Wieści z trasy

PERU (2)

Przygody w przygodzie
Odskocznia w mojej wyprawie na kilka dni była przygodą samą w sobie. Dałem się namówić „Dzikiemu Mietkowi” z La Merced na dodatkową wycieczkę do miasta leżącego w głębii dżunglii amazońskiej, jakim jest Iquitos na północno-wschodnim kierunku od Limy oddalonym kilka tysięcy kilometrów do którego dróg nie ma po lądzie. Oto kilka fragmentów tej przygody:

Przygoda – autobusowa. Siedziałem ze spakowaną torbą sportową a Mietek nie mógł odpalić swojej trójkołowej hinduskiej limuzyny – „motocar”. …W końcu ledwo co zdążyliśmy na autobus odjeżdzający z La Merced o 21:30 do Pucallpy – miasta portowego na rzece Ukayala z którego odpływają statki w stronę Iquitos i dalej Amazonią aż do Atlantyku. …Autobus z awarią silnika jechał coraz wolniej i wolniej aż zatrzymał się gdzieś w górach. W środku nocy przesiedliśmy się do autobusu innych linii. Zastępczy autobus okazał się starym gruchotem, jadącym w brzęku i stukaniu. Po kilku godzinach jazdy pękła obręcz na kole i uszło powietrze. Dowlekliśmy się do jakiegoś miasteczka by usunąć awarię.
…Po godzinie jazdy był następny postój niezaplanowany. Czekaliśmy około dwóch godzin na przejazd, gdyż na drodze kończyli kładzenie asfaltu. …I tak zleciał stracony czas do Pucallpy. Ostatecznie kilkugodzinne opóźnienie w przybyciu do Pucallpy odbiło się w szukaniu noclegu. …Nie miałem wyjścia.

Przygoda – wodna.. W prywatnym porcie Pucallpy – „Monte Branco” przy ulicy Jr. 2 de Mayo byłem wcześniej by nie przegapić odpływu. …Mało co nie spadłem z bujającej się pochyłej deski, łączącej ląd z barką, służącej za trap. Planowane odcumowanie o 18:00 przeciągało się najpierw do północy, później oznajmiono nam, że o 7:00 rano barka odpłynie.
…Rano o 6:00 dla pocieszenia ogłoszono, że o 7:00 będzie śniadanie. Utworzyła się długa kolejka od razu przed kuchnią. Wszyscy trzymali w ręku swoje naczynia stołowe. …Będąc jedynym obcokrajowcem jadłem przy stole razem z obsługą barki. Danie: część kuraczaka, ryż, banan pieczony, dwie maślane bułki i na popicie „horhata” gorąca (słodki napój ryżowy na mleku).
…Syrena zawyła – oznajmiający sygnał odbicia od brzegu. …Ostatecznie wypłynęliśmy o 11:00.
Nareszcie płyneliśmy.
Gorączka z nieba dusiła każdego, broniliśmy się wodą stojącą w zbiorniku przed kuchnią na stole. Zwalnialiśmy co jakiś czas. Powód – niski stan wody, występujące „łachy” – plaże podwodne.
Pospolicie nazywana lanchia jest typową barką komercjalną z możliwością przewożenia turystów. W nomenklaturze fachowej występuje jako „motonave”. Ma kilka pięter na towary różnej jakości (od samochodów po różnej wielkości kontenery czy luźny materiał w workach. Posiada kilka jedno i dwuosobowe kabiny i pokłady do rozwieszenia hamaków. Główna sala pasażerska (sypialnia z wiszącymi ‘”kokonami”) i kuchnia znajdują się zazwyczaj na pierwszym piętrze. Żywy towar przechowywany jest podczas transportu na parterze w klatkach. Barka ma do 7 stóp zanużenia, 19 m szerokości i 70 m długości. Ma miejsce dla 200 pasażerów pasażerów. Obsługiwana jest przez kapitana i dziesięcio osobową załogę.
Czarna noc, ciemno dookoła. Jeden z załogantów siedział na przedzie ze szperaczem oświetlając brzegi rzeki i w przód. W tej strefie geograficznej dzień czasowo równa się nocy, która jest od 18:00 do 6:00. …Napływaliśmy na plaże podwodne kilka razy i wycofywaliśmy się w inne miejsce koryta rzeki tracąc godziny z drogi. Z zaplanowanych 4 dni płynięcia rzekami wśród dżunglii płyneliśmy jeden dzień dłużej. Z upływem czasu i kilometrów woda w rzece stawała się głębsza. Kilkadziesiąt kilometrów przed Iquitos dwie rzeki wpadają do Amazonki. Jedna to Ukayala, którą płyneliśmy drugą jest Maranion. Szerokim rozlewiskiem rzek dopłyneliśmy do Iquitos.

Przygoda, osobista. Już po pierwszym dniu wystąpiły u mnie sensacje żołądkowe znane załodze (jedzenie). Musiałem po drodze w jednej z wiosek korzystać z pomocy lekarskiej, gdyż zły stan zdrowia postępował bardzo szybko. Barka ze wszystkimi pasażerami czekała posłusznie na mój powrót. Po otrzymaniu leków choroba ustępowała szybko tak jak postępowała. Niezaplanowana przygoda w podróży uprzykszała czas. Musiałem uważać na jedzenie i higienę ogólną. …Znudziły mi się dania ryżowe. Jadłem z dnia na dzień coraz mniej.

Iquitos
Choć widzieliśmy z daleka łunę świetlną nad miastem w nocy to dobiliśmy dopiero przed południem do portu ciągnącego się kilometrami wzdłóż brzegu. Pięć dni podróży rzecznej wśród głośnej dżunglii amazońskiej skończyły się.
…Udałem się „moto-taxi” do hotelu i zadzwoniłem do Raula – agenta turystycznego, którego polecił Mietek i z nim ułożyliśmy program na następny dzień. Tego dnia pomógł wymienić mi dolary po korzystniejszym kursie od bankowego. Urodzony w Iquitos znał prawie wszystko i wszystkich.
Plan: wycieczka na akademię techniczną „Senati”, do amazońskich Indian ze szczepu „Bora” i zwiedzanie miasta. Załapanie pracy na akademii byłaby okazją do poznania lepszego dżunglii. …Po odbyciu rozmowy zaakceptowano mnie i zarezerwowano pozycję w wydziale technologii maszyn na przyszły rok akademicki.
…Raul pokazał mi prowincje miasta zbudowanego na palach (Buenos Aires), gdzie żyje najuboższa ludność. Okolica nieskanalizowana, wszystko pływało pod domami i wokół całej okolicy. Widok żałosny.
A, że Raul miał środek transportowy moto-car (motocykl połączony z przyczepką pasażerską na dwie osoby) podjechaliśmy do podmiejskiego portu z którego pasażerskie lanchie (długie, wąskie łódki odpływają w różne części rozlewiska dżunglowego. …Jak żyją Indianie w Amazonii ciekawiło mnie od dawna. …Była to raczej turystyczna wycieczka do miejsca w którym Indianie pod turystów mieli przygotowany spektakl (tańce, śpiewy) by po nim wziąść w obroty turystów i wciskać im ręczne wyroby w postaci naszyjników, wisiorków, torebek czy ubiorów. …Odwiedziny prawdziwego szczepu zostawiłem na następny raz.

Kilka dni zleciało szybko. Zadowolony, że mam pojęcie o Iquitos wróciłem tą samą drogą do La Merced, gdzie czekała na mnie „Zabawka” w garażu „Dzikiego”.
…Bardziej przypadła mi do gustu dżungla górzysta, która otacza La Merced. Można wśród drzew uprawiać plantację kawy czy kakao. Dżungla amazońska jest płaska i bardziej niedostępna dla poruszania się. Woda z rzek wlewa się niemalże kilometrami wgłąb lądu tworząc niebezpieczne siedlisko różnego typu zwierząt.

Trochę cyferek:
Wycieczka – 15 dni
transport – 470.- soles
wydatki – 255.- soles
Razem: 725.- soles (około 260.- USD), 17.30.- USD / dzień.
$1.- USD = 2.80 soles

– cdn.
Przesyłam dżunglowe Pozdrowienia!
Jędrek

This entry was posted in Ameryka Południowa 2011. Bookmark the permalink.