CHILE (b)
Dalej Panamericaną
Wróciłem do punktu na trasie z którego miałem w planie jechać aż do końca „Panamericany” – autostrady ciągnącej się po stronie Pacyfiku od Alaski do wyspy Chiloe. Po zorientowaninu się o możliwości podróżowania drogą wodną na południe.jeszcze tego dnia ruszyłem dalej.
Dotarłem do miejsca na wyspie, które Chilijczycy oznaczyli „zerem”. Znajduje się ono kilka kilometrów od centrum Quellon – ostatniego miasta na południu. Trochę wybojów nie przeszkodziło w dążeniu do celu, do którego jechałem z GPS AutoGuard, monitorującego całą trasę. Myślę, że jazda z GPSem jest potwierdzeniem mojej trasy dla niedowiarków.
Na końcu „Panamericany” jest tablica, pomnik i skwerek kończący się na wodach zatoki pacyfickiej „Golfo Corcovado”. …Treść na tablicy: „Huiliche Mapu, HITO CERO, „Monumento simbolo que representa el fin o comienzo de la carretera panamericana que unee desde Anchorge – Alasca hasta Quellon – Chile por mas de 21000 Kms. Al continente americano”. (PUNKT ZEROWY, “Pomnik symbol, który reprezentuje koniec początku szosy panamericany, która zaczyna się w Anchorage – Alaska i kończy w Quellon – Chile mając wiecej niż 21,000 km na kontynencie amerykańskim”).
…Po obejściu uważnie „Zabawki”, przez jednego gościa mieszkającego w pobliżu końca tej autostrady, który podszedł i powiedział, że mieszka w sąsiedztwie od 20 lat i pierwszy raz widzi tabliczkę rejestracyjną z Alaski na samochodzie.
…To wszystko dzięki memu przyjacielowi Markowi, który ofiarował mi w Ancorage, Alaska na pamiątkę swoją rejestracyjną tablicę która sprawiała mi przyjemność i od czasu do czasu kłopot wioząc zawieszoną z przodu samochodu. Na przykład w Kanadzie, Meksyku czy Kolumbii musiałem zdejmować, po interwencji policji drogowej, gdyż nie wolno mieć dwóch różnych tabliczek rejestracyjnych na samochodzie..
Na wyspie Chiloe w porcie Quellon dowiedziałem się o promie na południe Chile do Natales. …Po zastanowieniu się postanowiłem oszczędzić samochód i odbyć część nieprzejezdnej drogi po lądzie szlakiem wodnym przez fiordy i wśród setek zielonych wysp i wysepek. Na decyzję wpłynął dodatkowo kłopot wyjechania z pewnego miejsca porośniętego trawą. Deszcz i rozmokły teren pomogły w buksowaniu się kół. Musiałem korzystać z pomocy dwóch młodzieńców, którzy wypchneli samochód na twardsze podłoże. Takich nawierzchni miękkich po drodze żwirowo-ziemnej może być więcej w tej pogodzie a samochód nie jest młody.
Ferry – dadatkowa przygoda
Miałem dwa wyjścia: jechać na południe przez Bariloche, Argentyna do Ushua i lub część trasy odbyć promem od strony Pacyfiku w pobliżu lądu chilijskiego podziwiając przyrodę. …Wybrałem prom pasażersko-samochodowy oszczędzając w ten sposób „Zabawkę”.
Płyneliśmy powoli, duże fale bujały niebezpiecznie promem. …Jesienna i pochmurna pogoda przeplatana opadami śniegowo-deszczowymi psuła urok oglądania tej pięknej wodnej trasy płynąc naturalnymi kanałami i fiordami Południowej Ameryki.. Jedną z ciekawostek było minięcie statku zarekwirowanego przemytnikom, stojącego nieruchomo jako symbol walki z narkotykowym przemytem.
Po pięciu dniach relaksu dobiliśmy przed południem do końcowego portu. …Pasażerowie z plecakami opóścili prom szybko. Ci z samochodami zmuszeni byli czekać kilka godzin na wyładunek przyczep blokujących wyjazd. …Kapitan wynagrodził czekanie dodatkowym objadem.
…Za zaprzyjaźnionym pasażerem promu Carlosem pojechałem do Punta Arenas. Rozumiejąc moją sytuację Carlos zaprosił mnie na kolację, która, jak się okazało, była rodzinnym spotkaniem po jego powrocie urlopowym. Impreza przeciągnęła się do późnej nocy. …Ja zostałem do następnego dnia, który przeciągnął się do poniedziałku. Miałem zaaplikować w opony gwoździe na gołoledź ale zięć Rodrigo zasugerował inną opcję jazdy. Droga ziemna proponowana przez Carlosa wykończyłaby „Zabawkę”.
…Przyjąłem zaprosiny Rodrigo, mieszkającego po drodze do Argentyny w Cerro Sombrero. Była pogoda pochmurna i mroźna. „Zabawkę” zaparkowałem w garażu chroniąc przed pokryciem szronu.
Zimowe odwiedziny Ushuai
Środa, 15 czerwca, do Ushuai około 600 km. Rodrigo nie póścił mnie bez śniadania i kanapek na drogę. Przyrzekłem mu, że wstąpię w drodze powrotnej, gdyż jego miasto leży na szlaku argentyńskim międzynarodowej drogi nr „3” z Ushuai przez Chile i dalej na północ brzegiem Atlantyku.
Wschodząca czerwona kula słońca zapowiedziała ładną pogodę. Jechałem ostrożnie po polno-kamienistej drodze, jak przez pustkowie Syberii mijając pasące się dzikie lamy i zamarznięte kałuże. Z górek nie czułem hamowania, ześlizgiwałem się „Zabawką”. …Tak dojechałem do granicy argetyńskiej by pomknąć po asfalcie w stronę Ushuai. Dotankowałem w Rio Grande by mieć pewność w dojechaniu do celu. Pogoda choć mroźna ale sucha i słoneczna pomogła mi pojąć decyzję dalszej jazdy.
…Jeszcze się nie rozpędziłem a znak „PARE” (stop) zatrzymał mnie. Policja sprawdzała samochody i nie puszczała dalej bez kolcy w oponach. …Jakoś zrozumieli mój powód krótkiej wizyty i puścili mnie po wysłuchaniu pouczenia. Mieli rację, minąłem jeden samochód osobowy bezradnie stojący w rowie i czekający na pomoc drogową. Pomyślałem, że kolce by się przydały, ale na kilka dni szkoda mi było wydania kończących się pieniędzy.
…Do Ushuai, ostatniego miasta na południu Argentyny, wśród pokrytych śniegiem gór andyjskich zajechałem późnym wieczorem bez większych kłopotów.
Od pierwszych chwil czułem się swojo w tym turystycznym miesteczku. Zatrzymałem się w hostelu „Cruz del Sur” by z rana szukać połączenia do Portu Williams ostatniego miasta leżącego na południu kontynentu po stronie chilijskiej. To jest moje marzenie jak i Antarktyda, od lat….Niestety spóźniłem się o kilka miesięcy. Sezon podróżowania na południe zaczyna się we wrześniu i kończy w kwietniu. …Zazwyczaj o tej porze Ushuaia pokryta jest śniegiem. Występują bardzo rzadko anomalie pogodowe, jak w tym roku – zima jest sucha, śnieg sprzed kilku dni leży na poboczach drogi. Czuję jakbym otrzymał prezent od natury odwiedzając Ushuaię o tej porze roku. …Jeszcze tu wrócę latem.
Kilka dni zleciało mi jak burza.
Już pierwszego dnia „Zabawka” wpadła w oczy jednemu dziennikarzowi, który przypadkiem odwiedził hostel. Gadaliśmy do późna w nocy. …Gratulował mi odważnej jazdy o tej porze, zwykłym samochodem osobowym, bez odpowiednich opon. …Z rana obudził mnie i poprosił o uczestniczenie w zdjęciach za dnia. …Reportaż ukazał już się na drugi dzień w największej miejskiej gazecie „Diario Prensa” pod tytułem: „Andrzej Sochacki w Ushuai – Polak, który przemierza świat ósmy raz”.
Wzmianka prasowa zadziałała, gdzie pojechałem czułem się wyróżniany. Lecz odwiedzenie „Parku Narodowego” i pojechanie na koniec argentyńskiej autostrady nr „3” skończyło się fiaskiem. Strażnik po sprawdzeniu opon nie wpóścił mnie do środka z łysymi oponami. Powiedział, że są strome zakręty i nie będę w stanie się wyrobić. Muszę mieć w lepszej kondycji opony. …Dostanę przepustkę jak będę miał ze sobą „łańcuch w płynie”, lub „łańcuch plastykowy” nakładany na opony.
…Odwiedziłem największą parafię w centrum miasta – „Don Bosco”. Zostawiłem torbę ubrań dziecięcych, którą wcisnęła mi żona przed wyruszeniem w podróż. Podobnej treści torbę zostawiłem w kościółku, w Firebanks na Alasce. To symboliczne prezenty dla najuboższej parafialnej rodziny. W obu przypadkach niespodziewanie spotkałem się z polskimi misjonarzami. W Ushuai Polak o. Tamasz prowadzł zajęcia w selezjańskiej szkole podnosząc jej edukacyjny poziom. …Ze wzruszeniem przyjął prezent obiecując przekazanie ubogiej rodzinie, których nie brakuje w parafii. Zapytał mnie. jaki powód jest wiezienia z sobą tych prezentów. Żaden. Przyjemność po mojej stronie jeżeli się komuś przyda. W podróży mam nietypowy etap „Od Alaski do Ushuai” i chciałem uczcić symbolicznie na północy i południu kontynentu.
…Na stacji benzynowej, według zaleceń strażnika parku, zaopatrzyłem się w puszki spryskujące opony „płynnym łańcuchem”. Zrobiłem pamiątkowe zdjęcie, na terenie portowym, przed tablicą „Ushuaia – misto najdalej na południu kontynentu” i wróciłem do hostelu.
Nowy dzień. …Tu widnieje około 10:00 a zciemnia się o 16:00. Więc wycieczka do Parku Narodowego pierwsza z rana by jeszcze za dnia wyjechać z Ushuai w drogę powrotną. Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymałem się przed budką strażnika parkowego. …Wszystko w porządku, pokryj plastikiem opony i uważnie jedź – brzmiało orzeczenie. Gdy zabierałem się do czynności zauważyłem kapeć w tylnym kole. Nie myśląc długo szybko przerzuciłem bagaż z kufra do środka samochodu i wyciągnąłem zapasowe koło. …Pech, jest bez powietrza. …Co robić? Jestem uziemiony, stoję daleko od centrum miasta na lodzie, wieje zimny wiatr dookoła.
…Strażnik zadzwonił po „taxi”. …Pojechaliśmy do warsztatu, dziura cięta od kamieni, przy okazji wentyl trzeba było wymienić. …Już problem z głowy, „łańcuch w płynie” zainstalowany, na jak długo starczy, nie wiem? …Około południa wolno wjechałem w Park Narodowy. Pierwszy zjazd z zakrętem bez poślizgu, …działa „łańcuch”. Po kilku kilometrach coraz bardziej traciłem przyczepność, aż do pętli kończącej państwową drogę nr „3”. Ostatni odcinek z sercem na ramieniu, po wybojach podjechałem pod informującą tablicę o końcu przedłużenia „Panamericany” z 18 tys km od Alaski i 3,090 km od Buenos Aires.
Półmetek wyprawy osiągnięty
Zrobieniem zdjęcia na pętli powrotnej, którą zakończyłem podróż na południe kontynentu amerykańskiego osiągając półmetek po 100 dniach podróży od wyjechania z domu. …Jedno zaliczenie więcej ciekawych punktów w mojej eskapadzie będącej częścią podróży dookoła świata. Przede mną droga powrotna na północ kontynentu przez Argentynę, Urugwaj, Brazylię, Wenezuelę do Cartageny w Kolumbii.
Wróciłem z parkowej przejażdżki ledwo ledwo, …„łańcuch” przestał działać. Pod jedną z górek nie mogłem podjechać, musiałem cofnąć się i z rozpędu pokonać wierzchołek podobną techniką jaką forsowałem w Kanadzie stromą ulicę po śniegu, …teraz po lodzie.
Brzegiem drogi, po śniegu, dojechałem do bramki wjazdowej. Strażnik ucieszony, że wróciłem cało, pożegnał mnie serdecznie .
Czując zadowolenie, że zaczyna się powrotna droga z najdalszego miejsca mojej trasy na południe ruszyłem w kirunku centrum miasta.
– cdn.