Droga do Uhty

Ostatnie pytanie rosyjskiego konsula w Norwegii brzmiało: kiedy chcę przekroczyć granicę? Wtedy kiedy otrzymam wizę, odpowiedziałem. Z potwierdzeniem opłacenia wizy (120.- USD) odebrałem paszport i zatrzymałem się dopiero na granicy norwesko – rosyjskiej, kilka kilometrów za miastem Kirkenes.
Jak za dawnych czasów odprawa celna trwała długo, tym razem półtorej godziny. Musiałem wypełnić formularze, przejść inspekcję w środku i pod spodem „Zabawki”, odpowiedzieć na kilka niepojętych pytań w cywilizowanym świecie. …Nic się nie zmieniło.
Od środka miasta droga do Murmańska widnieje na drogowskazach po rosyjsku i po angielsku. Nie można przeoczyć. …Ledwo co wyjechałem z terenu przygranicznego rzucił się w oczy wrak samochodu po wypadku sterczący na słupie będący przestrogą dla kierowców. Wyrwy i doły niespodziewanie zwalniały prędkość nie wymagając dodatkowych przepisów ograniczenia szybkości. Dodatkowym ograniczeniem szybkości jest pofalowana szosa wzdłuż i wszeż tak, że wyprzedzające samochody bujają się jak idące kaczki na boki. Czasami asfaltowa nawierzchnia kończyła się bez uprzedzenia znakowego i rozpędem wpadałem w dół podskakując i waląc głową w sufit „Zabawki”.
W drobnym deszczyku pomknąłem dalej na południe w kierunku St. Petersburga szerszą aleją o ruchu dwukierunkowym, tj. ruską magistralą M-18. Będąc W Murmańsku nie było możliwości zwiedzania; deszcz nie przestawał padać. Straciłem kilka godzin szukania odpowiedniego banku by zrealizować walutowe potrzeby.
Zmęczony pogodą dojechałem do Pietrozawodzka. Dojeżdżając do centrum miasta, zatrzymałem się przed przejściem dla pieszych widząc przechodniów szykujących się do przedostania na drugą stronę. Stałem i czekałem aż przejdzie ostani pieszy z pieskiem na smyczy. …Nagle usłyszałem pisk opon i huk, …walnęło coś z tyłu w „Zabawkę”. Wpadła kopnięta aż na pasy, ostatni przechodzień podskoczył do góry ze strachu, ledwo unikając potrącenia. Okulary aż spadły mi z nosa gdziś pod nogi. Wydawało się przez moment groźnie. Skończyło się na strachu i widocznych wklęśnięciach zderzaka i blachy, skrzywionym zamku w kufrze, oberwanej tabliczce rejestracyjnej i pękniętej osłonie świetlnej lewego światła. …Nie wiadomo co pod samochodem się zmieniło. Zajście miało około 15:00, było sucho.
…Ciężarówka miała długie hamowanie i nie wyrobiła się. …Znalazło się kilku świadków od razu. Zadzwonili po policję; …przyjechała po trzech godzinach. W tym czasie nawet jeden Polak Krzyś zgłosił się z gapiów do pomocy. Zrezygnowałem z pomocy przypadkowych pomocników, nie wyglądali mi na poważnych. Wystarczył pan z pieskiem i drugi co przechodził w tym czasie przez pasy. …Przyjechał radiowóz, policjant spisał świadków bez pośpiechu i sporządził protokuł z zajścia wypadku. …Pojechaliśmy po tym wszyscy na policję i tam do I:30 w nocy czekałem na historię wypadku dla ubezpieczenia i poszkodowanego (mnie). Przespałem się w „Zabawce” na policyjnym parkingu by z rana naprawić usterki i pojechać dalej. …No cóż w podróży wszystko jest możliwe. Można też i z podróży nie wrócić do domu. Na wszystko trzeba być przygotowanym. Więc proszę trzymajcie kciuki za powodzenie wyprawy a zostanie zrealizowana jak zawsze.

Odechciało mi się zwiedzania miasta i przyjeziornych terenów. …Jeszcze raz zerknąłem na rosyjską wizę w paszporcie. Jest podana tylko data ważności, bez wyszczególnienia trasy. Więc w skupieniu i napięciu pojechałem dalej na wschód okrążając Onieżskie Jezioro od południa. Pojechałem drugorzędną drogą korzystając z promu w Wytegrze skierowałem się na Kargopol. Po drodze zatrzymałem się na nocleg w góralskim stylu leśniczówce Narodowego Parku Rejonu Archangielskiego. …Żeby nie komary przedłużyłbym odpoczynek.
Wykorzystując słoneczko, pod namową wielu spotkanych ludzi, dałem przekonać się na jazdę przez Wielsk do Archangielska by spowrotem skierować się przez Kołas na drogę do Uhty – mojego krańcowego teoretycznego punktu wyprawy pod Uralem. Przejażdżka do Archangielska była podyktowana więcej ciekawością jak zwiedzeniem. Niczym mnie nie zaskoczyło te miasto, podobnie jak Murmańsk, Nie czuć wielkości i ważności miasta portowego. …Tak znalazłem się w Dwińskiej Zatoce Morza Białego.
Do Uhty jadąc z przeciętną szybkością 40 km na godzinę po piaszczystych, kamienistych i ze starym popękanym z dziurami asfaltem miałem odczucie, że osiągnę cel nie wiedomo kiedy. Dodatkowo dawały się we znaki chłodne dnie i plaga komarów. Ale jechałem. Jednym pocieszeniem były letnie białe noce, które wydłużały dzień. Dwa znaki na drodze wyróżniały się, to: 1.Zakaz wyprzedzania i 2.Wyboista droga. Im dalej na wschód tym miałem odczucie jakby Rosja była tylko drewniana z kiepskimi drogami.
Do Uhty dojechałem wczesnym popołudniem. Myślałem, że to wieś uralska a to duże miasto ze 120 tys mieszkańców z uporządkowanym światłami ruchem ulicznym. Kupiona po drodze bardziej szczegółowa mapa wskazała na jeszcze jedno miasteczko leżące 30 kilometrów dalej na północ – to Sosnogorsk. Jak zwykle z ciekawości pojechałem. Zatrzymałem się w hotelu dla doprowadzenia siebie do jako takiego porządku po podróży.
Przydał mi się dzień relaksu. …Kiedy byłem gotowy do opuszczenia hotelu zagrodził mi jeden gość wyjście. Okazało się, że pani z recepcji zainteresowała się samochodem i zadzwoniła do pobliskiej redakcji. Dziennikarz Denis nie póścił mnie szybko, przeprowadził wywiad.
…Po południu wyjechałem z ostatniego swojego punktu podróży dookoła Europy umytą „Zabawką” i znalazłem się w centrum miasta Uhty – swojego teoretycznie założonego podróżniczego marzenia. Zatrzymałem się spontanicznie w centrum miasta na Placu Lenina z jego pomnikiem. Niespodziewanie wdała się w rozmowę jedna para karmiąca uliczne gołębie, kiedy chciałem zrobić zdjęcie pomnika – wiecznego Boga Rosji. Jeszcze wymiana słów się nie skończyła a podeszli jacyś ludzie z kamerą. To Antoli poinformował swoich znajomych z miejskiej TV pracujących przy tym samym placu. I tak znalazłem się w programie wiadomości TV. Zaproszony zostałem do owiedzin studia TV i w gościnę do Antoliego. Skorzystałem, była okazja uzupełnienia korespondencji. Znajomość przeszła się w przyjaźń. Miałem przewodnika, wikt i opierunek gratis – podobnie jak w moim Centrum Wagabundy.
Z nowymi wrażeniami opóściłem Uhta udając się według planu południem gór Uralu do Samary – miasta ostatniego na południu Uralu, swojej marszruty dookoła Europy po stronie rosyjskiej.

Drugi odcinek wyprawy mam już z głowy. (I-szy był do Nordkapp)
Zasyłam Pozdrawienia z Sosnogorska – miasta najdalej wysuniętego na północno-wschodniej granicy Europy przy górach Ural – swoich wspaniałych Przyjaciół bez których pożyczki nie dozbierałbym pieniędzy na samochód i nie zacząłbym organizować wyprawę. Pozdrawiam zacnych Patronów i Sponsorów, w tym: GPS-AutoGuard Poland, Dom Volvo, Polski Związek Motorowy, Instytut Transportu Samochodowego, Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Ulicy im. Kazimierza Lisieckiego, Koło Seniorów z Automobilu Polskiego, Gminę Targówek i swoje Centrum Wagabundy prosperujące od 1992 roku.

Podsumowanie:
W ciągu 6 dni do Sosnogorska na północy gór Uralu po stronie Europy dojechałem „Zabawką” po opuszczeniu Norwegii przez miasta: Murmańsk, Pietrozawodzk, Wielsk, Archangielsk, Kotłas, Syktywkar, Imwa i Uhta. Przejechałem około 10,000 km po różnej jakości drogach. Dzięki pomocy technicznej „Domu Volvo” „Zabawka” przebrnęła te piekielne drogi w Rosji bez problemu. Renta inwalidzka pomaga mi w zdobywaniu świata.
– Jędrek

This entry was posted in Europa 2012. Bookmark the permalink.