Zdjęcia z trasy w Ameryce Południowej

Ameryka Południowa 2011

Posted in Ameryka Południowa 2011 | Comments Off on Zdjęcia z trasy w Ameryce Południowej

Przystanek w Mexico Ciudad D.F.

Postanowił i wyruszył
Sobota, 5 marzec, 2011 roku. Godzina 9:00. Ostatnie spojżenie na spakowaną „Zabawkę” (imię samochodu). Wszyscy domownicy w pracy lub szkole. Lekkie śniadanie, zdrowaśka i z Panem Bogiem w ciszy i spokoju ruszyłem w słoneczną arizońską pogodę. Jadę solo, bez pomocy z boku! Jadę po przetartym niedawno szlaku w pobliże kontynentu południowo amerykańskiego, do Panamy. Tam rozejżę się za transportem.
…Samochód załadowany na dobre i na złe. Rozpędzał się wolno. Po kilkunastu minutach rozgrzewki osiągnął podróżną szybkość. Silnik pracuje cicho i równo. Poza miastem, włączyłem regulator stałej prędkości.,120 km/godz. Czuje się komfort jazdy. Noga z gazu zdjęta odpoczywa, skoncentrowanie polega tylko na bezpiecznej jeździe i przestrzeganiu przepisów.
Nie zatrzymuję się na posilenie. Kilka kanapek, smacznych pierogów i placków ziemniaczanych, cytrusowe owoce i orzechy z własnego ogrodu zaspakajały i cieszyły mój żołądek w czasie jazdy. Pogoda w górzystej części drogi nieco dała się odczuć; zaczęło strzykać w kościach. Porwisty zimny wiatr wyrywał kuliste uschłe krzaki i toczył po autostradzie. Nie zawsze wyhamowałem by nie rozbić na kawałki zdrewniałej rośliny. Nie obeszło się bez szkody dla samochodu.
Po przejechaniu pierwszych 500 km tankowanie i krótki odpoczynek; kilka ćwiczeń rozluźniających. Zauważyłem zbite szkło w halogenie z przodu. Nie dało się uniknąć zdeżenia z fruwającymi krzakami z dużą prędkością. Zauważyłem też wielką plamę paliwa pod samochodem. Ciekło prawie ciurkiem. Strach mnie ogarnął, pomyślałem, że pękł gdzieś zbiornik paliwa, …lecz po chwili ciekło coraz mniej. Szalejąca wichura przewracała wszystko na stacji co stało luźno. Z ledwością otworzyłem drzwi do samochodu. Gdy wsiadałem to przycieły mi nogę tak, że pozostał siniak. …Pojechałem dalej. Po drodze zacząłem czuć benzynę w środku ale po pewnym czasie nieprzyjemny zapach ulotnił się; …starach odleciał.
…Planowałem odwiedzić starego przyjaciela w stanie New Mexico, więc zajżałem do niego by przy okazji skorzystać z fachowej pomocy, jest mechanikiem samochodowym. Pech. …Wiesiek rozchorował się i leżał w łóżku. Doszliśmy do wniosku, że przelałem przy tankowaniu, lub zbiornik cieknie gdzieś w górnej części. Pocieszył mnie tylko, że nie wybuchnie ale zasugerował sprawdzić jak najszybciej szczelność zbiornika gdzieś w warsztacie po drodze. …Nie mam czasu i pieniędzy na dodatkowy remont. Zdecydowałem jechać dalej.
W planie było jak najszybciej zrealizować pierwszy etap i znaleźć się w Meksyku mieście. Tam pomyślę o sprawdzeniu zbiornika.

Przed granicą meksykańską zwiedziłem okazyjnie farmę kogucią. Dowiedziałem się przez przypadek podczas rozmowy, dzięki rzucającej się w oczy grafice samochodowej, z jednym farmerem na stacji benzynowej. Nie słyszałem przedtem o takiej. Otóż w kilku tysiącach wolno stojących oddzielnych klatkach z siatki znajdowały się pojedyńczo koguty. Cała farma piała głośno na całą okolicę. Nic by nie było dziwnego dla mnie żeby nie fakt, że to były specjalnie wyselekcjonowane koguty-wojowniki na sprzedaż do Meksyku i dalej w głąb Ameryki Południowej. Do tej pory znałem te zwierzęta z walk i hodowli po kilka sztuk przez miłośników i hazardzistów tej rozrywki. A tu nagle wielka połać ziemi i zmechanizowana hodowla. Woda z potrzebnymi witaminami i minerałami automatycznie rurkami przesyłana do zbiorników w klatkach. Pasza rozwożona ciągnikiem z przyczepką automatycznie dawkującą mieszankę. Nie można było zbliżyć się do klatki bo rzucały się na widok wyciągniętej ręki. Te kilka tysięcy sztuk walecznych kogutów obsługiwał jeden farmer.

Granica
Jadę według znaków w stronę przejścia granicznego. Widzę napisy: „Eagle Pass” (Orle przejście) i „Piedras Negras” (Czarne skały), to już nie daleko. Za kilka dolarów przejechałem most przedgraniczny z pasem dla pieszych, nad Rio Grande, będącym niemal wjazdem granicznym. Powoli zbliżałem się w rzędzie samochodów do granicy. …Widzę już szlaban. Zatrzymuję się. Nikt nie wychodzi. Zapala się zielone światło, szlaban podnosi się, więc ruszyłem powoli. Z dala widziałem rozmawiających policjantów. Nawet nie spojżeli w moją stronę. Więc pojechałem do przudu i skręciłem szybciej w ulicę miasta. Źle bym się czuł gdyby jakiemuś celnikowi odbiło i szukał by czegoś robiąc mi bałagan w upakowanym samochodzie. …Tak samo przekraczali granicę inne samochody. Nie do wiary, czyżby odprawa celna i paszportowa była zniesiona. Kilka tygodni temu byłem na plaży w Meksyku i żądali wizę, lecz z amerykańskim paszportem puszczali bez problemu. …Skończyłem szybko rozmyślania na ten temat. Zatrzymałem się pospiesznie przed ulicznym kantorem by wymienić dolary na peso. Wymieniali bez problemu każdą sumę. Z boku kantoru na placu bankowym inni korzystali z wymiany automatycznej. Samochody podjeżdżały do słupa, gdzie była rura z okrągłym pojemnikiem. Wsadzało się dolary i wysyłało przyciskiem do budynku bankowego. Po chwili pojemnik wracał z peso. Ale ci korzystali co mieli konto w tamtejszym banku.
…Znaki drogowe wyprowadziły mnie na odpowiednią autostradę. W oczy rzucało się dużo jeżdżących samochodów po ulicach z uzbrojonymi żołnierzami. To walka rządu z bandami narkotykowymi. …Płatnymi autostradami jechałem do celu. W okolicy San Luis Potosi zjechałem by zobaczyć kolonialny kościółek i cmentarz przy nim z ciekawymi grobowymi pomnikami różnej wielkości, kształtu i rzeźby.
Po 15 godzinach dniowej jazdy zatrzymałem się na bezzpieczny nocleg tuż za płatną autostradową bramką w okolicy miasta Satillo. Tak jak wszyscy kierowcy TIRów i ja przespałem się. Była to pierwsza noc w „Zabawce”. Noc dosyć ciepła, nie wymagała śpiworu. Obudziło mnie pukanie do okna. To policjant, powiedział z uśmiechem „buenos dias”. Czas wstawać i w drogę.
Dzięki mu za to, zmęczony spałbym jeszcze dłużej na miękim materacu, a do przejechania jest około 900 km.
Autostrada płatna ma trzy pasy. Po prawym jadą wolniejsze pojazdy z TIRami włącznie. Po środkowym szybsze samochody. Ten pas służy do wyprzedzania także. A po lewym to już same najszybsze a wśród nich zauważyłem najczęściej znak „VW” na masce, który mówi za siebie. Ja również jechałem pasem lewym ale byłem zmuszany przy szybkości 130 km/godz. zjeżdżać często na prawo i dać się wyprzedzić.
…Zaczęło doskwierać, monotonna jazda prostymi i długimi odcinkami stawała się śpiąca. …Ożywiłem się nagle, gdy minąłem wywrócony TIR z dwiema pokręconymi przyczepami na bok i rozwalonym towaremw rowie po drugiej stronie drogi. Wyglądało bardzo groźnie.

Mexico City Distrito Federal
Rozpędem wjechałem autostradą w stolicę Meksyku w miasto Meksyk, będący moją końcówką w pierwszym etapie do Ameryki Południowej. Tu mam swój gościnny pokój od dawna w domu śp. Jerzego Skoryny Lipskiego, którego poznałem 35 lat podczas pierwszego okrążania „VW-garbusem” naszej planety. O śmierci dowiedziałem się pisemnie e-mailem. Łzy cisnęły się do oczu, gdy odwiedziłem w towarzystwie żony Deli, miejsce pochówku w krypcie kaścioła Matki Boskiej Częstochowskiej, którego pan Jerzy był pomysłodawcą. …Kilka miesięcy temu żartowaliśmy sobie jak zwykle podczas odwiedzin.
Ten wierny Polsce patriota do ostatnich chwil swojego życia był jedynym polskim weteranem w Meksyku. Pokój urzędowania pana Jerzego zastałem nie naruszony. Wystrój salonu pamiątkami archiwalnymi zmarłego kombatanta wojennego bije polskością jak za dawnych czasów. Upłynęło kilka miesięcy od śmierci Jerzego Skoryny a wydaje się jakby wyszedł na chwilę, wszystko leży na miejscu nie ruszone. Cześć jego pamięci!
Syn Staś zobowiązał się wydać pamiętnik biograficzny tego Wielkiego Polaka, przedstawiciela Delegatury Rządu Polskiego w Londynie na Meksyk i postanowił prowadzić dalej działalność swojego taty w imię polskości.

…Po krótkiej dwudniowej wizycie, potrzebnym odpoczynku i wysłaniu korespondencji jestem gotowy do następnego etapu przed Południową Ameryką. …Zrezygnowałem z reperacji zbiornika.
Od startu w Phoenix, Arizona do Meksyku miasta przejechałem 2,122 mile (3,535 km). Wydałem na benzynę około 140.- USD. Średnio za 1.-USD przejechałem około 15 mil (24 km). Nie jest tragicznie. Samopoczucie dopisuje.
Zasyłam Pozdrowienia!
– Jędrek

Posted in Ameryka Południowa 2011 | Comments Off on Przystanek w Mexico Ciudad D.F.

JĘDREK i “ZABAWKA” gotowi do następnej podroży

Zbliżył się dzień, kiedy nasz objeżyświat – ANDRZEJ „Jędrek”SOCHACKI zaczął być w swoim żywiole. On i „Zabawka” (imię samochodu) są gotowi do okrążenia Południowej Ameryki. Widzę jak samochód stoi gotowy od kilku dni pod palmami przed domem i czeka na wyruszenie.
Planowana wcześniej podróż samochodem „VW-Caddy” dookoła Afryki nie doszła do skutku. …Start przesuwany z dnia na dzień od miesięcy, obiecany w 95% przez kooperującego dealera VW-gena w Warszawie przeciągał się w czasie z powodu braku ostatecznej decyzji i niezrozumianym dla Jędrka jak i dla mnie wykręcaniem się przez osobę, niby kompetentną, w tej sprawie. …Z upływem czasu pogarszająca się sytuacja polityczna w arabskich krajach Afryki przypieczętowała bez powiadomienia wycofanie się dealera VW-gena z obiecanki. Może przyszły rok okaże się bardziej owocny.
…Jędrek cierpliwie czekał, gdyż leży mu na sercu ten kontynent od lat, a nowszy samochód byłby pewniejszy na tak długą i nieznaną drogę. Byłby też bardziej sprawny od wysłużonego, który jest w posiadaniu klubu „Centrum Wagabundy”. W dodatku samochód wyprodukowany w Polsce dodałby Jędrkowi skrzydeł podczas pokonywania odległości i przyjemność z reklamowania rodzimego sprzętu w świecie. …W całości pojechałby w swoim stylu i z polską fantazją, jak zwykle, przed siebie.
Tymczasem sprawa po kilku miesiącach „pinpongu” nie doszła do końca. Obiecanki z samochodem skończyły się fiaskiem. Milczenie dyrektora Salonu VW-gena Sobiesława Zasady w Warszawie z ostateczną odpowiedzią Jędrek ostatecznie przyjął jako rezygnację z kooperowania w podboju dróg afrykańskiego wybrzeża.

…Jedrek nie mógł sobie pozwolić na dalsze czekanie i nieodpowiedzialne obietnice.
Postanowił zrealizować klubowym samochodem zaplanowany już wcześniej etap objechania Ameryki Południowej wchodzący do planu podróży po obrzeżach dookoła wszystkich kontynentów świata,.
Mający doświadczenie podróżnicze i wyczucie marketingowe Wiesław Mrówczyński – nestor rajdowych dziennikarzy, który podsunął propozycję wyprawy dookoła Afryki „VW-Caddy”, będzie łącznikiem pomiędzy Andrzejem a massmediami w podróży południowoamerykańskiej wysłużonym lecz wypróbowanym już klubowym samochodem, mającym na koncie nie jeden długi rajd.
Samochód: produkt z taśmy amerykańskiej – GM (General Motor Co.) Oldsmobile „Catlass Supreme S”, 1997 rok produkcji, 6 cylindrów, silnik 3.1 l pojemności, 205 tys mil ( 330,000 km) na liczniku, (od 6 lat nie produkowany) wciąż jest w dobrej kondycji i wydaje się pewnym w zrealizowaniu amerykańskiej rundy. Andrzej ma do niego zaufanie. Przed wyprawą wymienił to co elektroniczna diagnoza wskazała: wszystkie sensory, świece z przewodami i dodatkowo filtry, paski klinowe, pompę wodną, przewody paliwowe, naprężacz paska klinowego, przeguby w przednim zawieszeniu, opony. Wymontował siedzenie z boku kierowcy i tylne, by zainstalować łóżko, mając w ten sposób pod nim dodatkowy schowek na ekwipunek rezygnując z bagażnika na dachu (podniecającego i łatwego kęska dla złodziejaszków). Reperację zamykania okien i aklimatyzacji nie uwzględnił w tym przedsięwzięciu. Byłaby nie opłacalna, przekroczyłaby wartość samochodu.

Będzie to nie byle jaka podróż po południowo-amerykańskich drogach lecących wzdłuż morskich brzegów, najbliżej wód Pacyfiku, czy Atlantyku. To niemałe wyzwanie w podróżowaniu, tym bardziej, że Jędrek będzie jechał przez dziesiątki tysięcy kilometrów w pojedynkę bez żadnej pomocy z boku. Trzeba mieć zaufanie do pojazdu i siebie, być zahartowanym w dyskomfortcie, rozłące z rodziną jak i w radzeniu sobie w rozwiązywaniu niespodziewanego problemu.

…Prawdę mówiąc, to niepokój i strach mnie ogarnia, gdyż nigdy bym się nie zdecydowała na taką długą wyprawę w nieznane tak starym i wysłużonym autem. Jędrek skwitował moją niepewność i powiedział, że najwięcej procentowo w warsztatach jest w naprawie nowych samochodów, przednich marek a nie tych z przebiegiem. A co do napraw, to tak samo jest w podróży jak i niedaleko od domu poza miastem, trzeba naprawić i wrócić, i koniec.

Potwierdzeniem sprawności samochodu jest odbyta jazda po kontynencie amerykańskim od Meksyku po Alaskę, wzdłuż Kanady po północnych często zaśnieżonych drogach i pętla od Pacyfiku do Atlantyku parę miesięcy wcześniej przez 30 stanów. Pocieszeniem Jędrka jest, że jeździ naokrągło z polskimi nalepkami na masce i z GPS AutoGuard Poland, którym chwali się przy każdej okazji. Przy jego pomocy można będzie sprawdzić w internecie pozycję pojazdu podczas odbywania podróży.

… Teraz również i pogoda ponagla termin wyjazdu. Tu gdzie zaczyna się lato, tam zaczyna się zima – mowa o południu kontynentu amerykańskiego, gdzie leży najbardziej wysunięte miasto w południowej części Argentyny a zarazem stolica „Ziemii Ognistej” – mekka wszystkch podróżników i turystów – Ushuaia. Planowy i załatwiony termin wysyłki samochodu z Los Angeles do Ekwadoru Jędrek niepotrzebnie wycofał w imię obiecanek cacanek warszawskiego dealera VW. Teraz będzie musiał sprężać się w czasie by jak najprędzej znaleźć się w Ushuai przed nastaniem zimy. Jazda wysłużonym samochodem bez aklimatyzacji nie będzie najprzyjemniejsza.

Nie wytrzymał, postanowił
5 marca, sobota 2011 roku jest dniem wyjechania z domu na podbój Południowej Ameryki. W planie ma dotrzeć przez Meksyk i Centralną Amerykę do Panamy, by tam znaleźć środek transportu dalej na południe. Wszystko mu jedno skąd rozpocznie wyprawę południowym kontynencie. Ma przecież objechać go dookoła. Miejsce startu, kierunek jazdy i strona kontynentu nie odgrywa roli.
Ostatnie godziny Jędrek wykorzystuje na kompletowanie map, słowników, odbycie ostatnich rozmów telefonicznych, wysłanie e-mailów, sprawdzenia zabranego ekwipunku i zaopatrzenie się w pitne płyny i prowiant. Gdyby jakieś szczepionki były potrzebne, uzupełni po drodze. …Skończył bieganie wokół domu i chodzenie do klubu „LA Fitness”; o te zabiegi jest bardzo trudno daleko w świecie. Wtedy pozostaną mu ćwiczenia rozluźniające podczas przystanków.
Bądźmy dobrej myśli i trzymajmy kciuki, a napewno wszystko wyjdzie mu według założeń. Notatki z drogi i ciekawe zdjęcia będą dochodziły do przyjaciela Andrzeja, łącznika prasowego od lat – Wiesława Mrówczyńskiego w Polsce jak i do „Centrum Wagabundy”, które ma łączność z polonijnymi i światowymi madiami.

Wierzę w Andrzeja, gdyż pozytywną i upartą cechą charakteru nie raz udowodnił w odbytych okołoziemskich wyprawach konsekwentne zakończenie swoich zamierzeń. Można mu ufać. Jego dewizą jest uczciwe przygotowanie się do wyczynu, który realizuje skrupulatnie. Jest jak zawsze optymistą i nie podda się jakimś napotkanym niespodziewanym przeszkodom. Mówi, że powodzenie wyprawy zależy od dobrego Anioła Stróża, a w której on jest tylko wykonawcą.
Andrzeju będziemy modlić się za tę trudną solową eskapadę. Do zobaczenia za kilka miesięcy.
Daj Boże!
– Joanna Marciniak
Rzecznik Prasowy „Centrum Wagabundy”
Phoenix, 4 marca, 2011

Posted in Ameryka Południowa 2011 | Comments Off on JĘDREK i “ZABAWKA” gotowi do następnej podroży

Przystań 044

XI rok, nr 44, marzec 2011 r.

* * * * Co słychać w “Przystani”?

* Apel Agnieszki
* Z Krakowa na filmy
* Do Filharmonii
*
* * * * Kącik Wydarzeń:
APEL DO WSZYSTKICH
Szanowni Państwo,
zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie wsparcia finansowego letniego kursu języka polskiego organizowanego w „Critical Languages Institute” na Uniwersytecie Stanowym Arizony w Tempe w czerwcu i lipcu 2011 roku.
Tradycja letnich kursów sięga 2004 r., kiedy to po raz pierwszy język polski został zaoferowany studentom w czasie letniej szkoły. Kolejne kursy odbywały się nieprzerwanie do 2008 r. W ciągu 6 lat w kursach naszego języka wzięło udział 65 osób. Osoby te z dużym sukcesem wykorzystały znajomość naszego języka. 10 osób spośród tej grupy, po ukończeniu arizońskiego kursu, wzięło udział w „Letniej Szkole Języka i Kultury Polskiej” organizowanej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza (UAM) w Poznaniu. Jedna osoba adoptowała chłopca z Domu Dziecka w Koszalinie. Jeden student odwiedził swoją rodzinę w Sanoku, z którą wcześniej nie miał kontaktu. Inny uczestnik przyleciał do Polski na święta Bożego Narodzenia, zamieszkał u polskiej rodziny i obserwował zwyczaje świąteczne. Dwoje studentów ASU, którzy otrzymali grant NSEP, przyleciało do Polski na pół roku. Czas ten spędzili, ucząc się języka polskiego w „Studium Języka i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców” na UAM, uczęszczając na zajęcia z nauk politycznych oraz muzyki. Dwa lata temu jedna z moich studentek została wytypowana przez „USA Today” do grona najlepszych studentów w USA.
Studenci, którzy wzięli udział w letnich kursach, mieli także możliwość dalszej nauki naszego języka na ASU na zajęciach z profesorem Dankiem Šipką.
Do roku ubiegłego roku letnie kursy języka polskiego były organizowane dzięki finansowemu wsparciu „American Council of Learned Societies” i zaangażowaniu p. Andrzeja Tymowskiego, dyrektora ds. programów międzynarodowych tej instytucji. Duże zasługi w tym zakresie ma także Kongres Polonii Amerykańskiej, Oddział Arizona, który nie szczędził wysiłków w organizacji akcji charytatywnych i środków finansowych, aby kursy letnie były wpisane do programu letniego CLI.
Z powodu braku środków finansowych „Critical Languages Institute” jest zmuszony szukać innej drogi pozyskiwania środków finansowych, aby kontynuować nauczanie języka polskiego. Dlatego też zwracam się do Państwa z prośbą o wsparcie finansowe. Każda kwota, nawet najmniejsza, jest istotna w budżecie kursu.
Jeśli widzą Państwo możliwość wsparcia finansowego programu języka polskiego na Uniwersytecie Stanowym Arizony, uprzejmie proszę o wypisanie czeku na:
“ASU Foundation” i przesłanie go na adres: The Melikian Center
Arizona State University
PO Box 874202
Tempe, AZ 85287-4202
Z poważaniem, dr Agnieszka Mielczarek – lektor języka polskiego
Agnieszka.Mielczarek@amu.edu.pl
*
Z KRAKOWA DO „CENTRUM WAGABUNDY”
O Andrzeju Sochackim słyszałam ponad rok temu na „Opłatku Przewodnickim” u Jego Eminencji ks. Kardynała Stanisława Dziwisza w Pałacu Biskupim w Krakowie.
Udało mi się otrzymać 10-letnia wizę by udać sie do Phoenix. Zimowa podróż z Europy do Stanów skończyła się szczęśliwie pomimo kłopotów ze śnieżycą na trasie. …Jadąc taksówką z lotniska poczułam się jak w raju. Na ulicach zielone krzewy, cytrusowe drzewa, kwiaty, aloesy, kaktusy niczym kandelabry rosnące w pasach przyulicznych. …W Polsce zostawiłam zamiecie śnieżne, ulice i drogi nieprzejezdne z temperatrą minusową i pochmurnym niebem. …Tu w Arizonie niebo jest codziennie tak piękne i niebieskie, które oglądałam tylko wcześniej na otrzymywanych pocztówkach od męża.
Przed odwiedzinami klubu
…Z „Centrum Wagabundy” zetknęłam się pierwszy raz telefonicznie, tu na miejscu. …Pod wrażeniem rozmowy z gospodynią klubu Ewą – chęć odwiedzenia tego ciekawego miejsca nie dała mi spokoju. Zapytałam męża Stasia, czy zna Andrzeja. …Oczywiście. Radość moja była ogromna, bo mój mąż jest zaprzyjaźniony z Andrzejem od dawna. Więc czekałam niecierpliwie na pojechanie w odwiedziny. Dowiedziałam się, że w „Centrum Wagabundy” zbliża się czas regularnego spotkania. To mnie ucieszyło.
Sobota, lutowe popołudnie, 2011 rok.
Przybyliśmy nieco przed czasem. W bramce przywitał nas przyjacielsko, pupilek syna Czarki, boxer o imieniu „Zar”. W rzędzie przy siatce rzuciły się w oczy 20 metrowe palmy. W ogrodzie przyciągały wzrok cytrusowe drzewa z żółtymi grapefrutami, cytrynami i pomarańczami. Od samej bramy ciągną się piękne, kolorowe, duże pachnące róże; duma gospodyni. Zauważyłam też krzak winorośli przy kampingowej przyczepie, który pielęgnuje najmłodszy podróżnik w klubie – Czarki.
…Stanęłam w drzwiach „Wagabundy” i oniemiałam z wrażenia. Ściany sali są wypełnione dużego formatu profesjonalnymi zdjęciami, mapami z zaznaczonymi trasami odbytych podróży Jędrka. Rzucają się w oczy zdjęcia – Andrzeja w towarzystwie ukochanego naszego papieża Jana Pawła II w Watykanie, z Dalej Lamą na dachu świata w Himalajach i z innymi dostojnymi osobami. W ogromnym ekranie TV leciał polski program, na półkach mnóstwo książek w różnych językach, słowników i przewodników. …To wszystko jest świętością dla Andrzeja, którą od lat gromadził. Zaszczyt wielki przyjaźnić się z podróżnikiem, który samotnie odbył siedem eskapad wokół globu różnymi środkami lokomocji. …W „google” jest więcej pod hasłem: Andrzej Sochacki podróżnik.
A, że przyszliśmy wcześniej, miałam okazję prześledzić w komputerze, znajdującym się w Andrzeja gabinecie, podróż Czarka „Od Pacyfiku do Atlantyku”. …Jestem zbudowana prezentacją w „Power Point” zapowiadającego się młodego podróżnika, którą przygotował na pokaz nam wszystkim. Czarki jest 14 letnim ambitnym młodzieńcem sprawujący rolę technika-elektronika w „Centrum Wagabundy”. Mówi poprawnie po polsku; miłe zaskoczenie.
Zbliżała się godzina 19:00. Goście schodzili się, każdy przyniósł z sobą „gościniec” – co kto lubi według swojego gustu, w myśl klubowego zwyczaju.
Spotkanie
…Nie czekaliśmy dłużej z otwarciem, gdyż program był bardzo napięty. W zagajeniu Andrzej omówił tematykę filmów archiwalnych z okresu 1918 – 1939 roku, przywiezionych z Meksyku od kombatanta wojennego – śp. Jerzego Skoryny, a luźne rozmowy przełożono na czas antraktu.
Przed głównym filmem oglądneliśmy film Kazimierza Kutza „Zawrócony” ze wspaniałym odegraniem roli przez Zbigniewa Zamachowskiego i Marka Kondrata. Akcja toczy się na Śląsku w Katowicach w początkach działalności „Solidarności” , ale tak było we wszystkich miastach. Walki uliczne manifestujących robotników z rodzinami wspieranych przez inteligencję po jednej stronie barykady a po drugiej z ZOMO, milicją, strachem i terrorem, wszędobylskimi ubowcami.
Drugi film mówił o odnawiającej się Polsce po 123 latach niewoli. Film kręcony w tamtych czasach, biało – czarny na dawnym prymitywnym sprzęcie urzeczywistnił fakty na ekranie. Ale nie sprawa techniczna a tematyka była najważniejsza. Lata dotyczyły głównie Warszawy. Film pakazał dojście do władzy Wielkiego Człowieka – Marszałka Józefa Piłsudskiego, jego dokonania i wkład w odrodzeniu i budowie niepodległej Polski. Pokazana była budowa nowej państwowości i stolicy przez zapał, prężność całego narodu jak i z rozmachem budujące się nowe obiekty użyteczności publicznej. Szkoda, że dorobek Polski międzywojennej zrujnowała okupacja wojsk obcych i Powstanie Warszawskie a dokończenie dewastacji majątku narodowego trwa do dziś bez zahamowania. Autentyczne zdjęcia z tamtego okresu wzruszały wszystkich obecnych na spotkaniu. Dla mnie były ogromnym przeżyciem. Poniważ filmy były w wersji polsko języcznej z napisami angielskimi były dostępne dla wszystkich obecnych na spotkaniu. Chwała Ci Andrzeju za patriotyzm!
Refleksje
Doszłam do wniosku, że filmy powinna obejżyć obowiązkowo młodzież tutaj wychowująca się z dala od Ojczyzny. Powinna poznać lepiej historię Ojczyzny swoich ojców, dziadków czy pradziadków. Nie słyszałam o jego dystrybucji w Polsce – napewno powinien być obowiązkowo lekturą dla każdego Polaka. Nie zauważyłam na pokazie tych historycznych i cennych w swej treści filmów nikogo z polonijnych mediów i nikogo z młodzieży poza stałymi opiekunami klubu. Projekcja filmu była poprzedzona anonsem w prasie arizońskiej. Wielka szkoda.
Wierzę, że Andrzej po powrocie ze swojej następnej wielkiej wyprawy ponownie wyświetli te oryginalne filmy w swoim polskim „Centrum Wagabundy” – miejscu jednoczącym rodaków tak bardzo daleko mieszkających od naszych granic.
Andrzeju – wracaj jak najszybciej z kolejnej wędrówki – jesteś bardzo potrzebny. – mgr inż. Krystyna Warelis
licencjonowany przewodnik Krakowa
* Mini dossier autorki – Krystyny Waralis
Poznawanie świata Krystyna zawdzięcza mamie Lusi, która była nauczycielką w śląskim sanatorium dla dzieci w Rabce, w którym działało koło „PTTK” (Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze) – prowadzone przez legendarnego Emila. Krysia spędzała wolny czas na wędrówkach po Gorcach, Pieninach, Tatrach i Górach Świętokrzyskich. Na Orawie uczyła się grzybobrania, a w zimę uczestniczyła w słynnych kuligach. Emil nauczył ją szacunku dla przestrzeni plecaka w odróżnieniu od młodych w dzisiejszych czasach, nie zwracających na zawieszony plecak na barkach i rozpychająych się w środkach komunikacyjnych tłamsząc innych pasażerów. Dzięki mamie Krysia poznawała najpiękniejsze zakątki, miasta i Parki Narodowe w Polsce, np. Frombork, Pustynia Łebska czy Kaszuby.
W okresie Liceum im. Eugeniusza Romera w Rabce, którego wychowanką również była śp. Pani Prezydentowa – Maria Kaczyńska, Krysia korzystała w przemieszczaniu się po kraju z modnego wtenczas „Auto-Stopu”. W wędrówkach tych dotarła między innymi do pięknego Łańcuta.
W okresie studiów podczas praktyki zwiedziła bardzo dokładnie Bułgarię i Węgry. W ówczesnych latach na Węgrzech można było się porozumieć tylko po węgiersku, więc zabawiła się w samouka i nauczyła się dla swoich nowych przyjaźni, ich języka. Pojęła ten język na tyle, że biegle się nim posługuje w mowie i piśmie. Marzy spędzić jesień małżeńskiego życia w kraju naszych bratanków w okolicach Balatonu.
Młoda pani inżynier pierwsze swoje pobory wydała na turystowanie odwiedzając kraje Europy: Anglia, Włochy, Francja, Grecja, Jugosławiia, Holandia. W pamięci utkwił Dubrownik, wyspa św. Stefana, holenderskie muzea, warsztaty szlifowania diamentów, kasyna jak i poznanie rodzimego ogrodnictwa. …Praca społeczna w SITO (Stwarzyszenie Inżynierów i Techników Ogrodnictwa) plus wysoka funkcja dała możliwość uczestnictwa w naradach, zjazdach w różnych zakątkach Polski pamiętanych jeszcze z dzieciństwa.
To wszystko sprawiło, żę będąc na rencie inwalidzkiej Krystyna Warelis postanowiła poznać lepiej historię ukochanego Krakowa na kursie przewodnickim i zostać licencjonowanym przewodnikiem. …Cóż może być piękniejszego od codziennego obcowania w krakowskich muzeach łączących się tematycznie z historią Polski i Europy? – zebrał Jędrek
*
W FILHARMONII
W ostatnim dniu lutego członkowie „Centrum Wagabundy” wybrali się do stołecznej Filharmonii (The Phoenix Symphony Hall) na prezentację emocjonującego programu połączonego magii cyrkowej z muzyką klasyczną. Widownia była zachwycona występami przed czołem symfonicznej orkiestry najlepszych z najlepszych w cyrkowym świecie artystów-akrobatów. Coś nowego!?
Orkiestrą symfoniczną dyrygował polski dyrygent, weteran popowych koncertów – Michał Krajewski, występujący gościnnie. Michał – syn polskich emigrantów, wykształcenie muzyczne zdobył w Detroit. Tam skończył szkołę dla dyrygentów. Występował na kilku kontynentach z różnymi orkiestrami świata. Mieszka w Orlando, Floryda z żoną Darcy. W wolnych chwilach zajmuje się: podróżowaniem, fotografią, uprawia biegi i kolarstwo, rozwiązuje krzyżówki w New York Times Sunday.
Na tle utworów Bizeta, Khachaturiana, Dworaka, Bramsa, Czajkowskiego i Ravela popisywali się umiejętnościami mistrzowie świata cyrkowego z talentami niespotykanymi trzymając publikę w napięciu od początku do końca. …Nie było końca aplauzu dla polskiego duetu siłaczy – Jarosława Marciniaka i Dariusza Wrońskiego. Jarek i Darek to mistrzowie Polski w ręcznym balansowaniu. Są zwycięzcami mistrzostw we Francji, Anglii i USA. Występowali w wielu światowej rangi cyrkach jeżdżąc po całym świecie. Publika dziękowała im za pokaz siły i balansowania w trudnych układach akrobatycznych, wprost niemożliwych do wykonania, klaszcząc na stojąco. …Czarki i Asia byli dumni z ich występów jak i ze swojego rodowodu dziadka Marciniaka (zbieg okoliczności).
W cyrkowej trupie wystąpili rónież: Vladimir Tsarkov – Rosjanin, mistrz międzynarodowego festiwalu cyrkowego we Francji, Irina Burdetsky – z rodziny cyrkowej w Moskwie, mistrzyni Monaco w międzynarodowym konkursie cyrkowych umiejętności, Elena Tsarkowa – nazwana „Białą Lady”, wychowanka moskiewskiego cyrku z dyplomem Mistrzyni Sportu w gimnastyce, „dziewczyna bez kości.”, Simon Chaban – Amerykanin z San Francisco, magik, mistrz w akrobatyce, modnym tańcu i żąglowaniu.
Adaptacja tego mieszanego i zespolonego artystycznie programu podniosła zainteresowanie klasyczną muzyką, które podniosło jej walory nie tylko dla ucha ale i dla oka. Sala wypełniona była po brzegi.
– Janna Marciniak
Rzeczniczka Prasowa klubu
(obszerniej wszystko w internecie)
* * * * Kącik Wydawcy:
Mile widziana jest młodzież w pisaniu swoich ciekawych spostrzeżeń z otaczającego życia lub ze spędzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucić tremę w pisaniu – pomożemy.
Pamiętajmy !!! – naszym językiem jest język polski gdziebyśmy się nie znajdowali a każdy inny język wykorzystujemy tylko do egzystencji tam gdzie żyjemy. Bez Języka Polskiego nie ma Polski!
Bawmy się razem! – to nasza myśl przewodnia. Warto mieć łączność z “Przystanią”. Jest to droga „odnalezienia się”.
– mgr inż. Andrzej Sochacki

* * * * Horoskop Indiański
WILK (10.02 – 20.03)
Nie lubi samotności czując się w gromadzie bezpiecznie. W spojrzeniu nie ma złości. Ze swoją wybranką tworzą parę na całe życie. Osaba nie jest wytrwała, nie radząca sobie z trudami życia codziennego. Silnie rozbudzona intuicja pozwala wkraczać w tajemniczy świat magii i wiedzy ezoterycznej. Czasami są zbyt łatwowierne; powoduje to ostre stresy.
Uczucia – Cierpliwie czeka na odpowiedniego partnera zdając sobie sprawę, że będzie on na całe życie. Obdarza drugą stronę czułością i ciepłym słowem.
Zdrowie i uczucia – Uciekając przed rzeczywistością zakłada różowe okulary aby widzieć świat iluzji i marzeń. Czasami niezbyt ambitni płyną na falach życia. Do sukcesu dochodzą pomalutku i łagodnie. Z ciepłymi uczuciami znajduje się w zawodzie medycznym i działalności charytatywnej.

* * * * Kącik Poetycki:
A R K A L I S I E C K I E G O
„Kto przy sterach? Dokąd płyniemy?
Wspólna przystań – nasza Ojczyzna!
Zawsze z Orłem w Koronie!
Mój dom! Tam on prowadził!
Ten szpic Kazik?! Co on wie o nawigacji?
Tak to Dziadek – Kazimierz Lisiecki. Czytał z gwiazd, skąd dostał swoją pasję i powołanie. Ta łajba, ocaliła tysiące tonących z tego morza krzywdy. Okruch dobrego serca, jak ostatnia deska ratunku, podholuje najsłabszych do brzegu. Arka Lisieckiego nigdy nie utonie! Stworzył dom-marzenie i wszystkie autorytety, jak: ciocia, wujek, babcia – to największe bogactwo, które daje słowo rodzina.
– Marek Jasiński-Freeman „…przez ocean” 2008
– były wychowanek
* * * * Kącik Humoru: 5 fraszek Jana Sztaundyngiera:
– Ćwiczenie batem: Po długich latach ćwiczenia, Sumienie w echo się zamienia.
– Ćwierkanie wróbla: Nadal jak wróbel ćwierkam wesoło,
Choć przeszło po mnie historii koło.
– Daltonista: To, co na czarną chował godzinę, Wnet na różową wydał dziewczynę.
– Dary: Jest obok daru blasku, Łaska cienia.
Jest obok daru uczuć, Dar zapomnienia.
– Dla kariery: Modli się pod figurą,Wszystko mu jedno pod którą.
*
Fraszki Marka Freemena:
POSTĘP CYWILIZACJI: Romantyzmu czasy, Były o kochaniu.
Teraz są cynizmu, W najlepszym wydaniu.
SKĄD I DOKĄD: Nie znamy początku, Końca też nie znamy,
Czego bać się więc, jeśli umieramy.
POCIECHA: Mówi Pan Bóg do Małgosi, Nie płacz, tego mnie nie trzeba.
Nie idziesz do piekła, Lecz do mnie, do Nieba.
1…2…3…: Skąpiec marzył o fortunie, Licząc grosze skrycie.
W swym zajęciu nie obliczył, Że dziś kończy życie.
CIĄGOTY: Odejdź duchu nieczysty, Gdyż cały się gotuję.
Zostań proszę, Ja tylko żartuję.
GRZECH ŚMIERTELNY?: Ja znam jego dzieje, Gdy mężczyzna śpi z kobietą,
A nic się nie dzieje.
MOJA WIARA: Czy ty wierzysz w duchy? Oczywiście Panie,
Przecież Ty nim jesteś, A ja nim zostanę.
JEŻELI NIC NIC NIE MÓWIĘ: Nie myśl, że nie widzę, Po prostu brak mi słów.
Tak bardzo się tym brzydzę.
DŻUNGLA: Jeździłem po świecie, Wszystko tam widziałem.
A ludzi? Tych najmniej spotkalem.
XXI WIEK: Mam jedno pytanie, Czy ludzkość zarżnie
Ponownie Chrystusa, Gdy On zmartwychwstanie?

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
* Ogólne spotkanie w sobotę, 14 maja, 2011 r. Miejsce: Meksyk, plaża nad Morzem Corteza w Puerto Peńasco. Temat: Zabawa na plaży, wieści z Jędrka podróży.
Więcej informacji: 602-244 1293. Zapraszamy Wszystkich!

Dla przypomnienia: Spotkania w „Centrum Wagabundy” odbywają się cyklicznie co kwartał (luty, maj, sierpień, listopad) w najbliższą sobotę środka miesiąca o godz. 19:00. Przynosimy z sobą jak zwykle – co kto lubi, według swojego gustu. Informacje w klubie: 1-602-244 1293

O G Ł O S Z E N I A i R E K L A M Y
* W Centrum Wagabundy są do nabycia książki: „Sześć podróży dookoła świata”, „Poradnik Trampingu Turysty Zmotoryzowanego” i ”Harleyem dookoła świata” – Andrzeja Sochackiego.
* Warto czytać ciekawą stronę: www.azpolonia.com
Uwaga: Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji są w archiwum „Centrum Wagabundy”: www.azpolonia.com i www.andrzejsochacki.com.

– Pozdrawia zespół gazetki „PRZYSTAŃ”
Tel: 602-244 1293, centrumwagabundy@yahoo.com, 3715 E. Taylor Street, Phx, AZ 85008
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
$$$ $$ Dziękujemy wspierającym Fundację, rozumiejących nasz aspekt: Wszystko dla biednych, utalentowanych i bez szczęścia. Darowiznę pamiętajmy odpisać od podatku.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 044

Przystań 043

Nr 043, styczeń 2011r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Prezentacja podróży Cezarka
* “ANDRZEJKI” na raty
* Święta w Nowym Meksyku
* Niesamowity gość – maratończyk
*
PODRÓŻ I MAGIA
Reportaż z klubowego spotkania (urywki).
…CZARKI brawo! …Brawo! …Wspaniale! …Co za udany debiut? – rozbrzmiewało tego dnia w pomieszczeniu klubowym. …Przybyli odśpiewali “Sto Lat! dla bohatera wieczoru jakby to były jego urodziny. Młodzieniec mało co nie popłakał się ze wzruszenia. …Taka atmosfera sobotniego listopadowego wieczoru 2010 roku panowała w klubie podróżników “CENTRUM WAGABUNDY”.

Solowy występ Czarka poprzedziła przedmowa rzeczniczki prasowej klubu – Joanny, która przedstawiła program wieczoru. Joanna przygotowała imprezę merytorycznie i poprowadziła spotkanie. …Następnie zabrał głos kierowca Jędrek, uczestniczący w wyprawie Czarka. Nie spodziewał się po nim tak szybkiej adaptacji do srogich wymogów podróżowania w którym pilot jest zdany wyłącznie na swoje przygotowanie i umiejętności by wyprawa przebiegła według założonego planu. …Kiedy w pewnym momencie kierowca zasugerował skręcenie z trasy do Nowego Orleanu czy na południe Florydy – Czarki kategorycznie zaprzeczył brakiem czasu w swoim grafiku wyprawy. Od tego czasu Jędrek jechał jak kierowca, …był posłuszny poleceniom pilota wyprawy. …Wyszło na dobre. Czarki mógł na następny dzień uczestniczyć w rozpoczynającym się roku szkolnym. Kierowca wystawił pilotowi celującą ocenę i zawsze jest gotowy do współpracy z Czarki w dalekich podróżach.
…Na podziękowanie i specjalne wyróżnienie za zorganizowanie wieczoru zasłużyła gospodyni klubu – Ewa, palce lizaliśmy po bigosie, który wyprzedził wszystkie inne smaczne przystawki. Zasługą jej było również upamiętnienie występu Czarki jak i przybyłych gości na filmie i zdjęciach.
…Dziękujęmy z wdzięcznością klubowi “Centrum Wagabundy” za sprawowanie opieki logistycznej, medialnej i sponsoringowej nad udaną wyprawą. Bez tej kooperacji wyprawa nie doszłaby do skutku.
Jako rzecznik prasowy klubu i korespondentka miałam przyjemność przedstawić ciekawą osobę bohatera wieczoru przybyłym gościom z bliska i daleka. …Czarki zdradzał swoje marzenia od dawna. Mówił, że coś musi dokonać nietypowego. Codziennie po odrobieniu pracy domowej ze szkoły, zamykał się w swoim pokoju by nikt nie przeszkadzał w opracowaniu podróży różniącej się od poprzednich pod przewodnictwem rodziców. Gdy miał wszystko gotowe teoretycznie, zaczął szukać odpowiedniego kierowcy. Wydzwaniał po zaprzyjaźnionych osobach i dyskutował o jeździe, o wycieczkach. …Zwrócił się w końcu do znanego podróżnika Jędrka o stworzenie duetu. Ku zadowoleniu usłyszał pozytywną odpowiedź. …I tak się zaczęło pilotowanie podróży pod okiem doświadczonego kierowcy.
…CZARKI W AKCJI…
Tematem wystąpienia był opracowany komputerowo w “Power Point” samochodowy rajd-pętla “Od Pacyfiku do Atlantyku” po USA, zrealizowany w charakterze pilota wyprawy. …Nie było nudy.
Debiutowe spotkanie poprzedził przywieziony reportaż filmowy, zrealizowany podczas podróży w chicagowskiej telewizji – “POLVISION” jak i wywiad w telewizji “TRWAM”. Pamiętnego wieczoru w pomieszczeniu klubowym Czarki wyglądał jak zawodowy rajdowiec i podróżnik z emblematami polskimi i orzełkiem na piersiach widniejącymi na koszulce z odbytej podróży. Przedstawił z lekkim podnieceniem, prywatny album podróży w którym widnieją wpisy i znaki pamiątkowych spotkań. Czarki udostępnił do wglądu kilkanaście pochwalnych kopi artykułów prasowych z gazet polonijnych jak i inne pamiątki. Pochwalił się pisaną już książką pt.: “Moja pierwsza monitorowana podróż”. Przyszykował również do rozdania krążki CD ciekawo opracowanego tematu przedstawiającego przekrój swojego pierwszego rajdu.
Opowiadanie zaczął od przedstawienia gościom rajd w programie komputerowym “Power Point”. Przedstawił trasę wyprawy i następnie opisywał przygodę po przygodzie. Ciekawa kompozycja zdjęć i tekstów trzymała gości w napięciu. Podczas tej wakacyjnej krótkiej przygody, trwającej zaledwie kilkanaście dni nazbirerało się sporo ciekawych przeżyć, które Czarki umiejętnie przemycił pomiędzy zdjęciami.
Po prelekcji, pytań nie było końca. Czarki zaproponował zorganizowanie grupowej podróży, której by chciał pilotować od początku do końca. Powiedział, że taką podróż mógłby odbyć każdy z sali nie zależnie od wieku czy kondycji. Najważniejszym punktem wyprawy jest wyruszenie a po drodze wszystko się unormuje (odpoczynki, tempo podróży, czy zaliczanie ciekawych miejsc) – stwierdził. Zrealizowana podróż w roli pilota wyrobiła w nim pewność siebie, gdyż była sprawdzianem jego charakteru i umiejętności przed doświadczonym kierowcą podróżnikiem Jędrkiem
…Wszyscy zaskoczeni byli jego pamięcią i umiejętnościami. Wysoką ocenę za Czarki prelekcję i prezentację komputerową wystawił, obecny wśród zacnych gości, pan Antoni Wojewoda – Harcmistrz Polonijnych Skałtów znający ogólnie predyspozycje i wysiłek młodzieży wynikający z długoletniej z nią współpracy.

Po przerwie Czarki przekonał nas nie tylko do swoich podróżniczych umiejetności ale do umiejętności z krainy magii, którą zademonstrował. Projekcyjny ekran telewizyjny zamieniony został na magiczny stolik ze szkatułką magicznych rekwizytów.
Wydawało się, że przebywamy w krainie czarów. Młodzież otwierała szeroko usta i oczy z wrażenia pytając się rodziców, …czy to możliwe, dlaczego oni nie mogą tego zrobić. Niesamowicie wyglądało posuwanie się gumki w górę po równi pochyłej wbrew zasadom grawitacyjnym. Niezrozumiałym było przecinanie żelaznego pierścienia drugim pierścieniem lub przebicie banknotu ołówkiem bez pozostawienia śladu dziury na banknocie. …To są tajniki magii.
Po zakończeniu programu Czarki otrzymał zaproszenie na spotkanie do innej polonijnej grupy młodzieżowej, która w tym czasie była
.
Impreza była okazją do wymiany swoich wrażeń pomiędzy przyjaciółmi mieszkającymi daleko od siebie, przeciągnęła się niepostrzeżenie do późnych godzin wieczornych. Nam pozostało czekanie na następny wyczyn młodego podróżnika. Tymczasem życzymy dla Czarki Sochackiego powodzenia w nauce i w rozszerzaniu ciekawego i pożytecznego hobby. – Joanna Marciniak
Rzeczniczka Prasowa

* *
* “ANDRZEJKI” – zabawa na raty
* Tego roku członkowie “Centrum Wagabundy” bawili się celebrując dzień swojego patrona w zaprzyjaźnionych klubach w dwóch miejscach. Nasz solenizant – Jędrek miał gratisową rozrywkę. Tańczył z nami przystrojony w czerwoną różę. Pierwszą zabawę zaliczyliśmy w Ukraińskim Klubie u Związku Podhalan. Przy wejściu strzemiennego wypić trzeba było z witającym nas prezesem Podhalan – Janem Gackiem. Zdrowy góralski trunek rozweselił gości od samego początku.
* Miłą niespodzianką było wystąpienie wokalistyczne córki państwa Frys. Młoda Julia dobrze zapowiadająca się śpiewaczka bisowała na życzenie gości.
* Po tygodniu bawiliśmy się w pięknie wystrojonej świątecznie balowej sali “Pułaskiego Klubu”. Bawiących się był pełny parkiet; niespodzianka. Przywołał swoich wielbicieli Zbyszek Gałązka występujący gościnnie. Do północy bawili się więcej starsi przy muzyce łagodniejszej. Później na parkecie przeważała młodzeż wyżywając się w nowoczesnych rytmach. Zajadaliśmy się jak zwykle przysmakami domowej roboty. Palce lizać.
* *
* ŚWIĘTA W NOWYM MEKSYKU
* Słoneczna pogoda sprzyjała kilkugodzinnej podróży. Gospodyni “Centrum Wagabundy” kierowała vanem bez przystanku. …Sprzed kilkudziesięciu lat znajomości wizyta u starych znajomych przebiegła jak w rodzinie. Nikt nie musiał się przedstawiać i specjalnie przestrzegać konwenanse. Luźna atmosfera pomogła swobodnemu zachowaniu się dzieci, które jeździły kładami, biegały za sarenkami i bawiły się z domowymi zwierzętami. Ciocia z wujkiem (Grażyna i Wiesław Miecznikowscy) byli bardzo wyrozumiali co do wymogów młodzieży, gdyż w przeszłości brali czynny udział w harcerstwie nowojorskim. Podczas łamania się opłatkiem słychać było polskie kolędy, które tworzyły razem z przystrojonym stołem świąteczny nastrój. W drugi dzień świąt zwiedzaliśmy okolice gdzie znajduje się muzeum balistycznych białych rakiet różnej wielkości i różnego zasięgu. Zwiedziliśmy laboratorium astronomiczne przybliżając gwiazdy na wyciągniętą rękę.
* Pojechaliśmy w góry “Sierra Blanca” by spróbować zjeżdżania na deskach. Tam snowbol na wyskości ponad 10 tys stóp był otwarty dla publiki, gdzie inne miejsca w Arizonie były jeszcze zamknięte. Czarki i Asia nabrali ochoty na pozostanie u wujka przez następnych kilka dni ferii szkolnych by wyżyć się białym szaleństwem.
* *
* GOŚĆ Z POLSKI W KLUBIE
* Relacja klubowa (urywki)

POKOJOWY MARATON PIOTRA KURYŁO
Zacznę od cytatów jadących z Piotrem:
“Pokojowy bieg. Biegnąc solo dookoła świata, zadedykowałem ten dzienny wysiłek i modlitwę dla POKOJU NA ZIEMI. Proszę wszystkich ludzi, specjalnie liderów wojujących krajów – zawrzyjcie pokój! – Piotrek
Peace Run. Running alone around the world, I dedicate my daily hardship and prayer to PEACE ON EARTH. I ask all people, especially leaders of feuding countries – make peace! – Peter”. Taki apel widniał na sprzęcie niezmęczonego maratończyka wokół ziemi Piotra Kuryło – człowieka o niezwykłej determinacji, zacięciu i zdrowiu, rodem z ziemi białostockiej.
W kończącym się 2010 roku, 18 grudnia, wielka niespodzianka – niespotykany gość przekroczył progi międzynarodowego klubu podróżników. Niemalże jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu to i do naszego “Centrum Wagabundy” trafiają różnymi drogami różni podróżnicy z różnych krajów i podróżujący w różny sposób: rowerem, mopedem, motocyklem czy samochodem. Ale na piechotę to był wyjątek bez precedensu. Taką metodą może poszczycić się Piotrek Kuryło, rodem z Polski.
Jak doszło do tego ciekawego spotkania.
…Pewnej grudniowej soboty zabrzmiał telefon w “Centrum Wagabundy”. Wiktor Żółciński z radia “Pomost” z zapytaniem …o możliwość zaopiekowania się pewnym maratończykiem z Polski, który biegnie dookoła świata. …Nie ma sprawy, z wielką przyjemnością – zabrzmiała odpowiedź Jędrka. …W lepsze miejsce Piotr Kuryło nie mógł trafić. Kilka tygodni wstecz gościliśmy młodego i ambitnego Ireneusza Mazewskiego z okolic Olecka – motocyklistę na Yamaha odbywającego rundę dookoła USA.
…Spotkali się tego samego dnia na parkingu przed polskim kościołem, gdzie Jędrek odwiózł Cezarka na zbiórkę harcerską. Wiktor odjechał zostawiając sportowca z całym jego podróżniczym ekwipunkiem. Harcerska brać zaproponowała Piotrowi udział w świątecznym obiedzie. …W międzyczasie Piotrek nawiązał cenne znajomości. Myślał też o znalezieniu miejsca dla siebie przy kościele. …Z podarowanymi wypiekami, zmęczony gość, zaszczycił swoim przybyciem “Centrum Wagabundy”. …Tak rozpoczął się kilkudniowy przystanek Piotrka w Phoenix.
Nieco więcej o Piotrku.
Urodził się 38 lat temu w wiosce Pruska Wielka niedaleko Augustowa. Do trzydziestego roku życia zajmował się sportem amatorsko. Po zdobyciu pierwszych miejsc w maratonach 100 kilometrowych znalazł się w kadrze narodowej. Z pewnych powodów ambitny sportowiec nie zagrzał długo miejsca.
Kiedy znalazł sponsora, spróbował swoich sił w 24 godzinnym maratonie, rozgrywanym od lat w Grecji na trasie Ateny – Sparta nazywanym “Spartaklonem”. …Nadszedł 2007 rok, Piotrek wpłacił 250,- euro, by znaleźć się wśród 300 najlepszych maratończyków z 28 krajów.
…Żeby wystartować w wysokiej formie Piotrek zbudował sobie wózek, w którym zmieścił namiot, ubranie, osobisty sprzęt, żywność i wodę. Zaprzęgnął się jak koń i wystartował biegiem ze swojej miejscowości na południe Europy, w stronę Grecji. Dobrnął do linii startu z ledwo kręcącymi się już kółkami, które odpadały od czasu do czasu.
Na miejscu wzbudził podziw swoim pomysłem nie tylko wśród organizatorów ale i wśród najlepszych maratończyków świata, którzy zaczęli czuć respekt i obawiać się tego nieznanego i niepozornego “gościa”.
Wielki sukces charakteru
…Strzał w górę. Wszyscy ruszyli ostro, tylko nie Piotrek, on wiedział co go czeka. Czuł się lekko na duchu i ciele. …Tej nocy nie spała cała Grecja.
Przez kilkanaście godzin wielka grupa biegła przed polskim maratończykiem. …Minęła noc, Piotrek nie spał, biegł z myślą o rodzinie, która jest jego podporem psychicznym przez cały czas. Jak zaprogamowana maszyna biegł sukcesywnie – równo, drobnymi krokami nie tracąc czasu nawet na krótki odpoczynek po drodze. …Kiedy zbliżała się 24 godzina maratonu Piotrek miał przed sobą tylko kilku zawodników. Dał z siebie wszystko. …Minął linię mety drugi z 300 zawodników! …Przebiegł ogólnie przeszło 260 kilometrów non stop! …Stanął na podium z uśmiechniętą twarzą, że nie zawiódł nikogo. Przyniósł chwałę sobie i Ojczyźnie.
…Greccy organizatorzy docenili Piotrka, wynagradzając dodatkowo tygodniową gościną w hotelu. …Odpoczywał w spokoju i samotności. Jednym kontaktem i rozrywką była rozmowa telefoniczna z żoną i córkami. …Tacy bohaterzy jak Piotr Kuryło czy Andrzej Sochacki są niedostrzegani wśród swoich, tylko za granicą, przez ludzi znających się na sprawie.

Rozpoczęty MARATON ŻYCIA – dookoła Ziemii
Upłynęło kilka lat a Piotrek przygotowywał się z uparciem do maratonu dookoła Ziemii. Mając doświadczenie zmontował specjalny pojazd z kajaka, który posłużył mu jako wózek, jako amfibia i zarazem jako dom.
Rozpoczął swój “Bieg dla Pokoju” 7 sierpnia 2010 roku ze swojej wioski i przez Europę dobrnął do Portugalii. Tam podczas przeprawy przez rwącą rzekę miał groźny wypadek. Był niemal krok od śmierci. …Pozbierał co się dało uratować, wysuszył i kilkaset kilometrów przebył pieszo dźwigając wszystko na plecach. Po drodze kupił walizkę na kółkach i dobrnął z nią do lotniska w Lizbonie.
…W Nowym Jorku zajęła się nim Polsko Amerykańska Sportowa Organizacja. Wyposażyła go w dzięcięcą przyczepkę do roweru przerobioną na “konny” wózek. …Od Nowego Meksyku wędruje z tabliczką “Children are a Gift from God” (Dzieci są Darem Bożym), która ozdabia tył wózka.
…Niemalże z rozlatującym się wózkiem dobrnął, ciągnąc go przez całe Stany, do Arizony. W nogach miał “przedreptane” około 8 tys kilometrów. W “Centrum Wagabundy” pomogliśmy wzmocnić pojazd do dalszej wędrówki. Tu zajął się też wygojeniem ran na stopach i palcach.
Klubowe miejsce Piotr polubił i uważał je za swoją bazę wypadową. Jędrek starał przygotować Piotrka psychicznie. Wyświetlił film z ostatniej 23 dniowej podróży dookoła świata po lądzie, którą odbył w 2007 roku. Piotrek, oglądając film z drogą syberyjską, był trochę przerażony dołami i kamienną nawierzchnią jak i odległościami pomiędzy “zajazdami” na posiłek i odpoczynek.
…Podróżnik czuje się najlepiej nie w miejscu komfortowym ale w miejscu praktycznym i bezpiecznym. Takim przystankiem zapewniającym wymogi podróżnika jest nasze “Centrum Wagabundy” w którym wizytujący czuje się jak w swoim domu. …Nie ma się co dziwić, klub został stworzony nie przez byle kogo a przez kilkakrotnego okrążyciela kuli ziemskiej różnymi środkami transportowymi. Jędrek wie co potrzebuje podróżnik, wie jak dogodzić wędrującym. Oprócz posiłków, spania, prania i kąpieli jest miejsce biurowe z komputerem włącznie i miejsce na ewentualną reperację sprzętu w razie potrzeby. Piotrek otrzymał klucze do swojego “imperium” nie czując zobowiązania czasowego.
…Wzieli go również pod opiekę poznani Polacy. Zorganizowali spotkanie; otrzymał w prezencie nowe sportowe buty, inne zastępcze przedmioty utracone po drodze i zstrzyk gotówki tak potrzebnej mu po drodze..
Jak powiada Jędrek – podróżnicy, do których można zaliczyć unikatowego maratończyka, dzielą się na dwie grupy. Jedna grupa to optymiści, druga to pesymiści. Z reguły optymista widzi przed realizacją przedsięwzięcia jego zakończenie, niezależnie co by się zdarzyło na trasie. Pesymista też wystartuje w drogę ale w razie jakiegoś niepowodzenia przerywa podróż i wraca najkrótszą drogą do domu nieprzejmując się specjalnie z wywiązania się. …Oczywiście, Piotrek zalicza się do tych pierwszych.
Proszę wszystkich o włączenie się choć duchowo w bieg Piotra przez otchłań syberyjską, którą rozpocznie w przyszłym roku. Na takiej przestrzeni wszystko może się zdażyć. Tam miejsca życia ludzkiego oddalone są od siebie po kilkaset kilometrów. …Żeby go zima nie dosięgnęła gdzieś daleko, w okolicy Uralu; tam aura płata figle. Polećmy go Opatrzności Bożej! Więcej na stronie internetowej pod hasłem: BiegDlaPokoju.pl
Z Panem Bogiem. – Joanna Marciniak
Rzeczniczka Prasowa “Centrum Wagabundy”
Phoenix, grudzień 2010
(obszerniej wszystko w internecie)
* * * * Kącik Wydawcy:

Mile widziana jest młodzież w pisaniu swoich ciekawych spostrzeżeń z otaczającego życia lub ze spędzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucić tremę w pisaniu – pomożemy.
Pamiętajmy !!! – naszym językiem jest język polski gdziebyśmy się nie znajdowali a każdy inny język wykorzystujemy tylko do egzystencji tam gdzie żyjemy. Bez Języka Polskiego nie ma Polski!
Bawmy się razem! – to nasza myśl przewodnia.Warto mieć łączność z “Przystanią”. Jest to droga “odnalezienia się”.
– mgr inż. Andrzej Sochacki

* * * * Horoskop Indiański
WYDRA (21.01 – 18.02)
Porusza się zgrabnie w każdej sytuacji. Symbolizuje intelekt, pomysłowość, komunikatywność czując się w zgodzie ze środowiskiem. Działania jej dostarczaja innym twórczych podniet i nadziei. Są wspaniałymi przyjaciółmi ceniąc sobie sprawiedliwość. Angażują się w ruchy społeczne i rewolucyjne. Ceni sobie przyjaźń oddając się bez reszty. Jest niepospolitą duszą towarzystwa.
Uczucia – Potrzebuje w nich swobody. Stawia na intelekt. Z nią się nikt nie nudzi, jej wyobrażenia są utopijne i pozostają w sferze marzeń.
Zdrowie i praca – urodzeni w tym totemie ekonomicznie wykorzystują swój potencjał energetyczny. Jako osoba o niezwykłej bystrości umysłu potrzebuje szerszego pola do swobodnego działania.

* * * * Kącik Poetycki:
P S Z C Z Ó Ł K A
“Wolność – krzyczała pszczółka – niebiosa mi dały!
Nie chcę praw, co by moje chęci tamowały!”
“Dobrze – rzekły jej inne – rób, co myśl przyniesie,
Ale wynieś się z ula i siedź jedna w lesie”. -Antoni Gorecki (1787-1861)

* * * * Kącik Ciekawostek:
1. W każdym kocim uchu znajdują się aż 32 mięśnie.
2. Vincent van Gogh zdołał sprzedać za życia tylko jeden obraz.
3. Jedna czwarta kości człowieka to kości jego stopy.
4. Szczur może spaść z piątego piętra nie odnosząc żadnych obrażeń.
5. Krew zawiera 78 procent wody.
6. Huragan wyzwala w ciągu 10 minut tyle energii, ile cały nuklearny arsenał
współczesnego świata.

* * * * Kącik Zdrowia:
P a m i ę t a j :
– Nie czytamy na słońcu, przejdźmy w cień.
– Nie zdejmujemy okularów w pełnym słońcu. Łatwo uszkodzić wówczas siatkówkę, bo
źrenice nie nadążą za akomodacją
– Nie chodźmy w okularach przeciwsłonecznych bez przerwy, zwłaszcza w pomieszcze-
niach i późnym wieczorem.
– Po upalnym dniu połóż na powieki kompres z rumianku lub szałwi lub z niezbyt mocnej
herbaty. Przyniesie ulgę.
– Zrezygnuj z opalania – słońce niszczy nie tylko skórę, lecz także tkankę podskórną.
– Unikaj potraw marynowanych, jadaj natomiast galaretki.
– Unikaj zwiększającego się ciśnienia krwi w żyłach nóg. Nie sidź na nodze podwiniętej
pod siebie.

* * * * Kącik Kulinarny:
Co różni kuchnię chińską od naszej? Zauważmy podczas konsumpcji:
– Sposób smażenia: Chińczycy smażą prawie wszystko, ale krótko, na bardzo dużym płomieniu, w naczyniu o nazwie – wok.
– Przyprawy: czasem bardzo pikantne, często przesmażane na oleju dla wydobycia intensywniejszego smaku i aromatu.
– Mięso: używa się tylko najlepszego mięsa: z kurcząt – piersi, z prosiaka – szynki. Przed smażeniem podgotowuje się z przyprawami, np. imbirem lub anyżem dla nabrania smaku i aromatu.
Warzywa: Wszystkie potrawy składają się w połowie z warzyw, a często z ich przewagą.
Przygotowanie potraw: mięso kroi się na małe kawałki – łatwiej je smażyć i zjeść.

* * * * Kącik Humoru: 10 fraszek Jana Sztaundyngiera:
– Co innego orły. Najgłośniejsze hurra, W orła nie zmieni knura …
– Co robimy? Co robimy od stuleci? … Dzieci …
– Coraz jesteśmy.Coraz jesteśmy ozdobniejsi … srebrni, i na tym świecie coraz mniej –
potrzebni.
– Coś winien żonie? I hołd, I żołd!
– Cóż mi tam. Coż mi tam boskie najstraszniejsze gniewy, Bóg Adamowi raj wziął, nie
wziął Ewy.
– Cóż za monstrum kłujące. Cóż za monstrum kłujące we mnie się zanurza – Tak syknęła
spluwaczka, gdy wpadła w nią róża.
– Czasem głupoty. Czasem głupoty człowiek sobie życzy, Bowiem w mądrości tyle jest
goryczy.
– Czciciel żony.Tak bardzo żonę szanował, Że aż cudze fatygował.
– Czemu się pochyło trzyma. Umyślnie robię się pochyły, Ażeby kózki na mnie skoczyły.
– Człowiek bajdurzy. Człowiek bajdurzy o swej wolności, A więźniem jest mięsa,
nerwów i kości.
Inny humor:
* Tatusiu, dlaczego ty podpisujesz moje pały trzema krzyżykami?
– Bo nie chcę, aby nauczycielka pomyślała, że normalny człowiek może być ojcem
takiego cymbała.
*Pani Jadziu, proszę posprzątać windę. – Na każdym piętrze?
*Dlaczego student jest podobny do psa? – Bo jak mu się zada jakieś pytanie, to tak
mądrze patrzy …
*Smutny: -Dlaczego masz taką nieszczęśliwą minę? – Moja żona wyjeżdża na tydzień do
swojej matki.
– I z tego powodu jesteś taki ponury? – Muszę, bo inaczej nie wyjedzie.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)

*Ogólne spotkanie w sobotę, 12 lutego, godz 19:00, 2011 r. Tematy: 1. Film archiwalny niedostępny dla publiki pt.: “Życie w Polsce 1918 – 1939. 2. DVD-Wspomnienia maratończyka Piotrka z drogi. 3. Nieco magii w wykonaniu Czarka.
Więcej informacji: 602-244 1293. Zapraszamy Wszystkich!

Dla przypomnienia: Spotkania w “Centrum Wagabundy” odbywają się cyklicznie co kwartał (luty, maj, sierpień, listopad) w najbliższą sobotę środka miesiąca o godz. 19:00. Przynosimy z sobą jak zwykle – co kto lubi, według swojego gustu. Informacje w klubie: 1-602-244 1293

O G Ł O S Z E N I A i R E K L A M Y
* W Centrum Wagabundy są do nabycia książki: “Sześć podróży dookoła świata”, “Poradnik Trampingu Turysty Zmotoryzowanego” i “Harleyem dookoła świata” – Andrzeja Sochackiego.
* Zerkaj na ciekawą stronę: www.azpolonia.com

Uwaga: Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji są w archiwum “Centrum Wagabundy”: www.azpolonia.com i www.andrzejsochacki.com.

– Pozdrawia zespół C. W. gazetki “PRZYSTAŃ”
Tel: 602-244 1293, centrumwagabundy@yahoo.com, 3715 E. Taylor Street, Phx, AZ 85008
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
$$$ $$ Dziękujemy wspierającym Fundację, rozumiejących nasz aspekt: Wszystko dla biednych, utalentowanych i bez szczęścia. Darowiznę pamiętajmy odpisać od podatku.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 043

Edward Juszyński

Z archwium „Jędrka”

Spotkanie z Sybirakiem – Edwardem Juszyńskim

Z przyjemnością przyjąłem zaproszenie do odwiedzin rodzinnego domu Edwarda Juszyńskiego – jednego z ostatnich sybiraków i weteranów II wojny światowej mieszkającego w Arizonie. Będzie okazja, pomyślałem sobie, do pogawędki na którą brakowalo zawsze czasu.
…Niespodzianką dla mnie był polski objad ze świeczkami czekający na stole: czerwony barszczyk z uszkami, schabowy z mizerią i kompot z mieszanki suszonych jabłek i śliwek. Czułem się wyróżnionym gościem w tej podniosłej atmosferze. Żona Helena jak pan Edward pielęgnują polskie tradycje i język ojczysty po dzień dzisiejszy. Widać to po obrazach polskich malarzy i pamiątkach prosto z Polski rozmieszczonych dookoła pokoju. …Nie wyobrażają sobie żeby było inaczej. Z domu pan Edward wyniósł miłość do Ojczyzny, patriotyzm i wiarę, a szkoła i harcerstwo były tego dopełnieniem. Czytał od deski do deski „Gazetę Grudziądzką” zaprenumerowaną przez tatę.
Podczas tego uroczystego przyjęcia dla mnie poprosiłem pana Edwarda o wspomnienia, choć wyrywkowo, z jego bogatej historii życia, którą nie może poszczycić się każdy z nas. W pamięci pana Edwarda zostało opowiadanie na żywo z czasów wojny jak i z działalności powojennej łącznie z drogą do Arizony. Wsłuchany w tę opowieść całkiem zapomniałem o swoich zajęciach. Czas upłynął bardzo niepostrzeżenie.

Poniżej dzielę się z Państwem, niewyobrażalnymi w normalnej głowie, życiowymi przeżyciami.

Edward Juszyński urodził sie 21 sierpnia 1926 r. w parafii Leszniów, pow. Brody, w diecezji lwowskiej. Ojciec z dwoma braćmi brali udział w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. Z trójki ocalał tylko ojciec p. Edwarda – Stanisław Juszyński, który wrócił zraniony do domu. Edward i jego rodzeństwo są drugim pokoleniem na Kresach Wschodnich.

…Kiedy Niemcy napadli na Polskę, front II wojny światowej był daleko od wsi Edwarda. Po trafieniu przez Niemców polski samolot, pilot ledwo wylądował na polu gospodarstwa a nim troskliwie zaopiekowała się rodzina zatrzymując w domu do wydobrzenia. Już 17 września 1939 r. rankiem, bez wypowiedzenia wojny bolszewicy przekroczyli Bug pod hasłem „oswobodzenia” Polski. Wygłodniali żołnierze „krasnoarmijscy” jadący na zabiedzonych koniach wdzierali się do chałup prosząc o chleb. Później okazało się, że Sowieci zaczęli od tego czasu okupować polskie tereny na mocy tajnej umowy z Niemcami.
Po kilku dniach zaczęła się łapanka wszystkich ważniejszych stanowiskami Polaków. Pomagali w łapance kolaboranci – niektórzy młodzi żydzi razem z Rusinami wstąpili jako Ukraińcy do milicji by współpracować z okupantem. Rozwieszali razem z Sowietami śmieszne plakaty godzące treścią w honor Polaków. Sławny był plakat ukazujący widok jak krasnoarmijec przebijał bagnetem leżącego polskiego żołnierza. Młody Edward nie mógł tego znieść, pod osłoną nocy narażając się na życie zdzierał plakaty ile się dało.

…Święta Bożego Narodzenia upłynęły w żałobie z nadzieją na lepszy Nowy Rok, kiedy zobowiązali ofiarować pomoc alianci – Francja i Anglia, po cichu licząc na wsparcie Amerykanów. Na darmo. Zima owego czasu była bardzo sroga, mrozy i śnieg sparaliżowały życie. …Pamiętnego dnia – 10 lutego 1940 roku rankiem, kiedy było jeszcze ciemno zaczęły jakoś dziwnie psy wokoło ujadać. …W krótkim czasie kolbami karabinowymi rozwalono drzwi i wszystkich jeszcze śpiących w koszulach nocnych postawiono pod ścianę w domu grożąc rewolwerami. Wrzeszczano o oddanie broni pod strachem roztrzelania wszystkich. Nie oddano broni, bo jej w domu nie było. Enkawudziści przeszukali wszystkie zakamarki dookoła domu niszcząc wszystko po drodze bagnetami swoich karabinów. Nikt nie mógł wychylić się, gdyż na zewnatrz pilnowali ukraińscy milicjanci gotowi do strzelania. …W złości, że nic nie znaleźli, dali 30 minut wszystkim na spakowanie się i opuszczenie domu. Po lamentach matki Edwarda pozwolili zostać tylko chorej babci.
Zawieźli wszystkich saniami do pobliskiej szkoły by stamtąd dowieźć do stacji kolejowej w Brodach. Od tej pory zaczęła się gehenna. Sowieci wpychali wszystkich siłą do towarowych wagonów (potocznie bydlęcych). …Na środku stał żelazny piecyk chroniący przed zamarznięciemi, po bokach wisiały cztery prycze do spania, w kącie była mała dziura w podłodze służąca jako wspólna ubikacja. Edward będąc najstarszym spośród sześciorga rodzeństwa opiekował się najmłodszą siostrą. Tak znaleźli się w grupie około 40 osobowej bez jedzenia, wody, w zimie i ścisku. Przez trzy dni Sowieci zwozili polskie rodziny z całego powiatu i upychali w czekających wagonach. Wszystko było z góry opracowane. …Kiedy pociąg ruszył skrzypiąco nie mieliśmy wątpliwości, że jedziemy na Sybir. Pierwszy kilkudniowy przystanek był na granicy Polski z Sowietami w Zdolbunowie. Dostarczono nam w kuble gorącą wodę (kipiatok), kilka bochenków chleba i trochę węgla. Nocą donoszono wodnistą zupę z nieco kartoflami i kaszą prosianą.
…Ruszyliśmy w nieznane na głód i poniewierkę, a w wielu przypadkach na cierpienie i śmierć z pieśnią na ustach „Nie rzucim ziemii skąd nasz ród”. I tak jechaliśmy non-stop przeszło trzy tygodnie. Karmiono nas nocami, pociąg zatrzymywał się krótko na otwartych polach lub w lasach. Z braku opieki lekarskiej ludzie dziesiątkowali się. Umarłych z wycięczenia i głodu pozostawiano przy torach.
Transport dotarł do stacji Konosha w okolicach Archangielska. W mroźną pogodę zawieziono nas saniami do baraków w odległej miejscowości (pasiołek) – Cencybino. Po drodze nie jednemu odmroziły się nogi czy ręce a nawet uszy i nosy. W jednym baraku umieszczono 18 rodzin w pokoikach z jedną pryczą, przedzielonych piecami. Oprócz niewygód, niedoboru żywności zmorą wszystkich były pluskwy roznoszące choroby i nie dające spać. Wszystkich powyżej 13 lat wygnano do wyrębu lasu. Tak upływał miesiąc za miesiącem. Pracujący dostawali pół kilograma chleba dziennie, resztę chleba i żywności trzeba było kupić. Tata pracując ciężko otrzymywał kromkę chleba więcej. Po wodę szło się trzy kilometry do rzeki a po drodze znosiło się drewno na opał. Do szkoły Edward chodził dwa miesiące. Wyrzucono go za prawdę kiedy powiedział, że kułacy znęcali się nad biednymi. Na dodatek miał niemiłe przeprawy z komendantem obozowiska za samodzielne oddalanie się od posiołka Cencebino i za nieudane podpalenie lasu. …Żeby zarobić na chleb i dopomóc rodzinie chwytał się różnych prac (sianokosy, żniwa, przy torach kolejowych czy chodzenie po jałmużnę kilkanaście kilometrów dalej). Wracając do domu z sianokosów z wepchaną trawą w nogawki, przeznaczoną na paszę dla koni wojskowych a im służącą jako dodatek do zupy.
Pewnego dnia rodzina państwa Juszyńskich powiększyła się o jedną siostrzyczkę – Sybiraczkę. Widząc pogarszające się warunki jedna sąsiadka – matka kolegi, pani Antonina Zielińska i znajoma Anna Molenda z Kościuszkowa wspomagaly ich jak mogły. Przynosiły im czasami produkty z otrzymywanych paczek z Polski.

…„Odwilż” w zesłaniu nadeszła z chwilą wszczęcia wojny między Niemcami a Związkiem Sowieckim w roku 1941. Cała radzina zakwalifikowała się do przeniesienia bliżej tworzącej się Polskiej Armi przez generała Władysława Andersa. Żeby połączyć się ze wszystkimi ochotnikami całe rodziny przez dwa miesiące podróżowały w podobnych warunkach jak podczas wywozu na Sybir z odczuwalną różnicą braku „opieki” NKWD, w kierunku Kazachstanu. …Liche warunki w podobnych wagonach hartowały wszystkich w walce o przetrwanie. Jedni odchodzili z tego świata z głodu, inni przez choroby a jeszcze inni przez nieuwagę po drodze podczas opuszczania wagonów w pogoni za chlebem. Pan Edward odmroził sobie nogi podczas starania się o pożywienie.
…Zaświeciło słońce wytrwałym, którzy dotarli do punktu zbornego w Guzar, Uzbekistan, gdzie tworzyła się między innymi grupa wchodząca w skład wojsk tworzonych przez generała Władysława Andersa. Tam pana Edwarda doprowadzili koledzy by wstąpił do VI Kompanii Junaków. Ze względu na ból w nogach jeden dobroduszny sierżant przydzielił mu łapanie żółwi i szykowanie dodatkowych posiłków. Rodzinę wywieziono do kołchozu w okolicy Buchary a trzy siostry uchroniono przed głodową śmiercią w sierocińcu dziekanabadzkim.

Pod koniec marca 1942 roku rozpoczęła się droga przez Krasnowodzk, Kaspijskie Morze, do Persji. Już wolny spod jarzma rosyjskiego przedostał się pod koniec roku do Palestyny i zakwaterowany został w obozie koło Gadery a później do Questiny. W roku 1943 zebranych Polaków odwiedził naczelny wódz polskich wojk – generał Władysław Sikorski w asyście dowódcy Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie – generała Władysława Andersa. W tym też roku pan Edward został wytypowany do Szkoły Lotniczej w Londynie. Z Suezu wypłynął angielskim statkiem w towarzystwie tysięcy lotników.

Po ukończeniu szkoły pod Londynem przeniesiono młodego absolwenta do wojskowego lotnictwa brytyjskiego by służył w Królewskich Siłach Powietrznych (RAF) a następnie do cywilnego lotnictwa w Londynie w 1949 roku.

W między czasie rozłąki ojciec w 1942 roku wstąpił do II Korpusu Piątej Dywizji Kresowej pod dowództwem generała Andersa. Po walce pod Monte Casino z żołnierzami dostał się do Anglii, by wyemigrować później do USA, do Chicago w celu spotkania się w 1946 roku z żoną, której droga wiodła przez Meksyk.

Po około ośmiu latach rodzinnej rozłąki wszyscy zjechali się do Chicago w Stanach Zjednoczonych. Spotkali się przy wigilijnym stole w grudniu 1950 roku. Niestety, skład rodziny był pomniejszony o odejście do nieba dwóch sióstr: jedna w wieku dwunastu lat została pochowana w Pahlavi, druga dwuletnia na cmentarzu w Teheranie. …W polskiej stolicy emigracyjnej pan Henryk znalazł wybrankę życia – Helenę Ptak. Wychował i wykształcił dwóch synów. Od 1952 roku udzielał się w patriotycznych organizacjach polonijnych: Stowarzyszenie Lotników Polskich – Skrzydło Chicago mając pod opieką Sztandar Lotniczy, Kongres Polonii Amerykańskiej, Stowarzyszenie „Solidarność”.

…W 1988 r. stan zdrowia podyktował przeprowadzkę pana Edwarda w stronę Arizony. Osiedlił się na stałe w Sun City (Słoneczne Miasto) przy Phoenix, gdzie nie przerwał patriotycznej działalności w polonijnych organizacjach po dzień dzisiejszy. Jest członkiem Kongresu Polonii Amerykańskiej na stan Arizona. Wprowadził zwyczaj wnoszenia Pocztów Sztandarowych do kościoła w dniu Święta Żołnierza Polskiego i Mszy Świętej w intencji żywych i poległych Obrońców Ojczyzny. Zwłaszcza wdzięczna mu jest młodzież szkolna, która dowiedziała się bezpośrednio podczas spotkań o innym stylu życia. Zapoznała się z mapami i szlakiem nieludzkiej wywózki na Sybir a także odznaczeniami i medalami z czasów działalności. …Urząd do Spraw Kombatantów Osób Represjonowanych z siedzibą w Warszawie ofiaruje przy pomocy „Centrum Wagabundy” zacnemu Sybirakowi corocznie wydawany „Kalendarz Kombatanta” z treścią historyczną i kalendarium wydarzeń oraz danymi o uprawnieniach kombatanckich jak i adresy instytucji współpracujących.

Słuchając tych opowiadań miałem wrażenie jakbym uczestniczył w tej życiowej tułaczce pana Edwarda Juszyńskiego. Fakty pokrywały się z terminami i podobnymi zdarzeniami usłyszanymi podczas mojej „pokojowej podróży” dookoła świata z plecakiem, odbytej w 1995 roku. Jednym z celów tamtej podróży było odwiedzenie Sybiraków wywiezionych z ziem polskich, wyrzuconych z wagonów i osiadłych w „toczkach” będących obecnie osadami na ziemi Kazachstanu. Spędziłem tam kilka tygodni słuchając wieczorami opowiadań niewiarygodnego przeżycia prosto z ust pozostałych tam Polaków-Sybiraków.

Z podziękowaniem za podzielenie się częścią swojego życia, jestem bardzo wdzieczny panu Edwardowi.

– Andrzej „Jędrek” Sochacki

Phoenix, grudzień 2010

Posted in Rózne | Comments Off on Edward Juszyński

Przystań 042

Nr 042, październik 2010r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Jędrka wizyta u weterana wojennego
* Wizyta motocyklisty Ireneusza Mażewskiego z Polski
* * *
CENNE SPOTKANIE Z WETERANEM W MEXICO D.F.
Wrześniowej wycieczce do Meksyku sprzyjała pogoda. Skończyły się upały i nastały chłodne noce. Wizyta w domu żołnierskim pana Jerzego Skoryny była jednym punktem z mojego założenia podróżowania po świecie.
Z inżynierem Jerzym Skoryną Lipskim poznałem się podczas pierwszej podróży dookoła świata w 1977 roku. Od tamtej pory odwiedziłem dom pana Jerzego kilkukrotnie, zawsze przyjaźnie witany jak bliskiego z rodziny. Ta atmosfera cechuje niemalże wszystkich kombatantów wojennych, którzy osiedlili się poza swoją Ojczyzną po II Wojnie Światowej nie ze swojego wyboru. Brać żołnierska jest do dziś jak jedna wielka rodzina, która zaczyna kurczyć się z powodu upływającego czasu. Niektórzy nazywają swój dom “Domem Żołnierskim” a to dlatego, że panuje ład i porządek, który był przestrzegany podczas służby wojskowej.
Miałem szczęście od Boga odwiedzać kombatantów mieszkających w różnych krajch na różnych kontynentach i przyswojenia prawdziwej historii polskiej tak błędnie podawanej nam w szkołach. Wszyscy traktowali mnie jak swojego bliźniego. Kombatantem wojennym nie byłem ale jestem synem kombatanta wojennego Armii Krajowej – Jerzego Sochackiego. Jadąc po świecie czułem się jednym z nich jak sierota, której zabrano matkę – Ojczyznę. Polski paszport odebrano mi podstępnie w konsulacie nowojorskim, amerykańskiego jeszcze nie miałem. Władze polskie potraktowały mnie jak uciekiniera, który wybrał sobie “wolność”.
Cieszę się bardzo, że po wielu latach spotkałem się z tym wybitnym Polakiem, jeszcze raz.
Jerzy Jan Skoryna – Lipski ps. “Sielawa” urodził się 16 grudnia w 1926 roku w Krakowie. Jest absolwentem Szkoły Rodziny Wojskowej. Wykształcenie wyższe Inżynierii Przemysłowej oraz Filozofii Socjalnej i Politycznej uzyskał na uniwersytecie “Universidad Panamericana” w Meksyku.
W czasie okupacji był członkiem N.S.Z. i A.K. Warszawa. Uczestniczył w wielu ulicznych akcjach w ramach kompanii “Wikta”, czy “Kozioł”. Posługiwał się pseudonimami: “Górski”, “Skórski” i “Sielawa”. Podczas Powstania walczył z ramienia warszawskich zgrupowań “Harnaś, “Chrobry II”, “Warszawianka” ze stopniem Plutonowego Podchorążego. Od października 1944 do maja 1945 przewinął się przez obozy jenieckie w Ożarowie, Lambinowicach, Sandbostel i Lubece. Po wyzwoleniu tego ostatniego w Lubece – przez Niemcy, Holandię, Belgię i Francję przedarł się do Włoch i zaciągnął się do II Korpusu.
19 października 1946 roku dotarł do Meksyku, gdzie działa na rzecz Polski do dnia dzisiejszego. W “sanktuarium wojskowym” domu pana Skoryny rzucają się w oczy liczne odznaczenia wojenne.
Obecnie pan inż. Skoryna w podeszłym już wieku, z pogarszającym się zdrowiem, jest taki sam, jak przed kilkudziesięciu laty. Rodzinny, uprzejmy, pracujący za ekipę niewiadomo jak liczną. Wykonuje pracę Delegatury na Meksyk Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, jest delegatem Koła Byłych Żołnierzy Armii Krajowej i przedstawicielem Unii Stawarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ). Wielka byłaby strata, gdyby pan Jerzy przestał “działać”. Nie łatwo go będzie zastąpić. Nie ma w Meksyku drugiego kombatanta wojennego, który by tak aktywnie mógł reprezentować tę grupę ludzi. Trudno też o chętnych, osiadłych po wojnie, do patriotycznej “roboty”. Każdy mówi, że jest zajęty i ma swoje kłopoty.

Mieszkając przez kilka dni w domu pana Jerzego czułem się tak jak w jakimś muzeum-czytelni, w jakimś specjalnym miejscu pracy w którym urywały się częste telefony, gdzie wojenny bohater godzinami spędza czas przy komputerze pisząc różne listy, artykuły itp. A widzi z roku na rok coraz gorzej.
Przypomnę skróconą historię z życia pana inż. Jerzego Skoryny.
Delegatura Kombatancka jak i Delegat Zarządu Głównego na Meksyk datują się od roku 1947 do 2010. W ciągu swojego długiego istnienia reprezentowała również Rząd Polski w Londynie do grudnia 1990 roku, do momentu przekazania Insygniów Prezydenckich przez Prezydenta R.P. w Londynie Ryszarda Kaczorowskiego na Zamku Królewskim w Warszawie nowo wybranemu prezydentowi RP – Lechowi Wałęsie.
Tytuł Delegata w honorowej pracy pana Skoryny otwierał mu wszystkie drzwi na przeprowadzanie wielu akcji na rzecz i dobro Polski i Meksyku pozostawiając stałe ślady przyjaźni obu narodów.
Niezmordowany pan Skoryna organizował w latach 1947 – 1989 Msze Św. i różne akademie z okazji 3 Maja i Powstania Warszawskiego. Przez okres 1950 do 1952 prowadził program radiowy, na falach 590, trzy razy w tygodniu pt.: “Polska poprzez swoją muzykę”, w którym pomiędzy utworami muzycznymi przedstawiał w częściach historię Polski.
Kiedy w Polsce nastąpił stan wojenny walczył razem z rodakami o wolność, niepodległość i suwerenność kraju, tak jak to miało miejsce 1 września 1939 roku. …Gdy zaczął pisać do prasy meksykańskiej nie spodziwał się, że przerodzi się te pisanie w obowiązek pisania artykułów trzy razy tygodniowo przez 11 lat w dzienniku “El Heraldo de Mexico”. Powstało w ten sposób 1700 artykułów. Stworzył “Instytut Studiów Kultury i Społeczeństw Europejskich”. Utrzymując kontakty ze 120 źródłami informacji od 1983 do 1990 roku wydawał dwutygodnik pod nazwą “ARKA de Informaciones” w której pisał i tłumaczył teksty z “prasy drugiego obiegu”. Utrzymywał kontakty z “Solidarnością” w Paryżu, Londynie, Brukseli, Lozannie, Zurychu i w innych miejscach. Organizował masowe protesty pod ambasadami PRL i sowieckiej domagając się zniesienia stanu wojennego oraz wolności dla Polski. W uznaniu za swoją działalność, wystąpienia, odczyty i referaty otrzymał przeszło 250 dyplomów międzynarodowych.
Znając osobiście Prymasów Polski i Meksyku zorganizował pierwszą w historii obu krajów oficjalną wizytę do Polski Prymasa Meksyku, Ks. Kardynała Ernesto Corripio Ahumada, który poświęcił w listopadzie 1987 roku parafialny kościół w Laskach. Sam nie uczestniczył w tej pielgrzymce z powodu znalezienia się na czarnej liście “zdrajców”, publikujących prawdę o działalności “Solidarności”, jej przyjacielach, polskiej walki przeciwko PRL, komunizmowi i Rosji Sowieckiej. Taki stan rzeczy trwał do grudnia 1990 roku.
Kiedy przyszedł czas odwiedzenia Polski był dla pana inż. Jerzego Skoryny niezwykłym wydarzeniem. 22 grudnia 1990 roku pierwszy raz pan Jerzy stąpał po odrestaurowanych salach Zamku Królewskiego, które znał jeszcze sprzed II w.ś.. Ceremonia była bardzo podniosła. Nie chciało się wierzyć, że po pół wiekowej przerwie cofnięto odebrane uznanie naszemu prawdziwemu Polskiemu Rządowi. Było to zwycięstwo Polskiego Narodu nad bezprawiem – słowa jerzego Skoryny. Wizyta w Polsce była okazją do spotkania się z ks. Prymasem, Kardynałem Józefem Glempem, przyjaciółmi z Londynu i Warszawy.
Z inicjatywy pana Skoryny stoi wiele polskich pomników i wisi wiele obrazów na obszarze Meksyku, rozsławiających imię naszej Ojczyzny.
Przypomnę o pokazaniu mi podczas meksykańskich wędrówek z panem Jerzym polskich śladów w Meksyku, które przyczyniają się do zacieśnienia przyjaźni pomiędzy obu krajami jak i podziwu dla polskiej historii i kultury.
– Zacznę od przykrej sprawy jaką jest zagubienie podczas remontu pamiątkowej tablicy Fryderyka Chopina znajdującej się w Sali Boliwara Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego. Tablica została ufundowana w 1949 roku przez Polską Izbę Handlową. Upłynęło od tego czasu przeszło 60 lat i Ambasada RP nie ma czasu na interwencję w tej sprawie.
– Na międzynarodowym lotnisku w stolicy Meksyku, w Galerii Sławnych Lotników, a Sali “C” znajduje się popiersie Stanisława Skarżyńskiego – naszego bohaterskiego lotnika płk., który w maju 1933 roku połączył Amerykę Łacińską z Polską, przelatując w jedno osobowym i jedno silnikowym RWD 5 bis z Warszawy nad Atlantykiem do Rio de Janerio i Buenos Aires. …Rekord ten do dnia dzisiejszego pozostaje niepobity.
– Na starej Bazylice Guadalupiańskiej w sercu metropolii meksykańskiej widnieje tablica z Orłem Polskim jako potwierdzenie symbolu, że Polska została konsekrowana 3 maja 1959 roku Królowej Meksyku, M.B. Guadalupiańskiej za wstawieniem się prymasa Meksyku, Prymasa Polski, Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Polskiego Rządu w Londynie uznawanago przez Watykan, Liban, Hiszpanię i Irlandię.
– Z inicjatywy pana Jerzego społeczeństwo meksykańskie wybudowało w jednej z eleganckich dzielnic stolicy Meksyku, na terenie wiejskiego cmentarza, okazały kościół parafialny pod wezwaniem M.B. Częstochowskiej. Resztki ludzkie z cmentarza pochowane zostały w specjalnej krypcie kościoła. Kamień Węgielny został położony pod fundamenty kościoła w asyście księży 31 stycznia 1960 roku. Pan Jerzy podarował na tę okazję duży obraz Królowej Polski rzeźbiony w drzewie i otrzymany w spadku od rodziców kilim okazałych rozmiarów z Polskimi Orłami. Dziś kościół posiada dwu metrowej wysokości obraz Najjaśniejszej Jasnogórskiej Pani przedstawionej trójwymiarowym wizerunkiem. To arcydzieło sztuki zostało wykonane, ze wzoru pana Jerzego Skoryny, w Barcelonie na specjalne zamówienie księży Augustianów.
– W niedalekim Tenango del Aire znajduje działał na konto parafii prowadzonej przez polskich księży Pallotynów. Miejsce to ze swoim kolonialnym kościołem z XVI wieku i trzy hektarowym terenem zostało podniesione do rangi Sanktuarium. Jest to centrum księży Pallotynów na cały Meksyk i Amerykę Środkową propagujacy kult do Miłosierdzia Bożego.
– Na pięknej głównej stołecznej alei – Paseo de la Reforma, w rezydenckiej dzielnicy Lomas de Chapultapec z inicjatywy pana Skoryny znajduje się pomnik Ignacego Paderewskiego – naszego bohatera narodowego odsłonięty podczas uroczystej ceremonii 15 listopada 2001 r. W parku o tej samej nazwie mamy dużych rozmiarów, widoczny z daleka, pomnik Mikołaja Kopernika – naszego wielkiego astronoma.
– W miejscowości Tacambaro stanu Michoacan z inicjatywy inż. Skoryny został ofiarowany przez Polskie Panie z Chicago wizerunk M.B. Częstochowskiej kościołowi M.B. Fatimskiej. Co roku w słonecznej pogodzie października odbywają się uroczystości związane z Mszą Pontyfikalną na cześć naszej Jasnogórskiej Królowej i Polski.
– W Szpitalu Narodowym XXI, na pierwszym piętrze wydziału onkologicznego znajduje się, mało znane Polakom, popiersie naszej noblistki naukowej – Marii Curie Skłodowskiej.
– W stołecznej Bibliotece Narodowej można znaleźć tłumaczenia Jerzego Skoryny na język hiszpański pozycji literackich: 1. Gen. T. Bora Komorowskiego – “Armia Krajowa” 2. Z. Stupulkowskiego – “Zaproszenie do Moskwy” i “Katyń” 3. Gen. W. Andersa – “Zbrodnia Katyńska w świetle dokumentów” 4. S. Korbońskiego – “W imieniu kremla” oraz 5. Praca zbiorowa – “Reżimy komunistyczne w Europie Środkowej”. …To tylko część działalności patriotycznej wziętej z życia sędziwego polskiego weterana.
Po dziś dzień inż. Jerzy Skoryna aktywnie uczestniczy w różnego typu zjazdach i spotkaniach na całym świecie. Podczas ciągłych kontaktów z prasą, radiem i TV dostarcza jak dawniej cennych materiałów związanych z obecną sytuacją w Polsce. Swój dzień życia traktuje jako standardową patriotyczną pracę na posterunku, tworząc i pisząc wciąż to nowe tematycznie artykuły. Myślę, żę energia twórczości literackiej pana Jerzego Skoryny z polskim wątkiem będzie trwała do ostatnich godzin jego życia.
Z wielkim uznaniem za taką patriotyczną postwę zostanie u wielu z nas na zawsze w pamięci. – Andrzej Sochacki

P.S. przywiozłem z Meksyku film archiwalny: “Historia Polski 1918 – 1939”
* * *
MOTOCYKLISTA W CENTRUM WAGABUNDY
Mile gościmy młodych ludzi zdobywających doświadczenie podróżnicze. W tym celu służy wszystkim podróżnikom nasza przystań.
W środku gorącej sierpniowej nocy stanął pod klubową bramą z polskim proporczykiem – obładowany motocykl “Yamaha 750”. Okazało się, że to młody inżynier z Polski – Ireneusz Mazewski, spełniający swe marzenie w podróży dookoła Stanów Zjednoczonych. …Ledwo dobił; pojazd wymagał remontu, wysiadł jeden cylinder. Spędziliśmy razem kilka dni by doprowadzić motor do pierwotnego stanu. Ta długa pierwsza podróż dodała mu skrzydeł. Wyprawę w pojedynkę Irek potraktował jako preludium przed wyprawą dookoła świata. Zaplanował sobie objechanie globu po ziemi śladami Jędrka w 20 dni max., by być pierwszym bikerem, który poszczyci się rekordowym wynikiem. (Jędrek w 2007 roku objechał świat samochodem w 23 dni).
…Wieczór autorski Mirka dostarczył nam wiele emocji z jego dotyczasowych podróży po Europie a szczególnie po niezaludnionych terenach Skandynawii, gdzie trzeba było uważać na groźne zwierzęta chodzące bezprawnie po lasach i drogach. Ciekawy biker miał w bagażu przygód niejedną mrożącą krew z których wychodził zwycięsko.
Czas ponaglił Irka by zdążyć z urlopu do pracy. Objecał trzymać z nami kontakt podczas przyszłych wypraw. Życzymy Powodzenia!

* * * * Kącik Wydawcy:

Mile widziana jest młodzież w pisaniu swoich ciekawych spostrzeżeń z otaczającego życia lub ze spędzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucić tremę w pisaniu – pomożemy.
Pamiętajmy !!! – naszym językiem jest język polski gdziebyśmy się nie znajdowali a każdy inny język wykorzystujemy tylko do egzystencji tam gdzie żyjemy. Bez Języka Polskiego nie ma Polski!
Bawmy się razem! – to nasza myśl przewodnia.Warto mieć łączność z “Przystanią”. Jest to droga “odnalezienia się”.
– mgr inż. Andrzej Sochacki

* * * * Horoskop Indiański
GĘŚ (22.12 – 20.02)
Żyje stadnie, przemierzając tysiące kilometrów by powrócić co roku do swojego gniazda lęgowego. Cechy swojej osobowści podporządkowane są osiągnięćiu konkretnego celu. Osoby są obdarzone dużą ambicją i wytrwałością. Nie działają spontanicznie. Są to silne osobowości, przyciągające otoczenie do siebie zaskakując swymi możliwościami, będąc czasami chłodne i mało otwarte. W życiu prywatnym i zawodowym osoba jest niezwykle wydajna i nie niezmordowana, potrafiąca zrezygnować z przyjemności.
Uczucia – Jest wspaniałym partnerem na całe życie. Nie zawiedzie, nie zdradzi, nie oszuka. Miłość jest jak praca, traktowana poważnie bez lekceewazenia. Potrzebne jest zaufanie partnera by stworzyć gniazdo oparte na życzliwości i miłości.
Zdrowie i praca – Atuty: duży zasób witalności i niezła kondycja. Skóra czasami podatna jest na alergie i podrażnienia. Lubi “kierownicze” stołki. Niczym niestosownym nas nie zaskoczy, do podwładnych odnosi się z szacunkiem.

* * * * Kącik Zdrowotny:
1. Pochwała kaszy: Należy do najbardziej wartościowych produktów zbożowych. Powinna często gościć na naszym stole. Zawiera dużo węglowodanów (70%), jest bogata w białko (10-13%), ma niewiele tłuszczu (1-2%). Nie jest bardzo tucząca: 100g suchej kaszy ma 340-30 kcal. Jest bardzo dobrym źródłem błonnika pokarmowego, potasu, fosforu, magnezu, a przede wszystkim witaminy B1, PP. Powinna stanowić ważny składnik każdej diety, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. W kuchni wegetariańskiej i makrobiotycznej kasze stanowią połowę dziennego pożywienia.
2. Zwiastuny choroby nowotworowej: *Powoli powiększające się węzły chłonne *Białawe zabarwienie i zgrubienie błony śluzowej, małe niebolesne owrzodzenie na wargach i języku *Chrypa, trudności w połykaniu *Ucisk, brak łaknienia, mięsowstręt lub chudnięcie *Biegunka, zaparcia, częste parcie na stolec *Powiększające sie znamiona na skórze *krwisty śluz, krew w kale *Krwisty mocz, nieżyt pęcherza *Częste parcie na pęcherz *Stwardnienie pod skórą, guzek.

* * * * Kącik Porad:
Pamiętaj: Jak nie przytyć.
*Jedz ryby pieczone lub w galarecie, unikaj smażonych *Pij dużo niegazowanej wody; koniecznie jedną szklankę przed posiłkiem *Zacznij jedzenie od ważyw i sałatek
*Zrezygnuj z pieczywa *Na deser zjedz owoce zamiast ciasta *Mocne alkochole zastąp kieliszkiem wina *Nie podjadaj między posiłkami i bezpośrednio z garnków *Nie dosalaj jedzenia, raczej je przypraw *Koniecznie się poruszaj, np. idź na spacer.

* * * * Kącik Humoru: We fraszkach Jana Sztaudyngiera.
Apetyt rośnie: Dopiero syty ma apetyty.
Awans: Po jednej, drugiej, trzeciej wódce, Każdy ma się za dowódcę.
Aż: Pytacie, co ze mną? Pytacie, jak żyłem?
Wciąż sobie dogadzałem. Aż sobie dogodziłem.
Bez złudzeń: Niech nas statystyka nie łudzi, Niewielu jest prawdziwych ludzi.
Biuro porad: Sam sobie w życiu jakoś nie radzę, Więc biuro Porad dla innych prowadzę.
Cel uświęca środki: W pogoni za ideałem, Wszystkie świństwa popełniałem.
Charakterystyka pewnej głowy: W tej głowie …, Pustkowie.
Cierpliwość: Cierpliwość trzeba mieć anielską, Ażeby znosić własne cielsko.
Cisza: Boję się ciszy, Wtedy się własne serce słyszy.
Dowcip: Jak u mężczyzny objawia się planowanie przyszłości?
– Kupuje dwie skrzynki piwa zamiast jednej.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)

*Spotkanie: w sobotę o godz 19:00, dnia 13 listopada, 2010 roku. Temat: “WIECZÓR CZARKA”: Podróż w roli pilota – Od Pacyfiku do Atlantyku i nieco magii.
Informacja: 602-244 1293. Zapraszamy szczególnie młodzież!

Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywają się cyklicznie co kwartał (luty, maj, sierpień, listopad) w najbliższą sobotę środka miesiąca o godz. 19:00. Przynosimy z sobą jak zwykle – co kto lubi,. Informacje w klubie: 1-602-244 1293

O G Ł O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap okazji! W Centrum Wagabundy są do nabycia książki pt.: “Sześć podróży dookoła świata”, “Poradnik Trampingu Turysty Zmotoryzowanego” i “Harleyem dookoła świata” – Andrzeja Sochackiego.
* Zerkaj na ciekawą stronę: www.azpolonia.com
* Uwaga: Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji są w archiwum Centrm Wagabundy: www.azpolonia.com i www.andrzejsochacki.com.

– Pozdrawia Wszsystkich zespół C. W. gazetki “PRZYSTAŃ”

Tel: 602-244 1293, centrumwagabundy@yahoo.com, 3715E. Taylor Street, Phx, AZ 85008
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
$$$ $$ Dziękujemy wspierającym Fundację, rozumiejących nasz aspekt: Wszystko dla biednych, utalentowanych i bez szczęścia. Darowiznę pamiętajmy odpisać od podatku.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 042

Spotkanie z inż. Skoryną

Z archiwum „Jędrka” Sochackiego.
Reportaż z Meksyku.

Niezapomniane spotkanie z weteranem wojennym – inż. Jerzym Skoryną

Z inżynierem Jerzym Skoryną Lipskim poznałem się podczas pierwszej podróży dookoła świata, w 1977 roku, którą zrealizowałem w ciągu dwóch lat VW „garbusem”. Od tamtej pory odwiedziłem dom pana Jerzego kilkakrotnie, zawsze przyjaźnie witany jak przez bliską rodzinę. Ta przyjazna atmosfera cechuje niemalże wszystkich kombatantów wojennych, którzy osiedlili się poza swoją Ojczyzną po II Wojnie Światowej nie ze swojego wyboru. Ta brać żołnierska jest do dziś jak jedna wielka rodzina, która zaczyna kurczyć się z powodu upływającego czasu. Niektórzy nazywali swój dom „Domem Żołnierskim” a to dlatego, ze panował tam ład i porządek, który był przestrzegany podczas służby wojskowej. Takim domem jest dom Jerzego Skoryny.
Miałem wtedy szczęście od Boga odwiedzać kombatantów mieszkających w różnych krajch na różnych kontynentach i przyswojenia prawdziwej historii polskiej tak błędnie podawanej nam w szkołach. Czułem się wtedy jednym z nich jadąc po świecie jak sierota, której zabrano matkę – Ojczyznę. Polski paszport odebrano mi podstępnie w konsulacie nowojorskim, amerykańskiego jeszcze nie miałem. W polskiej placówce potraktowano mnie jak uciekiniera, który wybrał sobie „wolność”. A naprawdę, wyjechałem z Polski by uczciwie zapracować i odbyć wyprawę Polskim Fiatem Combi 1600cc, przyszykowanym, specjalnie na podróż dookoła świata, przez FSO (Fabryka Samochodów Osobowych) na Żeraniu. Celem wyprawy było między innymi zareklamowanie polskiego wyrobu motoryzacyjnego. Mieszkając w USA nie pozwolono odebrać „Fiata” z fabryki przez upoważnionego brata.

…Jechałem wówczas przez świat niczyj, dosłownie niczyj. Żaden kraj by się za mną nie upomniał, gdyby zaistniała potrzeba. Z niewielką nadzieją powodzenia odbywałem wyprawę z polską fantazją kupionym „VW garbusem” w Nowym Jorku. Jechałem dumnie jako Polak, choć bez polskich dokumentów i przynależności państwowej. Pomógł mi glejt wydany przez byłego prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej – pana Alojzego Mazewskiego, potwierdzający moją tożsamość. Wszyscy spotkani traktowali mnie jak swojego bliźniego. Kombatantem wojennym nie byłem ale jestem synem kombatanta wojennego Armii Krajowej – Jerzego Sochackiego.

Cieszę się bardzo, że po wielu latach spotkałem się z tym wybitnym Polakiem, jeszcze raz. Czekał na mnie w jego rezydencji wolny pokoik w którym czułem się jak w swoim własnym. Nie musiałem zawiadamiać o przyjeżdzie, cała rodzina traktowała mnie jak swojego od dziesiątek lat. Powodem złożenia odwiedzin była chęć posiadania unikatowych kopi z historii Polski, ktore posiadał pan Jerzy. Zawsze, kiedy odwiedzam ten patriotyczny dom otrzymuję dawkę ciekawej historii mnie nie znanej, wygrzebanej w filmowym antykwariaciwe. Dzięki obejżeniu filmów oryginalnych mam inne wyobrażenie od znanej mi historii swojego kraju wpajanej z przekrętami w szkole przez lata.
…Po zameldowaniu się, zaobaczyłem jak dwie kopie DVD leżały na biurku pana Jerzego i czekały na mnie. Była to dla mnie największa radość, żę będę mógł je pokazać u siebie, w Arizonie, gdzie ludzie są zaganiani za pieniądzem mając braki z przedmotu „Historia Polski”. Te nagrania dawno były już wycofane ze wszelkich archiwów, by prawda z czasów minionych, międzywojennych i powojennych poszła w zapomnienie.
W dzisiejszych czasach kiedy Polska jest bezdusznie rozprzedawana przez istniejący rząd, kiedy największe gałęzie przemysłowe już nie istnieją – te krążki DVD pokazują życie przemysłowe kraju od 1900 do 1939 roku. Wieloraki przemysł i fabryki istniały na ziemi polskiej pod zaborami kiedy nie było jej na mapie. Dudniło życiem po 1918 roku za panowania Józefa Piłsudskiego aż do wybuchu II wojny światowej. …A co pozostało nam dziś, jaki przemysł, jakie kopalnie, jakie złoża, …co? Osobisty sąd o bezprawiu władzy pozbyawającej się nie swojego majątku a własności całego narodu od pokoleń zostawia się do oceny widza. W moim odczuciu to jest szok!
Mieszkając przez kilka dni w domu pana Jerzego czułem się tak jak w jakimś muzeum-czytelni, w jakimś specjalnym miejscu pracy w którym urywały się częste telefony, gdzie polonijny bohater godzinami spędza czas przy komputerze pisząc różne listy, artykuły itp.
Nie wim, kiedy wrócę tu ponownie. Odległość kilku tysięcy kilometrów i wydatek finansowy nie sprzyja częstym wizytom. … Zostaje tęsknota za rodziną Skorynów, za edukacyjnymi wieczorami po kolacji, chyląc zawsze czoło.

Jerzy Jan Skoryna – Lipski ps. „Sielawa” urodził się 16 grudnia w 1926 roku w Krakowie. Jest absolwentem Szkoły Rodziny Wojskowej. Wykształcenie wyższe Inżynierii Przemysłowej oraz Filozofii Socjalnej i Politycznej uzyskał na uniwersytecie „Universidad Panamericana” w Meksyku.
W czasie okupacji był członkiem N.S.Z. i A.K. Warszawa. Uczestniczył w wielu ulicznych akcjach w ramach kompanii „Wikta”, czy „Kozioł”. Posługiwał się pseudonimami: „Górski”, „Skórski” i „Sielawa”. Podczas Powstania walczył z ramienia warszawskich zgrupowań „Harnaś, „Chrobry II”, „Warszawianka” ze stopniem Plutonowego Podchorążego. Od października 1944 do maja 1945 przewinął się przez obozy jenieckie w Ożarowie, Lambinowicach, Sandbostel i Lubece. Po wyzwoleniu tego ostatniego w Lubece – przez Niemcy, Holandię, Belgię i Francję przedarł się do Włoch i zaciągnął się do II Korpusu.
19 października 1946 roku dotarł do Meksyku, gdzie działa na rzecz Polski do dnia dzisiejszego. W „sanktuarium wojskowym” domu pana Skoryny rzucają się w oczy liczne otrzymane odznaczenia jak: krzyż waleczny i odznaki Armii Krajowej, Czterokrotny Medal Wojska Polskiego, Warszawski Krzyż Powstańczy, Kawalerski i Oficerski Order Odrodzenia Polski, Prymasowski Złoty Medal, Odznaka Weterana Walk o Niepodległość i Złota Odznaka Honorowa SPK (Stowarzyszenie Polskich Kombatantów) oraz meksykańskie odznaczenia – Polonia Semper Fidelis i Comandoria de los Defensores de la Patria con Estrelia.

Obecnie pan inż. Skoryna w podeszłym już wieku, z pogarszającym się zdrowiem, jest taki sam, jak przed kilkudziesięciu laty. Rodzinny, uprzejmy, pracujący za ekipę niewiadomo jak liczną. Wykonuje pracę Delegatury z Londynu na Meksyk Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, jest delegatem Koła Byłych Żołnierzy Armii Krajowej i przedstawicielem Unii Stawarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ). Wielka byłaby strata, gdyby pan Jerzy przestał „działać”. Nie łatwo go będzie zastąpić. …Wszystkimi sprawami zajmuje się jedna osoba bez żadnego wsparcia z boku ekonomicznego, czy też czasowego. Taką osobą jest niezmordowany człowiek – legenda polskości w Meksyku – inż Jerzy Skoryna. Nie ma w Meksyku drugiego kombatanta wojennego, który by tak aktywnie mógł reprezentować tę grupę ludzi. Trudno też o chętnych, osiadłych po wojnie, do patriotycznej „roboty”. Każdy mówi, że jest zajęty i ma swoje kłopoty.

Chwila uwagi:
W miesiącu, październiku 2010, Państwo Skorynowie – Jerzy i Delia przypadają „Złote Gody”, 50 lecie pożycia małżeńskiego. Składamy Zacnym Małżonkom dużo szczęścia, zdrowia i wytrwałości w pracy przez następnych wiele lat! Życzymy rodzinie Delegata otrzymania zasłużonej pełnej opieki lekarskiej, jaką mają weterani meksykańscy. Wielki wstyd, że polskie władze omijają tę sprawę swojego obywatela, który przez cały czas na obczyźnie był wierny honorowi i wojskowej przysiędze Polskiego Żołnierza dbającego o dobro Polski. A panu Jerzemu życzę napisania ciekawego pamiętnika pracy twórczej na obczyźnie i doczekania się uznania jego patriotycznej dziełalności przez obecnego Prezydenta RP.

Przypomnę wyrywki historii z życia pana inż. Jerzego Skoryny.

Delegatura Kombatancka jak i Delegat Zarządu Głównego na Meksyk datują się od roku 1947 do 2010. W ciągu swojego długiego istnienia reprezentowała również Rząd Polski w Londynie do grudnia 1990 roku, do momentu przekazania przez Prezydenta R.P. w Londynie Ryszarda Kaczorowskiego na Zamku Królewskim w Warszawie Insygniów Prezydenckich – nowo wybranemu wówczas prezydentowi RP – Lechowi Wałęsie.
Tytuł Delegata w honorowej pracy pana Skoryny otwierał mu wszystkie drzwi na przeprowadzanie wielu akcji na rzecz i dobro Polski i Meksyku pozostawiając stałe ślady przyjaźni obu narodów.
Niezmordowany pan Skoryna organizował w latach 1947 – 1989 Msze Św. i różne akademie z okazji 3 Maja i Powstania Warszawskiego. Przez okres 1950 do 1952 prowadził program radiowy, na falach 590, trzy razy w tygodniu pt.: „Polska poprzez swoją muzykę”, w którym pomiędzy utworami muzycznymi przedstawiał w częściach historię Polski.

Kiedy w Polsce nastąpił stan wojenny walczył razem z rodakami o wolność, niepodległość i suwerenność kraju, tak jak to miało miejsce 1 września 1939 roku. Gdy zaczął pisać do prasy meksykańskiej nie spodziwał się, że przerodzi się te pisanie w obowiązek pisania artykułów trzy razy tygodniowo przez 11 lat w dzienniku „El Heraldo de Mexico”. Powstało w ten sposób 1700 artykułów. Stworzył Instytut Studiów Kultury i Społeczeństw Europejskich. Utrzymując kontakty ze 120 źródłami informacji od 1983 do 1990 roku wydawał dwutygodnik pod nazwą „ARKA de Informaciones” w której pisał i tłumaczył teksty z „prasy drugiego obiegu”. Utrzymywał kontakty z „Solidarnością” w Paryżu, Londynie, Brukseli, Lozannie, Zurychu i w innych miejscach. Organizował masowe protesty pod ambasadami PRL i sowieckiej domagając się zniesienia stanu wojennego oraz wolności dla Polski. W uznaniu za swoją działalność, wystąpienia, odczyty i referaty otrzymał przeszło 250 dyplomów międzynarodowych ale nie z Polski.

Znając osobiście Prymasów Polski i Meksyku zorganizował pierwszą w historii obu krajów oficjalną wizytę do Polski Prymasa Meksyku, Ks. Kardynała Ernesto Corripio Ahumada, który poświęcił w listopadzie 1987 roku parafialny kościół w Laskach. Sam nie uczestniczył w tej pielgrzymce z powodu znalezienia się na czarnej liście „zdrajców ojczyzny”, publikujących prawdę o działalności „Solidarności”, jej przyjacielach, polskiej walki przeciwko PRL, komunizmowi i Rosji Sowieckiej. Taki stan rzeczy trwał do grudnia 1990 roku.

…Kiedy przyszedł czas odwiedzenia Polski był dla pana inż. Jerzego Skoryny niezwykły dzień. 22 grudnia 1990 roku pierwszy raz pan Jerzy stąpał po odrestaurowanych salach Zamku Królewskiego, które znał jeszcze sprzed II w.ś.. Ceremonia była bardzo podniosła. Nie chciało się wierzyć, że po pół wiekowej przerwie cofnięto odebrane uznanie Naszemu Rządowi. Było to zwycięstwo Naszego Polskiego Narodu nad bezprawiem – słowa jerzego Skoryny. Wizyta w Polsce była okazją do spotkania się z ks. Prymasem, Kardynałem Józefem Glempem, przyjaciółmi z Londynu i Warszawy.

Z inicjatywy pana Skoryny stoi wiele polskich pomników i wisi wiele obrazów na obszarze Meksyku, rozsławiających imię naszej Ojczyzny.

Przypomnę o pokazaniu mi podczas meksykańskich wędrówek z panem Jerzym polskich śladów w Meksyku, które przyczyniają się do zacieśnienia przyjaźni pomiędzy obu krajami jak i podziwu dla polskiej historii i kultury.
– Zacznę od przykrej sprawy jaką jest zagubienie podczas remontu pamiątkowej tablicy Fryderyka Chopina znajdującej się w Sali Boliwara Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego. Tablica została ufundowana w 1949 roku przez Polską Izbę Handlową działającą w Meksyku. Upłynęło od tego czasu przeszło 60 lat i Ambasada RP nie ma czasu na interwencję w tej sprawie pomimo przypominań pana Skoryny.
– Na międzynarodowym lotnisku w stolicy Meksyku, w Galerii Sławnych Lotników, a Sali „C” znajduje się popiersie płk. Stanisława Skarżyńskiego naszego bohaterskiego lotnika, który w maju 1933 roku połączył Amerykę Łacińską z Polską, przelatując w jedno osobowym i jedno silnikowym RWD 5 bis z Warszawy nad Atlantykiem do Rio de Janerio i Buenos Aires. …Rekord ten do dnia dzisiejszego pozostaje niepobity.
– Na starej Bazylice Guadalupiańskiej w sercu metropolii meksykańskiej widnieje tablica z Orłem Polskim jako potwierdzenie symbolu, że Polska została konsekrowana 3 maja 1959 roku Królowej Meksyku, M.B. Guadalupiańskiej za wstawieniem się prymasa Meksyku, Prymasa Polski, Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Polskiego Rządu w Londynie uznawanago przez Watykan, Liban, Hiszpanię i Irlandię.
– Z inicjatywy pana Jerzego społeczeństwo meksykańskie wybudowało w jednej z eleganckich dzielnic stolicy Meksyku, na terenie wiejskiego cmentarza, okazały kościół parafialny pod wezwaniem M.B. Częstochowskiej. Resztki ludzkie z cmentarza pochowane zostały w specjalnej krypcie kościoła. Kamień Węgielny został położony pod fundamenty kościoła w asyście księży 31 stycznia 1960 roku. Pan Jerzy podarował na tę okazję duży obraz Królowej Polski rzeźbiony w drzewie i otrzymany w spadku od rodziców kilim okazałych rozmiarów z Polskimi Orłami. Dziś kościół posiada dwu metrowej wysokości obraz Najjaśniejszej Jasnogórskiej Pani przedstawionej trójwymiarowym wizerunkiem. To arcydzieło sztuki zostało wykonane, ze wzoru pana Jerzego Skoryny, w Barcelonie na specjalne zamówienie księży Augustianów.
– W niedalekim Tenango del Aire znajduje się parafia prowadzona przez polskich księży Pallotynów. Miejsce to ze swoim kolonialnym kościołem z XVI wieku i trzy hektarowym terenem zostało podniesione do rangi Sanktuarium. Jest to centrum księży Pallotynów na cały Meksyk i Amerykę Środkową propagujacy kult do Miłosierdzia Bożego.
– Na pięknej głównej stołecznej alei – Paseo de la Reforma, w rezydenckiej dzielnicy Lomas de Chapultapec z inicjatywy pana Skoryny znajduje się pomnik Ignacego Paderewskiego – naszego bohatera narodowego odsłonięty podczas uroczystej ceremonii 15 listopada 2001 r. W parku o tej samej nazwie mamy dużych rozmiarów, widoczny z daleka, pomnik naszego wielkiego astronoma – Mikołaja Kopernika.
– W miejscowości Tacambaro stanu Michoacan z inicjatywy inż. Skoryny został ofiarowany przez Polskie Panie z Chicago wizerunk M.B. Częstochowskiej kościołowi M.B. Fatimskiej. Co roku w słonecznej pogodzie października odbywają się uroczystości związane z Mszą Pontyfikalną na cześć naszej Jasnogórskiej Królowej i Polski.
– W Szpitalu Narodowym XXI, na pierwszym piętrze wydziału onkologicznego znajduje się, mało znane Polakom,
popiersie naszej noblistki naukowej – Marii Curie Skłodowskiej.
– W stołecznej Bibliotece Narodowej można znaleźć tłumaczenia Jerzego Skoryny na język hiszpański pozycji
literackich: 1. Gen. T. Bora Komorowskiego – „Armia Krajowa”
2. Z. Stupulkowskiego – „Zaproszenie do Moskwy” i „Katyń”
3. Gen. W. Andersa – „Zbrodnia Katyńska w świetle dokumentów”
4. S. Korbońskiego – „W imieniu kremla” oraz
5. Praca zbiorowa – „Reżimy komunistyczne w Europie Środkowej”.

Przedstawiłem tylko część działalności patriotycznej wziętej z życia sędziwego polskiego weterana.

Po dziś dzień pan inż. Jerzy Skoryna aktywnie uczestniczy w różnego typu zjazdach i spotkaniach na całym świecie. Podczas ciągłych kontaktów z prasą, radiem i TV dostarcza jak dawniej cennych materiałów związanych z obecną sytuacją w Polsce. Swój dzień życia traktuje jako standardową pracę na posterunku tworząc i pisząc wciąż to nowe tematycznie artykuły. Myślę, żę energia twórczości literackiej pana Jerzego Skoryny z polskim wątkiem będzie trwała do ostatnich godzin jego życia.

Z wielkim uznaniem za taką patriotyczną postwę zostanie u wielu z nas na zawsze w pamięci.
– Andrzej Sochacki
wagabunda
Phoenix, październik 2010

Posted in Rózne | Comments Off on Spotkanie z inż. Skoryną

Przystań 041

Nr 041, sierpień 2010r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Chwila historii z Nowożytnej Polski – filmy
* Samochodowa pętla Cezarka
* Spotkanie plażowe z naszym Wagabundą
* Dossier Jędrka c.d.
* * *
PRZEGLĄD FILMÓW
W piątkowy wieczór, drugiego lipca 2010 na spotkaniu zapoczątkowaliśmy w naszym Centrum Wagabundy przegląd filmów dotyczących życia społeczno – gospodarczego w Polsce po I wojnie światowej i nie tylko. Będą one dodatkiem do spotkań klubowych w celu lepszego zrozumienia obecnej sytuacji egzystencjonalnej w naszej Ojczyźnie, która pokazuje przyczyny jej zachwiania. Filmy te mają dziś archiwalną wartość, nie są wyświetlane w kinach do obejżenia publicznego, często są pod cenzurą. …Dużo ludzi nie wie o ich istnieniu. Tym bardziej trzeba je obejżyć i mieć swoje zdanie i wyrobiony światopogląd na panujacą sytuację. Zbiór filmów pochodzi z wielu miejsc: internetu, Polski, Nowego Jorku, Chicago, Meksyku itp.
Pierwszy film: “Nocna zmiana” pokazał nam obalenie rządu Jana Olszewskiego przez prezydenta Lecha Wałęsę. …W ciągu jednej nocy zdymisjonowano niewygodnego ku sobie polskiego patriotę, który nie poddał się rygorom okupującej Polskę Rosji Sowieckiej w czasie opuszczania koszar przez sowieckie wojska. Miejsce premiera rządu powierzono młodemu i posłusznemui Waldemarowi Pawlakowi. Film pokazał polityczne manipulowanie krajem dla wygodnego rządzenia w zgodzie z założeniami politycznymi i gospodarczymi naszego wschodniego sąsiada. Liczyła się gra polityczna, której celem było osłabienie Polski na arenie międzynarodowej.
Film pt.: “Towarzysz generał” przedstawił karierę polityczną niezgodną z zasadami suwerennego państwa polskiego – towarzysza Wojciecha Jaruzelskiego idącego po trupach wykonujacego władzę w białych rękawiczkach. Tam gdzie rozlewała się krew, Jaruzelski siedział w Warszawie i pilnował swojego stołka. Był posłuszny władzom sowieckim bez granic. Manipulowali nim do swoich potrzeb.
Odtworzona biografia otworzyła oczy ludziom na sytuację w powojennej Polsce wydającą się bez wyjścia. Obecnie, pomimo sędziwego wieku generała żadna kara go nie doścignęła. Trzyma nad nim oko rosyjska władza, której się przysłużył wielce.
* * *
OD PACYFIKU DO ATLANTYKU
Wiadomości klubowe:
MARZENIE PODRÓŻNICZE POLONIJNEGO MŁODZIEŃCA
“Centrum Wagabundy” informuje, że sobotnim rankiem, dnia 10 lipca 2010 roku wyruszył w samochodową trasę w charakterze pilota nasz najmłodszy klubowy członek i jednocześnie uczeń Polskiej Sobotniej Szkoły im. M. Kopernika w Phoenix – Cezar Sochacki. Ten zapowiadający się młody podróżnik przygotował całą trasę bardzo starannie od startu do mety uwzględniając postoje, naprawy, spotkania i wywiady w mediach, a nawet przypadki losowe. Do kierownicy zaprosił chyba najbardziej doświadczonego podróżnika wśród Polonii – znanego Jędrka, mającego w bagażu kilka lądowych podróży dookoła świata.
Cezarek zdradził nam sekret o przygotowaniu. Nie było tu mowy o jakimś niepoważnym wyskoku. Pomysł podsunął mu tata a bodźcem do odbycia takiego wezwania była wielokrotna rozmowa z naszym przyjacielem z Polski – dziennikarzem i doświadczonym rajdowcem – Wiesławem Mrówczyńskim z którego rajdowej wiedzy korzystał jego tata.
Pomocna Cezarkowi była również ksiażka pt.: “Poradnik trampingu motorowego”, który przeczytał kilka razy. Tam wszystko podane jest przystępnie, poparte praktycznymi problemami spotkanymi w pokonywaniu przestrzeni drogowych.
Zamocowany w samochodzie pozycyjny GPS z AutoGuardu-Polska, będzie pokazywał na bieżąco przebytą trasę, którą można będzie sprawdzić co dzień w internecie. Będzie to podróż z notatnikiem i “TripTikiem” w ręku. Szczegółowo zaznaczona trasa od Pacyfiku do Atlantyku z mapami włącznie wręczona została Cezarkowi przez tutejszy “AAA” (American Automobile Association). …Po zrealizowaniu marzenia, Cezar myśli o napisaniu książki dla swoich rówieśników w dwóch językach (po polsku i po angielsku).

Cezarek to młodzieniec bardzo ambitny, który ma bardzo dużo nietypowych pomysłów jak na swój wiek.. Rwie się do każdej podróży. Już prowadzi od dawna samochód, choć bez pozwolenia. Próbował jazdy w Meksyku na autostradzie podczas wyjazdów weekendowych z rodziną do Puerto Peňasco nad Morze Corteza. W przyszłości ma kilka planów podróżniczych do zrealizowania o których poinformujemy w późniejszym okresie.
Nie peszmy młodego entuzjastę podróży. Będziemy dzielić się z trasy informacją na bieżąco. Życzymy powodzenia w wywiązaniu się z nałożonego zadania.
Trzymajmy kciuki!
– Joanna Marciniak
Rzecznik Prasowy “Centrum Wagabundy”
* * *
Kilka danych:
Imię: CEZAR
Nazwisko: SOCHACKI
Narodowość: Polska
Wiek: 13 lat (1997)
Pasje: Wyjazdy, przyroda, komputer.
Idol: Nie mam jeszcze.
Wyjątkowość: Marzenie – dookoła świata na motocyklu.
Następny cel: Okrążenie USA przez stany przygraniczne w wieku 16 lat.
Najważniejszym moim celem obecnej wyprawy, jest udowodnienie sobie i
pokazanie rówieśnikom, że można wakacje spędzić na drodze pod kuratelą
rodziców. Spędzić je przyjemnie i pożytecznie z daleka od “złych” znaków
naszych czasów, wzbogacając swój światopogląd i budując życiową
historię.

Obecny PROJEKT:
Pojazd: samochód – Oldsmobile “Cutlass Supreme S”, marka GM, 1997.
Czas wyprawy: dwa tygodnie (15 dni)
Ogólny dystans: 11 000 km (7 000 mil)
Ogólony czas jazdy: około 120 godzin
Kilometraż dzienny: od 300 do 1000 km
Przeciętna szybkość jazdy: 100/120 km/godz (65/75 mi/h)
Start: piątek, 10 lipca 2010, Phoenix, Arizona
Trasa: Start – Phoenix, Huston, Nowy Jork, Chicago, Kansas, Las Vegas, Los Angeles, Meta – Phoenix
Ilość stanów: 27
Meta: niedziela, 25 lipca 2010, Phoenix, Arizona
* * *
Wspomnienia kierowcy Jędrka.
Podróż Czarka w oczach kierowcy
Cieszę się, że Czarek wybrał mnie jako kierowcę swojego dłuższego pierwszego rajdu jakim była pętla na ziemi amerykańskiej od Pacyfiku do Atlantyku. W ten sposób urozmaiciłem sobie dłużące się miesiące pomiędzy swoimi podróżami. Miałem okazję przypatrzyć się z boku na reakcje w różnych sytuacjach młodego, zapowiadającego się podróżnika, w których ja bym zareagował inaczej. W jego wieku młodzi inaczej od starszych reagują i wypełniają czas wolny. Wiek młody rządny jest przygód młodzieńczych gdzie zainteresowanie pokrywa się z życiem na bierząco.
Nie bardzo interesowały go muzea, style budowli czy różnice geograficzne. Dla niego istotną sprawą było łowienie ryb gdzie się da, zabawa ze zwierzętami, czy modne sporty, gdzieś daleko od domu na drugim krańcu kraju. Było to uzupełnieniem życia w miejskim środowisku różniącym się od życia z przyrodą na “Ty”, której człowiek jest jej cząstką. Ciekawiły go “bramki” płatne za używanie autostrady i robienie zdjęć konstrukcjom mostów, niespotykanych na zachodnim brzegu Stanów. …W Nowym Jorku z przyjacielem Stasiem Malinowskim cieszył się jazdą kilkugodzinną metrem zmieniając dowolnie trasy i pociągi.
Cezar miał rozeznanie jaki “quad” jest popularny czy różniący się parametrami jeden od drugiego. Gdy dorwał się do jazdy quadem, to nie było końca. Wydawało się, że chciałby nim jeździć przez noc. To samo było, gdy spróbował jazdy na “jet ski” czy na koniu. Wszystko mu się podobało, czym nie mógł nacieszyć się do syta w domu. Nie zwracał uwagi na wygląd budynków i wystrojenie wnętrz czy układ terenu a na wyżycie się, gdy nadażyła okazja. Powtarzał często, że daleko od domu to będzie inaczej.
Zażywał morskiej kąpieli na plaży Daytona Beach, gdzie wjechaliśmy samochodem i zaparkowaliśmy w rzędzie stojących pojazdów na piasku. Ze zwiedzenia “Kennediego Centrum Kosmicznego” wyniósł dziesiątki zdjęć pojazdów kosmicznych. …Nie lubił uczestniczyć w luźnych rozmowach. Zwiedzał różne obiekty ale bez większego zaangażowania w zdobycie wiedzy. Myślę, że jego rówieśnicy zachowaliby się w podobny sposób.

Po drodze Czarek był zdyscyplinowany i aktywny. To mnie zaskoczyło. Robił dzienny plan działania, obsługiwał GPS-y, telefon i laptop. Z początku gubił się w rozplanowaniu dnia praktycznie. Z upływem czasu wypełniał zadania, które teoretycznie opracował przed podróżą. Pamiętał o pisaniu punktów podczas jazdy i rozwinięciu ich wieczorami podczas postojów. Mówił, że zbiera materiał dla książki i filmu. Słuchając tego, to wyglądało jakby był doświadczonym korespondentem prasowym. Regularnie wysłał na bieżąco informacje do rzecznika prasowego w klubie Joanny, co robiliśmy w odpowiednim czasie. Dane te mówiły o progresie jazdy w naszej podróży. …Czarek nabrał praktyki w porównywaniu miejsca na drodze z miejscem na mapie, co jest niełatwe kiedy samochód jest w ruchu. Nie potrzebne były zatrzymywania, na studiowanie mapy, jak to się często widzi innych podczas jazdy po kraju. …Kiedy musieliśmy jechać podczas nocy by wyrobić się w czasie, nie marudził rozumiejąc sytuację. Tego nie wziął pod uwagę przed startem. Szybko zorientował się po zaliczeniu pierwszych 1000 mil. …Musieliśmy pominąć zwiedzanie niektórych miast i jechać na skróty. Ważniejsze dla niego było wyrobienie się na czas do określonych miejsc i zażywania przyjemności o których powtarzał podczas jazdy, ładując swoje baterie.

Tak się złożyło szczęśliwie, że jechaliśmy z dobrym Aniołem Stróżem, który miał nas cały czas w opiece, kiedy jechaliśmy w ulewny deszcz czy w burzę piaskową podczas której widoczność zmalała do zera. Nie widzieliśmy wtedy przodu samochodu jadąc w dzień a wydawało się nam, że nocą. Zatrzymywaliśmy się na środku jezdni bojąc się zjazdu na pobocze by nie stuknąć kogoś w prawie bezwzględnej ciemności. …Do domu dobrnęliśmy w dobrej kondycji i w porę na szczęście, …z pękniętą oponą.

Myślę, że po odbyciu takiej praktyki Cezar będzie mógł być nauczycielem dla swoich rówieśników i nie tylko w temacie łatwego podróżowania w siną dal.
– Jędrek
* * *
WAGABUNDA DORADZA
Nie ma spotkania by z przybyłych gości nie padały pytania o tematyce podróży. Nawet na meksykańskiej plaży w Puerto Peńasco Jędrek był otoczony ciekawskimi tematyki podróżowania. Najczęstszym zapytaniem jest “co planujesz teraz?” To jest pytanie tych niezorientowanych w wykonywaniu jędrkowych podróży, przybyłych z innych stanów. Nasz wagabunda jest i będzie przez następne lata w obecnej podróży dookoła świata po obrzeżach kontynentów, która wymaga przerw po zakończeniu jednego etapu i przygotowania się do drugiego.
Miłe dyskusje podróżnicze Jędrek uzupelnił poniższym tekstem.

* cd. DOSSIER PODRÓŻNIKA – JĘDRKA (7,8,9)
*) dossier – wym. dosje zbiór dokumentów i akt dotyczących jakiejś osoby
7. Cała prawda o lataniu samolotem:
Samolot tak jak i pociąg wprawia mnie zaraz po starcie w sen. I tak było podczas okrążania samolotami kuli ziemskiej. Przeloty wykorzystywałem na odpoczynek z dżemką.
Pewnego razu poznałem prawdziwy strach w trakcie latania. Podczas jednego z weekendowych lotów z Phoenix – Arizona do Las Vegas – Newada, na “gembling”, małą awionetką przyjaciela, wydało mi się w pewnym momencie, że samolot zatrzymał się w powietrzu. Miałem uczucie, że prostopadle zsunął się jak winda zjeżdża w dół i zaraz runie na ziemię, jak kamień. Po prostu ten cztero osobowy samolocik …stracił pęd, aż włosy stanęły mi dęba. Nie słyszałem pracy silnika. Zdrętwiałem z wrażenia. Nie przyznałem się do tego, bo wstyd mi było przed przyjacielem, który od dziesiątek lat oblatał już nie jedną maszynę.
Po poznaniu tajników lotu nad pustynią dowiedziałem się, że samolot wpada czasem w próżnię w nagrzanym nie równo powietrzu nad pofałdowanym terenem. …Nie ma co się bać, nawet gdyby silnik miał awarię i przestał pracować. Małe samoloty są tak skonstruowane, że w krytycznym momencie może ślizgowym lotem, bez pomocy pracy silnika, szczęśliwie wylądować nawet na szutrowej drodze, czy uprawnym polu.
8. Największy przyjaciel podróży:
Podróżnik czy turysta przyzwyczajony jest zawsze do jakiegoś osobistego przedmiotu, czy maskotki. Nie mam wrodzonego wyczucia systemu czasowego i dlatego nie wyobrażam sobie podróżowania bez budzika. Lubię mieć go z boku. W samotnych podróżach zdaża się często przegapić jakieś wydarzenie w ustalonym czasie, gdyż nie ma komu przypomnieć. Dzięki niewygodnemu pudełku z zegarkiem, zawsze stawiałem się na czas bez zbędnych przeprosin. Tak podróżuję z budzikiem od dziesiątek lat. Pierwszy budzik, nakręcany ręcznie, wywieziony z Polski w 1973 roku służył mi dwadzieścia pare lat w różnych podróżach. Po prostu, bez budzika, mojego odwiecznego przyjaciela, czuję się obco na drodze. Lubię być na czas.
9. Żałuję, że nie miałem tyle odwagi, żeby…:
Miałem raz okazję spróbować jazdy-pływania na orce w Akwarium Oceanicznym San Diego, Kalifornia. Wygrałem los z widowni. Nie wyobrażałem sobie jak z tym wielkim cielskiem miałem popłynąć pod wodą, gdyby ona zanurzyła się. Po prostu bałem się opicia wody pomimo, że pływam całkiem dobrze.
Zrezygnowałem! Orka to dzikie zwierzę i nigdy nie wiadomo co strzli jej do łba. Nie wierzę w oswojenie 100%. Strach było patrzyć na te wielkie białe, ostre zęby w wielkiej paszczy. …Może tamtym razem byłoby bezpiecznie i zaliczyłbym niekowencjonalną jazdę na oklep. Tyle się o nich naczytałem niemiłego, że nie mam wyrzutów sumienia zaprzepaszczenia takiej okazji.
Często do tego wracam i powtarzam sobie, że do odważnych świat należy. Wniosek z tego, że nie jestem taki odważny. cdn.
* * *
* * * * Kącik Wydawcy:

Mile widziana jest młodzież w pisaniu swoich ciekawych spostrzeżeń z otaczającego życia lub ze spędzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucić tremę w pisaniu – pomożemy.
Pamiętajmy !!! – naszym językiem jest język polski gdziebyśmy się nie znajdowali a każdy inny język potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie żyjemy. Bez języka polskiego nie ma Polski! Bawmy się razem! – to nasza myśl przewodnia.Warto mieć łączność z “Przystanią”. Jest to droga “odnalezienia się
– mgr inż. Andrzej Sochacki

* * * * Horoskop Indiański
SOWA (23.11 – 21.12)
Królowa nocy, spostrzegawcza i mądra. Osoby są dalekowzroczne, zdolne są do dokładnego planowania. Lubią przygody i rozwiązywanie zagadek umysłowych. Dążą do wzniosłych ideałów, szczerość graniczy często z brakiem taktu. Niezależność cenią ponad wszystko.
Uczucia – Zycie jest jedną wielką przygodą z miłością, którą przeżywa w sposób niekonwencjonalny. Potrzebuje intelektualnej rozmowy ze swoim partnerem, który musi być atrakcyjny.
Zdrowie i praca – Nie ćwiczyć przesadnie, uwielbiane jest dobre jedzenie i szlachetne trunki. W podejmowaniu decyzji potrzebne jest zajmowanie wysokiego i samodzielnego stanowiska, by móc sprawdzić się w prawie, teologii mając świadomość, że wpływa na poprawę świata.

* * * * Kącik Pożyteczny:
* By krew w nogach szybciej krążyła…
Pij dużo płynów, by krew nie stała się zbyt gęsta – wtedy bowiem jej cyrkulacja jest utrudniona, Kiedy na dworze lub w pomieszczeniu jest gorąco, a także po korzystaniu z sauny, uzupełniaj niedobór wody. Gdy bóle nóg pojawiają się w nocy, sięgnij po szklankę niegazowanej wody mineralnej. Stosój niskotłuszczową dietę, by obniżyć poziom cholesterolu, a przez to zmniejszyć ryzyko kłopotów z krążeniem. Noś wygodne buty, najlepiej o pół numeru większe niż dotąd, by palce swobodnie się poruszały. Myj stopy w letniej wodzie – gorące kąpiele mogą uszkodzić i tak wątłe naczynia. Umycie nóg w strumieniu chłodnej wody świetnie poprawią krążenie.
* Spiesz sie powoli
– Wstań o godzinie, na którą nastawiłeś budzik. Nie kwadrans później.
– Rób to, co sobie zaplanowałeś. Nie mniej, ale i nie więcej, bo się nie zmieścisz w czasie.
– Planuj rozsądnie, bez wyobrażania sobie, że jutro to …ho, ho.
– Zostawiaj sobie czas na odpoczynek i przyjemności. Jeśli tego nie przewidzisz – rachunek nie będzie się zgadzał.
– Nie pozwalaj sobie na gadulstwo. Zaproś sąsiadkę na kawę raz w tygodniu, ale nie wystawaj z nią w progu całymi godzinami.

* * * * Kącik Ciekawostek:
1. Mózgi delfinów są większe od ludzkich.
2. 99 proc. gatunków zwierząt, jakie kiedykolwiek zamieszkiwały ziemię, to
gatunki wymarłe.
3.Dwie trzecie egzekucji na świecie wykonuje się w Chinach.
4. Łączna długość naczyń krwionośnych człowieka wynosi tyle, że można by
nimi opasać ponaddwukrotnie kulę ziemską.
5. Węgorze mają dwa serca.
6. Przeciętny człowiek poświęca w życiu dwa tygodnie na całowanie się.
7. Poddani rosyjskiego cara Piotra Wielkiego musieli płacić podatki od noszenia
bród.
8. W komiksach zawsze mówi jako pierwsza osoba z lewej strony.

* * * * Kącik Humoru:
Seria fraszek Jana Sztaundyngera:
– (Od męża…) – Od męża do żony, Wiedzie most zwodzony.
– (Polska “A”…) – Polska “A” Polsce “B”, Każe się całować w “D”.
– (W pierw…) – Wpierw była w dąsach, w pąsach, A potem w jego wąsach.
– (Wsi spokojna) – Wsi spokojna, wsi wesoła, Głoszę twoją chwałę,
I do miasta sobie jadę, Mieszkać w nim na stałe.
– (Z grama…) – Z grama korzyści – Kilo zawiści!
– (Ach Boże…) – Ach Boże, Boże, czemu tak się dzieje,
Że tylko głupi ma matkę nadzieję?
– Agitatorzy – Wilki wśród baranów, Głoszą równość stanów.
– Alea iacta est – Rzekł ktoś rzucając chudą żonę: – Kości zostały rzucone!
– Alimenta – Tarapaty Taty
– Apetyt rośnie – Dopiero syty, Ma apetyty. c.d.n.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)

*Spotkanie: w sobotę o godz 19:00, dnia 15 listopada, 2010 roku.
* Tematy: Jubileuszowe celebrowanie gazetki “PRZYSTAŃ”. Spotkanie z Cezarem.
Więcej informacji: 602-244 1293. Zapraszamy!

Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywają się cyklicznie co kwartał (luty, maj, sierpień, listopad) w najbliższą sobotę środka miesiąca o godz. 19:00. Przynosimy z sobą jak zwykle – co kto lubi,. Informacje w klubie: 1-602-244 1293

O G Ł O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap okazji! W Centrum Wagabundy są do nabycia: wartościowe wydanie książki-albumu ze zdjęciami na kredowym papierze pt. “Sześć podróży dookoła świata” oraz książek: “Poradnik Trampingu Turysty Zmotoryzowanego” i “Harleyem dookoła świata” – Andrzeja Sochackiego.
* Zerkaj na ciekawą stronę: www.azpolonia.com

Uwaga: Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji są w archiwum Centrum Wagabundy: www.azpolonia.com i www.andrzejsochacki.com.

– Z Pozdrowieniami zespół “C.W.”

Tel: 602-244 1293, centrumwagabundy@yahoo.com, 3715E. Taylor Street, Phx, AZ 85008
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
$$$ $$ Dziękujemy wspierającym Fundację, rozumiejących nasz aspekt: Wszystko dla biednych, utalentowanych i bez szczęścia. Darowiznę pamiętajmy odpisać od podatku.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 041

Przystań 040

Nr 040, czerwiec 2010r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Mały jubileusz gazetki
* Rocznica Konstytucji
* Święto “Dzień Matki”
* Plaża w Meksyku
* Spotkanie z wagabundą
* Dossier Jędrka c.d.
* * *
40 NUMER NASZEJ GAZETKI
40 wydanie i 10 rok działaności medialnej klubu jest dowodem, że “Centrum Wagabundy” żyje, “coś” tam się dzieje. Dajemy znać o sobie nie tylko w Phoenix, ale i na świecie w działających filiach naszego centrum. Jest dodatkowo rozsławiane przez podróże polonijnego wagabundę Jędrka (przyp. redakcji).
Redakcja klubowej gazetki wydała specjalny folder na piętnastolecie “Centrum Wagabundy” przedstawiając przy tej okoliczności poruszaną tematykę podczas spotkań klubowych. Ważnym celem gazetki jest służenie dla twórczej wspólnoty z ludźmi odsuwając materializm i pobudki egoistyczne na bok. Gazetka propaguje zdrowy styl życia i aktywność w życiu społecznym w czasie ogólnego zubożenia kulturowego społeczeństwa, nie tylko wśród Polonii ale i na całym świecie. Gazetka w swoich założeniach jest dla każdego teoretyczną przystanią, pod której skrzydłami nabywa się pewności w pisaniu i wiarę w siebie. Tu każdy może wypowiedzieć swoje poglądy pisemnie, nie obawiając się krytyki, która czasami robi przykrość odważnym i logicznym przedstawieniom osobistego odczucia do danej sytuacji. Każdy może wyrazić swoją propozycję dla lepszego rozwiązania problemu. Nie ma pospolitego krytykanctwa, które objawia się w innej polskiej prasie nie będącym materiałem wzajemnego poszanowania. Gazetka “PRZYSTAŃ” jest otwarta na przedstawienie pomysłów i tematów spotkań klubowych. Gazetka wrosła w życie każdego z nas, mieszkającego tu na stałe. Wydawana jest przeważnie co kwartał jak i okazyjnie w zależności od bieżących wydarzeń klubowych czy od nich ważniejszych. W wydaniach znajdziemy wzmianki o niektórych gościach, prelegentach, imprezach i podróżach. Wielorakość poruszanych tematów tworzy gazetkę o profilu pouczającym i ciekawym. Oto przecież nam chodzi.
– Ewa Sochmar

* * * *

KONSTYTUCJA 3 MAJA
Jakie miała znaczenie “Konstytucja 3 Maja” dla następnych pokoleń Polaków? (Taki temat opracował członek “Centrum Wagabundy” na lekcję historii w polskiej szkole dokształcającej im. “Mikołaja Kopernika” w Phoenix).
W dniu 3 maja 1791 roku, czyli dokładnie 219 lat temu Ojcowie Konstytucji sporządzili “ustawę rządową”na Sejmie Czteroletnim w toku poufnych narad stronnictwa patriotycznego, której autorem jej pierwotnego projektu był król Stanisław August, a z nim Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj. Projektowi nadano imię “Konstytucja 3 Maja” – będącej pierwszą w Europie a drugą w świecie (kilka miesięcy po Konstytucji Stanów Zjednoczonych).
Co ustalono? Pozostawiła ustrój stanowy, osłabiła pozycję magnaterii, usunięto z sejmików szlachtę, mieszczanom zapewniono wolność osobistą, rozszerzono opiekę państwową nad żydami, przepisy znoszące podział na Koronę Polską i Księstwo Litewskie, władzę pozostawiono sejmowi, wprowadzono dziedziczenie tronu. Król był zwierzchnikiem edukacji, policji, skarbu i wojska. Najmniej zmian wprowadzono doraźnie w położeniu chłopów, utrzymano poddaństwo a tylko przybysze z zagranicy otrzymali wolność osobistą w działaniu.
(Obalona została w poł. 1792 roku wskutek targowickiej konfederacji i agresji wojsk rosyjskich). – Cezar, V klasa
* * *
MAJOWY RAFTING
26 Maja. Pamiętaliśmy o Święcie Matki, uczciliśmy ten dzień wycieczką nad wodę. Mama Ewa była naszym specjalnym gościem. To dla niej poświęcona była ta przygoda. Była to niespodzianka do samego końca, dowiedziała się o niej na miejscu. …O przygodzie napisała córka – Joanna Sochacka.
Po spiętrzonej rzece
Był piękny słoneczny dzień, niedziela, 26 maja 2010. Do rozpoczęcia następnej przygody zostało dwie godziny jazdy po górskiej drodze od domu. Właśnie tego pamiętnego dnia, w “Dzień Święta Matki” wybraliśmy się całą rodzinką, na “wild rafting” (dziki spływ), gdzie spływa się pontonami po rwącej i spiętrzonej rzece “Salt Lake River” na północy Arizony dla podniesienia poziomu adranaliny. Wszyscy, prócz taty uczestniczyli w raftingu pierwszy raz. …Była to niespodzianka dla Mamy.
…Zbiórka o dziewiątej. Uczestnictwo mieliśmy zarezerwowane przez tatę kilka dni wcześniej. Koszt przyjemności – około 160 dolarów od osoby za cały dzień zabawy urozmaicony lanchem. …Mieliśmy godzinę na przebranie się w wodoodporne kurtki, buty i kombinezony dla tych, którym szybko robi się zimno. Oraz zaopatrzyliśmy się w kaski i ratunkowe kamizelki. Mama zdążyła kupić jeszcze wodoodporny aparat fotograficzny aby uchwycić ciekawe momety zabawy na spływie, a szczegolnie wtedy gdy chlustała na nas woda podczas pokonywania przeszkód.W tej przygodzie uczestniczyli również nasi znajomi a zarazem sympatycy “Centrum Wagabundy”. Rodzina Żukowskich Monika i Staś z synem Tomkiem – przyjechali na miejsce spływu prosto z Flagstaff. …Do dzisiątej wszyscy, z czterdziestu osób byli przebrani i gotowi na wodne przygody. Nasz opiekun – Ana, zasugerowała nam wziąść pagaje i iść za nią do miejsca, gdzie czekały na brzegu pontony przygotowane do spływu.
Przed zajęciem miejsca w pontonach jeden z instruktorów dał wykład wyjścia z niebezpiecznej sytuacji gdyby kogo dorwała. Na przykład, gdy ktoś by wyleciał z pontonu podczas przechyłu lub po zetknięciu się z dużymi spiętrzonymi falami. …Wszyscy z nas byli podzieleni na grupy od pięciu do ośmiu osób. W naszym pontonie byli wszyscy Polacy oprócz pilota Anny Amerykanki – razem osiem osób.

…Zepchneliśmy ponton, tak, aby był zanurzony do połowy w wodzie, by móc łatwiej wejść do środka. Poźniej wszyscy usadowili się bezpiecznie na burcie z jedną nogą w specjalnym podłogowym uchwycie dla bezpieczeństwa i utrzymnia lepszej równowagi podczas przechyłów. …Pagajami odbiliśmy się od brzegu jak wszystkie pontonowe grupy. Przez kilka minut według instrukcji przewodnika ćwiczyliśmy komendy “do przodu” albo “do tyłu”, żeby uniknąć nieprzyjemności na wodzie. Całą grupą wiosłowaliśmy siedząc po obu stronach pontonu słuchając komend naszego sternika. Po rozgrzewce i pouczeniu jak wszyscy razem mają wiosłować, wolno, z prądem rzeki zaczeliśmy płynąć spokojnie do przodu. Ana – siedząc na tyle, trzymając duże wiosła, lekko nimi sterowała trzymając ponton na odpowiednim kursie. …Jeszcze nic się nie działo.
Kiedy pierwszy raz zbliżaliśmy się do wodospadu bałam się odrobinę widząc i słysząc z daleka spiętrzoną wodę, ponieważ nie wiedziałam co będzie w następstwie pokonywania przeszkody. …Obyło się bez sensacji, …skończyło się na strachu. Trochę powrzeszczałam jak inni, ale przeżyłam, było bardzo fajnie. W rzeczywistości to nawet nie był wodospad a tak naprawdę tylko jakby uskok kamienisty w nurcie rzeki. Momentami było groźnie, gdzie woda trzepotała pomiędzy wielkimi stereczącymi głazami aż można było się wywrócić pontonem. Mama krzyczała najgłośniej, brat zaniemówił siedząc na przodzie. Woda syczała i chlapała jak szalona. Po pierwszych dwóch “zjazdach” po wodospadach – ci, którzy siedzieli z przodu byli zmoczeni do suchej nitki. A po kilku następnych, nie zdawało to się już tragiczne tylko bardzo przyjemne. …Krzyki strachu ucichły, zastąpił go śmiech i radość. …Zawsze czuwał za wszystkimi grupami ratownik, płynąc pojedyńczo w mniejszym pontonie by w razie czego móc z rzeki wyłowić “pontonową zgubę”.
Ana na każdym “zjeździe” oznajmiała jego nazwę i w jakiej był randze niebezpieczeństwa. Numeracja była od jednego do sześciu. Na tej wycieczce największy numer jaki przepłyneliśmy to był numer “3”. …Odcinek rzeki był wybrany dla początkujących, do których my się zaliczaliśmy.
W połowie drogi dobiliśmy do brzegu na przerwę by zjeść upragniony posiłek. Przycumowaliśmy pontony do lądowych belek i wszyscy mieli okazję rozprostować nogi na specjalnie wybranej rzecznej polanie. Zanim podeszliśmy pod przeciwsłoneczne zadaszenie, na stołach były wystawione owoce, chipsy i przekąski żeby zjeść, kiedy lanch, czyli steaki jeszcze się grylowały. Różnorodnego picia było dowoli. Po lanchu jeden z instruktorów, dla chętnych zabawy, zorganizował kilka gier używając pagaje. W zręczności wyróżniał się brat Cezarek, który przegrał konkurencję tylko ze swoją mamą. Po skończeniu zabaw wszyscy założyli spowrotem kamizelki i kaski by ruszyć w dalszą drogę.
Po nagrzaniu się na słońcu, przy pierwszym “zjeździe”, woda wydawała się lodowata jak wpadała do naszego pontonu. …Czasami wszyscy musieliśmy wiosłować, i Ana też, z całych sił do przodu by gdzieś nie zawadzić o kamień lub utknąć na nim. Na największych kaskadowych zakrętach stał kamerzysta na skałach przybrzeżnych i robił nam z góry zdjęcia jak i kręcił film utrwalający na kliszy naszą walkę z falami i rwącą rzeką.
Po kilku dodatkowych “ślizgach” nasza wycieczka dobiegła końca. Czas uciekł niespostrzeżenie szybko. …Wyczerpani z emocji podpłyneliśmy do brzegu i grupą pomogliśmy zanieść pagaje i ponton na przyczepę autobusową, która czekała na nas w okolicy końca spływu. Wszystkie pontony kładło się jeden na drugim i przywiązywało linkami by podczas jazdy nie pospadały. Następnie wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas na miejsce zbiórki, tam, skąd wyruszyliśmy rano. …Poszliśmy do budki aby obejżeć zdjęcia które nam robiono podczas spływu przez fotografa. Czekały już na dysku do kupienia po przystępnych cenach.

Po zakończeniu miłej zabawy raftingowej zjechaliśmy rodzinką w kierunku dolnego biegu rzeki, do małej zatoki ponieważ mój brat chciał połowić ryby. Przez pół godziny nic nie złapał, więc wyruszyliśmy w powrotną drogę. …Dwie godziny jazdy i wspomnienia zostały niezapomniane do następnego roku.
– Asia, VII klasa szkoły M. Kopernika
*
Kilka słów o Dniu Matki.
Święto to ma bardzo długą tradycję, sięgającą jeszcze starożytnych Rzymian i Greków. Kultem otaczane były Matki-Boginie, będące symbolem płodności i urodzaju, początkiem wszelkiego życia. W czasach nowożytnych Dzień Matki, zwany “Mothering Sunday”, obchodzono od XVII w. W Anglii. Dzień ten był wolny od pracy.
Około XIX w. zwyczaj ten zanikł, aby powrócić po II wojnie światowej. W USA od 1858 r. Istniały Dni Matczynej Pracy, później promowano ideę Dnia Matek dla Pokoju. Dopiero Annie Jarvis udało się dokończyć dzieła. W 1914 r. Kongres USA uchwalił rezolucję ustanawiającą 11 maja (dzień śmierci matki Anny Jarvis) Dniem Matki i świętem narodowym USA. …W Polsce Dzień Matki obchodzimy 26 maja.
– zebrała Asia
* * *
PLAŻOWA ZABAWA
Nie ma to jak na plaży. Po zimie każdy był spragniony innego spędzenia czasu. Takim miejscem jest plaża w Puerto Peńasco nad Morzem Corteza w Meksyku (200 mil z Phoenix na plażę lub do 4 godzin jazdy – jak kto woli).
Nikt się nie zawiódł, pogoda dopisała. Ci co byli zachłanni na opalanie żałowali tego po powrocie do domu. Ci z doświadczeniem wrócili zadowoleni. Trzeba pamiętać, że opalamy się inaczej leżąc na plaży niż przebywając w ogródku swojej posiadłości. Niby te same słońce. Niezauważalne delikatnie wiejące i przyjemne od bryzy morskiej wiatry plażowe do wysokości kilkudziesięciu centymetrów nad piaskiem pomogły przedłużanie opalania się nie czując szkodliwego działania promieni słonecznych. Od wieczora, kiedy już wróciliśmy z plaży dało się dopiero we znaki poprzednia zachłanność na zmianę koloru skóry. Każdy chciał być jak czekoladka nie zdając sobie sprawy z wrażliwości skóry po zimowym okresie.
Trzeba było pamiętać o małych dawkach czasowych opalania się, zabezpieczyć dobrze skórę olejkami, okrywając się jak poczujemy ciepło na plecach. Gdy pierwszego dnia przedobrzymy sprawę, drugiego dnia będziemy zmuszeni siedzieć w ochładzanym hotelowym pokoju – a po co, kiedy można rozłożyć sprawę na raty. Z porażeniem słonecznym towarzyszy brak humoru i niepotrzebny ból. Rozsądny tego uniknie.
Drugą dodatnią stroną spotkania było smakowanie przysmaków prosto z morza pomijając drogę do konsumenta przez zamrożony transport. Przyuliczne jadłodajnie na przeciwko hurtowego składowania przyczyniają się do próbowania świeżo dostarczanego jadła prosto z pierwszej ręki.
Trzecią wesołością było zakończenie dnia w przyplażowej restauracji “Playa Bonita” na świeżym powietrzu przy umilającej zabawę muzyce i palących się króżgankach. – Adam Glob
* * *
SPOTKANIE Z WAGABUNDĄ
Każde spotkanie z Jędrkiem to dla niektórych, szczególnie tych dorastających, jest zaspokojeniem na zadawane pytania o tematyce podróżowania. Nie przeszkadzał plener plażowy. Rozmawiali z nim w wodzie i na kocu. Młodzi są niecierpliwi wyjazdów w dalekie zakątki świata bez przygotowania choć teoretycznego. U nich mamona jest najważniejszym czynnikiem w spędzeniu czasu. Myślą, że otworzy im wszystkie drzwi na świecie. W praktyce bywa inaczej… Dla uzupełnienia wiedzy przedstawiamy ciąg dalszy osobistych wniosków z podróży naszego wagabundy.
*
c.d. DOSSIER PODRÓŻNIKA – JĘDRKA (4,5,6)
*) dossier – wym. dosje zbiór dokumentów i akt dotyczących jakiejś osoby
4. Z podróży zawsze przywożę:
Wiem, że kiedy do podróży przygotuję się dokładnie, to będzie towarzyszył w drodze optymizm. Zakończy się ona sukcesem i co się z tym łączy, – wrócę z niej bogatszy w doświadczenie, które procentuje w szykowaniu i wykonywaniu następnych. Doświadczenie jest bardzo ważne, gdyż pomaga również w rozwiązywaniu problemów wydawałoby się nie raz bez wyjścia. Pomaga przewidzieć pewne sytuacje i ewentualne zabezpieczenie się przed nimi. Doświadczenie tkwi gdzieś sobie w naszej podświadomości i zjawia się niespodziewanie w porę kiedy potrzebujemy.
Pamiętam o drobnych pamiątkach, które pomagają mi przeżywać jeszcze raz momenty związane z danym miejscem. Są one często eksponatami podczas spotkań i prelekcji.

5. Nigdy nie odważyłem się wziąć do ust…:
Podróżując spotykam potrawy, które wydają mi się obrzydliwe. Widziałem jak tubylcy zajadali się w Indiach, Chinach, Australii czy Południowej Ameryce swoimi żywymi przysmakami. …Zazwyczaj wącham potrawy przed skonsumowaniem pod innymi szerokościami geograficznymi. Inaczej nie wezmę do ust potrawy o brzydkim zapachu; rezygnuję z próbowania.
Czasami starałem się przełamać tę zasadę. Pewnego razu, będąc w Meksyku jadłem sporządzoną zupę na moich oczach z żywych małż, bez gotowania. Aromat dodanych warzyw, cytryny i innych przypraw złagodził jej smak i zapach. Obyło się bez sensacji.
W podróżach, pod różnymi szerokościami geograficznymi, smakowałem potrawy z psa, węża, ośmiornicy, iguany, mrówki w czekoladzie i inne, nie mówiąc o ślimakach, czy żabach. Ale nie mógłbym jeść takich potraw na co dzień.

6. Największe podróżnicze rozczarowanie:
Podczas pierwszej podróży dookoła świata “VW garbusem” przeżyłem rozczarowanie a właściwie szok. Na brzegu parku przed plażą schodzącą do oceanu w Balboa – dzielnicy Panama City napadło mnie w biały dzień kilku młodych murzynków w celach rabunkowych. W biały dzień, w południe! Nie było chwili na podjęcie jakiejś strategii. Trwało to sekundy. Wybili szybę z boku, kiedy siedziałem jeszcze w środku. Przestraszyłem się okropnie, ale nie mogłem się poddać. Musiałem bronić się siedząc w środku samochodu. A, że samochód był mały i okno było w zasięgu ręki – czarne łby odskakiwały tylko na bok. Obrona przeszła prawie w zwycięski atak. Prawie, …gdyż po znokałtowaniu kilku opryszków inni zrezygnowali z dalszych złodziejczych podchodów. Lecz nie udało się uchronić od rabunku kilku przedmiotów, które padły ich łupem, nie zauważając kiedy. W tym: zegarek z ręki, kilka dokumentów samochodowych, czy kompas przyczepiony do szyby. Całe szczęście, że nie miałem ze sobą broni, chyba użył bym w tym przypadku, …i byłoby po podróży.
Byłem zaskoczony i zdziwiony, że kolorowi ludzie, w różnym wieku, siedzący na ławkach nie zareagowali na tę walkę, zbliżyli się w celu lepszej widoczności a nie pomocy. Po zakończeniu walki, słyszałem przy odjeżdżaniu spontaniczne oklaski.
Drugim rozczarowaniem w tym incydencie była obojętna postawa policjanta na posterunku policji. Oficer o czarnej skórze wysłuchał tylko skargę na swoich ziomków. Bez żadnego protokołu strat opuścił pokój i nigdy już nie wrócił.
Czasami nie ma silnych na układy – pomyślałem. To wyleczyło mnie z poglądu równych praw człowieka. Starałem się zapomnieć szybko o tym incydencie. Stałem się bardziej czujny w dalszej drodze. Po dwuletniej wędrówce przez 50 krajów wróciłem jednak cały i szczęśliwy. cdn.

* * * * Kącik Poetycki:
PIEŚŃ O MATCE – J. Wrzosa
Całuję spracowane ręce i chylę przed nimi czoło.
O Matce pieśń, to pieśń przez łzy, to pieśń bez słów.
To cały świat, dziecinnych lat, wskrzeszonych znów.
To Matko, sny, że jesteś znów tak blisko,
Jak wówczas, gdy klęczałaś nad kołyską.
Za serce Twe i świętość warg i dobroć rąk
Miast śpiewać pieśń, u Twoich stóp bym cicho kląkł
I wybrałbym najświętsze z wszystkich słów,
I rzekłbym – Matko!
I zmilkłbym znów, o Tobie pieśń, to pieśń bez słów.
Przychodzą w życiu dni powodzi,
Gdy wszystko zdradza nas i zawodzi,
Gdy pociąg szczęścia w dal odchodzi,
Gdy wraca zło do wiary twierdz,
Gdy grunt usuwa się jak kładka,
Jest wtedy ktoś, kto trwa do ostatka,
Ktoś, kto nie umie zdradzić – Matka,
I serce Jej, najczystsze z serc.
O Matce pieśń…
(wiersz przysłał z Chicago Jacek Kawczyński – prezes Stowarzyszenia Rajd Katyński Pamięć i Tożsamość)

* * * * Kącik Ciekawostek:
– Najwięcej operacji plastycznych na świecie przeprowadza się w USA. Na drugim miejscu jest Meksyk.
– Kosmonauci rosną w przewstrzeni kosmicznej. Brak grawitacji powoduje rówież, że nie ma możliwości, by się tam rozpłakali, ponieważ łzy nie mogłyby płynąć im z oczu.
– Serce krewetki znajduje się w jej głowie.
– Pierwsze napoje coca-cola zawierały dodatek kokainy.
– W ustach człowieka żyje więcej bakterii niż USA i Kanada razem wzięte mają ludności.

* * * * Kącik Mądrości:
“Czyń dobro mimo to”
– Ludzie są nierozsądni, nielogiczni i zajęci – kochaj ich mimo to
– Jeżeli uczynisz coś dobrego, zarzucą ci egoizm i ukryte intencje – czyń dobro mimo to
– Jeżeli ci się coś uda, zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów – staraj się mimo to
– Dobro, które czynisz jutro zostanie zapomniane – czyń dobro mimo to
– Uczciwość i otwartość wystawia cię na ciosy – bądź sobą mimo to
– To, co zbudowałeś wysiłkiem wielu lat, może przez jedną noc lec w gruzach – buduj mimo to
– Twoja pomoc jest naprawdę potrzebna, ale kiedy będziesz pomagał, oni mogą cię zaatakować – pomagaj mimo to
– Daj światu z siebie wszystko, a wybiją ci zęby – dawaj dalej mimo to
– Matka Teresa z Kalkuty

* * * * Kącik Humoru:
Kilka fraszek Jana Sztundyngera:
– (Miły czytelniku…) Miły czytelniku, upraszam cię wielce,
Nie pij fraszek haustem – sącz je po kropelce.
– (“??”) Któż równa do gówna?
– (I kobieta…) I kobieta, i kwiat. Mają dni swoje. Nie mają lat.
– (I po co rzucać…) I po co rzucać perły przed wieprze, Pomyje dla nich o wiele lepsze.
– (Są ludzie…) Są ludzie z duszą zrzędną, Przy takich kwiaty więdną.
– (Wsi spokojna…) Wsi spokojna, wsi wesoła, Głoszę twoją chwałę,
I do miasta sobie jadę, Mieszkać w nim na stłe.
– (Z grama…) Z grama korzyści – Kilo zawiści.
– (Za mnie…) Za mnie myśli polska mowa, Ja – tylko notuję słowa.
– (Ach Boże, Boże) Ach Boże, Boże, czemu tak się dzieje,
Że tylko głupi ma matkę nadzieję?
– (Alimenta) Tarapaty Taty.

* * * * Horoskop Indiański
WĄŻ (24.10 -22.11)
Budzi respekt i lęk swoim hipnotyzującym wzrokiem. Urodzeni w tym znaku są znakomitymi obserwatorami, nawet na dnie cudzych myśli, dotrze do zakamarków cudzych pragnień. Psychika człowieka nie robi tajemnic, która nie zjednuje mu wielbicieli. Jest intelektualowym “ekspertem dusz”. Totemowe węże są tajemnicze, często odpychane przez towarzystwo, są urodzonymi badaczami – samotnikami. Mają nieposkromioną ambnicję, aby dojść do celu. Czasami są nieobliczlni dla otoczenia.
Uczucia – w nich są pełni i bezkompromisowi tak jak w dojrzałych i głębokich uczuciach na całe życie. Miłość rozwija się stopniowo a partner staje się z czasem “ofiarą” bezgranicznej miłości, zazdrości i zaborczości.
Zdrowia i praca – słaby punkt jest żołądek z nadmiaru nagromadzonej energii. Energię wykorzystuje w pracy bez reszty. Osoba jest ambitna, wykształcona i posiada dużą siłę przebicia. Szef wymaga dużo od podwładnych jak i od siebie. W walce szanuje sobie czyste jej formy.

* * * * Kącik Wydawcy:

Mile widziana jest młodzież w pisaniu swoich ciekawych spostrzeżeń z otaczającego życia lub ze spędzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucić tremę w pisaniu – pomożemy. Pamiętajmy !!! – naszym językiem jest język polski gdziebyśmy się nie znajdowali a każdy inny język potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie żyjemy. Bez języka polskiego nie ma Polski! Bawmy się razem! – to nasza myśl przewodnia.Warto mieć łączność z “Przystanią”. Jest to droga “odnalezienia się”.
– mgr inż. Andrzej Sochacki

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
*II-gie letnie spotkanie: w sobotę przed południem na plaży, dnia 14 sierpnia, 2010 roku. Temat: Poznanie turystyczne Puerto Peńasco (Rocky Point), kolacja w restauracji “Playa Bonita”. Więcej informacji: 602-244 1293. Zapraszamy!

Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywają się cyklicznie co kwartał (luty, maj, sierpień, listopad) w najbliższą sobotę środka miesiąca o godz. 19:00. Przynosimy z sobą jak zwykle – co kto lubi,. Informacje w klubie: 1-602-244 1293

O G Ł O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap okazji! W Centrum Wagabundy są do nabycia: wartościowe wydanie książki-albumu ze zdjęciami na kredowym papierze pt. “Sześć podróży dookoła świata” oraz książek: “Poradnik Trampingu Turysty Zmotoryzowanego” i “Harleyem dookoła świata” – Andrzeja Sochackiego.

Uwaga: Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji są w archiwum Centrum Wagabundy: www.azpolonia.com i www.andrzejsochacki.com.
– z pozdrowieniami zespół C. W.

Tel: 602-244 1293, centrumwagabundy@yahoo.com, 3715E. Taylor Street, Phx, AZ 85008
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
$$$ $$ Dziękujemy wspierającym Fundację, rozumiejących nasz aspekt: Wszystko dla biednych, utalentowanych i bez szczęścia. Darowiznę pamiętajmy odpisać od podatku.

Posted in Gazetka Przystań | Comments Off on Przystań 040