslinnosc. Wszystko powiazane jest z Ukladem Slonecznym, Zodiakiem i galaktykami o których wiemy jeszcze niewiele. Swiat Majów kryje wiele tajemnic. Byli oni ostatnia wielka cywilizacja na Ziemii, która przeminela praktycznie niezauwazona, a jej nowoczesny sposób myslenia przez setki lat nie mógl ujrzec swiatla dziennego. A moze dopiero teraz nadszedl czas na prawdziwe odkrycie Majów.
Pozostaje mi zlozyc wyrazy podziekowania Wieslawowi Ochockiemu za wspanialy przekaz, za posiadana wiedze przekazana w tak ciekawy sposób. Skladam równiez gorace podziekowanie w imieniu przybylych – Andrzejowi Sochackiemu za udostepnienie Centrum Wagabundy na to spotkanie. – Danuta

WIESLAW OCHOCKI, prelegent � przedmiot: �Galaktyczny Kalendarz Czasu Cywilizacji Majów�.
Przyjaciele Pokoju!
Na podstawie znanych materialów naukowych, miedzy innymi z czterech Kodeksów Cywilizacji Majów (Drezdenski, Madrycki, Paryski i Groliera), mozemy wywnioskowac, ze wiedza matematyczna i astronomiczna Galaktycznych Mistrzów Czasu � Majów byla i jest dla homo sapiens trudna do zrozumienia.
Okresowosc Czasu i zmian wystepujacych na przestrzeni roku jest nam znana i mozemy zaobserwowac to zjawisko, chociazby na podstawie okresowych zmian pór roku. Przesylam wiadomosc, która dla wielu z nas moze wydawac sie na poczatku bardzo abstrakcyjna, dlatego w zalaczniku jest dodatkowy matrial z którym powinnismy sie niezwlocznie zapoznac. Dotyczy to kazdej istoty przebywajacej na Ziemii, bez wzgledu na plec, wiek czy wyznanie wiary.
Kalendarz Majów �TZOLKIN�- jest zródlem, KODEM, zycia cial niebieskich. Podazajac tym tropem nalezy wspomniec o dwóch Polakach: -biskupie Torunia � Mikolaju Koperniku, który wreczyl nam Globus oraz o profesorze � Aleksandrze Wolszczanie, który rozszerzyl wiedze, wiedze o Pulsarach.
To wielki dla mnie zaszczyt byc w tym dniu (14 maja) w Centrum Wagabundy w Phoenix, Arizona.
Podróznicy w Sloncu, spotykamy sie w Centrum u Jedrka.
In Lak�ech. � Wieslaw Ochocki
* * *
Relacja z Polski: Moj pierwszy rejs!
Mam 12 lat i mam na imie Joasia, córka podróznika-wagabundy Andrzeja Sochackiego, który czesto przyjezdza do Polski organizuje wystawy zdjec ze swoich podrózy, prelekcje ze slajdami, promocje swoich ksiazek, oraz inne spotkania z mlodzieza. Wlasnie na jednym z takich spotkan w PPTK w Warszawie poznal pania Joanne Konopska � kierownika Klubu Alpinistycznego.
Korzystajac z okazji, ze przyjechalam z USA kontynuowac nauke w Polsce i majac trzy miesiace wakacji do rozpoczecia nowego roku szkolnego, tata zaproponowal mi udzial w rejsie morskim na zaglowcu bandery polskiej – �ZAWISZA CZARNY�. Czekalo mnie jedenascie dni przygody na morzu. Prawde mówiac nie mialam zielonego pojecia o zeglowaniu, ale chetnie sie zgodzilam na takie nowe wyzwanie. Troche sie przestraszylam kiedy otrzymalam liste jak przygotowac sie na rejs:
1. Spij na pólce, najlepiej w ubikacji.
2. Zamiast drzwi powies zaslonke.
3. Popros kogos, zeby cztery godziny po tym jak zasniesz, zaswiecil ci latarka w oczy i powiedzial �Twoja wachta!�
4. Wejdz do kuchni, wygarnij wszystko z szafek na podloge, dorzuc garnki i sloiki, a potem nakrzycz na wspóllokatora, ze zle zasztalowal kambuz.
5. Ustaw sie naprzeciwko wlaczonego wentylatora i trzymajac sie obydwoma rekoma jakichs linek spróbuj sie wysikac nie zalewajac sie od szyi w dól.
6. Co jakis czas wez kota i wrzuc go do wanny albo do zlewu z okrzykiem �czlowiek za burta�.
7. Zamontuj pod stolem fluoroscencyjna paleczke, polóz sie tam i poczytaj ksiazke.
8. Raz na miesiac wez jakies bardzo potrzebne ci urzadzenie, rozkrec je na drobne i zlóz z powrotem.
9. Jak zaleje ci piwnice, zejdz na dól i wybieraj wode czerpakiem.
10. Kiedy bierzesz prysznic, zakrecaj wode jak tylko sie namydlisz.
11. Wlacz w pokoju jakies urzadzenie, kiedy sluchasz ulubionej muzyki albo chcesz z kims porozmawiac � moze byc kosiarka do trawy.
12. Jesli na zewnatrz wieje wiatr, biegaj wokól domu sprawdzajac, czy wszystkie okna sa zamkniete; w nocy zmieniacie sie na �wachcie� co 4 godziny.
13. Obudz sie w srodku nocy i zjedz maslo orzechowe z czerstwym chlebem; moze byc zimna zupa z puszki albo fasolka.
14. Podziel wanne na pól; w jednej polowie ustaw prysznic na wysokosci pepka; w drugiej polowie przechowuj wszystkie niejadalne smieci (jadalne smieci wyrzucaj przez okno).
15. Syp sobie 15 lyzeczek kawy na kubek i pij dopiero po 6 godzinach.
16. Rozpisz jadlospis dla calej rodziny na tydzien bez zagladania do kuchni, lodówki czy zamrazarki.
17. Nalej oleju silnikowego do urzadzen klimatyzacyjnych i wlacz je na najwyzsze obroty.
Pomyslalam, ze to jakas heca! Beda sie na nas wyzywac i znecac. Mialam w sobie watpliwosci co do sensu tego wyjazdu, ale patrzac na zdjecie przepieknego, olbrzymiego zaglowca �Zawiszy Czarnego� o dziewieciu rozlozystych zaglach, od razu poczulam powiew wiatru we wlosach, nowy entuzjazm i sily na wyplyniecie w nieznane przestworza mórz. Nie wiedzialam od czego zaczac. Worka zeglarskiego nie mialam, wiec wybralam duzy plecak ze stelazem, ale tu wtracil sie mój tata. Jako zaprawiony podróznik, który okrazyl swiat: samochodem, samolotem, pociagiem, jachtem, i motocyklem wtracil, ze stelaz bedzie mi przeszkadzal tylko i zaproponowal mi swój wysluzony niezbyt duzy plecak, bez zadnych twardych elementów, z którym kiedys swiat przemierzyl. Musialam równiez miec maly lekki podreczny plecak na zwiedzanie miast, do których doplywalismy w czasie rejsu.
W warszawskiej kawiarence na Placu Konstytucji u �Jachacego� – Pani Joanna chetnie udzielila mi porad i dala mi liste rzeczy, które ona sama radzi wziac na rejs. Dowiedzialam sie troche o uczestnikach i róznych zwyczajach na zaglowcu. Jednym z uczestników mial byc niewidomy Roman ze swoja rodzina i z gitara, który mial uprzyjemniac nasze wieczory. Dla zahartowania mnie powiedziala o róznych obowiazkach, wachtach i karach. Ponoc najwieksza kara jest czyszczenie i polerowanie mosieznego dzwonu i innych rzeczy na pokladzie. Slowem czekala mnie praca i przyjemnosc razem.
*
W czwartek 12 czerwca 2005 r. przyszedl czas wyjazdu. Nasza zbiórka byla o ósmej rano pod Sala Kongresowa Palacu Kultury i Nauki w Warszawie. Minelo pól godziny jak podjechal nasz autokar. Nasza trasa zaplanowana byla przez: Poznan, Berlin, Paryz, Saint Michel, St. Malo. Niektóre widoki po drodze byly przepiekne. W czasie jazdy w nadajnikach radiowych i telewizorach mozna bylo uslyszec rózne jezyki, w zaleznosci gdzie bylismy.
Kiedy dotarlismy kolo poludnia do Saint Michel we Francji po meczacej, trzydziestokilku godzinnej jezdzie, wszyscy rozdzielili sie na grupki zaprzyjaznione w autokarze i poszli zwiedzac starodawny zamek, gdzie na samym szczycie pólwyspu stal pomnik Swietego Michala zrobiony ze zlota.. Nasza kilkuosobowa ekipa poszla na sama góre zamku. Gdy doszlismy troche zmeczeni, policzylam schody. Bylo ich ponad siedemdziesiat. Z góry roztaczal sie niesamowity widok. Warto bylo sie wdrapac. Wszystko z oddali bylo takie male. Zrobilam tez kilka zdjec na pamiatke jak wysoko zaszlam. Zwiedzajac dalej zamek, obejrzelismy stare, drewniane meble, piece i kolo, w którym biegali w dawnych czasach ludzie, aby wciagnac z zewnatrz zamku rózne towary na góre. W drodze powrotnej mijalismy duzo sklepików z pamiatkami, gdyz turystów tu nie brakuje. Wygladalo na to, ze najwiecej turystów jest z Japonii.
Okazalo sie, ze nasz autokar odjechal, nie czekajac na nas, z bagazami dalej do St. Malo, gdzie czekal statek. My dobilismy tam na wlasna reke. Na pokladzie przywital nas kapitan – Jerzy Zbierajewski razem z naszym bosmanem – Ireneuszem Moskalem. Pokazali nam, gdzie bedziemy nocowac. Adam podzielil cala zaloge na cztery wachty. W kazdej wachcie bylo siedem osób i jeden oficer. Moim oficerem byl Rafal Lugowski. Powiedzial nam, ze wyplywamy dopiero jutro z rana. O siódmej wieczorem Piotrus- nasz �cook� pomógl mojej wachcie przygotowac kolacje. Robilismy wiec pierwszy posilek. Byly kanapki z róznymi rodzajami szynki, kanapki z dzemem i herbata z cytryna. W kubryku, czyli pokoju gdzie spimy staly cztery przymocowane stoly, przy których posilaly sie tylko osoby z wszystkich czterech wacht wraz z oficerami. Kapitan, bosman, kucharz, organizator � Adam i Rysio jedli w Mesie Kapitanskiej. W kubryku tez kazdy mial swoje lózko, które bylo ponumerowane i mial jakas szuflade, szafe, lub jakis schowek, w którym mozna bylo trzymac swoje rzeczy. Mój numer lózka byl 20. Mozna by powiedziec na parterze, bo trzy koje ulozone byly pietrowo, jedna nad druga. Do jedzenia kazda wachta miala przeznaczony jeden stól by siedziec razem.
W sobote 13 czerwca o szóstej trzydziesci rano byla juz pobudka, ale tylko dla mojej wachty. Jako pierwsza wachta mielismy robic sniadanie. Zrobilismy: parówki, chleb z maslem lub z dzemem, keczupem, musztarda i goraca herbata z cytryna. Po sniadaniu bylo sprzatanie wachtami. Umyc dek, wypolerowac ramy okien, umyc poklad, wypolerowac tablice, zmyc drewniane podlogi, zrobic porzadek z lazienkami, toaletami itd. Jak wszystko bylo juz skonczone, przygotowalismy sie wreszcie do odplyniecia. Równo o dziesiatej wyplynelismy. Najpierw plynelismy pomalu na silniku z zaglami opuszczonymi, do tamy. Kiedy poziom wody w kanale sie wyrównal z poziomem otwartej wody wtedy tama sie podniosla. Pózniej wszystkie statki osobno ruszyly w dalsza droge na otwarte Morze Pólnocne.
Kiedy zebral sie wiekszy wiatr postawilismy zagle. Cala zaloga musiala pomóc, bo inaczej nie dalibysmy sobie rady. Kazda wachta miala swoje stale miejsce na zaglowcu i wiedziala, które zagle ma podnosic lub sciagac. Plynac pod zaglami nasz statek byl bardziej przechylony na prawa strone. Dopiero teraz poczulam sile wiatru i cudowne uczucie przeszywania tafli fal morskich bez warkotu silnika. Doplynelismy do Cherburga i po przycumowaniu prawie wszyscy polozyli sie spac. Bylo juz po pierwszej rano.
W niedziele 15 czerwca mielismy czterogodzinna wachte na pokladzie od godziny 4:00 rano do 8:00. Tym razem musielismy stac przez cztery godziny za sterami, obserwowac i pilnowac, czy nic do nas albo w nas nie plynie. Na szczescie statek stal przy ladzie, wiec nie bylo potrzeby, aby cala wachta przebywala na pokladzie. Szczesliwym, wybranym dwom dziewczynom i mi, jako jednej z najmlodszych uczestniczek, pozwolono sie wyspac jeszcze do sniadania. Wyszlam na zewnatrz �Zawiszy�. Pogoda byla pochmurna. Wraz z oficerem trzeciej wachty weszlam na dziób statku. Przymocowana bylam szelkami do lin, które znajdowaly sie dookola statku. Na samym poczatku troche sie balam, poniewaz obawialam sie, ze w razie gdybym spadala, szelki i tak mnie nie utrzymaja. Stojac jednak na dziobie i zachwycajac sie urokami widoków, zapomnialam o szelkach i calym strachu. Tak mi sie spodobalo, ze juz po zejsciu chcialam wchodzic drugi raz.
O pierwszej po poludniu wszyscy poszlismy zwiedzac miasteczko. Musielismy sie pospieszyc, bo o czwartej byl obiad. O ósmej wieczorem mielismy wachte po dwie osoby na pokladzie, poniewaz nadal �Zawisza� stal w porcie. Tak wiec moglismy sie zmieniac parami i stalismy na posterunku tylko na jedna godzine i dwadziescia minut. W nocy mozna bylo sie wyspac, nie bujalo.
W poniedzialek 16 czerwca o szóstej rano dla wszystkich byla wczesniejsza pobudka gdy nagle zawyl alarm. Byl czas stawiania zagli, poniewaz wyruszylismy w dalsza trase. Plynelismy pod zaglami. Dopiero, kiedy osiagnelismy predkosc 6,5 wezlów na godzine mozna bylo jesc sniadanie: chleb z maslem, zólty serek, serek granulowany z powidlami, kielbaski i herbata z cytryna. Trzeba bylo dobrze sie rozgladac i pilnowac co dzieje sie przed plynacym szybko zaglowcem. Sniadanie jedlismy po jednej osobie. Reszta pozostawala stale na posterunku. Moglam osobiscie stanac za sterem i trzymac statek na szlaku. Pogoda byla przepiekna, wiec nie musielismy grubo sie ubierac.
Nie mozna bylo sie lenic. Bosman codziennie sprawdzal wykonanie wszystkich prac. Byl dosc surowy, bo nawet kiedy ktos szorowal szczota poklad, krzyczal jesli szorowal w poprzek desek. Za to po ciezkiej pracy byl bardzo sympatyczny i przy wieczornym spiewaniu szant przygrywal na harmonijce.
O pierwszej popoludniu czekal na nas pyszny obiadek. Zajadalismy kopytka z gulaszem, zupe ogórkowa i kompot. Po obiedzie duzo ludzi bylo zmeczonych wiec mogli pozwolic sobie na krótka drzemke, lub zajac sie swoimi sprawami. Zeszlismy sie dopiero na kolacje. Alarm, przygotowac sie do ladu to znaczy opuszczalismy zagle i wyrzucalismy na zewnatrz burty obijacze, czyli elastyczne kola lub opony, dla zamortyzowania kiedy dobijalismy do brzegu w porcie. Kolejny nasz port to Le Havre. W Le Havre �Zawisza Czarny� stal przy brzegu a my siedzielismy na pokladzie i do 1:00 w nocy spiewalismy zeglarskie piosenki. Akompaniowal nam na gitarze Roman i bosman na harmonijce.
We wtorek 17 czerwca rano wyszlam na poklad i spojrzalam na morze, a tu gladka tafla wody i ani jednej fali. O 8:00 rano zajadajac sniadaniowa kanapke z granulowanym serkiem i powidlami, pilam spokojnie herbatke i myslalam, czy kiedys siegnie nas jakas burza, by poczuc potege natury i nieco wiecej wrazen. Zadna bylam jakiejs szalonej przygody. Póki co, jak zawsze po sniadaniu, zaczelo sie sprzatanie wachtami. Dwie godziny zajelo nam mycie deku. Gdy byl suchy po dwóch godzinach, niektórzy poszli sie opalac na kocykach, bo akurat slonca tego dnia bylo pod dostatkiem. Dopiero po 3:00 po poludniu nasza wachta zorganizowala wycieczke po miasteczku. Piec zabytkowych kosciolów i duzo róznych kapliczek swietych obeszlismy jak pielgrzymi. Spacerowalismy w spokoju ciasnymi uliczkami. Pogoda byla sloneczna. Wial chlodny wiatr. Na szczescie nie padalo, wiec moglismy dowoli zwiedzac miasto. Po takim wypadzie obiad wyjatkowo smakowal. Wszyscy wczesniej padli na swoje koje. Nie mielismy sily nawet na wieczorne spiewanie. Chcielismy odpoczac przed kolejnym dniem na morzu.
W srode 18 czerwca juz bylam przygotowana na alarm wczesnym rankiem. Wypoczeci, sprawnie podnieslismy zagle w drodze do Oostenda. W ogóle mialam wrazenie, ze wszystko coraz sprawniej nam wychodzi na zaglowcu. Nauczylismy sie dobrej organizacji i wszystko wydawalo sie juz latwe. Sniadanie jak zwykle zjedlismy juz po odbiciu od brzegu. Malo rozmawialismy. Tego dnia juz po sniadaniu przyszedl dla mnie jakis kryzys. Do tej pory czulam sie swietnie. Tylko czasem bylo mi nieco niedobrze. A jednak wreszcie i mnie dopadla choroba morska. Tego dnia byly wieksze fale, statek kolysal sie bardzo a ja zaczynalam czuc sie coraz gorzej. Wymiotowalam za burte, bo w srodku nie pozwalano tego robic nawet w toalecie. Po trochu odechciewalo mi sie tego calego rejsu. Na szczescie moja wachta byla wyrozumiala i dostalam pozwolenie abym sie polozyla. W kubryku przespalam sie az do 3:00 po poludniu. Inne osoby tez w trakcie rejsu w róznym stopniu mialy chorobe morska. Dziwilam sie, ze mnie to dopadlo dopiero teraz. A juz czulam sie bohaterka, która nic nie ruszy. Obiadu oczywiscie nie jadlam a i tak czulam sie coraz gorzej. Dopiero, kiedy moi przyjaciele namówili mnie na wyjscie na poklad i polozenie sie na nim, na swiezym powietrzu, okazalo sie, ze poczulam sie coraz lepiej. Mimo, iz mielismy o 4:00 po poludniu wachte, ze zrozumieniem zwolnili mnie z tego obowiazku. Kolacje tego dnia tez sobie darowalam, bo nie bylam pewna zoladka, jaka bedzie reakcja i czy mi sie nie pogorszy. Wczesnie polozylam sie, choc nie bylam senna. Zasnelam jednak, kojac ten niefortunny dzien. Pobudke mialam o 4:00 rano na kolejna wachte. Chcac, nie chcac, zwloklam sie z koi. Okazalo sie, ze wszystko jakos mi przeszlo. Zakonczylismy wachte o 8:00 w sama pore na sniadanie. Tym razem nieco sie posililam, choc bylam ostrozna, tylko cos skubnelam.
Czwartek 19 czerwca. O pierwszej byl alarm na wyruszenie. Po podniesieniu zagli wzielismy kierunek na Amsterdam, byl to nasz ostatni przystanek. Stamtad wracalismy juz autokarem do Polski. W drodze do Amsterdamu zjedlismy obiad. Czulam sie spowrotem swietnie. Po obiedzie niektórzy zaczeli robic porzadki i po trochu pakowac sie. Nasza wachta przypadla od 8:00 wieczorem do 12:00 w nocy. Dopiero po wachcie poszlismy spac, ale nie na dlugo, poniewaz juz o 1:00 w nocy musielismy wstawac. Z daleka widac bylo juz lad.
Nastepnego dnia, w piatek 20 czerwca mielismy jeszcze czas do 4:00 po poludniu. Byl to czas przeznaczony na pakowanie sie i pójscie na miasto po zakupy, które byly niezbedne na podróz autokarem. Rano wiele osób juz nie zjadlo sniadania, poniewaz wczesniej wyszli na miasto. Moja wachta tez wyszla z samego rana. Skorzystalismy z okazji, aby kupic i wyslac pocztówki do swoich znajomych. Pierwsza wyslalam tacie by mu podziekowac za tak mila niespodzianke. Poszlismy do miasta, aby poznac nieco Amsterdam. Po zwiedzaniu poszlismy do super marketu i zrobilismy zakupy na droge. Nie przejmowalam sie specjalnie zakupami, bo wiedzialam, ze droga nie bedzie taka dluga jak w tamta strone. Kupilam tylko: jogurt, jablka, krakersy i cos do picia. Mijalismy w drodze powrotnej kwiatowy bazar. Cóz za widok! Caly bazar byl obsypany kwiatami, nasionkami i cebulkami kwiatów do zasadzenia. Zreszta Holandia slynie z tego na calym swiecie. Podobaly mi sie typowe widoki holenderskie: kwiaty, wiatraki, kanaly wodne i mnóstwo ludzi jezdzacych na rowerach. Kiedy wrócilismy na statek, inne osoby z naszej wachty juz czkaly na nas. Szybko zabralismy bagaze i wsiedlismy do autokaru.
Milo wspominalam chwile na morzu, ale jednoczesnie cieszylam sie, ze wracam do domu. Jazda powrotna trwala okolo 20 godzin. Kolo godziny trzeciej po poludniu dotarlismy szczesliwie pod Sale Kongresowa Palacu Kultury i Nauki w Warszawie. Byla sobota 21 czerwca. Rozpakowalismy sprawnie bagaze i sprawdzilismy, zeby nic naszego nie zostalo. Przy pozegnaniu sie z grupa umówilismy sie wszyscy na spotkanie po rejsie. O terminie i miejscu spotkania w Warszawie miala powiadomic nas pani Joanna.
Po prawie dwóch tygodniach dostalam telefon od Pani Joasi, ze spotkanie odbedzie sie we wtorek godzinie 19:00 w Yacht Klubie Warszawskim przy ulicy Wal Miedzyszynski w restauracji �Róza Wiatrów�. Tam prawie wszyscy spotkalismy sie ponownie. Ogladalismy zdjecia wyswietlane z projektora na ekranie. Spiewalismy piosenki i wspominalismy chwile z rejsu. Teraz wiem, ze warto bylo jechac na taki rejs, bo zawsze mozna czegos sie nauczyc i na pewno niektóre przyjaznie zostana na dlugo.
Jezeli ktos chcialby spróbowac takiej przygody podaje kontakt do organizatora, naszego Adasia: akrupa@idea.net.pl
Ahoj! – Joasia Sochacka,szkola M. Kopernika
*
Spotkanie w Caritasie
Kiedy przyjechalem do Polski mialem wakacje. Wiec wujek Krzysztof Szybinski zaprosil mnie razem z siostra i mama do Caritasu niedaleko babci domu na Grochowie w Warszawie. Jest to miejsce, gdzie dzieci spotykaja sie po lekcjach z róznych szkól i klas. Mlodsze dzieci przychodza na 2:30 a strsze o 4:30. Najpierw odrabiaja lekcje. Pomagaja im panie, które tam pracuja. Po lekcjach dzieci razem sie bawia. Panie organizuja rózne zabawy. Potem jest modlitwa i dzieci robia jedzenie razem z opiekunkami. Po jedzeniu jest znów modlitwa w kole. Dzieci sie bardzo lubia i pomagaja sobie.
Kiedy my przyszlismy do Caritasu dzieci juz odrobily lekcje i moglismy wyswietlac dla nich slajdy z Arizony i opowiadac jak ona wyglada. Pokazalismy rózne zwierzeta, rosliny i ciekawe miejsca. Na slajdach pokazalismy rózne kaktusy, Sedone i Grand Canyon. Dzieci zadawaly tez pytania. Na mapie pokazywaly rózne kontynenty, bo to byla mapa swiata. Wujek Krzysztof opwiadal tez o swoim synu Kamilu, który wyjechal do USA na studia i zostal tam zabity.
Byla to wazna ciekawa lekcja dla dzieci. Slajdy pokazalismy dwa razy, dla dzieci mlodszych i starszych. Potem razem sie modlilismy. Zjedlismy wspólnie kolacje. Na koniec pomodlilismy sie w kole. Trzymajac sie za rece ja puscilem �iskierke�. Jest to taki zwyczaj, ze jedna osoba sciska reke drugiej osobie w kole a ta nastepnej. Taki uscisk biegnie dookola od osoby do drugiej i wraca do tej osoby, która puscila taka iskierke przyjazni. Bylo to bardzo mile spotkanie. Chetnie odwiedze jeszcze raz moich przyjaciól w Caritasie.
-Cezarek, szkola M. Kopernika

* * * * Od Wydawcy:
Mile widziana jest mlodziez w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen z otaczajacego zycia lub ze spedzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucic treme w pisaniu – pomozemy i poprawimy. Pamietajmy !!! � naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny jezyk potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie zyjemy. Bawmy sie razem! � to nasza mysl przewodnia.
Warto miec lacznosc z �Przystania�. Jest to droga �odchamiania sie�.
– Andrzej Sochacki

* * * * Kacik Wagabundy: c.d.
Wycieczka do Polski poza wizyta w TV-Polonia i wykladami na Wyzszych Uczelniach, urozmaicona byla spotkaniami z sympatykami dalekich podrózy w Krakowie, Warszawie, Slupsku, Nieporecie i w Hamburgu – Niemcy. Zobaczmy co inni pisza o tych spotkaniach
* * *
Superwagabunda w Stolecznym Klubie Tatrzanskim PTTK
Obecny sezon prelekcyjny w naszym klubie okazal sie, pomimo pewnych obaw, calkiem udany. A to za sprawa naszych gosci. Na przelomie stycznia i lutego odwiedzil nasz kraj, Andrzej Sochacki, superwagabunda z dalekich antypodów.
Mamy zwyczaj, aby w jednym sezonie nie powtarzac prelegenta, ale tym razem nie bylo zgodnosci co do tematu, a takiego goscia nielatwo przeciez wypuscic. No i udalo sie pogodzic zwolenników harleya i yachtu w dwa kolejne czwartki. Byly to bardzo interesujace spotkania, choc niektórzy koledzy byli zaskoczeni. Nie mialy one bowiem charakteru reportazu, do czego raczej jestesmy przyzwyczajeni, ale ukazywaly zwariowanego czlowieka, który potrafi wszystko rzucic i ruszyc przed siebie, ot tak, po prostu z wytyczonym celem przez siebie i pojechac w swiat. W swiat, … dookola i zakonczyc sukcesem.
Okazalo sie, ze Andrzej jest postacia niezwykle popularna. Przyszla liczna grupa jego sympatyków reprezentujacych inne, ciekawe srodowiska. Nie watpie, ze wsród nich, znalazlyby sie osoby, które tez moglyby nam cos ciekawego opowiedziec. Osobiscie nie jestem zwolenniczka motocykla, a subkultura harleyowska jest sama w sobie egzotyczna. Andrzej przyblizyl nam ten swiat, który, choc obcy, skupia jednak ludzi zadnych przygód. My przeciez dlatego po górach chodzimy. Dlatego tez niektórych gna na morze, innych na jachcie o czym tez tak barwnie nam Andrzej przedstawil. Szkoda tylko, ze szczuplosc czasu nie pozwolila na przekazanie jego wrazen w pelni, ale na to nie starczyloby pewnie i kilku spotkan.
Mam wiec nadzieje, ze kiedys jeszcze bedziemy mogli goscic go w naszym klubie. Na razie zyczymy mu dalszych podrózy i mnóstwa ciekawych przygód oraz szczescia, które z róznych opresji pomaga sie wydostac. Bedziemy na spotkanie z takim ciekawym gosciem czekac.
-Joanna Konopska
* * * * Kacik Gosci:
Andrzej, wielkie brawa dla Ciebie, ze stworzyles niezalezny kacik dla przybylych z daleka. – Wieslaw Ochocki

* * * * Kacik poetycki:
Ostanie Slowo
Chcialby dodac slowo, tylko jedno wiecej,
nie zdazyl, i odszedl czym predzej
odszedl od nas, do swiezego grobu.
Czy odszedl na zawsze z naszego globu?
Sekret pojawil sie odwieczny,
jak w dzien przedswiateczny
bez odpowiedzi -pytanie?
W milczeniu odpowiedz, w ciszy-roztanie.
Cisza – glebia nocy.
Rozkosz! Ogromnej Mocy-
odbiera mowe, zabiera ducha-
Hej Ty? Cicho! Posluchaj!
Przestan juz gadac!
Cisza,… Teraz Echo odpowiada.
Podarowal – zycie i w pamieci bliskich
w mysli i slowem jednoczyl wszystkich.
Potrzeba – ulegla zmianie…
Czy tak ma byc, czy tak pozostanie?
Wieslaw Ochocki 12.19.12.13.13 ( 2005/04/08)

* * * * Horoskop Galijski cd.
WIERZBA ( 1 III � 10 III i 3 IX � 12 IX )
Kobiety sa melancholijne, delikatne, nieco tajemnicze, niewielkiej urody, ale romantyczne, cenia poezje. Maja sklonnosci do �cierpien milosnych� i jesli sie nawet skarza z tego powodu, to jest to wkalkulowane w ich linie postepowania. Sa jednak pracowitymi, dobrymi zonami i matkami. Maja przewaznie liczna rodzine, która wspieraja opieka, rada i pomoca! Mezczyzni odznaczaja sie pilnoscia, despotycznym charaktrem, przekonaniem o nieomylnosci i zmyslem syntezy. Maja wiele wyobrazni, ale i uporu. Chcieliby wszystko urzadzic po swojemu, gdyz sa przekonani o wlasnej odrebnosci. Nie godza sie na zadne kompromisy, a jesli juz ustepuja, to musza odniesc z tego korzysc. Nalezy jednak podkreslic, ze dzielnie poczynaja sobie z przeciwnosciami losu i umieja pokonywac pietrzace sie trudnosci, by zapewnic lepszy byt w rodzinie.
LIPA (11 III � 20 III i 13 IX � 22 IX )
Egzaltowani i pobudliwi, szybko wpadaja w gniew, ale równie szybko podaja dlon do zgody. Podatni na pochlebstwa, niestali w uczuciach, ale dyskretni, chetnie sluchaja zwierzen. Obcowanie z �Lipami� daje poczucie psychicznego komfortu i bezpieczenstwa. Lubia wygode, ale moga zadowolic sie skromnymi warunkami, byle tylko czuc bylo atmosfere domu. Maja wiele osobistego uroku i swietnie umieja go wykorzystywac. Sa towarzyscy, daza do zdobycia sukcesów, odznaczaja sie inteligencja techniczna. Pomyslowi, z wielkim darem obserwacji, �uwielbiaja� szczescie, które samo przychodzi. Nie mozna zbytnio na nich polegac. Równowage uzyskuja w malzenstwie, ale tylko wówczas, gdy trafia na partnera oddanego, umiejacego wybaczac i wiele zrozumiec. cdn.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
* * W dniu 13 sierpnia, w sobote � bawimy sie na plazy w Meksyku nad Morzem Corteza
* * W dniu 12 listopada spotkanie w Centrum Wagabundy z bohaterem II Wojny Swiatowej, weteranem walki o niepodleglosc � majorem Zygmuntem Blazejewiczem.
Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywaja sie cyklicznie (luty, maj, sierpien, listopad) w najblizsza sobote srodka miesiaca o godz. 19:00. Przynosimy z soba co kto lubi, jak zwykle. Informacje: 602-244 1293
Czujcie sie Wszyscy zaproszeni na spotkania.

O G L O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap! W Centrum Wagabundy jest okazja nabyc wartosciowe wydanie ksiazki-albumu ze zdjeciami na kredowym papierze pt. �Szesc podrózy dookola swiata� � Andrzeja Sochackiego.
* Juz nie ukazuje sie gazeta – �EuroArizona�, wielka szkoda
* Ciekawy program polskiego radia na zywo pt.: �WIECZÓR z RADIEM�, przestal istniec, wielka kulturalna strata.
* �od A do Z� � nowy tygodnik informacyjno-reklamowy ukazujuje sie w Phoenixie. Gratulacje dla wydawcy!
* * * Chcesz dluzej cieszyc sie zdrowiem, wyjsc z kompleksu choroby pij
-�ALVEO� – kanadyjski pitny srodek z 26 ziól. Wystrzegaj sie jak mozesz chemii dostarczanej na recepte tak czesto organizmowi.
* * * Chcesz zyc z daleka od lekarzy pij – produkt antyoxydantalny mineralno � witaminowy w walce z komurkami rakowymi produkcji firmy �VeMMA�.
Informacje i produkty zdrowia czekaja na Was w Centrum Wagabundy.
-z pozdrowieniami Zespół

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 020

Władysław Grodecki

WŁADYSŁAW  GRODECKI – (syn rolnika, ur. 27 maja 1942 r. w Brzeźnicy Dębickiej, ma 182 cm wzrostu), mgr inż. kartograf, przewodnik I-ej kl. Po Krakowie i Małopolsce, organizator i uczestnik kilku wypraw dookoła świata. Wedruje po swiecie od 30 lat; odwiedzil wszystkie kontynenty (poza Antarktyda).

Podróże zagraniczne z plecakiem rozpoczął w 1972 roku. Pierwszym dalszym krajem zwiedzonym był Egipt a w 1974 – Indie, później praca zawodowa w Libii.  Po roku 1976 zwiedził niemalże całą Europę.  W 1992 odbył samotnie pierwszą podróż dookoła świata w cięgu 18 miesięcy. W 1997 r. odbył przez 6 miesiecy II-gą podróż przez Azję, Afrykę i Europę.

Obecnie jest na trasie III-ciej podróży samotnej dookoła świata, którą rozpoczął 25 maja 2002 w Nowym Jorku. Mieliśmy okazję gościć Władka w przystani-„Centrum Wagabundy” – Andrzeja  Sochackiego. W Phoenix  spotkał się kilkakrotnie z Polonią podczas prelekcji i wywiadów dla prasy i radia. Cechą rozpoznawczą Władka jest długa broda i plecak.

Nadmienił, że jego namiętnością, której zwalczyć nie chce i nie może, gdyż wiąże się ona z instynktem walki i poznawania, jest wędrowanie. Święty Augustyn powiedział: Świat to wielka księga. Ten co nie podróżuje, to jakby czytał tylko jedną stronę tej księgi. Samotne wędrowanie nastręcza wiele kłopotów i jest ogromnie ryzykowne. W plecaku trzeba mieć tylko tyle, ile można unieść, a jednocześnie to, co jest niezbędne do życia i pracy: kocher, namiot, śpiwór, ubrania na zmiane, notatki, książki, przewodniki, aparat fotograficzny. Do wyprawy trzeba też przygotować się teoretycznie – ustalić trasę, zgromadzić adresy, wysłać dziesiątki listów. Ważnym problemem jest zdobycie pieniędzy na podróż i zabezpieczenie rodziny pozostającej w kraju. Jednym z ważniejszych punktów wędrowania – obok przygodowego i poznawczego charakteru – są spotkania z Polonią i wizyty w miejscach związanych z dziejami naszego narodu.

Celem wypraw jest: -odkrywanie nieznanych śladów polskich emigrantów za oceanem i na wyspach Pacyfiku, -promocja Polski; polskiej kultury, nauki i osiągnięć technicznych w najdalszych zakątkach świata, -aspekt poznawczy, „lepiej raz zobaczyć niż sto razy usłyszeć”, -każda wyprawa jest znakomitą okazją by spojrzeć na Polskę z oddali i na świat z bliska… .

10  przykazań wędrowca według Władka Grodeckiego:

1. Być młodym bez względu na wiek.

2. Mieć marzenia.

3. Być odważnym, zdeterminowanym.

4. Być uczciwym, koleżeńskim, przyjaznym.

5. Posiadać jak najwięcej umiejętności – nie tylko językowych.

6. Mieć czas, trochę pieniędzy i trochę przyjaciół w świecie.

7. Dbać o sprawy ducha i zachować dystans do codzienności.

8. Perfekcyjnie przygotować wyprawę, inaczej to czas zmarnowany.

9. Chcieć żyć, czyli opanować sztukę przetrwania w trudnych, nawet ekstremalnych sytuacjach.

10. Nosić brodę.

– Nie szukam sposorów – mówi. –Raczej ludzi życzliwych, którzy zechcą otworzyć mi drzwi, wskazać miejsce przy stole. O jedno łóżko też zawsze łatwiej. Dlatego lubię wędrować po świecie sam. Być wśród tych, którzy mówią innym językiem, hołdują innym zwyczajom; pracuję wraz z nimi, gotuję im – to w ramach podzięki za gościnność.

Kilka wybranych pytań zadawanych po drodze Władkowi przez dziennikarzy podczas wywiadów:

Jakie to uczucie zdobywać świat, i to aż tyle razy?

– Satysfakcja jest ogromna u kresu wyprawy i strach, gdy się rusza. Gdyby go nie było, znaczyłoby to, że jestem nie ostrożny. Trzeba bać się momentów samozadowolenia. Kiedy jesteśmy pewni zbyt siebie, przestajemy być ostrożni, a kiedy się idzie, należy zawsze oglądać się za siebie.

Maszeruje Pan?

– Nie, mi chodzi o to, aby przemierzać przestrzeń, niekoniecznie pieszo. Nazywam to podróżowaniem w warunkach ekstremalnych. Jest to sztuka przetrwania.

Nikt nie chce sponsortować podróżnika? Przecież rozpisuje się o Panu prasa…

– Pieniądze dała mi tylko jedna instytucja -250 dolarów na 13 miesięczną wyprawę, ale i za to jestem jej wdzięczny. Pieniądze obiecywało mi wiele osób, ale na obietnicach się skończyło. Wysyłam pisma do wielu firm i mam choć tyle szczęścia, że zwykle dostaję odpowiedź. Odmowną, ale na papierze firmowym i z podpisem prezesa. Reguła jest, że tego typu listy od razu wyrzuca się w wielkich przedsiębiorstwach do kosza. Jest tego za dużo.

Gdzie Pan sypia?

– W trasie korzystam z gościnności miejscowych. Zatrzymuję się u misjonarzy. Jest jeszcze elitarna instytucja Serwas, zrzeszajaca podroznikow. Zawsze znajdzie sie miejsce na campingach. Sa one alternatywa w miejscach, gdzie nie ma schronisk – na przyklad w malych krajach europejskicj, jak Slowenia.

Za kazdym razem udaje sie znalezc bezpieczne schronienie?

– Nie. Czesto nocuje na dziko. Gdzies tam w szczerym polu rozbijam namiot, choc jest to niebezpieczne. Wole jednak wszystko za wczasu zaplanowac, zorganizowac. Nie da sie objechac swiata bez pieniedzy, I do tego w ciemno.

Zdarzalo sie Panu nocowac na lotnisku?

– Wole wygodniejsze kwatery, ale gdy laduje o osmej wieczorem, nie ryzykuje podrozy na miasto. Zostaje. Przewaznie przylatuje sie do obcego kraju u na lotnisku nie ma nikogo blizszego.

Jak radzi Pan sobie za aklimatyzacja?

– Poniewaz strefy klimatyczne zmieniam powoli, odbywa sie to dosyc plynnie. Najwiekszy problem mam z przeskakiwaniem stref klimatycznych i kulturowych, kiedy kraj, tak jak USA, jest wielki jak kontynent. Aklimatyzacja to nie tylko kwestia pogody, ale jezyka, kultury i kuchni.

Nie unika Pan kontaktow z dziennikarzami…

– Uwazam, ze wywiady sa potrzebne. Uwazam, ze warto uswiadomic swiatu, ze sa jeszcze prawdziwi podroznicy. Ci, o ktorych pisze „National Geographic”, to bardziej wyczynowcy, sportowcy, monitorowani z powietrza przez helikoptery i mogacy liczyc na natychmiastowa pomoc. Takim wyczynowcem jest na przyklad Marek Kaminski, blednie okreslany mianem podroznika. Gazety pisza wylacznie o takich ludziach jak Marek, pomijajac wedrowcow-ryzykantow, ktorzy w swoje wyprawy udaja sie bez pieniedzy i zabezpieczen.

Podrozowanie wiaze sie z wieloma niebezpieczenstwami. Na drodze spotyka Pan niebezpieczne zwierzeta, takie jak pajaki i weze. Nie boi sie Pan?

– Boje sie. Amazonia na przyklad slusznie zostala nazwana „zielonym pieklem”. Jest tam cale mnostwo jadowitych insektow. Wystarczy lekko sie skaleczyc, a nie wiadomo kiedy przylatuja owady i skladaja w ranie jajka. Za dwa, trzy dni wylegaja sie larwy, ktore potem wyciska sie z ciala. W Amazonii czycha na podroznika wiele niebezpieczenstw. Jest mnostwo wezy, rarantule, jadowite slimaki, a takze rosliny, ktore po dotknieciu wywoluja grozny obrzek. Ponadto kazdy narod ma swoje sposoby zabijania. Taka wyprawa to zupelnie co innego niz wycieczka turysty z przewodnikiem i oplaconymi wygodami. Wszystko to wyglada dramatycznie, ale jak widac, mozna przezyc.

Co jest szczegolnego w takim niekonwencjonalnym i nielatwym sposobie zycia? Co daja podroze?

– Beduini – mieszkancy otwartych przestrzeni – sprowadzili zycie do bardzo prostej reguly: „to, co na grzbiecie osla czy wielblada da sie umiescic, to musi wystarczyc: troche picia, troche jedzenia i namiot”. Twierdza – iscprzez pustynie, to znaczy zwyciezac”! Ich zycie to nieustanna walka z wysoka i niska temperatura, ulewa, burza pylowa i burza piaszczysta, z glodem, pragnieniem, z dzikimi zwierzetami, zmeczeniem, znuzeniem, przestrzenia…”

Zycie podroznika jest podobne do zycia nomadow i wiaze sie z ogromnym niebezpieczenstwem i niewygodami. Dlugie samotne wyprawy, wiele nocy w autobusach, pociagach, poczekalniach i pod golym niebem. To dni spedzone a zapierajacych dech upale, w zimnie i w deszczu, to miesiace wsrod ludzi o odmiennym kolorze skory, mowiacych niezrozumialym jezykiem, wyznajacych inna religie i inna kulture. Czestym towarzyszem wedrowki jest glod, pragnienie, zmeczenie, strach i samotnosc. Codziennie ucze sie wrazliwosci na niedole innych ludzi, ucze sie skromnosci, ciszy wewnetrznej, pokory i pewnego dystansu do spraw, ktore nam w zyciu towarzysza.

Czy kazdy moze podrozowac? Jakie cechy powinien posiadac wedrowiec?

– W zyciu powinien byc czas na wszystko, glownie na to, by otrzymane od losu talenty w pelni wykorzystac, a nawet je pomnozyc. Mlodosc to krotki okres beztroskiej zabawy, roznych przyjemnosci, milosci, ale rowniez i nauki. Podroznik musi byc silny i zdrowy, a wiec trzeba uprawiac sport, odrzucic papierosy, narkoptyki, prowadzic regularny i higieniczny tryb zycia. Gdy mamy kilkanascie lat, nie znamy jeszcze w pelni ceny zycia, mniej jest zimnej kalkulacji, wiecej fantazji, marzen… Czym byloby zycie bez marzen? To skrzydla, ktorych sila napedowa jest rzetelna wiedza, rozne umiejetnosci, latwosc nawiazywania kontaktow, odwaga, zyczliwosc, umiejetnosc zachowania „imnej krwi”, zalaszcza w sytuacjach ekstremalnych.

Jesli te mlodziencze cechy potrafimy zachowac przez wiele lat, jesli urodzilismy sie „pod szczesliwa gwiazda” to nawet tak trudne przedsiewziecie jak wyprawa dookola swiata moze stac sie dla kazdego realna! Aha! Dobrze tez miec brode, wygodne buty i niezaleznie od wieku byc zawsze mlodym!

I tego zycze, Wam.

-zebral  Jedrek

Posted in Ciekawi podróżnicy | Comments Off on Władysław Grodecki

Przystań 019

Nr 019, Kwiecień 2005r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

KAROL WOJTYŁA

(18/05/1920 02/04/2005 godz. 21:37)

Smutek wszystkich ogarnal. Trudno w to uwierzyc, ze nie ma Go wsrd nas. Modlil sie caly swiat bez wzgledu na wyznania religijne gdy slyszal komunikaty o pogarszajacym sie zdrowiu. Odszedl od nas cialem nasz Mesjasz Jan Pawel II (Papiez drugiego i trzeciego tysiaclecia) a dusza zostanie do konca zycia z nami. Czlowiek, ktry stal sie watkiem i osnowa historii ludzkosci. Ten, ktry wyznaczyl dzieje swiata.

Bylem przekonany, ze gdy wszyscy na swiecie sie modla z zyczeniami zdrowia, to zadziala jakas sila nadzwyczajna telepatycznie, ktra podtrzyma naszego rodaka jeszcze przez nastepnych kilka dni przy zdrowiu by sprawic tym samym radosc nam wszystkim w tych ostatnich chwilach zmagania sie sie z choroba a tym samym smutek dla opozycjonistw, ktrzy ujawnili sie nie raz podczas pontyfikatu.

KOCHANY OJCZE SWIETY DRUGIEGO TAKIEGO NIE MA, NIE BYLO I NIE BEDZIE. JESTES JEDYNYM PAPIEZEM POLAKIEM !!!

* * *

Przedstawimy w podsumowaniu dla zapamietania kilka liczb zwiazanych z papiezem jak i z nasza religia.

Niezwykla 13

– Dzien zgonu Papieza: 2/04/2005,numerologiczne:2+4+2+5= 13

– Godzina smierci: 21:37czyli 2+1+3+7= 13

– Dzien urodzin Papieza: 18/05/1920 czyli 1+8+5+1+9+2= 26,

podzielic przez dwa = 13

– Trwanie pontyfikatu 26 lat i 5 miesiecy czyli 2+6+5= 13

– Ilosci dni pontyfikatu: 9301 9+3+1= 13

– Karol Wojtyla wybrany papiezem majac 58 lat czyli 5+8= 13

– Wiek Papieza: 85 8+5= 13

– Ksiazka Apokalipsy jest 13 w Pismie Swietym

– Jan Pawel II byl 256 Papiezem 2+5+6= 13

– Zamach na Jego zycie bylo w maju dnia 13

– Pierwsza wizyta w historii w synagodze – 13 kwietnia

– Smierc siostry Lucji z Fatimy 13 lutego

– Wszystkie objawienia fatimskie 13 dnia miesiaca

– Powrt ze szpitala do Watykanu 13 marca

– ostatni wpis w testamencie 17/03/2000 czyli 1+7+3+2= 13

W liczbie 13 jest oddzialywanie naturalnego Prawa Czasu w zyciu, w niej tkwi najpotezniejsza sila transformacji, jest nazwana BOSKIM CZYNNIKIEM albo liczba PRZEZNACZENIA.

Jan Pawel II byl ustawicznie konfrontowany z Niewidzialna Moca Trzynastki, dysponowal zdolnoscia postrzegania ponadzmyslowego. Widzial tu-i-tam, stad tak doskonaly wzrok w wieku 84 lat.

* * *

Koscil Ktolicki w liczbach

* Katolicy stanowia 17 % = 1,086 mld ludnosci swiata = 6 314 000 000 w dniu rozpoczynajacego konklawe 18 kwietnia 2005r. Kiedy Jan Pawel II rozpoczynal pontyfikat koscl liczyl 749 milionw wiernych. * Polowa katolikw zyje na kontynencie amerykanskim = 49.8%, 25.8% w Europie, 13.2% w Afryce, 10.4% w Azji i 8% w Oceanii. *Najwiekszy przyrost wiernych notuje sie w Afryce (+4.5%), w Azji (2.2%), Oceanii (1.3%), Ameryce (1.2%), w Europie panuje stagnacja. * W 2001r. katolicy stanowili: -86.85 ludnosci Ameryki Poludniowej, -66.47% Ameryki Srodkowej, -39.96% Europy, -24.41% Ameryki Plnocnej, -26.81% oceanii, – 16.77% Afryki. * -Katolikw na 100 mieszkancw Ziemii przypada 17.2% (17.75% poczatek pontyfikatu JPII), -Kardynalw 183 w tym 66 emerytowanych (132, 22), -Biskupw 4 599 (3 650), -Kaplanw 405 450 (416 329), -Seminarzystw 112 373 (202723), -Parafii 216 736 (202 723), -Chrztw swietych 17 355 643 (16 979 094), -Slubw 3 362 680 (4 125 264), -Rozwodw koscielnych 11 740 (51 281).

* * *

Mialem szczescie spotkac sie osobiscie z Ojcem Swietym dwa razy, raz podczas wyprawy dookola swiata garbusem, drugi raz po zakonczeniu rejsu dookola swiata pod zaglami. Trzeci raz podczas odbywania motocyklem wyprawy swiatowej mialem zarezerwowana prywatna audiencje lecz ze zdrowotnych przyczyn pogarszajacego sie zdrowia papieza musialem zrezygnowac z czekania; czas i pogoda poganialy mnie. Niech jeszcze raz podziele sie ze wszystkimi tym wielkim przezyciem – niezapomnianym pierwszym spotkaniem, kiedy zbiegly sie przypadkowo dwie rocznice, nasz Papiez konczyl pierwszy rok pontyfikatu a ja konczylem pierwsza wyprawe dookola swiata.

Z DZIENNIKA PODRZY Andrzeja Sochackiego:

SAMOCHODEM PRYSZCZEM DOOKOLA SWIATA
SPOTKANIE Z PAPIEZEM

Rzym, sroda 20 czerwca 1979 roku.

Do Watykanu coraz blizej

Z Monte Casino po zlozeniu holdu poleglym zolnierzom na cmentarzu polskim pojechalem na plnoc Wloch. Nie jechalem drogami sredniej jakosci, aby taniej, tak jak zwykle to robilem, lecz pojechalem autostradami. Tymi drogami, choc platnymi jezdzi sie znacznie szybciej i bezpieczniej. Jest jakis porzadek jazdy. Zalezalo mi na czasie w tym dniu, by dostac sie jak najszybciej do Watykanu.

Przeciez dzis jest srodowe spotkanie z papiezem. Ciekawy jestem jak ono przebiega.Daleko jeszcze do centrum a ulice przedmiescia Rzymu sa zatloczone ruchliwe w wariackim tempie. Znalazl sie jakis przypadkowy mlodzieniec, ktrego zaciekawil kolorowo wygladajacy Pryszcz i poprowadzil mnie swoim Fiatem w okolice Watykanu. Nadrobilem troche czasu w ten sposb jadac za nim jak za piratem drogowym po wariacku lamiac przepisy. Z dusza na ramieniu, zeby go nie zgubic, wyrabialem sie jak moglem tym sfatygowanym juz podrza, obladowanym samochodem. Ale, udalo sie!

Azja tez jest zatloczona, nawet bardziej, tak jak na chodnikach jak i na ulicach, ale z ruchem kolowym duzo wolniejszym. Istnieje inne ryzyko jazdy. Tam trzeba bylo uwazac, zeby kogos nie potracic idacego na slepo przed siebie po ulicy. Tu w Rzymie niebezpieczenstwo czyha przez brawure kierowcw. Wszyscy jada na styk wierzac bardziej swojej intuicji niz umiejetnosciom. Tak to wyczulem. Juz widze kierunkowskaz na Plac Sw. Piotra. Od tego momentu pojechalem sam, wolniej duzo, w tym diabelskim ruchu.

JUZ NA MIEJSCU, WRESZCIE W WATYKANIE

Mialem trudnosc w znalezieniu parkingu. Nie spodziewalem sie, ze tyle tlumu zobacze jeszcze dzis na placu przed Bazylika Sw. Piotra. Stojac na obwodzie pomiedzy kolumnami, zdazylem jeszcze zobaczyc jak papiez odbywa runde na samochodzie wsrd wiernych i ciekawych turystw przybylych z bliska i daleka.

Widok niesamowity! Nie do wiary!

Przeciez widze juz Papieza, choc ledwo, ledwo daleko od siebie, Jak kropke na mapie i juz sie dusza raduje. Przyjechalem tu z nadzieja uzyskania audiencji. Gdy zobaczylem dziesiatki tysiecy ludzi, pomyslalem sobie, kazdy ma takie zyczenie, choc dotknac raz w zyciu Jego Najwyzsza Eminencje.

Sprbuje uzyskac audiencje! Wyruszylem z takim zalozeniem przeciez w swiat. Duzo przyjacil zyczylo mi powodzenia w uzyskaniu spotkania. Sporo mwilo, ze skonczy sie tylko na marzeniu. Nie jednemu to nie wyszlo a chcialo sie spotkac osobiscie z Papiezem podczas pielgrzymki do Rzymu. Inni mwili, ze gdzie ja sie pcham. Cwaniak z niego, itp.

Zakwaterowanie daleko od centrum

Zatrzymalem sie na kempingu, poza Rzymem – miastem lezacym nad Tybrem. Tam zainteresowal sie mna jak i Pryszczem ksiadz, koordynator wycieczek z Polski, Kazimierz Przydatek. Serdeczny, niezmordowany czlowiek dla uslug wszystkich pielgrzymw. Po wysluchaniu mojej intencji, zrozumial mj aspekt podrzy dookola swiata. Przyrzekl mi pomoc w utorowaniu drogi w celu osobistego spotkania sie z papiezem.

Najpierw sprawdzil w archiwum watykanskim by stwierdzic, ze gdy papiez przyjmie mnie na audiencje prywatna to:

– bede pierwszym, nie tylko Polakiem ale w ogle pierwszym pielgrzymem zmotoryzowanym, ktremu papiez udzieli prywatnego blogoslawienstwa,

– bede pierwszym pielgrzymem, ktry przejechal solo najwiecej kilometrw (okolo 65 tys.) w drodze z domu do Watykanu, przez najwieksza ilosc kontynentw,

– bede pierwszym pielgrzymem, ktry przybyl solo przez najwieksza ilosc krajw w drodze do Swiatyni Piotrowej (32 panstwa),

– itd., itd., tych pierwszych razw znalazlo sie jeszcze wiecej.

Te informacje ojciec Kazimierz opublikowal w prasie wloskiej i watykanskiej. Ukazala sie tez wiadomosc w radio i T.V. o mojej podrzy i czekaniu na spotkanie z papiezem. Na specjalnym pismie-petycji do papieza o. Kazimierz zebral kilka popierajacych moja prosbe podpisw dostojnikw koscielnych, wsrd nich: – ks. Kardynala Wladyslawa Rubina, – ks. Biskupa Szczepana Wesolego i innych ksiezy biskupw z Polski bedacych z wizyta robocza tego czasu w Watykanie.

Przyjechal ks. Kazimierz jak zwykle, kazdego dnia, na kamping do swoich pielgrzymw. Zakomunikowal mi przy okazji, ze list jest juz w sekretariacie papieskim. Kiedy dojdzie do spotkania nie wie jeszcze, ale dojdzie, dodal z pewnoscia.

Na sama juz wiadomosc, ze dojdzie, ucieszylem sie.

Dni czekania na audiencje papieska wykorzystalem na odswiezenie i reperacje Pryszcza, uzupelnienie nalepek oddartych i nalepienie swiezych. Odkupilem kilka konserw od turystw z Polski na dalsza droge. Uzupelnilem kilka wiz brakujacych w dokumencie podrzy na droge do Niemiec. Jeszcze brakuje mi tylko wizy szwajcarskiej. Placwka ta nie uznala tego dokumentu jako przejazd tranzytowy, wymagaja paszportu. Postanowilem zaryzykowac jazde bez wizy wjazdowej. Juz nie raz wjezdzalem do krajw bez wizy podczas tej wielkiej wyprawy. I teraz sprbuje.

W niedziele w kilkuosobowej grupie wybralismy sie do kosciola Sw. Stanislawa. Stojacy przy mnie Bogdan rozplakal sie, gdy slyszal glos piosenki: … Ojczyzne wolna racz nam oddac Panie… itd.

Byl jednym z wielu, ktrzy wyrwali sie z Polski na wycieczke z mysla pozostania na zachodzie. Byla to dla wielu jedyna okazja. Jak mi mwil, to nie wierzyl, ze mozna byc Polakiem poza Polska: Jak ty Andrzej wracasz styrany ze swiata, rozslawiasz imie Polski za swoje pieniadze a wjechac do niej nie mozesz? Zebym sie tu nie wyrwal, to nie wiedzialbym nawet, ze taki Polak istnieje na swiecie. Nikt nie wie w Polsce o tobie, o twoich wyczynach w ogle jest glucho.

Przyjdzie jeszcze czas, ze sie jeszcze wszyscy dowiedza, odpowiedzialem.

W poniedzialek, na drugi dzien, Bogdan pojechal do polskiego konsulatu i wycyganil olbrzymia flage narodowa. Doszylismy orzelka w koronie i zamocowal ja wysoko nad namiotami.

Powiewa teraz polski znak zwracajac uwage wszystkich przebywajacych na kempingu i tych nowych, co wjezdzaja. Z dnia na dzien przybywa wieksza ilosc namiotw w tym miejscu. Polska atmosfera pachnie wokolo. Wszyscy czuja sie bardziej swojo. Jest to zacheta na pewno dla wielu, by pozostac i nie wracac.

NIEZAPOMNIANY DZIEN W MOIM ZYCIU

Watykan City, sroda, 27 czerwca 1979 roku.

Jak w kazdy dzien, tak i dzis z rana pojechalem do Rzymu zalatwic rzne sprawy zwiazane z planem podrzy. Zaparkowalem jak zwykle, z boku Placu Sw. Piotra. Kiedy przyszedlem do samochodu po poludniu okolo 16-tej, jeden Polak podszedl i powiedzial, ze mam czekac na ksiedza Przydatka. Zabrzmialo to bardzo ciekawie, wiec czekam. Wyjadam resztki owocw i odpoczywam sobie po schodzeniu miasta. Czyzbym mial nadzieje zobaczyc sie z Papiezem juz wkrtce? Wiem, ze ludzie czekaja na audiencje czasami tygodniami. A jakie ja mam szanse? pomyslalem sobie.

Po jakims czasie podjechal mala Toyota ks. Kazimierz i nie wychodzac z samochodu powiedzial krtko: jedz za mna Andrzeju! Spieszyl sie jak nigdy. To ja jade, nie pytajac gdzie i po co. Mijamy jakas brame, przy ktrej stoi gwardia papieska, pzniej druga warte. Ks. Kazimierz pokazuje im jakis papier przepustke. Jeszcze trzecia bramke, na ktrej spisuja moje numery rejestracyjne. Czyzbym jechal na spotkanie z papiezem? Juz, teraz, tak nagle? Az nie moge w to uwierzyc.

Podchodzi do mnie straznik i mwi Welcome z usmiechem. Dluga droga do tego spotkania wydaje mi sie. Jedziemy dalej. Zakret i wjezdzamy na dziedziniec wielki z tylu bazyliki Sw. Piotra. Zatrzymujemy sie. Ja nie wychodze z samochodu. Ks. Kazimierz rozmawia z jakims straznikiem porzadkowym. Wskazuja rekoma na jakies miejsce, cos ustalaja. Podjezdzamy blizej srodka placu. Znw postj. Czekam. Robi sie ruch na dziedzincu. Samochody rozjezdzaja sie w rznych kierunkach dalej parkujac na placu. Pewne miejsce pustoszeje, jakby dla mojego Pryszcza.

Zgadlem! Tak, dla Pryszcza. Mam polecenie stanac w odpowiednim miejscu i pozycji. Ustawilem sie zgodnie ze wskazwkami. Zobaczylem znak O.K.. Zgasilem silnik. Odetchnalem sobie. Wyszedlem z samochodu spocony. Ks. Kazimierz poinstruowal mnie, co do spotkania z papiezem. Skad i w ktrym kierunku bedzie jechal, w ktrym miejscu nastapi spotkanie. Powiedzial, ze mam sporo czasu na przygotowanie sie, zebym byl rozluzniony podczas spotkania, ze on bedzie razem ze mna. Zostawil mnie samego. Sam pojechal cos zalatwiac jeszcze.

Juz minuty dziela od spotkania.

Nie do wiary! To juz dzis? Za kilkadziesiat minut nastapi fakt autentyczny. Spotkanie z papiezem! Moje marzenie. Marzenie milionw ludzi. Do tej pory przez okres przeszlo rocznego podrzowania, to spotkanie bylo tylko w moich myslach. A tu nie sen. Nie do wiary!

Szybko wyszukalem w torbie moja ulubiona koszulke, w ktrej podrzowalem. Byla to koszulka z duzym emblematem polskim i orzelkiem w koronie na piersi. Tu nadmienie, ze orzelkowi korone moja matka przyszyla zlotymi nicmi przed wyjazdem, zegnajac mnie w Nowym Jorku. Przyjechala do mnie, po wielu odmowach otrzymania paszportu w kraju. Wzieto mnie za uciekiniera z Polski. Przyjechala, by udzielic mi specjalnego blogoslawienstwa rodzinnego przed pierwsza wielka podrza po swiecie, w nieznane. To bylo dla niej wielkim przezyciem. Powiedziala, ze bedzie modlila sie za mnie.

W tym okresie, panoszacego sie komunizmu w Polsce, orzelek widnial bez korony na panstwowych emblematach. Byly to czasy Zelaznej Kurtyny. Nie do pomyslenia bylo propagowanie orla w koronie jako polskiego symbolu. Czlowiek stawal sie od razu wrogiem swojego kraju.

Mnie to nie dotyczylo. Jechalem przeciez przez swiat bez polskiego paszportu. Odebrano go przez polskie wladze konsularne w Nowym Jorku. Bylem reprezentantem Polonii Amerykanskiej i wszystkich Polakw rozsianych po swiecie, nie mogacych wrcic swobodnie do swojej ojczyzny, za ktrej wolnosc walczyli. Pojechalem w swiat jako Polak, lecz nie jako reprezentant Polski. Kraj mojego urodzenia odrzucil mnie w momencie prosby wydania paszportu na wyprawe solowa dookola swiata, wyprawe mojego zycia. Chcialem dodac rozglosu w swiecie swojej ojczyznie. Nie wyszlo przez kaprys konsula.

Zjawil sie ks. Kazimierz. Zaparkowal samochd daleko.

Policja watykanska nie pozwolila parkowac nikomu w poblizu Pryszcza, ktry w samotnosci stal na placu i czekal na wielkie wydarzenie razem ze mna. Nawet przybyli dziennikarze i fotoreporterzy nie mogli podejsc blizej. Cala ich grupa stala kilkadziesiat metrw z boku pilnowana przez policjanta. Oni tez czekali na niecodzienne spotkanie z Papiezem. Inni pracownicy Watykanu stojac daleko wypatrywali z ciekawosci i czekali na spotkanie.

Ostatnie minuty.

Jeszcze kilka minut, oznajmil mi ks. Kazimierz. Od tej pory zaczalem sie denerwowac. Obawialem sie wszystkiego. Jak to wszystko wypadnie? O czym bedzie rozmowa? Jak dlugo to bedzie trwalo? Czy nie zakrztusze sie podczas mwienia? Czy nie bede sie jakal? Itp., itd.

Zauwazyl moje podniecenie ks. Kazimierz i powiedzial: Andrzeju nie denerwuj sie. Ojciec Swiety jest naszym przyjacielem, kocha mlodziez, kocha wszystkich i bedzie wesolo, zobaczysz.

Wszyscy jestesmy wpatrzeni w jedna strone. Tam w dali ukaze sie czarna limuzyna, ktra podazy w naszym kierunku.

Jest grobowa cisza. Nie rozmawiamy ze soba.

Lada moment. Jeszcze nie. Juz, juz sie ukazala! Widze i ja! Znw trema mnie dorwala. Czuje, ze zdretwial mi jezyk. Brzuch mnie boli. Zapomnialem wszystko to, co chcialbym papiezowi powiedziec. Napiecie nerwowe rosnie. Modle sie, zebym cos nie spalil.

Limuzyna jedzie powoli. Cicho. Podjezdza blisko i zatrzymuje sie naprzeciw Pryszcza. Szofer wyskakuje, okraza limuzyne i otwiera drzwi na wprost mnie. Wychodzi z nich Papiez z usmiechem, jak zwykle. Z drugich drzwi wysiadl osobisty sekretarz papieski i stanal z boku.

Papiez podchodzi blisko. Rozladowal od razu moja dretwote.

W tym momencie stojacy z dala dziennikarze i fotoreporterzy rzucili sie w nasza strone, aby zajac najwygodniejsze pozycje dla siebie. Nie powstrzymal ich stojacy obok policjant porzadkowy. To rutyniarze w walce z konkurencja zawodowa. Dodatkowo rozpraszali tylko moja uwage.

Przywitalem sie. Pocalowalem pierscien papieski na reku.

Slysze jak Papiez pyta mnie, skad przyjechalem? I jednoczesnie powoli zaczyna obchodzic Pryszcza ogladajac z ciekawoscia napisy, nalepki i rysunki. – Koncze Ojcze Swiety wyprawe dookola swiata tym malym garbusem. Odpowiadam idac z boku dookola garbusa.

-Tym garbusem, nie bales sie? -Jakos nie myslalem o tym.

-Jaki cel byl tej wyprawy? Interesowalo mnie zycie Polakw na obczyznie. Pielegnowanie polskiej kultury i tradycji, jak rwniez jezyka polskiego poza granicami Polski. Przed wyjazdem bylem kierownikiem polskiej szkoly doksztalcajacej w Nowym Jorku.

-W ilu krajach spotkales Polakw? Mysle, ze do tej pory w okolo 45 krajach minimum.

-Czy znalazles sobie zone po drodze? Tu wlacza sie ks. Kazimierz i mwi: Ojcze, caly swiat przejechal i zadna go nie zatrzymala na stale.

Stoimy juz przed Pryszczem. Papiez pyta sie:

-W jakim celu przyjechales do mnie? Pragnalbym uzyskac blogoslawienstwo dla mnie i dla innych.

-Dobrze, udziele ci.

W tym momencie wskazuje reka krzyz i udziela blogoslawienstwa. Nie zorientowalem sie w pierwszym momencie, ze to tak szybko. Wtedy ks. Kazimierz kleczac juz obok, niemalze krzyknal: kleknijze Andrzeju!

Ja szybko na kolana. Wysluchalem. Chwila to byla. Po czym podnioslem sie. Dziekujac, jeszcze raz pocalowalem pierscien papieski z wdziecznoscia za uzyskanie blogoslawienstwa osobistego.

Z zyczeniami w moim kierunku, – Szczesc Boze w podrzowaniu, papiez wsiadl do limuzyny i oddalil sie. Pojechal na srodowe spotkanie z oczekujacymi go pielgrzymami przed Bazylika, na placu Sw. Piotra.

Gratulacje zlozyl mi tez ks. Kazimierz przejety ta audiencja.

Stalo sie! To, co pare minut temu bylo jeszcze w moich marzeniach.

Nie do wiary! A jednak prawda. Stalo sie! Warto bylo tu przyjechac! Uzyskac osobiste blogoslawienstwo i uslyszec dzwieczny glos z ust papieskich i trafiajacych prosto w moje uszy, a nie za posrednictwem glosnikw, radia, czy telewizji.

Sluchajac wypowiedzi papieskich podczas spotkania mialem wrazenie, jakby glos o barwie dzwieku drgajacej srebrnej struny byl wytwarzany z tylu poza glowa papieza a przez usta przechodzil tylko jako fala dzwieczna, trafiajaca w moje bebenki, wprost do uszu. Niesamowite wrazenie to wywarlo na mnie.

W taki oto sposb odbylo sie spotkanie papieza pielgrzyma z pielgrzymem podrznikiem. Zbiegly sie przypadkowo jakby male dwie rocznice. Jedna sprawowanie roczne pontyfikatu papieskiego. Druga roczna czesc w podrzy dookola swiata Pryszczem. Tak jakby rozpoczete w tym samym czasie dwie nowe drogi, poczatek drogi Jana Pawla II w posludze Kosciola i jego pielgrzymowania po swiecie, zas mj poczatek drogi wielkich podrzy poprzez swiat. Pomyslalem, ze kazdy z nas ma inny charakter pielgrzymowania po swiecie, jednak wsplnie wielkie serce do obcowania z ludzmi calego swiata.

Reszte czasu na dziedzincu zabraly pozowania do kamer i krtkie rozmowy z dziennikarzami. Pomagal mi w rozmowach ks. Kazimierz.

Wykonczony emocjonalnie wyjechalem z dziedzinca papieskiego w towarzystwie niezmordowanego ks. Kazimierza Przydatka, aby jeszcze raz przezyc spotkanie srodowe z drugiej strony bazyliki wsrd pielgrzymw przybylych jak ja, z daleka. Juz bez zadnych stresw, swobodnie.

Szczesliwy, wrcilem powoli na kamping.

I ciagle nie wierze jeszcze w autentycznosc tego mojego zyciowego wydarzenia. Jeszcze nie ochlonalem z wrazenia.

– Jedrek

* * * * Kacik poetycki:

Pielgrzymka grali z Polski ofiarowala papiezowi Janowi Pawlowi II sosenke. Drzewko zostalo posadzone w 1985 r. w Ogrodzie Watykanskim, niestety uschlo. Ten wiersz przywizl do kraju Prymas Jzef Glemp.

Do Sosny Polskiej
Gdzie winnice, gdzie wonne pomarancze rosna,
Ty domowy mj prostaku, zakopianska sosno,
Od matki i sistr oderwana rodu,
Stoisz, sieroto, posrd cudzego ogrodu.
Jakze tu milym jestes gosciem memu oku,
Bowiem oboje doswiadczamy jednego wyroku.
I mnie takze przeniosla pielgrzymka daleka.
I mnie w cudzej ziemi czas zycia ucieka.
Czemus-choc cie starania cudze otoczyly,
Nie rozwinela wzrostu-utracila sily?
Masz tu wczesniej i slonce, i rosy wiosniane.
A przeciez twe galazki bledna pochylane.
Wiedniesz, usychasz,
smutna wsrd kwietnej plaszczyzny
I nie ma dla ciebie zycia,
bo nie ma Ojczyzny. Drzewo wierne!
Nie zniesiesz wygnania, tesknoty
Jeszcze troche jesiennej i zimowej sloty,
A padniesz martwa-obca ziemia cie pogrzebie-Drzewo moje!
Czy bede szczesliwszy od ciebie?
-Jan Pawel II

Rezurekcja!

Slonce

w sercu czlowieka i Pokj na Ziemi.

Kto tej chwili doczeka, los swj odmieni.

Modlitwa jest praca, danym slowem,

Slowo, do nas powraca-obraca sie kamien

w kamien wegielny pod budowe

Rezurekcja

Aleluja

Amen

Czas na odnowe.

na odnowe mysli Ducha w potrzebie

“Jako na Ziemi tako i w Niebie”

Jeszcze chce tylko dodac

-zaczyna mi sie tutaj podobac

Dzis sie zbudzilem

Teraz przyznaje bez bicia

bladzilem, nie raz zblazilem za zycia.

Nie szukam szczescia po swiecie

Slysze melodie, odbieram inaczej

Wesolo z humorem

Jestem bogaczem

Rezurekcja! Slowo daje:

z usmiechem, od dzis, zmieniam swoje obyczaje.

Wieslaw Ochocki (Marzec 27, 2005)

* * * * Od Wydawcy:

Mile widziana jest mlodziez w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen z otaczajacego zycia lub ze spedzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucic treme w pisaniu – pomozemy i poprawimy. Pamietajmy !!! naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny jezyk potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie zyjemy. Bawmy sie razem! to nasza mysl przewodnia. Warto miec lacznosc z Przystania. Jest to droga odchamiania sie.

– Andrzej Sochacki

* * *

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)

* * W CENTRUM WAGABUNDY w dniu 14 maja, w sobote o godz. 19:00 odbedzie sie ciekawe pierwsze spotkanie z Kalendarzem Majw w Arizonie. Zapraszamy Wszystkich Panstwa. Spotkanie bedzie poprzedzone o godz 18:30 30 minotowa Medytacja, ktra poprowadzi, jak i cale spotkanie – Wieslaw Ochocki.

Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywaja sie cyklicznie (luty, maj, sierpien, listopad) w najblizsza sobote srodka miesiaca o godz. 19:00. Przynosimy z soba co kto lubi, jak zwykle. Informacje: 602-244 1293

Zapraszamy wszystkich na spotkania.

O G L O S Z E N I A i R E K L A M Y

* Gazeta w dwch jezykach: angielskim i polskim, to EuroArizona

* Ciekawy program polskiego radia na zywo pt.: WIECZR z RADIEM, w kazdy wtorek i srode o godz 19:10 na 1100 A.M.

* NIE PRZEGAP! W Centrum Wagabundy jest okazja nabyc wartosciowe wydanie ksiazki-albumu ze zdjeciami na kredowym papierze pt. Szesc podrzy dookola swiata Andrzeja Sochackiego.

-z pozdrowieniami Zespl

Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji sa w archiwum Centrum Wagabundy w internecie: www.azpolonia.com.

Tel: 602-244 1293 E-mail: centrumwagabundy@yahoo.com

3715 E. TAYLOR Street, PHOENIX, Arizona 85008, U.S.A.

Andrzej Sochacki-archiwum

POLACY W UZBEKISTANIE

Pierwsi pojedynczy Polacy pojawili sie na ziemi dzisiejszego Uzbekistanu juz w II polowie XIX wieku, w okresie rozwoju Taszkentu. Byli to oficerowie, rzni urzednicy, rzemieslnicy, robotnicy ktrzy budowali kolej. Jako wieksza grupa etniczna polska zarejestrowana byla pod koniec XIX wieku.

Na poczatku Pierwszej Wojny Swiatowej do Azji Srodkowej zaczeli naplywac jency wojenni z rosyjsko-austriacko-wegierskiego frontu. Wsrd nich byli rwniez Polacy. Ludzie ci ze swoim statusem jenca zostali przyjeci bardzo zyczliwie przez tubylcw i kiedy pojawila sie mozliwosc powrotu do ojczyzny zrezygnowali z niej. Spowodowane bylo tym, iz ludzie ci pozakladali rodziny, czesto mieszane, jako tako pourzadzali sie postanawiajac swoja przyszlosc zwiazac wlasnie z tym krajem. Z tego czasu czysto polskie rodziny nie istnieja. Korzenie Polakw w Uzbekistanie sa wymieszane z rosyjskimi, uzbeckimi, tatarskimi, azerbejdzanskimi, niemieckimi i koreanskimi.

W 1926 roku jeden z internowanych jencw, czlowiek zamozny z polskiej grupy rozpoczal budowle kosciola za wlasne pieniadze. Przez wiele lat stawial monumentalny budynek, ktry dzis jest znany nie tylko mieszkancom Taszkentu. Koscil ten przetrwal rzne kataklizmy a w nich trzesienie ziemi w 1966 roku. Widoczny jest z dziesiatek kilometrw a dla ludnosci miejskiej jak i turystw sluzy jako punkt orientacyjny. W przeciagu dziesiecioleci spolecznosc polska caly czas powoli rosla. Panujacy chaos, gld w Rosji, przesladowania inteligencji i wiele innych czynnikw przykrej historii z II Wojna Swiatowa wlacznie spowodowalo nowa fale uchodzcw do Uzbekistanu.

Trzeba pamietac, ze Polonia jako tako zorganizowana istniala w Taszkencie do mniej wiecej lat dwudziestych. Do tego czasu Polacy czuli polskosc, utozsamiali sie ze swoja Ojczyzna i mogli zaznaczac swoja dume narodowa oglnie, w calym spoleczenstwie. Pzniej kiedy rozpanoszyl sie bolszewicki rezim z jego pseudo internacjonalistycznymi halami, mozliwosc bycia Polakiem skonczyla sie. Skonczyla sie tez zywotnosc i innych mniejszosci narodowych. Po tym okresie, po wojnie domowej, epoce komunizmu wojennego Polonia Uzbekistanska ozywia sie duchowo. Rozpoczal sie proces powstawania samoorganizacji polskiej ludnosci w Taszkencie. Polacy zaczeli organizowac sie, zawiazywac cos w rodzaju Centrum Polskiego, ktre informowaloby o sytuacji oglnej w Polsce. Utworzono w tym celu specjalne biuro posredniczace. Na spotkaniach ujawnila sie grupa lewicowa, ktra naciskala na komitet wykonawczy aby ten staral sie naklonic koscil i przelicytowac spoleczenstwo katolickie w celu przeznaczania budynku koscielnego na spotkania socjalno-rozrywkowe.

Taki pomysl wywolal ostra reakcje czlonkw polskiej spolecznosci. Okolo 370 osb publicznie zaprotestowalo. Ludzie z ksiadzem Rutenisem stwierdzili, ze pozbawienie nas kosciola jest obrazajace, bezprawne i zlem, stwierdzajac, ze do kosciola uczeszczaja oprcz Polakw inne narodowosci. Grupa lewicowa dala sie poznac z urzadzania bankietw z winem, bimbrem i jako organizacja wieczorw tanecznych urzadzanych w domu towarzystwa, siejac nielad i niemoralnosc.

Tamtejsza gazeta Prawda Wschodu nie rozumiejac zadania jakie mialo pelnic Centrum Kultury Polskiej dziwila sie uszczypliwymi aluzjami dlaczego wladze Centrum skladaja sie jedynie z Polakw a nie wymieszana jest z rznymi nacjami, dlaczego przy Centrum stworzona zostala wylacznie polska biblioteka z rozprowadzaniem jedynie polskiej literatury, dlaczego organizuje sie polskie spektakle, itp.. Oskarzono Polakw o osobliwy internacjonalizm.

Pomimo atakw ze strony wladz i konfliktw wewnetrznych zwiazanych z ideologicznymi rznicami epoki, towarzystwo polskie jeszcze pod koniec lat dwdziestych kontynuowalo swoja dzialalnosc. W tym czasie Centrum dysponowalo swoimi srodkami materialnymi. Przy towarzystwie dzialal punkt medyczny obslugujacy setki dzieci i doroslych dziennie. W bufecie mozna bylo zamwic sobie sniadanie czy obiad. Dla dzieci rodzin niezamoznych wydawano przeszlo 100 bezplatnych posilkw dziennie. Istnial chr, klko dramatyczne oraz sekcja sportowa.

* * *

Nadeszla wiosna 1989 roku. Znalezli sie entuzjasci. Na ulicach miasta pojawily sie ogloszenia skierowane do wszystkich Polakw i osb polskiego pochodzenia z odezwa ku zjednoczeniu sie Polonii. Rozpoczela sie kampania majaca na celu spisania wszystkich osb czujacych sie Polakami i gotowych uczestniczyc w odrodzeniu Polskiego Centrum Kulturalnego. Znalazlo sie 25 rodzin. Pierwszym osrodkiem konsolidacji byl koscil, do ktrego przychodzili Polacy nie tylko wierzacy ale i potrzebujacy a wsrd nich pseudo ateisci. Kazdy sie chcial poczuc czlonkiem wsplnoty polskiej, popraktykowac choc mowe polska. Zauwazono intensywny powrt do religii. Ludzie nieoczekiwanie chrzcili samych siebie i swoje dzieci.

Nalezy podkreslic, ze ogromna role odegrali jak zwykle duchowni, ktrzy obslugiwali nie tylko Taszkent ale i cala Srednia Azje az do Omska wlacznie. Przybylo do Uzbekistanu kilku duchownych rzymsko-katolickiego kosciola z Polski, Czechoslowacji, Anglii, Niemiec i Bialorusi. Obecnie w Taszkencie pracuje kilku misjonarzy z Polski i USA oraz siostry od Matki Teresy z Kalkuty. Doszlo rwniez do podzialw wsrd polonijnej grupy. Jednym wydawalo sie, ze Polonia jest jak glwny laczacy organizm, drudzy zakladali nowe organizacje spelniejace rznorakie funkcje wynikajace z potrzeb odradzajacej sie polskiej wsplnoty.

POLSKIE CENTRUM KULTURY

Pierwsza nazwa to Swietlica Polska, ktra skoncentrowala sie na odrodzeniu miejscowych Polakw, ich narodowych tradycji, obrzedw, swiat , itp. Tu zgrupowali sie przede wszystkim przedstawiciele najstarszego pokolenia, uciekajacy od spraw polityki. Ich dzialalnosc ograniczyla sie do organizacji wolnego czasu i towarzyskich spotkan przy kosciele po mszy swietej.

STOWARZYSZENIE UZBEKISTAN POLSKA

Ta organizacja zgrupowala ludzi bardziej mlodych, praktycznych, swiezo narodzonych biznesmenw, ktrzy obrali sobie cel pomocy Polakom w zyciu. Najpierw przy kosciele a pzniej w jednej ze srednich szkl miasta zorganizowano niedzielna szkole jezyka polskiego cos w rodzaju polskiej szkoly sobotniej w USA. Do pracy przyjechal na zaproszenie nauczyciel z Polski.

W 1990 roku, w szkole uczylo sie 20 uczniw, w 1992r. 24, w 1995r. 30, w 2000r. liczba nie prakraczala 50 uczniw. Wsrd uczacych sie z zapalem jezyka polskiego, kultury i obyczajw kraju swojego pochodzenia przewazala mlodziez do lat 16. Zainteresowanie polskoscia roslo rwnolegle z okazywana pomoca przez Polakw z ich historycznej ojczyzny. Pomaga im w tym nowo powstaly konsulat polski. Liczna grupa mlodziezy i doroslych skorzystala z odwiedzin swojego ojczystego kraju. Obecnie uczeszcza w polskich liceach i uczelniach kilkunastu studentw a wsrd nich dwie niewiasty wybierajac studia teologiczne w Warszawie.

Wokl tych dwu organizacji zgrupowalo sie okolo 60 osb czynnie dzialajacych. Koscil stara sie okryc opieka wszystkich czlonkw wsplnoty polskiej aby nie dochodzilo do niemadrych antagonizmw dajacych odczuc sie w przeszlosci. Mieszkanie obecne Polakw w Uzbekistanie nie oznacza ich pelnego zaaklimatyzowania sie. Nowe wladze wymagaja uczenia sie jezyka uzbeckiego, ktry staje sie urzedowym. Szczeglnie zmartwiona jest tym inteligencja i pracownicy umyslowi, ktrzy uzywali oficjalnego jezyka rosyjskiego. Praktycznie zaczelo im grozic bezrobocie. Wiekszosc z nich styka sie z objawami nacjonalistycznymi. Rozwija sie emigracja, w wiekszosci w glab Rosji. Sa przypadki wyjazdu do Polski. Zauwaza sie pozostawania mlodziezy w Polsce po studiach odbytych lub po odbytych kontraktach lub po wizytach rodzinnych. Innym, chcacym bardzo, trudno przeniesc sie do dalekiej ojczyzny z powodu nieznajomosci jezyka, braku krewnych w prostej linii, zabezpieczenia materialnego lub ze wzgledu malzenstw mieszanych. W sumie emigracja obecnie jest nieznaczna. Wiekszosc pozostalych Polakw pogodzila sie z losem i mysli o Uzbekistanie jako stalym miejscu zamieszkania.

Chcac zachowac polskosc w Uzbekistanie nalezy uczynic duzo odpowiednich krokw. Przede wszystkim trzeba mieszkajacym tu Polakom pomc w ten sposb aby sami uwierzyli w swoje sily, aby mieli na przyszlosc perespektywe dobrego jutra. Szczegnie odnosi sie to do najmlodszego pokolenia, ktre jest rosyjsko jezyczne nie z wlasnej winy. W odrznieniu od Koreanczykw, Rosjan, Niemcw czy innych mniejszosci narodowych Polacy praktycznie nie sa w stanie utrzymac i zabezpieczyc samodzielnie funkcjonowanie swojej polskiej mniejszosci narodowej. Polskie wladze nie spiesza sie z wystarczajaca pomoca. Bez panstwowych dotacji uzbekistanskich, z ojczystego kraju czy ludzi zamozniejszych, mieszkajacych w innych krajach nie moze byc mowy o podtrzymaniu polskiej grupy kulturalno-socjalnej. W tym celu nieodzowna jest rekonstrukcja polskiego kosciola, symbolu polskosci o ktrym wspomniano. Marzenie spelni sie dzieki pomocy Polakw z calego swiata. Jezeli uda sie zrealizowac ten ambitny plan, koscil ten stanie sie katedralnym soborem rzymsko-katolickim calej Srodkowej Azji oraz Centrum Kultury Polskiej na wysoka skale, ktre jest pomocne rwniez turystujacym Polakom lub walesajacym sie po swiecie jak ja. Bez protekcji finansowej czy materialnej polska spolecznosc opierajaca sie na entuzjazmie kilku aktywistw i energii paru misjonarzy rozwijac i zachowac sie nie moze. Po prostu nie stac ich na utrzymanie tych obiektw i organizacji. Unicestwienie tej okazji zmusi wielu ludzi polskiej grupy do stania sie zapomnianymi obywatelami Polski a Uzbekistanczykami. A to jest zlo konieczne i straszne odczucie!

Nadmienic trzeba, ze wiekszosc Polakw bedaca slowianami przyzwyczajona zyc systemem rosyjskim martwi sie o przyszlosc po rozpadzie bylego Zwiazku Radzieckiego. Rozpad ten nie jest przyjmowany z zalem lecz jako upadek w pewnym sensie swiata slowian w tym rejonie geograficznym opanowanym przez islam. Dla ludzi tych Polska i Rosja byla jednym duzym rejonem slowian, ktrzy zamieszkali te ziemie z woli historii.

Uzbekistan zamieszkuje okolo 10 milionw ludzi na powierzchni okolo 400 tys km kwadratowych w Azji Srodkowej. Ludnosc wielonarodowosciowa: Uzbekw 70%, Rosjan 12%, Tadzykw 6%, Kazachw 5% i mniejszosci narodowe. Stolica Taszkent, wieksze miasta: -Samarkanda, Andizan, Kokand. 75% ludnosci wyznaje religie islamu. Kraj nawadniany jest przez rzeki: Amu Darie, Syr Darie i Zerawszan. Klimat goracy, suchy, kontynentalny. Ludnosc zajmuje sie produkcja bawelny, hodowla jedwabnika, owiec karakuowych, bydla, uprawa winorosli. Uzbecka literatura w swoich poczatkach wiaze sie z twrczoscia slowna innych ludw tureckich i iranskich dawnej Azji Srodkowej. W sredniowieczu wytworzyla sie literatura w jezyku tzw. dzagatajskim. W XIX wieku nastepuje renesans i pisarze siegaja do starego jezyka ludw uzbeckiego. Nazwa Uzbekw pochodzi od chana Uzbeka, ktry w XIV w. zjednoczyl czesc szczepw na obszarze dzisiejszego Uzbekistanu. W XIX wieku ziemie podbila Rosja. W 1925 utworzono republike zwiazkowa ZSSR, ktra przetrwala do 1990 roku.

-zebral i opracowal Andrzej Sochacki

CENTRUM WAGABUNDY, Phoenix, Arizona

P.S. W celu uzyskania wiekszych informacji lub przekazania pomocy kontaktowac sie prosze z prezesem Polonii Uzbekistanskiej pania Elena Jakowlewa. Adres: g. Tashkient-700000

ul. Dmitrjewna U-1, dom 42 kb 1

Uzbekistan (tel: 33-54-21)

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 019

Wyrocznia Majów

WYROCZNIA MAJÓW
Felieton Wiesława Ochockiego z dziennika posko-amerykańskiego „ANONSE”
O kulturze Majów nadal wiemy bardzo mało. Majowie – znani jako budowniczowie wielkich miast i piramid, byli ludem, którego wiedza astronomiczna i matematyczna w niczym nie ustępowała naszej cywilizacji. Jedynym zachowanym do dziś źródłem informacji o ich kulturze są fragmenty czterech Kodeksów oraz bogate napisy na monstrualnych budowlach i świątyniach. Odpowiedniki fonetyczne i prastare symbole wskazują na duże prawdopodobieństwo istnienia wspólnego prajęzyka i prakorzeni dawnego ludu – dzieci jednej praojczyzny z których wiedzy możemy czerpać dziś ogromne korzyści.
Jak każda ze starych kultur, mieli oni swój system symboli służący do zrozumienia wszechświata, jak również narzędzie przepowiedni. Wiele z ich metod odczytywania prorocznych symboli przetrwało do naszych czasów, podobnie jak chiński I-Cing lub Księga Przemian, Runy ludów skandynawskich, Tarot obszaru śródziemnomorskiego. Bardzo uproszczona forma starego systemu Majów praktykowana jest do dziś w odległych, górzystych zakątkach Gwatemalii. Z pomocą Świętego Kalendarza „TZOLKIN” – dwudziestu glifów dnia (glifów gwiezdnych) i trzynastu liczb – kapłani lub strażnicy dnia odczytują przepowiednie, a odpowiedzi otrzymują przez odczucia cielesne.
Gwiezdna istota kosmologii Majów, zakorzeniona w harmonijnym kontekście cyklicznego ujęcia czasu, oscylowała wokół zmienności pól oddziaływania na siebie-człowieka i Uniwersum. Wybitny znawca kultury Majów – Eric Thompson napisał w 1950 roku: zgłebienie nieskończoności czasu uważam za największą tajemnicę religii Majów. Ten temat całkowicie wypełniał ich myśli i czegoś podobnego nie znajdujemy w historii ludzkości. Nawet ciała niebieskie i liczby były przedstawione jako antropomorficzne, „ubustwione” formy objawień jednej Całości Stwórcy Uniwersum. Proroctwa astronomii, astrologii, numerologii, jak również kalendarza czy liczenie świętych dni i mądrość wróżb – wszystko to postrzegane było jako nierozdzielna CAŁOŚĆ.
Gdzie jesteśmy ?
Wspomniany już Tzolkin – święty kalendarz Majów – generalnie obejmuje okres 26000 lat albo Wielki Cykl precesji ekwinokcjalnej (ruch powrotny punktu wiosny przez zwierzyniec niebieski). W tej chwili znajdujemy się tuż przed zakończeniem tego wielkiego obiegu galaktycznego (jako początek następnego 26000-letniego cyklu wyliczono na rok 2012) – w czasie, w którym dokonują się wielkie zmiany w nas i na planecie. I rzeczywiście, Majowie i Jose Arguelles schrakteryzowali podcykl Wielkiego Roku jako okres, w którym my, ludzie, staniemy się świadkami trnsformascji materii. Wiele ludów – Tybetańczycy, Hopi, afrykańscy Dogonowie – przepowiedziało, że licząc od teraz, w niedalekiej przyszłości na Ziemii wydarzy się cud. Wiele istot z różnych układów planetarnych celowo, wręcz na wyraźne życzenie, wybrało sobie ten moment inkarnacji, by móc przeżyć tak jak rzadko dozwalany skok kwantowy w rozwoju spirytualnym.
DWA OSTATNIE CYKLE obecnego stulecia, tzw – katuny, oznakowane archetypami Cauac i Ahau, symbolizują Proces oświecenia, transformacji i wzrostu. Cauac reprezentuje ostateczne oświecenie przed osiągnięciem świadomości świetlanej. Częścią tego cyklu jest metamorfoza, którą można rozumieć jako łaskę i jednoczesne wyzwanie. Jej bezpośrodnie oddziałowywanie można odebrać jako ogólnoświatowy kryzys polityczny, natomiast problemy, emocjonalne, mentalne i cielesne wywołane osłabieniem systemu immulogicznego, pertubacje w stosunkach międzyludzkich, upadek starych wzorów i naszych dotychczasowych podstaw wiary można tłumaczyć jako przypadkowe porażki lub zwykły fakt, że pewne rzeczy po prostu nie układają tak dobrze jak kiedyś. Jeżeli przyjżymy się tym procesom z perspektywy Galaktycznej, tak jak to czynili Majowie, okażą się one niezwykle logicznym, niezbędnym przygotowaniem nas do gigantycznej, pozytywnej zmiany świadomości.
Od dnia 26 lipca 2004 roku w czasie trwania cyklu CAUAC powinniśmy być świadkiem tego, że znajdujemy się w procesie przebudowy starych struktur i wdrażania nowych, przygotowujących nas do wejścia w wyższy porządek, rzeczywistości ziemskiej. Wszystko, co nas zniewoliło, zdefiniowało czy ograniczało, zostanie teraz przetransformowane w całkiem naturalny sposób. Jest niezmiernie ważne, abyśmy pojęli, że to, co towarzyszy transformacji, przypomina pozorny upadek, ale w istocie niesie zbawienne rozwiązanie i poczucie spełnienia. Zgodnie z wiedzą Majów stoimy o krok od głęboko sięgających przekształceń świata i przesunięcia jego płaszczyzn. Na nasze pole postrzegania spływają teraz potężne energie galaktyczne, by pobudzić proces przemian i ułatwić nam moment przejścia. Wszystko to, co zdefiniowaliśmy w ograniczonych kategoriach, zostanie teraz przetransformowane w nowy paradygmat. W cyklu CAUC nie będzie żadnych wyjątków czy odstępstw od obowiązujących w nim zasad. Każdy kto chce popłynąć na grzbiecie fali CZASU musi poznać reguły gry. Warunkiem uczestnictwa w procesie transformacji jest bezwarunkowaakceptacja, aktywna, otwarta postawa wobec siebie, bliźnich i wszystkiego, co nas otacza. W przededniu domknięcia się Wielkiego Cyklu Czasu, postrzegany przez Majów, zawarty przekaz w świętym kalendarzu TZOLKIN, to nasza rzeczywistość, dotyczy bowiem roku 2012.
Z treści przekazu Kalendarza Majów TZOLKIN dowiadujemy się, że nastąpiło ważne w dziejach KOSMOSU wydarzenie: – Od dnia 26 lipca 2004 w ROK KRYSTALICZNEGO WICHRU Ziemia wyruszyła ruchem wirowym w górę, opóściła tor płaszczyzny okręgu czy koła, po którym poruszała się dotychczas.
Bibliografia: – Hanna Kotwicka z cyklu „Ja jestem inny Ty”
– tłumaczenia prac: dr Jose Arguellesa „Factor Majów”
– zbiór prac A. Spisbury.
-więcej: www.mayan138bookstore.com lub wieslawochocki@yahoo.com
-opracował Andrzej Sochacki

Posted in Rózne | Comments Off on Wyrocznia Majów

Przystań 018

Nr 018, Luty 2005r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

Sporo miesiecy uplynelo do wydania tej gazetki. W tym czasie w przystani odbylo sie kilka spotkan: – z Boguslawem Homickim.
– ze studentami nauki polskiego
– z polskim mistrzem Yogi � Romaharishim
– z prezentacja plynu wiecznej mlodosci � ALVEO
– spotkania Jedrka w Polsce
– Kupilismy mala dzialke w Meksyku, Puerto Penasco , by w tym roku móc z niej korzystac razem. W miedzyczasie Andrzej byl zajety pisaniem �Poradnika miedzykontynentalnego trampingu motorowego� i ksiazki pt. �Raz….a dwa razy� harleyem dookola swiata.

* * * * Od Wydawcy:
Mile widziana jest mlodziez w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen z otaczajacego zycia lub podzielenia sie przygodami ze spedzonych wakacji, próbujaca wyzbycia sie tremy w pisaniu kompozycji w swoim ojczystym jezyku. Pamietajmy!!! � naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny potrzebny jest tylko do egzystencji. Kazdy z nas mial swoje poczatki i wybaczy za niedociagniecia pisarskie innym. Bawmy sie razem! � to nasza mysl przewodnia.
Warto miec lacznosc z �Przystania�. Jest to droga �odchamiania sie�.
– Andrzej Sochacki

* * * * Kacik Wagabundy:
Wycieczka do Polski poza wykladami na Wyzszych Uczelniach, urozmaicona byla spotkaniami z sympatykami dalekich podrózy w Krakowie, Warszawie i Slupsku.
* * *
W Krakowie spotkalem sie z moim starym przyjacielem-wedrowcem Wladkiem Grodeckim, który zaprosil mnie na spotkanie z sympatykami dalekich podrózy, czlonkami klubu dawnego �Beduina� – do Dworku Bialopradnickiego. Przybylo duze grono ludzi, by posluchac o moich przygodach swiatowych. Pytan jak zwylke, nie bylo konca.
Przy tej okazji wspomne o Centrum Kultury na Bialym Pradniku, którego historia ksztaltuje sie od XII wieku pod nazwa Crovodra. Od XVw zapiski wspominaja o terenie Krowodrza przez który przeplywala rzeczka Pradnik. Wokól niej wyrosla wies Bialy Pradnik. W XVI w. wybudowano palac naleazacy do biskupów krakowskich, który mial zmienna historie. Palac ten, nalezacy do biskupa Samuela Maciejowskiego stal sie miejscem wytwornego tawarzystwa, zlozonego z dworzan, biskupa i króla. Goscili w nim równiez ludzie nauki, pióra i mysliciele a wsród nich : Lukasz Górnicki, Mikolaj Rej, Jan Kochanowski, Stanislaw Orzechowski.
W kronice nowej historii palacu-dworu zanotowano, ze w 1975 roku rozpoczal dzialalnosc kilkunastoosobowy zespól pracowników z dyrektorka Anna Chrobak-Kaputowa. Miejsce te przez lata stalo sie dostepne dla wszystkich, zarówno oaza dla strudzonych wedrowców i blednych rycerzy, jak i domem kultury, gdzie mozna posluchac dobrej muzyki lub zorganizowac spotkania czy wystawy. Obecnie Dworek jest odrestaurowany, wypielegnowany, zadbany i elitarny. Powodzeniem u odbiorców cieszyly sie �Historie z tej ziemi�- cykl spotkan z podróznikiem i pisarzem Jerzym Krasickim, który opowiadal o swoich licznych podrózach. Dzis role J. Krasickiego przejal wedrowiec krakowski – Wladyslaw Grodecki stajac sie gospodarzem jednej z sal w których prowadzi ciekawe spotkania z podróznikami jak i sam wyglasza prelekcje na temat swiata widzianego z bliska i daleka.
c.d.n. – wagabunda Jedrek

* * * * Kacik Ciekawych Sylwetek:
Ciekawa postacia jest przyszly prelegent przybyly z Nowego Jorku � Wieslaw Ochocki. Podróznik, sportowiec, pilkarz, wychowanek PZOW- im. �Dziadka� Kazimierza Lisieckiego w Warszawie, gawedziarz, kochajacy nauke, przyrode-gwiazdy i kazdego czlowieka, zajmujacy sie astrologia od wielu lat. Z Polski posiada techniczne wyksztalcenie budowy samochodów i wieloletnia praktyke na terenie Polski, Francji, Niemiec i USA. Swoim darem energoterapeurycznym pomógl w potrzebie wielu osobom. Wolontariusz American Red Cross-911.
Witamy Wieslawa goraco i serdecznie wsród nas, wsród calej Polonii Arizonskiej.
– Jedrek
* * * * Kacik Gosci:
Andrzej, wielkie uznanie dla Ciebie, ze stworzyles niezalezny kacik dla wlóczacych sie po swiecie jak ja. Gdyby nie Twoje Centrum Podróznicze, bym mial trudnosc zatrzymania sie bezpiecznie podczas mojej podrózy przez Phoenix. Szkoda, ze takich przyjaznych miejsc nie moglem znalezc wiecej na trasie wsród rozsianej po Stanach Polonii. Z podziekowaniem zycze Ci duzo otwartych serc na szlakach przyszlych przygód.
– Bogdan Homicki, Wychowanek Ognisk dziadka Lisieckiego

* * * * Kacik Ciekawostek:
Ogniska �DZIADKA� Lisieckiego w Polsce
Bogdan Homicki poprowadzil spotkanie na temat Zespolu Ognisk Wychowawczych Dzieci Ulicy im �Dziadka� Kazimierza Lisieckiego, których byl wychowankiem i do dzis udziela sie w nich spolecznie. Ogniska za glówny cel stawiaja sobie twórcze i pozytywne myslenie mlodziezy w mysl zasady pedagogiki K. Lisieckiego �Dziadka�, jego metod, form pracy wychowawczej i psychologii humanistycznej. Wychowawcy wspólpracuja ze szkolami, z rodzicami, ze srodowiskiem i innymi placówkami kulturalno-oswiatowymi. Podchodza systemowo do problemów dziecka i jego rodziny. Ogniska obejmuja opieke wychowawcza okoliczne dzieci i mlodziez z rodzin ubogich, czesto niepelnych, niewydolnych wychowawczo. O. Prowadza dozywianie, pomoc w lekcjach, zajecia ulubione, wyjscia na basen i na imprezy kulturalne. Ognisk jest ogólnie 9: -Praga, -Swider, -Muranów, -Starówka, -Stara Prochownia, -Goclaw, -Wlochy, -Mokotów i Bielany.
Baza wypadowa w miesiacach letnich ze wzgledów na walory klimatyczne jest Ognisko Swider na 14 hektarowym terenie w lesie, nad rzeka, 30 km od Warszawy. Przebywa tam 80 wychowanków. Istnieje szkola zwana Akademia Ogniskowa. Strukture Akademii tworza katedry: humanistyczna, przedmiotów scislych, biologicznych i zajec popoludniowych. Zaliczane przedmioty wpisywane sa do indeksów. Duzym zainteresowaniem ciesza sie Festiwale Piosenek jak i sport bedacy forma aktywnosci dzieci.
Siedziba Towarzystwa Z.O.W. jest Ognisko w Warszawie przy ul. Starej 4.
W grudniu 2000 r. � w Plebiscycie obloszonym przez WOT i Gazete Wyborcza nasz �DZIADEK� zostal wybrany 5-tym Warszawiakiem XX Wieku.
Nieznana: � Ja kocham dzieci! Tytul �Przywrócic Dziecinstwo� duzo mi mówi. Sama nie mialam dziecinstwa bo moje dzieciece lata przypadly na okres wojny…�
– Jedrek

Jezyk polski na A.S.U.
Latem mila niespodzianke sprawila nam grupa amerynskich studentów jezyka polskiego na ASU z jej wytrwornym pedagogiem – dr Agnieszka Mielczarek. Podczas odwiedzin Centrum Wagabundy poruszony byl temat: Polska � jej folklor, zycie i kultura, po polsku. Wykladem Andrzej Sochacki przyblizyl oblicze naszego kraju wykorzystujac slajdy ze swojego bogatego archiwum. Podczas dyskusji kilkunastu studentów popisywalo sie lamanym jezykiem polskim i wiadomosciami na temat Polski. Kurs jezyka polskiego okazal sie wielkim sukcesem prof. Danko Sipka, dyrektora Instytutu Jezyków Strategicznych jak i wspomnianej dr Mielczarek. Niech potwierdzeniem beda wypowiedzi samych studentów:
Bronek: – W 1990 r. poznalem korespondencyjnie Polke. Pojechalem do niej na zaproszenie, mialem ogromne problemy z komunikacja. Zapisalem sie na kurs polskiego na ASU. Teraz jezdze co roku do Polski i mam tam oddanych przyjaciól.
Kuba: -Moi rodzice mówia slabo po polsku. Chcialem poznac blizej ich kraj pochodzenia. Zapisalem sie na kurs letni jezyka polskiego. Korzysci mam wielkie. Lepiej komunikuje sie z moja rodzina mieszkajaca w Chicago i poznaje kulture moich dziadów.
Pawel: – Ostatnio jezdze duzo po swiecie w ramach pracy w firmie lotniczej. Nasi specjalisci od markietingu twierdza, ze Polska jest rynkiem zbytu dla naszych produktów. Dlatego ucze sie tego jezyka i mecze sie nad odmianami rzeczowników. Pomaga mi duzo nasza wspaniala pani z Polski.
Wspierajmy kurs jezyka polskiego dla poczatkujacych (1 czerwca � 30 lipca, 2005 r. na ASU � Tempe, Arizona). Studenci -zdobeda osiem kredytów ASU za 300$, -otrzymaja pomoc w studiowaniu w Polsce.
– Jedrek

Spotkanie u Jedrka w Centrum Wagabundy
Grudzien – 2004, Phoenix � stolica Arizony.
Teraz juz wiem dlaczego Teresa uprzedzila mnie – tylko nie przestrasz sie okolicy, choc jest w centrum miasta. Nie pomylila sie. Diabel powiedzial nam “dobranoc” juz na skrzyzowaniu 32-giej ulicy i Van Buren gdzie dwa wozy policyjne z migajacymi swiatlami na dachu zatrzymaly sie przy ladnych usmiechnietych panienkach w krótkich spódniczkach stojacych na chodniku pokazujac dlugie nogi. Dave � mój maz Amerykanin powatpiewal, czy aby napewno wiem gdzie jedziemy.
Skrecamy na koncu krótkiej ulicy. Jest luk nad brama, to tu � poznalam z opisu Jedrka. Wydaje mi sie, ze “Meksyk” wokolo, pies za siatka u sasiadów oglasza nasze przybycie, skas pachnie gril, ciemno dookola. Phoenix, stolica Arizony i w samym centrum miasta � �koniec swiata�. I poczatek jednoczesnie, bo w glebi posesji wzrok przyciagaja oswietlone panoramiczne okna domu wygladajace na swietlice z wielkimi fotografiami na scianach. Widze w tej galerii zdjec na jednym z nich jak DALAJ LAMA podpisuje cos sympatycznemu mezczyznie, na drugiej papieza obchodzacego malego garbusa, matke Terese z Calcuty rozmawiajaca z jakims podróznikiem i wiele innych osobistosci z tym samym facetem. �Wow�, mysle sobie – wiedzialam, ze jedziemy na spotkanie z polskim mistrzem Jogi � Romaharishim, do klubu Wagabundy. Wiedzialam, ze szef klubu i wlasciciel jest znanym globtroterem, ale z Dalaj Lama na fotografii? �Wow� – pojawilo sie znowu w mojej glowie. Wielu moich znajomych ubiegalo o spotkanie z tym wielkim buddyjskim przywódca duchownym ale bez powodzenia.
Nie bylismy pierwsi. Andrzej Sochacki powital nas przy wejsciu z tym samym zagadkowym usmiechem na twarzy, który ma na wszystkich swoich zdjeciach. Przedstawil nas pewnemu mezczyznie stojacemu w glebi. Roman Lis nie sprawil na mnie wrazenia czlowieka, który zaczyna dzien od zakladania nogi za swoja szyje. Bylam autentycznie zaciekawiona co tak naprawde bedzie tematem spotkania. Czulam, ze nie podróze i ze niewiele bedzie to mialo wspólnego z cwiczeniami jogi w takim znaczeniu o którym wie przecietny czlowiek.
Schodzili sie ludzie, witali sie serdecznie. Jestem krótko w miescie, wiec nie znam zbyt wielu osób, ale z przyjemnoscia chlonelam rodzinna atmosfere i sluchalam polskiego jezyka. Pierwszy raz moj maz byl na spotkaniu zorganizowanym w duchu polskim i niczego nie rozumial.
Gdy juz wszyscy rozsiedli sie wygodnie z sokiem w jednej rece i ciastkiem w drugiej, poznalismy temat spotkania. “Oczyszczanie ciala, umyslu i duszy poprzez – NIEJEDZENIE”
Totalne zaskoczenie odebralo mi mowe na moment. Przeciez ja za tydzien zaczynam nastepna swoja glodówke trwajaca 21 dni. Robie to od wielu lat raz w roku i mam sie dobrze.
Po sali przebiegl szmer – jak to? Nie jesc?! Przeciez to smierc! – Co pan rozumie przez to �nie jesc�? Dobrze, to znaczy co jesc, jaka diete stosowac?
Pan Roman odpowiedzial prosto – nic nie jesc.
– No, to po co Bozia dala nam zoladki? – Przeciez nie wytrzymam nawet szesciu godzin!, odezwal sie glos. Komentaz z sali do kazdej odpowiedzi byl podobny.
Roman Lis jest zywym swiadectwem, ze mozna. Nie jadl okolo 200 dni, oczyszczal cialo, energetyzowal sie prana, boska, swietlista energia, na przyjmowanie której mozna sie otworzyc po zastosowaniu odpowiednich technik. Trzeba sie ich nauczyc i konsekwentnie je stosowac. Mozna dozyc naprawde pieknego wieku bez chorób ciala, w doskonalej kondycji mentalnej, nie jedzac, a raczej odzywiajac sie w bardzo szczególny sposób. Wiem, ze mozna. Ufam medrcom tego swiata. Ale rozumiem tez zdziwienie ludzi. Tego trzeba spróbowac. I, jak powiedzial Romarishi, trzeba sie odpowiednio przygotowac, trzeba przestawic sposób myslenia o jedzeniu na inny tor. To prawda, trudno przyjac “na wiare”, ze to, co wg norm spolecznych, jest dla nas zdrowe, tak naprawde takim nie jest. Tylko wlasne doswiadczenie moze nas o tym przekonac.
Zrobilo sie pózno a emocje nie stygly. Romaharishi czytal z dloni wszystkim, którzy chcieli wiedziec cos wiecej o sobie. Grupki ludzi porozsiadaly sie po katach, trwaly dyskusje o ojcu Klimuszko, o Peru, o podrózach naszego gospodarza, o przebieganiu postów w róznych religiach. Pojadalismy pysznosci przygotowane przez pania domu – Ewe i przyniesione potrawy swojej roboty przez przyjaciól nie myslac jeszcze dzis o oczyszczaniu ciala i umyslu, tak potrzebnemu nam wszystkim.
Ale – ziarno zostalo zasiane.
Juz nie moge sie doczekac nastepnego spotkania w Centrum Wagabundy. Przyjedzie z Chicago p. Maciej Michalik i powie nam o ziolach w plynie – ALVEO, które pomoga nam oczyscic cialo z toksyn. Z Nowego Jorku joganantka – Anna Janowska z prelekcja o zdrowym zyciu.
-Danuta Kruk-Johnson
Komentaz gospodarza �Przystani�
Zdaza sie czesto, ze do naszej przystani przyjezdzaja niespodziewani goscie. Jednym z nich jest nasz polski Romaharishi.
Jestesmy mu wdzieczni za wieloletni wklad w rozwój duchowy i odslanianiu tajemnic dla degradujacej sie bez przerwy ludzkosci. Zapraszamy wszystkich z panstwa na przyszle spotkania w celu nauczenia sie czerpania kosmicznego pokarmu � �prany�, który pozwoli nam zyc w harmonii z prawami zycia i natury. Zeby zyc w zdrowiu z daleka od lekarzy i medycznej toxemii musimy nauczyc sie oczyszczania naszej krwi.

A L V E O -100% Naturalna Odzywka Zdrowia
Na spotkanie przybyli: – Maciej Michalik z Chicago � miedzynarodowy dyrektor firmy AKUNY, której baza jest w Kanadzie. Maciej zajmuje sie marketingiem. Wytlumaczyl nam, ze ten srodek samemu mozna spozywac i mozna go rozprowadzac budujac siatke marketingowa. – Anna Janowska z Nowego Jorku wspomniala o problemach zdrowotnych, o zdrowym zyciu i o koniecznosci wyrzucenia toksyn z ciala i wzmocnieniu systemu immunologicznego.
Na czym polega tajemnica ALVEO? Polega na wlasciwym doborze oraz stosunku ekstraktów 26 roslin leczniczych ekskluzywnej jakosci czystosci i potencji, który poteguje rezultat korzystny dla organizmu. Przyczynia sie do jasnego umyslu, mocnego systemu nerwowego i ukladu krwionosnego, lepszej koncentracji, kondycji i samopoczucia, dzialania antystresowego, prawidlowego funkcjonowania ukladu pokarmowego, wzmocnienia potencji i plodnosci, wiekszej odpornosci przeciw obciazeniom i chorobom. Posiada dzialanie przeciwalergiczne, przeciwzapalne, antybakteryjne i antywirusowe. Glównym celem ALVEO jest uruchomienie przeplywu informacji komórkowych umozliwiajacych rozpoczecie prawidlowego funkcjonowania naszych wewnetrznych zdolnosci samoleczenia. Nad jakoscia ALVEO czuwa rada naukowa firmy, która zglebia tajniki tradycyjnej medycyny chinskiej i naturalnej, ziololecznictwa, homeopatii, homotoksykacji, chemii organicznej i inzynierii chemicznej.
Godne uwagi wydaje sie haslo: �Czlowieku, lecz sie sam�. ALVEO moga pic wszyscy � od niemowlat do seniorów.
Centrum Wagabundy zajmuje sie dystrybucja tego plynu wiecznej mlodosci i jest zawsze w stanie udzielic szerszej informacji by lepiej sie czuc i móc przedluzyc zycie w zdrowiu. A na tym kazdemu powinno zalezec. Cena detaliczna litrowej butelki � 45.- USD, kupujac karton (4 butelki) � 20% znizki, 3 kartony � 25%, 8 kartonów � 30%, 15 kartonów 35% znizki.
* * *
* * * * Powiedzonka, Mysli, Dowcipy:
*Rozmawia Jasio z kolega:
– wiesz, wstyd mi za mojego ojca. To prawdziwy tchórz. Ile razy mama wyjezdza on sie boi i idzie spac do sasiadki.
*Przedmiot: prawda o facetach?!?!?!
– Jak nazwac inteligentnego faceta w Polsce? – Turysta.
– Dlaczego mezczyzni lubia inteligentne kobiety?
Przeciwienstwa sie przyciagaja.
– Jakie sa trzy rzeczy do których mezczyzni sa niezdolni?
a) przyznac sie do bledu.
b) nie zasnac po stosunku
c) spytac o droge kiedy zabladzili.
– zebral wagabunda J edrek
* * *
* * * * Kacik poetycki
NICZYM PRZYSLOWIE
Minely te lata, których z pamieci wymazac nie moze.
Cóz, chcialoby sie zyc lepiej, och chcialoby sie, mój Boze.
Pobieznie przerobione zadania, beda wspominac historycy,
Ze zyje sobie taki co nazywa sie “Niczym”
Niczym – jest pogodny duchem, lecz zawziety w mowie.
Zyje sobie Jako-Tako, jak japonskie slowie.
Trzyma sie swego i nie chce za wiele.
Modli sie o cud zas, bedac w kosciele.
Nie wygrywal jeszcze w lotto, ani w kasynie,
Nadal Jako-Tako jego zycie plynie.
Nie zmienia pogladów, jest twardy jak orzech.
Wierzy nadal, ze jemu, cud przydazyc sie moze.
I jak bedzie mial pieniadze i zdobedzie slawe!
Odkupi te lata, miesiace, i tak zalatwi sprawe.
A teraz, zdaj sobie sprawe, wyobraz sobie
Zanim “Niczym” stanie sie twoim przyslowiem.
-Wieslaw Ochocki Pazdziernik, 2003

* * * * Horoskop Galijski cd.
WIAZOWIEC ( 9 II � 18 II i 14 VIII � 23 VIII )
Daza do osiagniecia luksusowych warunków zycia. Maja ogromna energie zyciowa, która pozwala im kierowac innymi, a samych popycha do zajmowania wysokich stanowisk. Sa bardzo dumni i maja spore ambicje, które przy wrodzonych zdolnosciach doprowadzaja do realizacji powzietych zamierzen. Oznaczaja sie drazliwoscia, jakze czesto niewspólmierna do sytuacji. �Wiazowce� naleza do ludzi mocnych i zdrowych, o zapedach przywódczych. Skrajni optymisci, wszystko widza w jasnych kolorach. Lubia piekne stroje i otoczenie. Cechuje ich wrodzona inteligencja i uzdolnienia do nauk scislych, humanistycznych i artystycznych wlacznie, co przy uporze doprowadza do wspanialych wyników. Czesto talent muzyczny i artystyczny pozwala im zrobic kariere. Jako artysci, sa bardzo wrazliwi na okazywane im wyrazy uznania i uwielbienia. Bez tego zle sie czuja i wpadaja w stany depresyjne. Sa sentymentalni, cenia milosc, czulosc, ale w zyciu codziennym sa trudnymi i wymagajacymi ustepstw partnerami.
SOSNA ( 19 II � 28/28 II i 24 VIII � 2 IX )
Bardzo dbaja o swoja prezencje i sa przeczuleni na punkcie wygladu. Pragna uznania, lubia byc podziwiani. Daza do zdobycia nielicznego, zamknietego grona przyjaciól i cierpia, gdy im sie to nie udaje. Czasem osiagaja slawe, która jednak przychodzi zbyt pózno. Nerwowi i popedliwi, czesto wpadaja w gniew i wówczas nie licza sie ze slowami. Jednakze urazy nie chowaja zbyt dlugo. Wiele moga uczynic dla przyjaciól i bliskich. Sa jednak latwowierni i z tego powodu ulegaja róznym oszustom. W malzenstwie wymagaja opiekunczosci i zaradnosci partnerki. Nie umieja dochowac tajemnicy i dlatego nie nadaja sie na powierników. Kobiety spod tego znaku nie wykazuja wiekszej troski o rodzine. Stad polaczenie dwóch �Sosen� moze byc ryzykowne i nie zapewni spokoju w stadle. Najslabsza strona urodzonych pod tym znakiem jest niewlasciwe ulokowanie uczuc.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
* * W CENTRUM WAGABUNDY w dniu 14 maja, w sobote o godz. 19:00 odbedzie sie ciekawe pierwsze spotkanie z Kalendarzem Majów w Arizonie. Zapraszamy Wszystkich Panstwa.
Spotkanie bedzie poprzedzone o godz 18:30 30 minotowa Medytacja, która poprowadzi, jak i cale spotkanie – Wieslaw Ochocki. Tematem spotkania bedzie �Kalendarz Majów, Fakty Historyczne � Precesja Ziemii, przeslanie dla ludzkosci�, na podstawie opracowan ksiazkowych: Jose Arguellesa, Johana Kossnera i Hanny Kotwickiej.
Wieslaw jest absolwentem Kursu �Silva Mind�, kursów �Astrologii Humanistycznej� pod kierunkiem profesora Leszka Weresa, studentem Touro College-New Vision. Zajmuje sie dziedzina CZASU od 2001 roku.
Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywaja sie cyklicznie (luty, maj, sierpien, listopad) w najblizsza sobote srodka miesiaca o godz. 19:00. Przynosimy z soba co kto lubi, jak zwykle. Informacje: 602-244 1293
Zapraszamy wszystkich na spotkania.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 018

Przystań 017

Nr 017, Kwiecień 2004r.

Wesołych Świąt Wielkiej Nocy! i udanego śmingusa-dyngusa życzy wszystkim Przyjacielom Centrum Wagabundy � Andrzej Sochacki z rodziną. * ALLELUJA !

Co słychać w naszej “Przystani”?

Miniony okres bogaty byl jak zwykle w wydarzenia.
*Na poprzednim spotkaniu zawiazaly sie dwie sekcje: -jedna narciarska z prezesem � instruktorem, narciarzem zawodowym Frankiem Naporowskim, – druga zeglarska z prezesem � instruktorem, sternikiem morskim Czeslawem Falkowskim. Zainteresowanych zapraszamy na nastepne spotkanie.
*Prawie w jednym czasie w lutym, goscili w Polsce Franek Naporowski i Andrzej Sochacki. Jeden przywiózl zloty medal z Polonijnej Olimpiady Zimowej w Szczyrku, drugi otworzyl pierwsza polska gielde motocyklowa w Warszawie.
*Bawilismy sie na marcowym udanym, jak zawsze, góralskim kuligu. Piekna pogoda sloneczna, duzo swiezego sniegu, atmosfera rodzinna – zaspokoilo wszystkich bez wyjatku nadspodziewanie. Przezycia opisala Asia.
*Z odbytej wycieczki 14 marca Centrum Wagabundy po igraszki z wielorybami na otwartej wodzie Pacyfiku niesamowite wrazenia pozostana w pamieci wszystkim uczestnikom do konca zycia. Opowie o tej przygodzie Cezarek.

* * * * Kacik Wydawcy:
Zapraszam wszystkich do udzialu w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen w naszej okolicznosciowej gazetce z otaczajacego zycia lub podzielenia sie przygodami ze spedzonego urlopu. Mysle, ze dla kazdego z nas znajdzie sie jakas ciekawostka do zapamietania. Mile widziana jest mlodziez próbujaca wyzbycia sie tremy w pisaniu kompozycji w swoim ojczystym jezyku. Pamietajmy!!! � naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny potrzebny jest tylko do egzystencji. Kazdy z nas mial swoje poczatki i wybaczy za niedociagniecia pisarskie innym. Bawmy sie razem! � to nasza mysl przewodnia.
– Andrzej Sochacki

* * * * Kacik Ciekawostek:
” Exodus mlodziezy�”
” Exodus”, z greckiego � eksodos � oznacza wyjscie. Jest nazwa II ksiegi Mojzesza, opisujacej wyjscie Izraelitów z Egiptu; w przenosni jest to masowa zmiana miejsca przez ludnosc jakiegos obszaru, spowodowana glównie okolicznosciami nie sprzyjajacymi.
Z przyjemnoscia czytam cotygodniowe felietony profesora Piotra Jaroszynskiego w serii “Przeciw duchowej emigracji”. Relaksuja mnie, wypelniaja tesknote za opisem polskiej przyrody i Ojczyzny, daja uczte smakowania pieknej polskiej mowy.
Tym razem jednak felieton z nr 48 NP zatytulowany “Exodus mlodziezy polskiej” nie dal mi oczekiwanego relaksu. Pomimo, ze problemami wychowania i przyszlosci mlodziezy zajmuje sie od 40 lat i znane mi sa sprawy poruszone przez pana profesora � wspomniany felieton wstrzasnal mna do glebi. Jestem czlonkiem zarzadu Towarzystwa Przyjaciól Dzieci Ulicy (TPDzUl) im. Kazimierza Lisieckiego “Dziadka” � Przywrócic Dziecinstwo. Towarzystwo od lat widzi i glosno krzyczy o marnotrawieniu narodowego kapitalu jakim jest mlodziez. Juz Kazimierz Wielki powiedzial, ze “najcenniejszym majatkiem kazdego narodu sa mlodzi ludzie”. Ojciec Swiety – Jan Pawel II dopowiedzial, ze “kto inwestuje w czlowieka � nie traci”. Te madre, fundamentalne prawdy nie docieraja do glów polskich (?) wladz. Przeciez oczywistym dla kazdego powinno byc, ze trzeba inwestowac w czlowieka, zwlaszcza w mlodego czlowieka, w dzieci � bo to jest kwiat i przyszlosc narodu.
A co robia w tej sprawie kolejne rzady, nie wylaczajac awuesowskiego? Calkowicie spuszczaja z woda ten problem. Dno dna osiagnieto w ostatnich kilku latach. Rozkradzione panstwo. Afera goni afere. Pogoda dla bogaczy. Jednoczesnie stan panstwa to stan calkowitej zapasci finansowej. Wiele waznych i bedacych powinnoscia panstwa podstawowych spraw, w tym sprawy wychowania mlodziezy i pomoc socjalna � schodza na dalszy plan lub staja sie fikcja. Parodoksem jest, ze w czasie gdy wzrasta bieda, zakres pomocy Panstwa sie kurczy. Dotyka to przede wszystkim rodzin wielodzietnych, ludzi niezamoznych, biednych i bezradnych. Taka polityka (czy to jest rzeczywiscie jakas polityka?) panstwa jest krótkowzroczna.
Jezeli nie bedziemy inwestowac w madra pomoc opiekuncza to wkrótce zostaniemy zmuszeni do inwestowania w zaklady poprawcze i wiezienia. Oczywiscie dla tych, którzy jeszcze pozostana w Polsce.
W sytuacji w jakiej znajduje sie nasz kraj nie dziwi mnie, ze tak duzo mlodziezy (i nie tylko mlodziezy) wyjezdza za granice w poszukiwaniu chleba. W Polsce pozbawia sie mlodziez wszelkich zludzen. Bezrobocie i walka o byt � oto codzienne problemy milionów Polaków. Malo istotnym a przeciez jakze podstawowym � staje sie podniesiony przez autora problem “Czy ktos nauczyl mlodych ludzi – co to jest Ojczyzna?” i “czy ci co wyjezdzaja, wróca do Ojczyzny?” Dzisiaj w Polsce nie tylko sie nie uczy mlodziezy patriotyzmu ale przeciwnie � wszystko sie robi aby mlodziez nie poznala lub zapomniala znaczenia takich slów jak: Ojczyzna, Patriotyzm, Poczucie Honoru, Poszanowanie Tradycji.
Jako czlonkowie TPDzUl promujemy te wlasnie wartosci i spotykamy sie z epitetami typu ciemnogród i ksenofobia ( z gr. ksenos � obcy, fobia � strach, jest to przesadna niechec lub wrogosc w stosunku do obcych ). Dzisiaj wstydliwe jest mówienie o milosci do Ojczyzny i Patriotyzmie. A samo pojecie patriotyzmu niedlugo bedzie utozsamiane z pojeciem nazizmu. Jezeli mlodziez nie wynosi wspomnianych wyzej wartosci z wlasnych domów � to sa to dla niej pojecia abstrakcyjne.
Czy wiec ta mlodziez wróci do Polski? Pozytywna odpowiedz na to pytanie jest bardzo watpliwa. Bo najsilniejsze wiezi z Ojczyzna pozostaja z wyksztalconej w dziecinstwie i mlodosci � milosci do Ojczyzny. Jezeli nie ma milosci i tesknoty za Ojczyzna to nie bedzie tez wewnetrznej potrzeby powrotów.
Rozmywanie poczucia przynaleznosci narodowej trwa nieustannie. Tylko programy typu “róbta co chceta” znajduja uznanie i dofinansowanie panstwa. Reszty dopelni Unia Europejska.
Zgadzam sie z profesorem (i nie ma tu � “jezeli”), ze “narodowi naszemu zadawany jest dzis dotkliwy cios….” poprzez milczaca zgode naszych wladz na utrate mlodziezy, zarówno w sensie dekadencji moralnej jak i tez w sensie doslownym. Wczesniej postawilem pytanie czy jest w tym jakas polityka panstwa? Odpowiedzcie panstwo sami na podanych ponizej przykladach.
Jak wspomnialem, reprezentuje organizacje opiekunczo-wychowawcza z ponad 80-letnimi tradycjami, zalozona przez wielkiego polskiego pedagoga i wychowawce Kazimierza Lisieckiego “Dziadka” � Towarzystwo Przyjaciól Dzieci Ulicy. Na pomoc dzieciom z rodzin niewydolnych spolecznie pozyskujemy rózne sumy od ofiarodawców prywatnych jak i tez otrzymujemy dotacje od wladz lokalnych na prowadzenie placówek opiekunczych, czyli “ognisk”. Co roku pomoc ta systematycznie sie zmiejsza.
Wlodarze lokalni ( z rosyjskiego � wladyka, oznacza historycznie w dawnej Polsce wladze, pana, zwierzchnika ) posuwaja sie nie tylko do zmniejszania dotacji ale takze do likwidowania niektórych placówek. Kilka lat temu zabrano nam prowadzona przez Ogniska ZOW im. K. Lisieckiego “Dziadka” przez ponad 40 lat � Stara Prochownie na Starym Miescie w Warszawie. Tym samym zniknal Teatr Pantomimy “OPTY”, którego aktorami byly dzieci ogniskowe. Teatr istnial 25 lat i zyskiwal juz sukcesy miedzynarodowe (goscil m.inn. z duzym powodzeniem w 1997 roku w Chicago) i spelnial niedajaca sie przecenic role wychowawcza. Nie da sie okreslic strat zwlaszcza moralnych, gdy mlodziez stracila zajecie podnoszace ich z dna szarosci zycia.
Innym smutnym przykladem jest historia ogniska na Pulawach. Przed 20 laty rozpoczelismy a nastepnie doprowadzilismy do renowacji i otwarcia w jednym zdewastowanym budynku nowego ogniska. Sluzylo ono pulawskim dzieciom przez kolejne 12 lat. Nieszczesciem tego budynku bylo to, ze po odbudowie okazal sie on pieknym, wolnostojacym budyneczkiem w parku. To piekno zostalo wykrzesane przez dziesiatki spoleczników oraz wychowawców i dzieci. Stworzono tam takze ogród botaniczny, który zostal objety nawet ochrona Konserwatora Przyrody w Lublinie.
No, ale przeciez biedne dzieci nie moga zyc w luksusie, nawet gdy same go sobie wypracowaly. Wlasnie w minionym roku pulawskie wladze stwierdzily, ze nie maja pieniedzy na utrzymanie placówki i dzieci z tego budynku zostaly wyeksmitowane i polaczone z istniejacym w Pulawach innym domem dziecka. Co do dalszych losów samego budynku i terenu, wladze przyczynily sie przekuc go na swoje (czy takze prywatne?) korzysci.
Konczac ten przykry wywód stwierdzam, ze zjawisko ucieczki mlodziezy z Polski opisane przez profesora Jaroszynskiego jest efektem koncowym tego co sie w Polsce dzieje i poglebia od lat. Oczywiscie uciekna tylko najzdolniejsi i najbardziej przedsiebiorczy. Uciekna ci, którzy powinni od nas przejac paleczke rozwoju i budowania pomyslnosci Ojczyzny. Dopowiedzmy sobie reszte dzis. Kto zostanie i kto przejmie te paleczke? Wiecej o sprawach gubiacych Polske postaram sie przedstawic podczas spotkania w maju, w “Centrum Wagabundy” � Andrzeja Sochackiego, w Phoenix, na które serdecznie panstwa zapraszam.
– Boguslaw Homicki
Tow.”Przywrócic Dziecinstwo”
* * * * Kacik Wagabundy:

Wycieczka na wieloryby
Jechalem samochodem z domu noc i dzien do Guerrero Negro w Meksyku, zeby zobaczyc wieloryby z bliska. Po drodze, za granica, podziwialem wielkie kaktusy � giganty, duze jak dom. Takich nie widzialem jeszcze w Arizonie. Duzo razy kontrolowali nasz samochód Meksyki, ale nie wiem po co. Przespalismy sie w hotelu “La Gomes”.
O 8:00 rano z grupa pojechalem do zatoki przez pola pokryte sola, bo tam jest kopalnia soli. Dwie godziny plywalismy lódka wsród wielorybów, które dawaly sie dotykac i glaskac. Nie uciekaly. Jeden skoczyl do góry blisko lódki i zachlapal nas woda. Przywiozlem duze muszle do domu.
Mam zdjecia jak sie bawilem z wielorybami. To dowód, ze tam bylem.
-Cezar Sochacki, 7 lat

WFM-ka, drugie wcielenie.
Jadac do Polski z wykladem na uczelnie w Warszawie przypadkowo bylem zaproszony na pierwsza gielde motocyklowa w Polsce. Zorganizowana byla pod opieka konstruktora nowej generacji popularnego w calym kraju motocykla WFM � inzyniera Wlodzimierza Gasiorka. Gielda odbyla sie w Warszawie, przy ul. Stalingradzkiej 69 w niedziele, dnia 20 lutego o godz. 11:00. Mrozny dzien odstraszyl wielu ciekawskich.
Pokazano publice jak i massmediom praktyczna strone motocykla. Na duzym placu kilku mlodych motocyklistów, opiekujacych sie prototypami, pokazalo duze umiejetnosci jazdy w trudnym pokonywaniu przeszkód podczas prób zrecznosciowych. Mialem okazje przejechania sie tym motocyklem.
Musze wyrazic duzy podziw dla konstruktorów co do opracowania tego modelu. Duza moc silnika w stosunku do pojemnosci i miekkie zawieszenie dawala komfort jazdy po nierównym terenie. A przy tym dostepna cena.
Jazde rozpoczalem przerywajac wstege na jednym z prototypów w bramie wjazdowej na gielde. Tym samym otworzylem gielde dla publiki, zwiedzania i pokazu motocykli dla mlodziezy.
Nie o to chodzilo organizatorom gieldy, zeby sprzedac te pojazdy jednosladowe w tym dniu. Wspoltwórcom nowych motocykli opartych o silniki bialoruskie typu – “Minsk-RT125” chodzilo przede wszystkim o reklame tego dwókolowego pojazdu w massmediach. I tak co miesiac beda odbywaly sie te pokazy modeli w tym samym miejscu by przyzwyczaic mlodziez i fanów dwóch kólek do wprowadzenia na rynek polski, dobrych, niedrogich motocykli, których ciagle brakuje na rynku.
-Andrzej Sochacki

GÓRALSKI KULIG – to udany kulig
Za tydzien planujemy jechac na kulig a tu, … w Phoenix-ie ciagle deszcz pada i pada.
Nadszedl piatek, uslyszalam w radio, ze weekend bedzie sloneczny, wiec ucieszylam sie. Tak bylo. Jadac w Biale Góry pogoda poprawiala sie z minuty na minute. W jaskrawym sloncu zmienialy sie po drodze piekne krajobrazy i roslinnosc górska. Najpierw ginely kaktusy, im wyzej jechalismy pokazywaly sie krzewy, drzewa a na koncu iglaste. Za Payson na niebie nie ujrzalam juz ani jednej chmurki. Jadac na wysokosci powyzej dwóch tysiecy metrów pomiedzy drzewami w lesie coraz czesciej widzialam wiecej sniegu niz ziemi. Im wyzej tym sniegu bylo wiecej i wiecej. Cieszylam sie, poniewaz wzielam z domu narty.
Gdy zajechalismy na miejsce kuligu, czekali juz nasi górale i sanie na przewiezienie gosci. Piekna sloneczna pogoda, duzo sniegu, górale w swych pieknych strojach, muzyka pod kierownictem Zbyszka Galazki – rozweselala od poczatku przybylych gosci. Po rozgrzaniu sie ciepla czekolada lub winem odbywalismy pól-godzinne przejazdzki saniami przy spiewie piosenek. Tak mi sie ta jazda na sniegu spodobala, ze jeszcze zapisalam sie na jazde konna po sniegu, jeszcze na jedna godzine. Piec koni szlo jeden za drugim gleboko w sniegu. Pierwszy kon prowadzony przez Indianina byl duzy i ciezki, a to dlatego, zeby ubic sciezke w swierzym sniegu dla pozostalych. Ta jedna godzina jazdy w lesie zleciala mi jak piec minut.
Na wyglodnialych gosci czekal wysmienity mysliwski bigos, gotowane kielbaski, rózne ciastka i smakolyki. Niektórzy zajadali sie kielbaskami pieczonymi na ognisku. W przerwach muzyki zabierali glos utalentowani goscie. Jedni spiewali piosenki inni mówili wiersze i opowiadali dowcipy. W tak milej i rodzinnej atmosferze noc zapadla niespodziewanie szybko. Rozjezdzajacych sie gosci do swoich hoteli zegnali wspaniali organizatorzy i góralska muzyka.
… Jutro mój pierwszy dzien na nartach.
Ucieszylam sie bardzo gdy dzien zaczal sie promieniami slonca, jak wczoraj. Pospiesznie zjadlam sniadanie by byc wczesnie u zboczu góry, bo czekalo na mnie dzisiaj “biale szalenstwo”.
Pojechalismy wczesnie z rana do Sunrise Resort, gdzie moglam spróbowac swoich umiejetnosci w jezdzeniu na nartach. Patrzac na zjezdzajacych z wielkiej góry myslalam, ze jazda na nartach to nic strasznego. Po kilku upadkach zmienilam zdanie, ale gdy wujek Czesiek objasnil mi zasady poruszania sie na nartach poczulam sie juz pewniej. Po godzinie zjezdzalam z górki dla poczatkujacych, bez upadku. Zaczelo podobac mi sie te biale szalenstwo. Wrócilam do domu szczesliwa i bez sil. Nastepnym razem skorzystam z wyciagu i spróbuje zjechac z góry razem, jak wszyscy inni.
– Asia Sochacka,
kl.V Szkola im. M. Kopernika
* * * * Powiedzonka, Mysli, Dowcipy:
* * *
*Blondynka rozpoczela prace jako szkolny psycholog. Zaraz pierwszego dnia zauwazyla chlopca, który nie biegal po boisku razem z innymi chopcami tylko stal samotnie.
Podeszla do niego i pyta: – Dobrze sie czujesz?
-Dobrze.
-To dlaczego nie biegasz razem z innymi chlopcami?
-Bo jestem bramkarzem…
* * *
*Juchasi wolaja do stojacej za rzeka Jagny:
-Jagna, a chode do nas…
Nie pója, bedzieta se pewno na mnie uzywac?
-Jagna. Nie bedziem.
-To po co bede chodzic.
* * *
Dowcipy z broda:
*P: Jaka jest róznica miedzy socjalizmem a kapitalizmem?
O: W kapitalizmie czowiek wyzyskuje czlowieka, a w socjalizmie � na odwrót.
*P: Jaka jest definicja “wymiany opinii”?
O: Kiedy idziesz do szefa ze swoja opinia, a wychodzisz z jego.
*P: Jaka jest najlepsza droga do socjalizmu?
O: Najdluzsza.
*P: Czy to prawda, ze w Rosji rosnie zboze jak slupy telegraficzne?
O: Tak, to prawda. Czasem nawet gesciej.
*P: W jaki sposób w ZSSR odbywaly sie glosowania?
O: Towarzysze, kto za, moze opóscic rece i odejsc od sciany.
*Socjalizm = pokój
Kapitalizm = 3 pokoje + kuchnia.
*Rozmowa Putina z Buszem:
Busz: U nas jest demokracja: kazdy moze wyjsc na ulice i powiedziec,
Ze Busz to idiota.
Putin: U nas tez jest demokracja: kazdy moze wyjsc na ulice i powiedziec
Ze Busz jest idiota.
*Drogi ksieze, pobilem ORMO-wca.
-Najpierw grzechy, potem zaslugi.
*Agencja TASS donosi:
-Wczoraj na Morzu Barentsa zatonal w wyniku zderzenia z góra lodowa amerykanski okret podwodny. Zaloga góry lodowej zostala odznaczona orderami i medalami.
– zebral wagabunda Jedrek

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 017

Dziadek

“PRZYWRÓCIĆ DZIECIŃSTWO”
TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ DZIECI ULICY
im. Kazimierza Lisieckiego “Dziadka”
00-231 Warszawa, ul.Stara 4 Tel/Fax (22) 635-0832 E-mail: dziadeklisiecki@poczta.onet
Highland Park, 20.03.2004
Pan
Michał Ziętal
Redaktor Naczelny “EuroArizona”
PHENIX, AZ
Inwestycja w człowieka
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem wychowankiem wielkiego polskiego pedagoga – Kazimierza Lisieckiego “Dziadka” oraz członkiem Zarządu Towarzystwa “Przywrócić Dzieciństwo”. Z racji mojej działalności społecznej staram się utrzymywać kontakty z prasą i innymi mediami polonijnymi w świecie.
Nasza organizacja zajmuje się opieką i wychowaniem dzieci z tzw. rodzin niewydolnych społecznie. Może ktoś zapyta, cóż w tym jest niezwykłego?, wszak wiele organizacji zajmuje się problematyką opiekuńczo-społeczną. To prawda, jednakże specyfika naszej działalności i historia (już 85 lat) potwierdzają jej niezwykłość.
Nasza działalność – to wyciąganie pomocnej ręki polskim dzieciom z rodzin społecznie niedostosowanych, zagrożonych nędzą, przestępczością i deprawacją. Nikogo nie trzeba przekonywać jak wielkim i nadal narastającym problemem w Polsce jest bezrobocie, stanowiące praprzyczynę większości znanych, negatywnych zjawisk społecznych. Polska od lat nie może wyjść z kryzysu finansowego. Obecny czas to stan zapaści finansowej państwa. Sprawy wychowania i pomocy socjalnej schodzą na dalszy plan lub wręcz stają się fikcją. Dotyka to przedewszystkim rodziny wielodzietne, niezamożne, ludzi biednych i bezradnych. Tej sytuacji nie są winne dzieci. Ale to one najdotkliwiej odczuwają jej skutki. Taka polityka państwa jest krótkowzroczna. Bieda i brak opieki rodzą przestępczość.
Nasz Wielki Polak Jan Paweł II w jednej ze swoich encyklik powiedział: „kto inwestuje w człowieka – nie traci”. Cóż można do tego dodać. Tak. Trzeba inwestować w człowieka, w młodego człowieka – w dziecko, bo ono jest przyszłością narodu. Jeśli nie będziemy inwestować w mądrą pomoc opiekuńczą to wkrótce zostaniemy zmuszeni do inwestowania w zakłady poprawcze i więzienia.
Niestety niewiele dobrego możemy się spodziewać po naszych skorumpowanych i nieudolnych „zarządcach”. Czy wobec tego mamy pozwolić na zatratę młodych pokoleń?
My mówimy NIE! I tak jak po I Wojnie Światowej Kazimierz Lisiecki przywracał godność dzieciom ulicy tak my nadal kontynuujemy Jego dzieło.
W ogniskach “Dziadka”Lisieckiego (tak w skrócie nazywamy placówki zakładane już od 1919 roku przez K. Lisieckiego) staramy się nie tylko zapewnić dziecku podstawowe potrzeby socjalne – ale także w trakcie ich pobytu w ogniskach staramy się pobudzić w dziecku odruchy aktywności, zaradności życiowej i przyszłej odpowiedzialności za swoje życie. Główne wartości pedagogiczne w ogniskach to: poszanowanie pracy, wyrabianie poczucia własnej godności, honoru, kultywowanie tradycji i miłości do Ojczyzny.
Nasza działalność nie ogranicza się tylko do bezpośredniej pracy z dziećmi i fundowania im wakacji, do finansowywania wyżywienia, zakupu odzieży, pomocy szkolnych, stypendiów, itp. Od czterech lat trwa nasza żmudna akcja budowy nowej placówki opiekuńczej – “ogniska” dla dzieci z najbiedniejszych rodzin Pruszkowa. Do chwili obecnej została wybudowana najważniejsza i najdroższa część budowy – kondygnacja podziemna. Wartość wykonanych prac budowlanych przekroczyła 60 tys. Dolarów. Odbyło się to głównie wysiłkiem społecznym, oraz dzięki datkom od osób i firm z Kraju z zagranicy.
Dzielnica Pruszków-Żbików, gdzie jest zlokalizowane nowe ognisko – jest
miejscem urodzenia Kazimierza Lisieckiego jest jednocześnie siedliskiem biedy i beznadziei. Obiekt ten, po ukończeniu, stanie się żywym pomnikiem „Dziadka” Lisieckiego. Będzie to jednocześnie prawdziwe uhonorowanie, według Plebiscytu „Gazety Wyborczej” i Telewizji WOT – 5-go Warszawiaka XX Wieku. (Kolejność pierwszej 5-tki: 1.Stefan Starzyński, 2.Jerzy Waldorf, 3. Stefan Wiechecki „Wiech”, 4. Krzysztof Kamil Baczyński, 5.Kazimierz Lisiecki.
Nasza działalność nie byłaby skuteczna gdyby nie pomoc naszych Przyjaciół i Sponsorów. W różny sposób staramy się uhonorować ich szczodrobliwość. Jedną z takich form uznania jest nasza akcja dotycząca w/w budowy: „ławka dla Łazienek Królewskich – dom dla dzieci ulicy”. Wszyscy sponsorzy tej budowy zostaną uwiecznieni na „ścianie wdzięczności” w budynku a osoby lub firmy, które wpłacą 1 tys.$ lub więcej – dodatkowo będą również fundatorami ławki parkowej, na której zostanie umieszczona tabliczka z ich nazwiskiem i krótką informacją o ich udziale w akcji. Ławki są instalowane przy Starej Pomarańczarni w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Do końca ub. roku zainstalowano już 20 takich ławek. Wśród fundatorów ławek są również przedstawiciele Polonii, tj. ZNP, Pan Chester Sawko z Chicago, Państwo Alicja i Ryszard Głowaccy z Florydy. Spośród społeczności polonijnej w USA budową wsparli także: Pan Dr Zbigniew Sobol z South Bend, Indiana ($500), P-stwo Jasiłscy z Covina, CA ($500), Pani Helen Cytko, z Camarillo, CA ($100), Pan Andrzej Sochacki, Phenix, AZ ($100), Pani Ania Zaleczko z Chicago ($50), wpłata anonimowa ($200), oraz ok. $3.000, na które złożyły się wpłaty poniżej $50,-
Gorąco zapraszamy i bardzo liczymy na poparcie tej akcji przez naszych rodaków, zamieszkujących w Arizonie. Będziemy wdzięczni za jakąkolwiek cegiełkę popierającą akcję przedstawioną w niniejszym liście. Wierzymy także, że znajdzie się kilka osób lub firm, które za swoją szczodrość zostaną uhonorowane wystawieniem ławki z ich nazwiskiem w Łazienkach Królewskich w Warszawie. A może taką ławkę ufundują czytelnicy “EuroArizony”?.
Wpłaty mogą być dokonywane na n/w konta bankowe:
1. Ognisko “Giewont” Lodge 2514 PNA
MidAmerica Bank, 6650 Cermark Rd, Berwyn Il.60402
K-to: 271971560-601668687-0101
To konto w USA ma Nr Federal Tax ID237612688
2. Tow. ”Przywrócić Dzieciństwo”
Bank PKO BP Oddz.I w Warszawie
K-to: 10201013-122640464
Czeki z dopiskiem „Przywrócić Dzieciństwo” można wysyłać na adres siedziby Towarzystwa w Warszawie lub do naszego przedstawiciela w Arizonie kol. Andrzeja Sochackiego, tel. (602) 244-1293. Każda wpłata jest taxdeductable i (nawet najdrobniejsza) zostanie potwierdzona przez Skarbnika Towarzystwa w Warszawie. Zapraszam Wszystkich Państwa w dniu 15 maja o godz. 19:00 do Centrum Wagabundy Andrzeja Sochackiego na spotkanie w celu bliższego przedstawienia sytuacji dorastającej młodzieży w Polsce.
Mgr Bogusław Homicki
Tow.”Przywrócić Dzieciństwo”

Posted in Rózne | Comments Off on Dziadek

Wieloryby

JEDZIEMY NA SPOPTKANIE Z WIELORYBAMI
z naszym „CENTRUM WAGABUNDY”

Guerrero Negro, Baja California Sur, Mexico

Co roku tysiące kalifornijskich szarych wielorybów płynie 6000 mil morskich z zimnych północnych wód Beringa do cieplejszych wód Półwyspu Kalifornijskiego na poziomie centralnego wybrzeża Pacyfiku. Od połowy grudnia do marca ciepła Scammonowa Zatoka jest docelowym miejscem największej liczby tych wspaniałych ssaków. Ponad 1200 – w tym 300 nowonarodzonych osobników – było policzonych w 1997 roku.
Widok kalifornijskich wielorybów z ich oddechem, fontanną wody, dźwiękiem, współmałżonkami i potomstwem, z ich naturalnym zwyczajem w natchnieniu trwogi, nigdy nie będzie zapomniany!
Turyści mają szansę obserwować flotyllę wielorybniczą ze statku 23-stopowej długości mogącego pomieścić 10 pasażerów. Statki te mają wyszkolonych i zatwierdzonych przez państwo przewodników dla tego typu wycieczek morskich. Statki wyposażone są w szalupy ratunkowe i obowiązkowo kamizelki ratunkowe dla wszystkich pasażerów. 4-ro godzinne wycieczki morskie odbywają się dziennie od 15 grudnia do 15 kwietnia, które mogą być przerwane z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych lub przez państwowe morskie władze.
Wycieczki z hotelu są dowożone do doku w zatoce mikrobusami z przewodnikami mówiącymi po angielsku i hiszpańsku, którzy opowiadają o wielorybach i panujących zwyczajach podczas pływania po zatoce. Trasa 30-minutowa wiedzie przez środek miasta i drogami z pięknymi widokami.
Wycieczkowy statek w zatoce gwarantuje wielorybną atrakcję z odległości 10 metrów od ssaków, zgodnie z regulaminem. Bliższe podpływanie jest bardzo często praktykowane. Morskie ptaki, delfiny, foki i lwy morskie są bardzo często dodatkową atrakcją.

Gdzie znajduje się Guerrero Negro?
Znajduje się 450 mil poniżej granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Miejsce te jest północną bramą na kalifornijskim półwyspie. Jest około 10 i pół godz. jazdy z San Diego lub 8 i pół godz. od Enselady. Miasto nie jest typowym turystycznym resortem ale znane jest z obserwacji wielorybów i przemysłu solnego. Oferuje przybyłym turystom kompletną sieć korzystnych serwisów, ciepłą opiekę szpitalną z której Meksyk jest znany.
Życzymy przyjemnej podróży!

Posted in Rózne | Comments Off on Wieloryby