Zbliżył się dzień, kiedy nasz objeżyświat – ANDRZEJ „Jędrek”SOCHACKI zaczął być w swoim żywiole. On i „Zabawka” (imię samochodu) są gotowi do okrążenia Południowej Ameryki. Widzę jak samochód stoi gotowy od kilku dni pod palmami przed domem i czeka na wyruszenie.
Planowana wcześniej podróż samochodem „VW-Caddy” dookoła Afryki nie doszła do skutku. …Start przesuwany z dnia na dzień od miesięcy, obiecany w 95% przez kooperującego dealera VW-gena w Warszawie przeciągał się w czasie z powodu braku ostatecznej decyzji i niezrozumianym dla Jędrka jak i dla mnie wykręcaniem się przez osobę, niby kompetentną, w tej sprawie. …Z upływem czasu pogarszająca się sytuacja polityczna w arabskich krajach Afryki przypieczętowała bez powiadomienia wycofanie się dealera VW-gena z obiecanki. Może przyszły rok okaże się bardziej owocny.
…Jędrek cierpliwie czekał, gdyż leży mu na sercu ten kontynent od lat, a nowszy samochód byłby pewniejszy na tak długą i nieznaną drogę. Byłby też bardziej sprawny od wysłużonego, który jest w posiadaniu klubu „Centrum Wagabundy”. W dodatku samochód wyprodukowany w Polsce dodałby Jędrkowi skrzydeł podczas pokonywania odległości i przyjemność z reklamowania rodzimego sprzętu w świecie. …W całości pojechałby w swoim stylu i z polską fantazją, jak zwykle, przed siebie.
Tymczasem sprawa po kilku miesiącach „pinpongu” nie doszła do końca. Obiecanki z samochodem skończyły się fiaskiem. Milczenie dyrektora Salonu VW-gena Sobiesława Zasady w Warszawie z ostateczną odpowiedzią Jędrek ostatecznie przyjął jako rezygnację z kooperowania w podboju dróg afrykańskiego wybrzeża.
…Jedrek nie mógł sobie pozwolić na dalsze czekanie i nieodpowiedzialne obietnice.
Postanowił zrealizować klubowym samochodem zaplanowany już wcześniej etap objechania Ameryki Południowej wchodzący do planu podróży po obrzeżach dookoła wszystkich kontynentów świata,.
Mający doświadczenie podróżnicze i wyczucie marketingowe Wiesław Mrówczyński – nestor rajdowych dziennikarzy, który podsunął propozycję wyprawy dookoła Afryki „VW-Caddy”, będzie łącznikiem pomiędzy Andrzejem a massmediami w podróży południowoamerykańskiej wysłużonym lecz wypróbowanym już klubowym samochodem, mającym na koncie nie jeden długi rajd.
Samochód: produkt z taśmy amerykańskiej – GM (General Motor Co.) Oldsmobile „Catlass Supreme S”, 1997 rok produkcji, 6 cylindrów, silnik 3.1 l pojemności, 205 tys mil ( 330,000 km) na liczniku, (od 6 lat nie produkowany) wciąż jest w dobrej kondycji i wydaje się pewnym w zrealizowaniu amerykańskiej rundy. Andrzej ma do niego zaufanie. Przed wyprawą wymienił to co elektroniczna diagnoza wskazała: wszystkie sensory, świece z przewodami i dodatkowo filtry, paski klinowe, pompę wodną, przewody paliwowe, naprężacz paska klinowego, przeguby w przednim zawieszeniu, opony. Wymontował siedzenie z boku kierowcy i tylne, by zainstalować łóżko, mając w ten sposób pod nim dodatkowy schowek na ekwipunek rezygnując z bagażnika na dachu (podniecającego i łatwego kęska dla złodziejaszków). Reperację zamykania okien i aklimatyzacji nie uwzględnił w tym przedsięwzięciu. Byłaby nie opłacalna, przekroczyłaby wartość samochodu.
Będzie to nie byle jaka podróż po południowo-amerykańskich drogach lecących wzdłuż morskich brzegów, najbliżej wód Pacyfiku, czy Atlantyku. To niemałe wyzwanie w podróżowaniu, tym bardziej, że Jędrek będzie jechał przez dziesiątki tysięcy kilometrów w pojedynkę bez żadnej pomocy z boku. Trzeba mieć zaufanie do pojazdu i siebie, być zahartowanym w dyskomfortcie, rozłące z rodziną jak i w radzeniu sobie w rozwiązywaniu niespodziewanego problemu.
…Prawdę mówiąc, to niepokój i strach mnie ogarnia, gdyż nigdy bym się nie zdecydowała na taką długą wyprawę w nieznane tak starym i wysłużonym autem. Jędrek skwitował moją niepewność i powiedział, że najwięcej procentowo w warsztatach jest w naprawie nowych samochodów, przednich marek a nie tych z przebiegiem. A co do napraw, to tak samo jest w podróży jak i niedaleko od domu poza miastem, trzeba naprawić i wrócić, i koniec.
Potwierdzeniem sprawności samochodu jest odbyta jazda po kontynencie amerykańskim od Meksyku po Alaskę, wzdłuż Kanady po północnych często zaśnieżonych drogach i pętla od Pacyfiku do Atlantyku parę miesięcy wcześniej przez 30 stanów. Pocieszeniem Jędrka jest, że jeździ naokrągło z polskimi nalepkami na masce i z GPS AutoGuard Poland, którym chwali się przy każdej okazji. Przy jego pomocy można będzie sprawdzić w internecie pozycję pojazdu podczas odbywania podróży.
… Teraz również i pogoda ponagla termin wyjazdu. Tu gdzie zaczyna się lato, tam zaczyna się zima – mowa o południu kontynentu amerykańskiego, gdzie leży najbardziej wysunięte miasto w południowej części Argentyny a zarazem stolica „Ziemii Ognistej” – mekka wszystkch podróżników i turystów – Ushuaia. Planowy i załatwiony termin wysyłki samochodu z Los Angeles do Ekwadoru Jędrek niepotrzebnie wycofał w imię obiecanek cacanek warszawskiego dealera VW. Teraz będzie musiał sprężać się w czasie by jak najprędzej znaleźć się w Ushuai przed nastaniem zimy. Jazda wysłużonym samochodem bez aklimatyzacji nie będzie najprzyjemniejsza.
Nie wytrzymał, postanowił
5 marca, sobota 2011 roku jest dniem wyjechania z domu na podbój Południowej Ameryki. W planie ma dotrzeć przez Meksyk i Centralną Amerykę do Panamy, by tam znaleźć środek transportu dalej na południe. Wszystko mu jedno skąd rozpocznie wyprawę południowym kontynencie. Ma przecież objechać go dookoła. Miejsce startu, kierunek jazdy i strona kontynentu nie odgrywa roli.
Ostatnie godziny Jędrek wykorzystuje na kompletowanie map, słowników, odbycie ostatnich rozmów telefonicznych, wysłanie e-mailów, sprawdzenia zabranego ekwipunku i zaopatrzenie się w pitne płyny i prowiant. Gdyby jakieś szczepionki były potrzebne, uzupełni po drodze. …Skończył bieganie wokół domu i chodzenie do klubu „LA Fitness”; o te zabiegi jest bardzo trudno daleko w świecie. Wtedy pozostaną mu ćwiczenia rozluźniające podczas przystanków.
Bądźmy dobrej myśli i trzymajmy kciuki, a napewno wszystko wyjdzie mu według założeń. Notatki z drogi i ciekawe zdjęcia będą dochodziły do przyjaciela Andrzeja, łącznika prasowego od lat – Wiesława Mrówczyńskiego w Polsce jak i do „Centrum Wagabundy”, które ma łączność z polonijnymi i światowymi madiami.
Wierzę w Andrzeja, gdyż pozytywną i upartą cechą charakteru nie raz udowodnił w odbytych okołoziemskich wyprawach konsekwentne zakończenie swoich zamierzeń. Można mu ufać. Jego dewizą jest uczciwe przygotowanie się do wyczynu, który realizuje skrupulatnie. Jest jak zawsze optymistą i nie podda się jakimś napotkanym niespodziewanym przeszkodom. Mówi, że powodzenie wyprawy zależy od dobrego Anioła Stróża, a w której on jest tylko wykonawcą.
Andrzeju będziemy modlić się za tę trudną solową eskapadę. Do zobaczenia za kilka miesięcy.
Daj Boże!
– Joanna Marciniak
Rzecznik Prasowy „Centrum Wagabundy”
Phoenix, 4 marca, 2011