Tak to w podróżowaniu bywa, że nagłe wypadki przychodzą niespodziwanie. Zawsze podróżnik planuje wyskok w świat bezchorobowo. Zabranie z sobą medykamentów to na wszelki wypadek. Zawsze spowrotem przywoziłem z sobą apteczkę pierwszej pomocy nienaruszoną. Musiałem wyrzucać przestarzałe pastylki, płyny czy maście. Gorzej by było gdyby zaszła konieczność użycia i byłoby ich brak. Woziłem z sobą profilaktycznie, czasami przeszkadzało mi to, zabierało miejsce w ekwipunku. Ale gdzie szukać jak potrzeba w drodze farmaceutycznego środka nie znając jego nazwy. Lekarza czasami też trudno znaleźć na czas.
Jechało mi się ciężko, bo w kurzy, brzęku i powoli, lecz wspaniale, do przodu, pokonując wyboistą powierzchnię przez połowę zaplanowanej trasy, tam gdzie miasto od miasta, w rejonie gór Ural, leżało setki kilometrów a nie mówiąc o jakimś szpitalu po drodze w razie potrzeby. Szukanie w nieznanym terenie, to dopiero przygoda. Nie wszystko można zaplanować a szczególnie chorobę. Do sześćdziesiątego roku życia nie potrzebowałem lekarza. …Kiedyś, podczas spotkonia prasowego jedna znana mi już z wielu poprzednich spotkań dziennikarka zapytała wprost: panie Andrzeju niech mi pan powie daczego pan tak często i daleko podróże? …Pani Teresko, bo ja nie choruję. Na to ona po chwili: …no właśnie!? Tylko tyle od niej usłyszałem. A jak wymownie to zabrzmiało, że aż w duchu żal mi jej się zrobił. Zrozumiałem wtedy, że zdrowie dla człowieka jest najważniejszym powodem do radości. Ja nie dostrzegałem tego, myślałem, że zdrowie do lat starszych każdy ma, tylko mu brakuje do podróżowania chęci, odwagi lub predyspozycji. Przejściowe bolączki w podróży szybko się zapomina.
Według starego powiedzenia” „Przyjdzie kryska na Matyska” dla twardziela. Tak się stało tym razem w mojej podróży. Jechałem sobie wygodnie czasami bez robienia przerw na gimnastykę. Tak zleciało przeszło 22 tys km, aż niespodziewanie opuszczając Sycylię poczułem ból w lewej nodze a dosłownie w łydce. Pomyślałem sobie, że na Etnie dużo łaziłem i odbiło się na kondycji. Jadąc, oglądając mijające i niepowtarzające się ciekawe widoki, zapominałem o dyskomforcie fizycznym. Z dnia na dzień noga zaczęła pobolewać, tak jak by była przeforsowana. Wziąłem profilaktycznie pastylki na cholesterol, gdyż ostatnio zajadałem się kanapkami mięsnymi z żółtym serem. Może się zaczął osiadać w żyłach zmniejszając światło przepływu krwi. Na trasie takie kanapki były najbardziej dostępne w stacjach postojowych.
Zbytnio się tym nie przejmowałem, gdyż nie raz po dłuższym etapie musiałem poruszać się dłużej by kondycja wróciła do normy. Tym razem po kąpieli morskiej na Sysylii coś z łydką było inaczej, trochę wydawała się twardsza i trochę rosła w obwodzie. Po następnych dniach nie zauważyłem poprawy. …Aby do Rzymu, pomyślałem, tam zatrzymam się na dłużej i zajmę się naprawą osobistej ustrki.
Był piątek, 17 sierpnia 2012, 54-ty dzień podróży – kiedy wjechałem do Rzymu od strony Watykanu z samego rana i zatrzymałem się w okolicy Placu św. Piotra na jednej z uliczek. A, że było jeszcze wcześnie (8:30) zaparkowałem bez problemu tuż za budowlą z figurami okrążającą plac w uliczce równoległej do głównej – Via della Conzilacione. Wszystko zmienia się na świecie piorunująco i w Rzymie też. Po śmierci Jana Pawła II polskie miejsca informacyjne znikneły, nic nie znalazłem funkcjonującego sprzed laty. Zastanawiałem się co zrobić, od czego zacząć. Wszystko było jeszcze pozamykane. W planie miałem spotkanie ze starym przyjacielem o. jezuitem – Kazimierzem Przydatkiem, znanym mi od czasów prywatnej audiencji na dziedzińcu papieskim kiedy jechałem VW-Pryszczem dookoła świata, od niego chciałem zacząć wędrówkę po Rzymie, odwiedzić stare znajome polonijne miejsca.
Gdzie go spotkać, w starym miejscu już nie pracował. Z pomocą przyszli mi oo.Jezuici udostępniając jego telefon. Zadzwoniłem. Ojciec Kazimierz ucieszył się jak ja, że się spotkamy, Ale powiedziałem mu, że zadzwonię jeszcze raz, chciałem spotkać się z lekarzem i dowiedzieć się co dzieje się z nogą.
Żeby nie tracić poszedłem na pogotowie ratunkowe (Pronto Soccorso) w watykańskim szpitalu „Santo Spirito” przy ul. Lungotevere in Sassia.
…Co za miłe podejście, pielęgniarek na recepcji, widząc moje zaniepokojenie wzięły szybko sprawę w swoje ręce. Po chwili znalazłem się w pokoju przejściowym. Pani doktor orzekła – trzeba zostać w szpitalu i zbadać szczegółowo przyczynę puchnięcia, gdyż może być problem z krążeniem krwi w nodze.
…Podsunęła mi skierowanie do podpisania. …Ale co miałem zrobić kiedy samochód stoi na ulicy bez żadnej ochrony, o tak sobie przy chodniku, niezabezpieczony. Dała mi kwadrans na załatwienie spraw z parkowaniem. Pobiegłem szybko do samochodu, rozglądałem się za policją, gorączka z nieba wypędzała wszystkich w cień. …Jechał samochód policyjny, to karabinierzy. Mówię o swoim problemie, czy może stać dłużej w tym miejscu. Nie mają żadnego sprzeciwu, nikomu nie przeszkadza, ale od decyzji są władze miejskie. Zauważyłem wóz policji municypalnej (miejskiej), podbiegłem i powtarzam problem. Oni na to: dziś jest OK ale jutro jest nowy dzień i nie wiedzą co będzie… To tyle co mogłem załatwić.
Zdecydowałem zostawić go „na pastwę losu”, nie miałem wyjścia, musiałem zaryzykować, zdrowie ważnniejsze. …Umieściłem kopię skierowania do szpitala z przodu za szybą, wziąłem dokumenty, pozamykałem drzwi i wróciłem na pogotowie. Pani doktor czekała cierpliwie. Kiedy stanąłem w drzwiach zasapany, wskazała mi wózek. …Jedna z pielęgniarek zawiozła mnie do laboratorium na zbadanie ultrasądowe przepływu krwi w nodze i na rutynowe kardiologiczne badanie, po tym jeszcze prześwietlenie klatki piersiowej i …na salę chorych. Zaproponowała mi łóżko pod oknem, jak lubię miejsce to żebym sobie odpoczął i poczekał na lekarza. Odpowiadało mi to miejsce, powietrza było pod dostatkiem. W między czasie zabandażowano chorą nogę aż po pachwinę żeby nie puchła więcej, pobrano mi krew i wstawiono przewód w żyłę prawej ręki w razie potrzeby na „dokarmienie”. …Od tego czasu nie spieszyli się, ja leżałem i czekałem podniecony „co będzie dalej”. Tak upłynęło kilka godzin i nikt z personelu lekarskiego się nie zjawiał.
Przed kolacją, po oględzinach i sprawdzeniu wyników lekarz dyżurny powiedział, że muszę zostać kilka dni pod opieką, bo sprawa jest poważna, jedna żyła w nodze jest zablokowana w pewnym miejscu i trzeba odblokować by nie doszło do zawału serca; a to zajmie trochę czasu,. Nie miałem wyjścia, musiałem być posłuszny co do werdyktu. …Nie sprecyzował ile dni to zajmie.
Do nocy sala zapełniła się, razem nas chorych w różnym wieku, każdy na co innego, było pięciu. Do północy pielęgniarki nie dały zasnąć. Co jakiś czas jakieś sprawdziany: to temperatura, to ciśnienie, to poziom cukru we krwi czy zastrzyki i pastylki wypełnniały czas.
W sobotę obudziłem się wcześnie z myśłą co jest z „Zabawką”, czy jeszcze stoi w całości. Jak sprawdzić stan samochodu. Zwierzyłem się o swoim problemie jednej z pielęgniarek, ta zadzwoniła do kapelana szpitala, którym był Polak padre Mariano. Około południa zjawił się wesoły na twarzy o. Marian i już mi się humor poprawił. Wziął klucze od „Zabawki”, przyniósł mi laptopa i ręcznik. Zrozumiałem, że z samochodem jest w porządku. Przyniósł mi też kilka kanapek bym nie stracił na wdze. Powiedział, że będzie się starał przeparkować samochód bliżej szpitala jak będzie możliwe. Żebym się nie martwił, gdybym coś potrzebował będzie do usług.
Niedziela (trzeci dzień) skontaktowałem się z o. Kazimierzem Przydatkiem, może zajży do mnie gdy znajdzie czas. Zauważyłem też, że łydka staje się bardziej elastyczna. Dodatni obiaw kuracji polepszył samopoczucie. Jest nadzieja na szybsze wypisanie. Zacząłem lekkie ćwiczenia na leżąco by rozruszać zwiotczałe mięśnia. Humor wrócił do normy.
Czekałem niecierpliwie na poniedziałek i orzeczenie lekarzy w lepszym samopoczuciu. Nadrabiałem zaległości w pisanniu. Mam połączenie z ViFi szpitalnym ale nie chcą udostępnić hasła, bym wysłał korespondencję elektronową. Uzupełnię po wyjściu ze szpitala. Może zatrzymam się w „Domu Pielgrzyma J.P.II”.
Pielęgniarki, doktorzy pracowali w weekend jak w normalny dzień.
Zauważyłem, że przy łóżkach pacjentów stały eleganckie pantofle a nie jak w USA niemal wszyscy chodzą w pepegach niezależnie czy są w długich spodniach czy krótkich. Co kraj to obyczaj.
Poniedziałek. Czwarty dzień pobytu w watykańskim szpitalu „Santo Spirito”.
Z rana rutyalne czynności i zabiegi z pacjentami. Noga wyglądała w normie, opuchnelizna zeszła, stała się elastyczna jak zawsze. Czekałem z niecierpliwością na obchód i może ostateczny werdykt. Sam ordynator przyszedł i po rozmowie dał mi pozwolenie opuszczenia po objedzie ale pod warunkiem, że przerwę podróż na jakiś czas. Za dwa dni mam spotkać się z lekarzem w Polsce.
Przemilczałem wszystkie uwagi i przytaknąłem głową.
Na własne ryzyko, ostrożnie pojadę dalej do zamknięcia pętli wokół Europy. Postaram wykonać wszystkie zalecenia lekarskie, będę uważał na dietę i trzymał się blisko lekarza po drodze.
O. Mario przyszedł dowiedzieć się i pożegnać. …Ostatni poobiedni zastrzyk. …Opuściłem wreszcie szpital, poszedłem powoli lecz szczęśliwy do samochodu. Noga już nie boli i wygląda w normie. Żar buchał z nieba.
No cóż, niespodziewana mała przerwa w podróżowaniu była mini przygodą w przygodzie. Trzeba będzie wyciągnąć wnioski i nie być pochopnym w decyzjach.
– Jędrek