Po wjechaniu „Zabawką” do czekającego kontenera w indyjskim porcie Mundra byłem pewny, że zgodnie z terminem, przesyłka znajdzie się w irańskim porcie. Kiedy samochód okrążał wodą Pakistan, przez następnych kilka dni zabawiłem się w turystowanie w myśl turystyki trampingowej. Nadmienię tu w skrócie że: „Turystyka Trampingowa” jest rodzajem dalekiego podróżowania bez pomocy z boku, między innymi biur podróży. Wykupionym lotniczym biletem w Polsce z przesiadkami po drodze poleciałem w ciemno do Bandar Abbas – portu w Iranie.
Z hotelu „Galaxy” taksówką dojechałem do dworca kolejowego oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów by przez kilkanaście godzin Expressem z aklimatyzacją pojechać po torach do Mombaju. To znaczy sypialnym wagonem z wiatrakami zawieszonymi pod sufitem, otwartymi oknami i przedziałami bez ścian w których ilość pasażerów była większa od przeznaczonych miejsc. Zapachy z wiozących przez podróżnych prowiantów mieszających się w powietrzu doprowadzały do nudności. Łóżko na półpiętrze niezbyt wygodne i potrącane przez przesuwających się pasażerów w otwartym korytarzu. Coś w rodzaju ruskiej kuszetki. Zasnąłem po pewnym czasie będąc zmęczony. Obudziły mnie głośne rozmowy tuż przed końcową stacją rozległego dworca w Mombaju gdzie perony są szerokie i kilkusetmetrowej długości będąc jednocześnie sypialnią dla bezdomnych..
Następnie taxi ze stojących na chodnikach samochodów, po zatłoczonych mombajskich ulicach dotarłem do lotniska by dalej przez Doha w Katarze i Shiras dostać się do Bandar Abbas – irańskiego portu do którego wysłany został mój stalowy przyjaciel podróży. (…Byłem niepewny Iranu gdyż stosunki dyplomatyczne z Polską uległy pogorszeniu i wstrzymane zostały wizy dla Polaków).
Na mombajskim międzynarodowym lotnisku dziwne przepisy. Pasażerowie mogą korzystać z lotniska cztery godziny przed odlotem. Kto przybył wcześniej zmuszony jest czekać na zewnątrz hali odprawowej pasażerów niezależnie od pogody i stanu zdrowotnego. Żołnierze rozmieszczeni przy wejściach pilnowali sumiennie rygorów lotniskowych.
W Katarze (Daulat Katar) (21 kraj)
W „Boeingu 747” lecącym do Doha (Ad-Dauha) miła obsługa przez kilka godzin raczyła pasażerów na zawołanie owocowymi napojami wg upodobania. …Nareszcie obiad bez zapachów „perfumowanych” a czerwone wino uzupełniło mój apetyt. Lądowanie olbrzyma łagodne. Na tafli lotniskowej widać rój największych samolotów pod flagą katarską. Od pierwszego momentu czuje się bogactwo kraju. …Jak ta ropa robi ekonomiczne cuda na pustynnych piaskach, pozazdrościć tylko. Korytarzem aklimatyzowanym z samolotu do budynku głównego. Tam wiza tranzytowa na kilka dób automatycznie wpisana w paszporcie. Taxi i do centrum podziwiać czystość i nowoczesność, szerokie ulice, muzeum, główny jarmark i drapacze chmur różnych kształtów, stojących przy nabrzeżu morskim, będącym panoramą miasta i wizytówką Kataru. Jednym słowem odskocznia od biedy.
Podobnie jak w azjatyckich krajach popularny jest przemysł turystyczny a nie prywatne podróżowanie swoim środkiem lokomocji. Autobusy wycieczkowe zwożą turystów w starszym wieku z całego świata do pierwszego punktu w programie zwiedzania, którym jest znany bazar z kiczami typu made in China, Wietnam itp. Tu, z językiem handlowym angielskim, pozbywa się turysta gotówki kupując pamiątki i odpoczywając „szybko” w rozsianych restauracyjkach i kawiarenkach z naganiaczami. Bankomaty rozmieszczone co kilkadziesiąt metrów wypłacają każdą ilość pieniędzy w rialach katarskich bez problemu. Żałosny widok grup z widocznymi numerkami na ubraniach pędzących, trzymając się za ręce i kołysząc się z nogi na nogę, od brzegu do brzegu stołecznego Marketu by wyrobić się w czasie na czekające autobusy.
Czas ograniczony, trzeba udostępnić parking na następne zarezerwowane tury. W ramach wycieczek jest zwiedzanie centrum miasta z budynkami o ciekawych kształtach, muzeum narodowe i deptak nad wodą do zdjęć z panoramą wieżowców. Nie spiesząc się popijałem chłodny napój patrząc się z podziwem na kondycję emerytów, którzy zwalniali nieco tempo jak wiedzieli, że wyrobili się w czasie do czekającego autobusu.
Z zachodem słońca powoli cichnie życie i ruch uliczny. Biznesiki zamykają działalność, zaczynają działalność nocne lokale. Mając czas do północy odwiedziłem nowoczesne muzeum, zespół kin w obrębie bazaru i po kolacji wróciłem taxi na lotnisko by polecieć do Bandar Abbas z przesiadką na irańskim międzynarodowym lotnisku w Shiraz..
Nareszcie w Iranie (22 kraj)
Kilka godzin lotu i dwa różne światy. Jeden z udogodnieniami podróżującemu po europejsku, drugi ograniczającym w swobodnym poruszaniu się. Przemysł turystyczny skończył się. Wraz z nim brak informacji turystycznej utrudniał przedostanie się do lotniska krajowego. Brak bankomatów, wymiana dolarów na riale możliwa tylko w pewnych godzinach czynnego okienka, którego trudno znaleźć. W nocy trzeba było czekać na taksówkę by dobrnąć do poczekalni krajowych lotów.
Bez przypadkowej pomocy łatwo przegapić lot. Trudno się dogadać po persku bez angielskiej informacji. Karta kredytowa bezużyteczna w całym kraju, brak gotówki dolarowej uniemożliwia egzystencję. Wyjściem jest opuścić kraj jak najszybciej by uniknąć dodatkowych problemów i …turystowanie z głowy.
Lot do miejsca docelowego z opóźnieniem prawie dwugodzinnym nie przerażał podróżujących bez podania powodu. Ludzie są do tego przyzwyczajeni. Gdy zapytałem dlaczego nie ma usprawiedliwienia, w odpowiedzi usłyszałem tylko – to jest Iran, i to wszystko. Tu nikt nikomu się nie tłumaczy. …Kraj dyktatorski.
Długi odbiór „Zabawki”
Małym dwu śmigłowym samolotem kołysząc się wśród chmur doleciałem do miasta portowego Bandar Abbas. Nie ma gdzie wymienić dolary, bez możliwości płacenia kartą kredytową podróż daje się we znaki. W ciemno zatrzymałem się w hotelu „Amin” przy ulicy wzdłuż morskiego brzegu by na drugi dzień znaleźć biuro morskiego przewoźnika i zacząć załatwiać sprawy odbioru samochodu.
Kłopoty pojawiły się od początku. Zaginęły oryginały dokumentów transportowych. Trzeba było czekać dwa dni na ich dostarczenie. Nikt się nie przejmował, że bałagan u przewoźnika mnie kosztuje dodatkowo w czasie i wydatkach. Gdy dokumenty się znalazły urzędnik w Shipping Co. naliczył kilkaset dolarów za usługi portowe. Dodatkowo zażądano trzy tysiące dolarów depozytu za możliwe uszkodzenie kontenera w czasie transportu. Bez depozytu następne działanie było niemożliwe. To jest samowola przewoźnika, nie praktykowana na świecie. Żeby nie tracić dodatkowego czasu wyskrobałem podszewki kieszeni i wpłaciłem depozyt by móc załatwić sprawy związane z odbiorem samochodu. Kilka dni uciekło dodatkowo. Port od hotelu oddalony jest o kilkadziesiąt kilometrów. Komunikacja miejska nie istnieje, bez taksówki nie ma połączenia. Na olbrzymim terenie portowym taksówka również jest nie odzewna.
Znalezienie kontenera przesunęło się w czasie. Czekałem na potwierdzenie wpłaty depozytu. Gdy przyszła pora wyjechania „Zabawką” na zewnątrz portu okazało się, że potrzebna jest kontrola celna. Na dodatek akumulator był rozładowany. Następna dodatkowa strata czasu i pieniędzy za pomoc. W końcówce załatwiania spraw urzędowanie biur skończyło się przed normalnym czasem z powodu celebrowania od następnego dnia 40 tej rocznicy państwa islamskiego i następne cztery dni uciekły.
Zmuszony czekaniem w hotelu wypełniałem dnie zwiedzaniem okolic jak i obserwowanie przebiegu święta narodowego. Ludzie rodzinami spędzali czas nad kamienistym brzegiem zatoki robiąc sobie zdjęcia typu „selfi” (jedyna rozrywka). Na oko wszyscy są zadowoleni, nie podróżując, nie czytając prasy, jedno kino, nie ma teatrów czy miejsc do tańca. Niewiasty cały czas nie pozbywają się hidżabu czy to na ulicy czy w lokalach. Czułem się jakbym był w środowisku zakonnic. Propaganda wciskania dobrobytu otumania ludzi, że kraj daje sobie radę bez pomocy z zewnątrz, uzbraja się w rakiety i co amerykańskie to wróg kraju. W rzeczywistości to przypomina mi się reżim jaki panował w Polsce za czasów komunizmu, kiedy człowiek miał ledwo co potrzebuje a nie to co chce, kiedy nie można było swobodnie podróżować prywatnie z rodziną tam gdzie się chciało. Każdy uważa turystę jak go skubnąć ile się da. To cechuje niedostatek ludzi żyjących pod kontrolą panujących.
Po kilkunastu dniach uzależnionych od biurokracji i lichwiarstwa wyjechałem z portu na ulicę. Turystowanie się skończyło zaczęła się przygoda podróżnicza. Jeden dzień dodatkowo poświęciłem na wizytę u mechanika by wymienić filtr paliwa zabrudzony indyjskim olejem napędowym.
Obrałem azymut na Turcję by jak najszybciej i jak najdalej znaleźć się od lichwiarsko-skorumpowanego miejsca w którym nie było się do kogo odwołać i nie narobić sobie niepotrzebnych dodatkowo kłopotów.
(Może moja przygoda będzie pomocna dla wybierających się w stronę Azji swoim transportem myśląc o przyjemnym urlopie).
Pozdrawiam z Bandar Abbas. – Jędrek