Dalej, …na północ Brazylii
…Jeszcze nie wyleciało z pamięci celebrowanie urodzin, które było polonijnym prezentem dla mnie tam, gdzie jeszcze nie byłem. …Zwiedziłem „Fortyfikację miasta” podziwiając od strony wody Rio de Janerio ze słynną plażą Copacabaną. …Udałem się wysokogórską kolejką na „Głowę cukru” zachłystując się widokiem pięknego miasta i lądującymi samolotami od strony wody wyglądającymi jak zabawki lecące w przełęczy pomiędzy budynkami a górami, zwłaszcza po zachodzie słońca.
…Zmęczeni miejskim turystowaniem zatrzymaliśmy się w restauracyjce zajadając się „hot dogami” przyrządzonymi po brazylijsku. Były to podłużne chrupiące bułeczki, a w środku znajdowały się: dwie kiełbaski o różnym smaku, okrągłe jajeczko japońskich kurek, fasolka, pomidory, ogórki, groch, rodzynki, oliwki, posiekana kapusta, cebula, keczap, musztarda czy majonez do wyboru, do popicia napoje butelkowe. Wszystko w jednej cenie. …Była tego fura, z trudem usta otwierałem by ugryźć. …Mniam, mniam, palce lizać.
…Półmetek w Novej Vicosie
Po opuszczeniu Rio de Janerio, znalazłem się spowrotem na drodze „BR 101”. …Do dłuższego odpoczynku około 1000 km.
Jadąc przez stan Spirito Santo ze stolicą Vitorią czułem się jak na urlopie. Z jednego boku biała plaża z błękitną wodą z drugiego bananowce i mango zachęcały często do zatrzymania na relaks. …Zrobiło się nagle szaro, przerwałem jazdę, zjechałem na nocleg, gdyż jazda nocą w Brazylii jest bardzo ryzykowna. Młodzi kierowcy ciężarówek pędzą jak nakręceni pomijając często zasady ruchu kołowego zapominając, że jest jedno życie. Nie raz zjeżdżałem na pobocze by uniknąć czołowego zdeżenia z wariatami jezdni. Osobowy samochód dla nich to żadna przeszkoda.
…Do rezydencji mojego przyjaciela od lat – kapitana jachtowego Wacława Matuszewskiego dojechałem po południu. Ostatni odcinek, to droga boczna odchodząca od szosy stanowej ciągnąca się przy oceanie o wspaniałej nawierzchni i migającym niebieskim lustrem wody pomiędzy palmami. Podobny widok widziałem w Kostaryce jadąc przy Morzu Karaibskim. …Aż chciało się zjechać i wykąpać.
Nova Vicosa to młode miasto na końcu drogi „698” prowadzącej z Mucurii. Niegdyś wioska rybacka, dziś wczasowo-weekendowa miejscowość zapełniająca się turystami z odległych miast. Magnesem są: minimalne wachania temperatury (25-30 st. C), znikome opady deszczu, spokojna ciepła woda z małymi odpływami i przypływami, białe plaże, niebo bezchmurne i świeże potrawy z owoców morza jak i różnorakie owoce lądowe. Jest to miejsce ekologicznie czyste, bez przemysłu i wielokondygnacyjnych hoteli. Wspaniałe miejsce do relaksu i regeneracji siły wśród przyjacielsko ustosunkowanych do turystów tubylców.
…U Wacława czułem się jak na wczasach.
Tam znalazłem czas i miejsce na przepakowanie swojego ekwipunku i lekki remont „Zabawki” przed najdłuższym i najtrudniejszym odcinkiem (gdzie djabeł mówi dobranoc) na północ do Belem by drogą wodną na barce po Amazonce przedostać się do Manaus i pojechać przez Boa Vista do Wenezueli. …Ciuchy uprane, prowiant uzupełniony, korespondencja wysłana, „Zabawka” po przeglądzie czekała na wyjazd w „siną dal”. …Ostatniego dnia odwiedziny w studio radiowym i kilka fotek ciekawszych miejsc miasteczka.
Wyjechałem z myślą, że tam wrócę. Było wszystko to co lubię: spokój dookoła, bez pośpiechu, zieleń, ciepła pogoda, plaża, woda, ryby, świeże owoce i uśmiechnięci ludzie.
Ostatnie długie odcinki przed Amazonką.
…Wróciłem na drogę „BR 101” by pomknąć na północ. Pogoda od tygodnia bez zmian, lazurowe niebo, ciepło i lekki wiaterek. Docelowe miasto – Belem osiągnąłem po przejechaniu kilku tysięcy kilometrów. Nie martwiłem się o jedzenie, miałem kanapki, ciastka swojego wypieku i sok owocowy przyszykowany przez gosposię. …Po długim odpoczynku u Wacława nie czułem zmęczenia. Pół dnia zleciało piorunem. Minąłem wywróconą ciężarówkę, którą czyściły bezkarnie z worków cebuli grupy ludzi z pobliskich zabudowań.
Z upływem czasu jazda stawała się wolniejsza spowodowana dziurami w asfalcie. Szybko zjechałem na nocny postój oszczędzając zawieszenia.
Wczesnym rankiem znalazłem się na drodze wywijając szosowe slalomy. …Z boku drogi sępy już obrabiały potrąconego osiołka. O mało co bym rozjechał kilka leniwych i ciężkich ptaków z przeżarcia. …Ledwo się wyrobiłem mając w pamięci sprzed lat lekkie puknięcie ptaka, które skończyło się na zbiciu lampy.
Przejeżdżając po drodze przez większe miasta jak: Salvador, Maceio, Recife, Natal, Fortaleza, zostawiałem na kliszy ich ciekawsze widoki na pamiątkę. Miały jadną wspólną cechę: bezplanowe zabudowanie starszych i biedniejszych dzielnic, gdzie łatwo się zgubić i nowoczesne budynki z szerokimi ulicami będącymi wizytówką handlowych centrum. Miasta z grupą nowoczesnych wieżowców znajdowały się od siebie o kilkaset kilometrów. Pomiędzy miastami oczy nasycały się widokiem egzotycznej roślinności, gdzie nisko rosnące palmy o szerokich liściach podobne były do wielkich liści paproci opisywanych w „W pustyni i puszczy” Henryka Sienkiewicza.
Dzienną dawkę zaliczałem swobodnie „Zabawką” jadąc przeciętnie około 100 km / godz. …Jadąc w pobliżu Atlatyku, nabrałem chęci do zjechania na plażę, by wykąpać się i odpocząć. Szybko zmieniłem zdanie. Dziurawa i kamienista droga w miasteczku Aracati zawróciła mnie z drogi, pomimo gorączki. Nie mogłem… „Zabawka” zgrzytała wpadając z dołu w dół, …w głowie trzeszczało i …zęby bolały. …Zaczęły dawać znać o sobie hamulce.
Przed Belem masa kóz pasła się w przydrogowych rowach bez opiekuna. Trzeba było uważać by nie potrącić brykających i wpadających na szosę z nienacka małych kózek.
Im bardziej na pólnoc tym trudniej o zatrzymanie się na noc. Stacje odległe od siebie w niezabudowanych okolicach, zamykane są o 22:00. Na niektórych występowały muzyczne zespoły i szalała cała wioska. Dziewczyny chodziły parami wzdłuż szosy z nadzieją spotkania kogoś odpowiedniego. Strach było zatrzymać się. Wszystko wydało się obce. …Ludzie bujali się na hamakach zawieszonych pomiędzy drzewami rosnącymi niemal na drodze. Dzieci, pomimo późnej pory bawiły się i siedziały na asfalcie w niebezpiecznej odległości.
…Jechałem i jechałem z nadzieją, że znajdę wkońcu odpowiednie miejsce na odpoczynek. …I tak zeszło mi do pierwszej w nocy. …Nagle oświetlony plac, restauracja i sporo tirów stojących zasugerowały zatrzymanie. Dla klientów gratis: kawa, umycie okien, sprawdzenie oleju i ciśnienia w oponach, TV czynna całą noc. …Z rana golenie i prysznic przed ostatnim odcinkiem. Dzień zapowiadał się gorący. Czuło się suszę w powietrzu.
Puszcza w opałach
Około południa ruch na drodze wstrzymano. …Dżungla się paliła. Policjanci nie puszczali ciężkich i powolnych tirów. Na swoją odpowiedzialność otrzymałem zezwolenie na przejechanie. …Ostrzeżono: jechać względnie szybko, nie zatrzymywać się, mieć pozamykane wszystkie okna. Takiej propozycji nie usłyszał bym w USA, tam policjanci czują się jak dyktatorzy, czując władzę przez mundur. Nie byłoby z nimi dyskusji. …Całe szczęście, że ogień nie przedostał się na drugą stronę drogi. Byłaby to pułapka dla ryzykantów zapalenia się pojazdu. …Jadąc z duszą na ramieniu, patrzyłem w bok i widziałem jak małe kawałki drzew żarzących się i dymiących fruwając uderzały o „Zabawkę”. Swąd spalenizny wdarł się do środka, czuło się niesamowitą gorączkę tak, że bałem otworzyć choć troszkę okno by nie być poparzonym przez suchy ukrop wiatru. Cięższe kawałki palących się roślin turlały się i przesuwały po jezdni. Świecące słońce łagodziło widok. Miałem wrażenie jakby to był początek pożaru. …Z przeciwnej strony ruch był już całkowicie wstrzymany. …Szybko miałem chwilę grozy za sobą. Jadąc do przodu mijałem wozy strażackie nie spieszące się z pomocą. Po kilku minutach widok śmiercionośnego pożaru zniknął mi z oczu za zakrętem. Nie wiem kiedy ugaszono pożar, …popędziłem dalej.
Do Belem, miasta widocznego z daleka, dobiłem po południu. Wielkie milionowe miasto i wielki miejski trafic wciągnął mnie do centrum. …Na wyczucie jechałem przed siebie, by znaleźć się jak najbliżej wody. Wiedziałem, że tam znajdę transport Amazonką do Manaus, by dalej pojechać do Wenezueli.
Pozdrawiam
– Jędrek Cdn.