Postanowił i wyruszył
Sobota, 5 marzec, 2011 roku. Godzina 9:00. Ostatnie spojżenie na spakowaną „Zabawkę” (imię samochodu). Wszyscy domownicy w pracy lub szkole. Lekkie śniadanie, zdrowaśka i z Panem Bogiem w ciszy i spokoju ruszyłem w słoneczną arizońską pogodę. Jadę solo, bez pomocy z boku! Jadę po przetartym niedawno szlaku w pobliże kontynentu południowo amerykańskiego, do Panamy. Tam rozejżę się za transportem.
…Samochód załadowany na dobre i na złe. Rozpędzał się wolno. Po kilkunastu minutach rozgrzewki osiągnął podróżną szybkość. Silnik pracuje cicho i równo. Poza miastem, włączyłem regulator stałej prędkości.,120 km/godz. Czuje się komfort jazdy. Noga z gazu zdjęta odpoczywa, skoncentrowanie polega tylko na bezpiecznej jeździe i przestrzeganiu przepisów.
Nie zatrzymuję się na posilenie. Kilka kanapek, smacznych pierogów i placków ziemniaczanych, cytrusowe owoce i orzechy z własnego ogrodu zaspakajały i cieszyły mój żołądek w czasie jazdy. Pogoda w górzystej części drogi nieco dała się odczuć; zaczęło strzykać w kościach. Porwisty zimny wiatr wyrywał kuliste uschłe krzaki i toczył po autostradzie. Nie zawsze wyhamowałem by nie rozbić na kawałki zdrewniałej rośliny. Nie obeszło się bez szkody dla samochodu.
Po przejechaniu pierwszych 500 km tankowanie i krótki odpoczynek; kilka ćwiczeń rozluźniających. Zauważyłem zbite szkło w halogenie z przodu. Nie dało się uniknąć zdeżenia z fruwającymi krzakami z dużą prędkością. Zauważyłem też wielką plamę paliwa pod samochodem. Ciekło prawie ciurkiem. Strach mnie ogarnął, pomyślałem, że pękł gdzieś zbiornik paliwa, …lecz po chwili ciekło coraz mniej. Szalejąca wichura przewracała wszystko na stacji co stało luźno. Z ledwością otworzyłem drzwi do samochodu. Gdy wsiadałem to przycieły mi nogę tak, że pozostał siniak. …Pojechałem dalej. Po drodze zacząłem czuć benzynę w środku ale po pewnym czasie nieprzyjemny zapach ulotnił się; …starach odleciał.
…Planowałem odwiedzić starego przyjaciela w stanie New Mexico, więc zajżałem do niego by przy okazji skorzystać z fachowej pomocy, jest mechanikiem samochodowym. Pech. …Wiesiek rozchorował się i leżał w łóżku. Doszliśmy do wniosku, że przelałem przy tankowaniu, lub zbiornik cieknie gdzieś w górnej części. Pocieszył mnie tylko, że nie wybuchnie ale zasugerował sprawdzić jak najszybciej szczelność zbiornika gdzieś w warsztacie po drodze. …Nie mam czasu i pieniędzy na dodatkowy remont. Zdecydowałem jechać dalej.
W planie było jak najszybciej zrealizować pierwszy etap i znaleźć się w Meksyku mieście. Tam pomyślę o sprawdzeniu zbiornika.
Przed granicą meksykańską zwiedziłem okazyjnie farmę kogucią. Dowiedziałem się przez przypadek podczas rozmowy, dzięki rzucającej się w oczy grafice samochodowej, z jednym farmerem na stacji benzynowej. Nie słyszałem przedtem o takiej. Otóż w kilku tysiącach wolno stojących oddzielnych klatkach z siatki znajdowały się pojedyńczo koguty. Cała farma piała głośno na całą okolicę. Nic by nie było dziwnego dla mnie żeby nie fakt, że to były specjalnie wyselekcjonowane koguty-wojowniki na sprzedaż do Meksyku i dalej w głąb Ameryki Południowej. Do tej pory znałem te zwierzęta z walk i hodowli po kilka sztuk przez miłośników i hazardzistów tej rozrywki. A tu nagle wielka połać ziemi i zmechanizowana hodowla. Woda z potrzebnymi witaminami i minerałami automatycznie rurkami przesyłana do zbiorników w klatkach. Pasza rozwożona ciągnikiem z przyczepką automatycznie dawkującą mieszankę. Nie można było zbliżyć się do klatki bo rzucały się na widok wyciągniętej ręki. Te kilka tysięcy sztuk walecznych kogutów obsługiwał jeden farmer.
Granica
Jadę według znaków w stronę przejścia granicznego. Widzę napisy: „Eagle Pass” (Orle przejście) i „Piedras Negras” (Czarne skały), to już nie daleko. Za kilka dolarów przejechałem most przedgraniczny z pasem dla pieszych, nad Rio Grande, będącym niemal wjazdem granicznym. Powoli zbliżałem się w rzędzie samochodów do granicy. …Widzę już szlaban. Zatrzymuję się. Nikt nie wychodzi. Zapala się zielone światło, szlaban podnosi się, więc ruszyłem powoli. Z dala widziałem rozmawiających policjantów. Nawet nie spojżeli w moją stronę. Więc pojechałem do przudu i skręciłem szybciej w ulicę miasta. Źle bym się czuł gdyby jakiemuś celnikowi odbiło i szukał by czegoś robiąc mi bałagan w upakowanym samochodzie. …Tak samo przekraczali granicę inne samochody. Nie do wiary, czyżby odprawa celna i paszportowa była zniesiona. Kilka tygodni temu byłem na plaży w Meksyku i żądali wizę, lecz z amerykańskim paszportem puszczali bez problemu. …Skończyłem szybko rozmyślania na ten temat. Zatrzymałem się pospiesznie przed ulicznym kantorem by wymienić dolary na peso. Wymieniali bez problemu każdą sumę. Z boku kantoru na placu bankowym inni korzystali z wymiany automatycznej. Samochody podjeżdżały do słupa, gdzie była rura z okrągłym pojemnikiem. Wsadzało się dolary i wysyłało przyciskiem do budynku bankowego. Po chwili pojemnik wracał z peso. Ale ci korzystali co mieli konto w tamtejszym banku.
…Znaki drogowe wyprowadziły mnie na odpowiednią autostradę. W oczy rzucało się dużo jeżdżących samochodów po ulicach z uzbrojonymi żołnierzami. To walka rządu z bandami narkotykowymi. …Płatnymi autostradami jechałem do celu. W okolicy San Luis Potosi zjechałem by zobaczyć kolonialny kościółek i cmentarz przy nim z ciekawymi grobowymi pomnikami różnej wielkości, kształtu i rzeźby.
Po 15 godzinach dniowej jazdy zatrzymałem się na bezzpieczny nocleg tuż za płatną autostradową bramką w okolicy miasta Satillo. Tak jak wszyscy kierowcy TIRów i ja przespałem się. Była to pierwsza noc w „Zabawce”. Noc dosyć ciepła, nie wymagała śpiworu. Obudziło mnie pukanie do okna. To policjant, powiedział z uśmiechem „buenos dias”. Czas wstawać i w drogę.
Dzięki mu za to, zmęczony spałbym jeszcze dłużej na miękim materacu, a do przejechania jest około 900 km.
Autostrada płatna ma trzy pasy. Po prawym jadą wolniejsze pojazdy z TIRami włącznie. Po środkowym szybsze samochody. Ten pas służy do wyprzedzania także. A po lewym to już same najszybsze a wśród nich zauważyłem najczęściej znak „VW” na masce, który mówi za siebie. Ja również jechałem pasem lewym ale byłem zmuszany przy szybkości 130 km/godz. zjeżdżać często na prawo i dać się wyprzedzić.
…Zaczęło doskwierać, monotonna jazda prostymi i długimi odcinkami stawała się śpiąca. …Ożywiłem się nagle, gdy minąłem wywrócony TIR z dwiema pokręconymi przyczepami na bok i rozwalonym towaremw rowie po drugiej stronie drogi. Wyglądało bardzo groźnie.
Mexico City Distrito Federal
Rozpędem wjechałem autostradą w stolicę Meksyku w miasto Meksyk, będący moją końcówką w pierwszym etapie do Ameryki Południowej. Tu mam swój gościnny pokój od dawna w domu śp. Jerzego Skoryny Lipskiego, którego poznałem 35 lat podczas pierwszego okrążania „VW-garbusem” naszej planety. O śmierci dowiedziałem się pisemnie e-mailem. Łzy cisnęły się do oczu, gdy odwiedziłem w towarzystwie żony Deli, miejsce pochówku w krypcie kaścioła Matki Boskiej Częstochowskiej, którego pan Jerzy był pomysłodawcą. …Kilka miesięcy temu żartowaliśmy sobie jak zwykle podczas odwiedzin.
Ten wierny Polsce patriota do ostatnich chwil swojego życia był jedynym polskim weteranem w Meksyku. Pokój urzędowania pana Jerzego zastałem nie naruszony. Wystrój salonu pamiątkami archiwalnymi zmarłego kombatanta wojennego bije polskością jak za dawnych czasów. Upłynęło kilka miesięcy od śmierci Jerzego Skoryny a wydaje się jakby wyszedł na chwilę, wszystko leży na miejscu nie ruszone. Cześć jego pamięci!
Syn Staś zobowiązał się wydać pamiętnik biograficzny tego Wielkiego Polaka, przedstawiciela Delegatury Rządu Polskiego w Londynie na Meksyk i postanowił prowadzić dalej działalność swojego taty w imię polskości.
…Po krótkiej dwudniowej wizycie, potrzebnym odpoczynku i wysłaniu korespondencji jestem gotowy do następnego etapu przed Południową Ameryką. …Zrezygnowałem z reperacji zbiornika.
Od startu w Phoenix, Arizona do Meksyku miasta przejechałem 2,122 mile (3,535 km). Wydałem na benzynę około 140.- USD. Średnio za 1.-USD przejechałem około 15 mil (24 km). Nie jest tragicznie. Samopoczucie dopisuje.
Zasyłam Pozdrowienia!
– Jędrek