URUGWAJ
Droga do Montevideo
O drugiej w nocy siedziałem już w Zabawce”. Studiowałem mapę w celu najszybszego wyjechania z Buenos Aires i znalezienia się na autostradzie zwanej Panamerykaną. …Pognałem siedmiopasmową autostradą w kierunku miasta Gualeguachu by przez most nad rzeką Guazi przedostać się do Frai Bentos leżącego po stronie Urugwaju.
Kilka godzin jazdy zeszło z Buenos Aires na dojechanie do granicy. …Po zdaniu papierków wyjazdowych z jednego kraju otrzymałem nowe papiery na poruszanie się i 90 dniową wizę w drugim kraju. Widoczny z daleka znak – Montevideo 310 km, tam się skierowałem.
Kilkadziesiąt kilometrów podczas pięknej pogody jechałem po jednopasmowej autostradzie z szybkością wczasową wypatrując miejsce do odpoczynku. Jechało się po falowanej łagodnie szosie po środku ogrodzonych łąk i pastwisk patrząc się na pasące krasule w biało brązowe łaty. …Widok jak w Polsce. Na pewnym zakręcie zjechałem. Zjadłem kanapki kupione w mini markecie na stacji benzynowej w Buenos Aires. Popiłem ciepłą kawą z termosu i ruszyłem do przodu.
Po czasie zatrzymałem się nad wodą Atlantyku w mieście Colonia del Sacramento. Po relaksie nad brzegiem oceanu objechałem miasto, starym swoim zwyczajem, nasycając oczy widokiem kolonialnych budynków i wąskich kamienistych uliczek.
Montevideo
Im bliżej było do metropolii tym korek na jezdni stawał się większy. …Trzymałem się brzegu oceanu by nie wyjechać za miasto. Zależało mi na punktualności bo czekał na mnie prezes USOPAŁ-u (Stowarzyszenia Polaków Ameryki Łacińskiej). Moim celem było spotkanie pozostałych weteranów II wojny światowej i byłem przekonany, że pod tym adresem otrzymam ich namiary.
Byłaby to również okazja poznać człowieka, który walczy z antypolskością, jest przeciwko parcelacji kraju i sprzedawania kapitału narodowego w obce ręce. …Wygląda na to jakby Polacy byli nieudolni w gospodarowaniu swoim krajem. Myślę, że wpływają na tę sytuację czynniki, niezależne od woli obywateli.
Niedoszłe spotkanie
…Godzina 12:00 w południe. Przywitały mnie panie współpracujące z prezesem – Janem Kobylańskim. Zaprosiły od razu do gabinetu przejściowego na chwilkę relaksu by powiadomić go o moim zjawieniu się. Jedna z wieloletnich pracownic – pani – Joana (Urugwajka) zaproponowała w imieniu prezesa obiad w znanej jej restauracji. Mile spędzony czas po hiszpańsku zleciał szybko. W między czasie dowiedziałem się o zarezerwowaniu dla mnie noclegu przez panią Leonor w hotelu gdybym miał ochotę zatrzymać się na dłużej.
…Po powrocie do rezydencji smutna wiadomość czekała na nas. Pan prezes źle się poczuł i musi pojechać do doktora. No cóż choroby człowiek nie wybiera. …Jeszcze tego samego dnia miła Joana obwiozła mnie firmowym samochodem po Montevideo tam, gdzie miałem życzenie. Szkoda tylko, że nie nauczyła się rozmawiać po polsku dla wizytujących Polaków, więcej by było pytań po drodze.
Zobaczyłem „Dom Polski” w opłakanym stanie, obrośnięty dookoła chwastami stoi od lat nie używany, Kościółek ledwo się trzyma. Nie ma komu dbać o tę spuściznę swoich przodków. Ci co wpisali się poprzednio do mojego albumu już nie żyją a potomkowie wtopili się w urugwajskie społeczeństwo i nie utrzymują pomiędzy sobą kontaktu.
…Spacerując wieczorem po starej części miasta pomiędzy kolonialnymi budynkami widziałem pełno przyulicznych zatłoczonych kawiarenek. Biedni chłopi z zaprzęgami konnymi oczyszczają ulicę z wystawionych toreb ze śmieciami. W ten sposób utrzymują miasto w czystości zabierając państwowe posady innym. Takiego widoku nie ma w Europie czy w Północnej Ameryce. Sieć małych sklepików konkuruje z dużymi supermarketami całkiem nieźle. Tu obywatele są przyzwyczajeni do tradycyjnego stylu życia.
W Automobil Klubie Urugwajskim (ACU)
…Następnego dnia pojechałem do Urugwajskiego Automobilklubu na zmianę oleju. …Od razu wzięto „Zabawkę” w opiekę a mnie zaproszono do muzeum starych samochodów. Wspaniała lekcja rozwoju automobilizmu w Urugwaju przez dyrektora salonu zachwyciła mnie historycznym tematem. …Przy kawie krótki wywiad do prasy sportowej, gdyż
„Zabawka” jest wersją sportową podobną do samochodów biorących udział w sławnych wyścigach „Daytona-500” na Florydzie. Zaproszony dziennikarz zrobił wielkie oczy patrząc się na 14 letni samochód, który nie wygląda na sfatygowany mając na swoim koncie wiele długich rajdów i przejechanych 350 tys km.
…Z gratulacjami i przyjaznymi życzeniami wyjechałem zadowolony z klubowego warsztatu z cicho pracującym silnikiem „Zabawki”. Aż chciało się pościgać, pracy silnika nie było słychać. …Stojąc na światłach myślałem, że zgasł.
Następne dnie
…Gdy wróciłem do hotelu niespodzianka. Czekała na mnie torba małych prezentów z pozdrowieniami od pana Jana Kobylańskiego. Tego się nie spodziewałem. …Pan prezes pojechał do senatorium i nici wyszły ze spotkania. Szkoda. Jechałem wiele godzin non stop i w nocy by choć na moment spotkać się z człowiekiem, który jest znany z hojności w stronę Polski, który by mógł coś powiedzieć o starszych Polakach, z którym być może miałbym wspólny język gdyż spędziliśmy w świecie wiele lat.
Na następny dzień opuściłem Montevideo i pojechałem nie spiesząc się już w stronę brazylijskiej granicy. Szeroka, kilkuset kilometrowa austrada, zaprowadziła do Maldonado by dalej pojechać w sąsiedztwie oceanu szosą dwukierunkową do Rio Branco na granicy brazylijskiej.
W ciepłe południe zatrzymałem się na brzegu oceanu skonsumować uprzednio kupione jedzenie. Było to okazją do wysłania impulsu przez GPS AutoGuard – Poland, który towarzyszy mi niezawodnie od kilku lat pokonując razem ze mną dziesiątki tysięcy kilometrów daleko w świecie.
…Na jednej stacji benzynowej spotkałem się z małym oszustwem. Pracownik wlał mi paliwa o połowę mniej. Zareagowałem na ten fakt szybko. Wyszedłem z samochodu i zapytałem o menadżera stacji. Był w drodze. A gość wykorzystując, że kończyła się zmiana nie czekał na jej zdanie tylko wsiadł do samochodu z planem odjazdu. …Szybko otworzyłem drzwi i gościa za frak wyciągnąłem z samochodu. Zapowiedziałem, że mam czas i sprowadzę policję. …Zląkł się widocznie i zwrócił mi połowę sumy spowrotem. …Udało się tym razem. Dobra nauczka na przyszłość trzymania otwartych oczu zawsze i wszędzie.
Do granicy dojechałem przed zmrokiem. Po szybkim załatwieniu formalności po stronie urugwajskiej, zatrzymałem się kilkaset metrów dalej by zaliczyć formalności wjazdu do największego, najbogatszego i najbardziej niebezpiecznego kraju w Południowej Ameryce.
Z najmniejszego kraju w Południowej Ameryce ślę Pozdrowienia
– Jędrek
Trochę cyferek:
Ilość dni w kraju – 4
Ilość dni w podróży – 125
Paliwo – 120.- USD
Długość drogi – 389 mil (około 650 km)
W tym czasie 1.- USD = 4.3 peso urugwajskie