Na zachód, do miejsca startu
Przez Iran (22 kraj)
„Zabawka” z nowym filtrem paliwa łykała szybko kilometry by znaleźć się jak najdalej od skorumpowanego irańskiego portu. Z każdym dniem czułem się szczęśliwszy uwalniając przygodę od kłopotów.
Im bardziej na północ pogoda zmieniała się szybko w chłodniejszą. Najpierw deszcz, później śnieżek hamował szybkość jazdy, aż do granicy z Turcją. Ja myślałem, że to przelotna pogoda i będzie cieplej. Przeliczyłem się. Rano temperatura na zewnątrz „Zabawki” wskazywała -11st.C, aż mną zatrzęsło, nie miałem chęci na rozgrzewkę. Stawy się zastały. Czem prędzej włączyłem ogrzewanie by zacząć normalnie funkcjonować. W ten sposób zrezygnowałem z odwiedzin Teheranu i innych mi znanych miejsc z poprzednich wypraw.
Na obu granicach samochód był sprawdzany przez celników z psim wąchaniem przedmiotów, jak nigdy w tej podróży. Nawet odkręcali bańki z płynami by sprawdzić ich oryginalność. Masakra jednym słowem. Bałagan pozostawili po sobie bez zarzutu w środku „Zabawki” dając dowód uczciwości wykonywania zadania, jak bezmózgowia. Dzbany. Dodatkowo Iran wprowadził dziki przepis dopłaty wyrównawczej za bak paliwa do wyższej ceny po stronie tureckiej. To bezkarna samowola paliwowej firmy. Bez pokwitowania nie było mowy o załatwianiu następnych czynności z opuszczeniem kraju. Słabo się robi gdy człowiek nie ma wpływu na państwowe lichwiarstwo. Nie ma odwołania. Do kogo? Gdy bak jest prawie pusty to trzeba dopłacić i tak za minimum 20 litrów. Paranoja! Poszkodowany jest każdy kto przekracza granicę.
W drodze do Polonezkoy, Turcja (Turklye Cumhurlyeti)
Strata wielu godzin na przejściach granicznych dała się we znaki podczas prószącego śniegu. Po tureckiej stronie było nieco łagodniej z szukaniem dziury w całym ale z dokumentami przeciągali tyle ile im się podobało a ja marznąłem. Rozdygotany z zimna ledwo co wsiadłem do samochodu i odjechałem szybko by przenocować w pierwszym lepszym hotelu i nie rozchorować się. Z myślą, że opuściłem skorumpowaną i lichwiarską Azję zacząłem czuć się lepiej.
…By znaleźć się jak najdalej od zimna i niemiłych azjatyckich wspomnień skierowałem się przy granicy na południe. Jechałem po wspaniałej autostradzie w kierunku Morza Śródziemnego zatrzymując się na krótkie odpoczynki. Pogoda z zimowej zmieniła się szybko w wiosenną, podczas jechania z gór na południe. Temperatura w ciągu dnia wzrosła do +18 st.C. Z optymizmem odpoczynku nad morzem jechałem zadowolony. Gdy widziałem już błękitny kolor wody zaczął deszczyk pokropywać. By to szlak by trafił. …I tak w deszczyku pomału niemalże od granicy syryjskiej jechałem sobie na zachód powoli nad brzegiem czekając na przejaśnienie się nieba.
Polonezkoy, zamknięcie azjatyckiej pętli !!!
Jechałem i jechałem i nie doczekałem się słonecznej pogody. Klops z opalania i odpoczynku. Dojechałem aż do Izmiru z myślą dłuższego postoju. A tam deszczyk zamienił się w regularny deszcz. Po objedzie zrezygnowałem z szukania odpowiedniego miejsca na dłuższy postój. Zdecydowałem jechać na północ, do Polonezkoy z myślą załapania się na lepszą pogodę. Z upływem jazdy deszcz zamieniał się we fruwające płatki śniegu aż po białej nawierzchni drogi dobrnąłem do polskiej osady – miejsca startu podróży dookoła Azji. Byłem zmęczony bardzo ale szczęśliwy z zamknięcia pętli. Była godzina 16:00, niedziela 24 lutego, 2019 roku, zimno z prószącym ciągle śniegiem. W ten sposób zakończyłem swoją najdłuższą podróż życia – dookoła świata okrążając wszystkie kontynenty (7). Trwało to 11 lat z Bostonu Mass, USA. Stałem się pierwszym na świecie podróżnikiem, który zdobył Koronę Turystyki Trampingowej. Dzięki ci Boże i matko, za takie ciekawe życie.
Zatrzymałem się w centrum biznesowym adampolskiej Polonii. Szybko zmieniłem sandałki na pantofle i w śniegu po kostki zapukałem do drzwi pensjonatu polskiego wójta – Fredrika Nowickiego. Wójt zaskoczony moim przybyciem przerwał pracę w kuchni i zaopiekował się mną dając mi grube skarpetki i buty. Odetchnąłem. Nareszcie jestem u swoich przyjaciół sprzed lat. Gdy wójt zobaczył „Zabawkę”, choć sfatygowaną, to chciał ją zatrzymać od razu na zawsze. Tu wspomnę: Pierwszy raz odwiedziłem Polonezkoy 40 lat temu podczas okrążenia ziemi Volkswagenem znanym „Pryszczem” którym opiekuje się obecnie prezes polskich garbusiarzy w Krakowie. Drugi raz odwiedziłem w roku 1999 podczas podróży dookoła świata Harleyem-Davidson, który obecnie ozdabia Automobilklub Polski w Warszawie. Trzeci raz samochodem Volvo 60 podczas okrążenia Europy w 2012 roku, który oddałem na licytację do Owsiaka.
…I tak zatrzymałem się kilka dni czując się jak w polskiej rodzinie. Pokój otrzymałem gościnnie w pensjonacie polonijnej aktywistki – Agnieszki Ryży, u wójta miałem jedzenie w dowolnej ilości. Tylko żyć i nie umierać!
Pewnego dnia na zakończenie pobytu, ku zadowoleniu wszystkich, podzieliłem się z podziękowaniem za opiekę swoją azjatycką przygodą, ze slajdami włącznie, podczas spotkania z Polonią w Domu Kultury.
Nadszedł dzień pożegnania. Przyrzekłem wójtowi Fredrikowi, że po zakończeniu podróży w Warszawie „Zabawkę” przekażę na wieczną ekspozycję do Polonezkoy do miejsca startu i mety. …Ten aż podskoczył z radości ciesząc się, że samochód z emblematami polskimi dołoży większej popularności osadzie polskiej w Turcji. Oto nam wszystkim chodzi by polskość utrzymała się jak najdłużej niezależnie od wsparcia polskiego konsulatu ze Stambułu. Każdy Polak odwiedzający Polonezkoy czuje się jak u siebie w domu a nie na urlopie w nieznanym miejscu. Brawo dla wszystkich z polskiej osady za tak rodzinne podejście do swych rodaków. Do następnego zobaczenia się.
Pozdrawiam z Polonezkoy. – Jędrek