Jeszcze w Kambodży
Całe szczęście, że przebicie opony zauważył tankujący paliwo właściciel stacji benzynowej. Zaproponował mi poczekanie z naprawą do następnego dnia. Rankiem zobaczyłem oponę naprawioną i to gratis. Nie było mowy o zapłacie. Zostawiłem kilka upominków dzieciom. Po domowym śniadaniu, wyspany, stałem cierpliwie w kolejce na granicy wietnamskiej. Podjechałem na wskazane miejsce. Czekam na odprawę. W okienku słyszę, paszport, wiza O.K., samochodów turystycznych nie wpuszczamy. Nie ma dyskusji, potwierdzona wypowiedź przez komendanta granicy. Co robić, następna przeszkoda azjatycka. …Przeczułem coś wczoraj.
W wietnamskiej ambasadzie w Warszawie nic nie wiedzą o przepisach granicznych. Wypełniłem ankietę wpisując podróż samochodem i otrzymałem wizę bez żadnych uwag i pouczeń. Dwie różne instytucje jednego kraju. Za daleko żeby się odwoływać w Departamencie Transportu i Turystyki w Hanoi, szkoda czasu, zdrowia i pieniędzy. Wietnam znam, byłem tam podczas podróży samolotowej ale jadąc po drogach kraj czuje się inaczej.
Zawróciłem, będąc już nogami w następnym kraju, w smutku i niezrozumieniu. Przejeżdżając koło znanej stacji benzynowej wstąpiłem by podzielić się parszywą sytuacją. Nie było mowy o jeździe dalej. Obiad na stole i …do następnego dnia czas zleciał.
Wracając w deszczu do Phnom Penh zatrzymywałem się na postojach przy stacjach benzynowych dla odprężenia i pożywienia, podziwiałem miejsca buddyjskiego kultu eksponowanego przed prawie każdą budowlą. Poznany wcześniej pan Virak z Departamentu Turystyki i Hotelarstwa pomógł mi ze zmianą trasy wpisanej w przepustce turystycznej (permicie) w powrotną stronę.
W Tajlandii po raz drugi
Zatrzymałem się przed granicą Tajlandii. I tu podobny problem. Przejechałem kraj w jedną stronę bez problemu a nie mogę z powrotem w drugą. To dopiero skorumpowany cyrk azjatycki. W porę przyszedł mi z pomocą ambasador z polskiej placówki pan Waldemar Dubaniowski. Dusza nie człowiek, wczuł się w moją sytuację i przyspieszył czas czekania na permit przejazdu. Po straceniu kilku dni i zapłaceniu za tymczasowe pozwolenie przejazdu dobiłem do granicy z Mianmą (Birmą).
Następny biurokratyczny cyrk. Wszystkie sprawy z opuszczeniem Tajlandii miałem z głowy a tu żądają po stronie Mianmy pozwolenie na przejazd kraju w stronę Indii. Tylko spróbuj coś powiedzieć nie po ich myśli. Od razu riposta z ciężkich głów: nie masz pozwolenia wracaj do ambasady o wydanie dokumentu lub wyślij samochód statkiem do innego kraju. Cyrk! Tak jakby ambasada była Departamentem Transportu od wydawania przepustek na przejazd. Nie obchodziło ich moje podróżowanie. Jedyny agent podróży na granicy dyktował warunki przejazdu. Był powiązany z Departamentem Turystyki wydającej pozwolenie na przejazd kraju, zwykły agent.
Jestem na emeryturze, mam więcej czasu niż pieniędzy, musiałem uzbroić się tylko w cierpliwość by rozwiązać problem. …Zakwaterowałem się w jednym z uroczych gościnnych domów – „Ban Thaj” niedaleko granicy wśród kwiecistych drzew, zwiedzałem okolice i byczyłem się. W między czasie dotarłem do pośrednika państwowego od podróży, który skrócił czas czekania na przejazd przez Mianmę (Myanmar) do Indii. Nie obyło się bez pogadania do ręki. W tych krajach to normalka. Po kilkunastu wspaniałych dniach odpoczynku i zwiedzaniu okolic przepustka była w moich rękach.
Na drugi dzień spotkałem się z pierwszym poznanym agentem na granicy by odprawić w okienku celnym „Zabawkę” i wjechać na terytorium kraju z pozwoleniem przejazdu. Musiałem wziąć tego „oficjała” do samochodu na przejazd kraju. Nie dało się uniknąć tego zbytecznego bagażu.
Mianma (Myanmar) (18 kraj)
Zadowolony częściowo z sytuacji, że jestem w następnym kraju wyruszyłem w drogę do granicy Indii. Facet, dosyć miły pomagał mi w jeździe na skróty, znał krajowe drogi, częściowo przydał mi się, nie potrzebna była nawigacja. Wszystkie koszty pokrywał z pieniędzy wydanych na permit, ja płaciłem za paliwo. Nie pierwsza to była jego jazda w takim transporcie.
Po drodze zwiedzałem miejsca do których sam bym nie zajechał. Zatrzymałem się w mieście Mandalay by uzyskać indyjską wizę do paszportu. Cierpliwie czekaliśmy kilka godzin na multi wizę do Indii. Mając tubylca w samochodzie nie traciłem czasu na znalezienie konsulatu i innych miejsc pomocnych w wyrobieniu wizy.
I tak, po trzech dniach jazdy w deszczu zaparkowałem „Zabawkę” na hotelowym przygranicznym parkingu „Royal Guest House”. Kompan podróży wrócił do domu a ja odpocząłem po jeździe non stop. Tam poznałem Hindusa Bhana, biznesmena z Mombaju z którym spotkam się może po drodze.
Niespodziewana przygoda
Gotowy do przekroczenia granicy wsiadłem do samochodu i zauważyłem brak koperty z dokumentami należących do pojazdu. …Przecież parking był strzeżony i bezpieczny. Zgłosiłem kradzież na policji. Tam policjanci rżnących na wesoło głupków powiedzieli mi po sporządzeniu raportu, że może dokumenty się znajdą za dwa, trzy lub więcej dni. Policja pracuje nad tym i potrzebuje czasu. Brzmiało jakby to nie była kradzież tylko planowane włamanie w pewnej sprawie. Znajdujący się obok laptop i inne cenne przedmioty były nie ruszone. Mój samochód może był jedynym w tym kraju pojazdem z europejską rejestracją.
Podczas dnia do hotelowej recepcji złodziejaszki doręczyli kopie Carnetu de passages i inne. Po południu jeden z policjantów podjechał samochodem i powiedział, że mam już załatwioną odprawę graniczną w Mianmie, żebym opuścił kraj bez problemów a dalej to niech służą mi kopie kradzieży. Brzmiało to jak rozkaz. …Co? Bez oryginału Carnetu de passages nie ruszę się, będę czekał do skutku.
I tak minęły trzy dni, spałem już w samochodzie, nie w hotelu. …W deszczową noc spało mi się twardo, szyby były uchylone co nie co. Nie słyszałem jak dokumenty wśliznęły się do środka. Rano zobaczyłem, ku mojemu zdziwieniu, kopertę na siedzeniu. Nie dociekałem już kto je podłożył, przypuszczałem, że to były podchody z urzędu i po sprawdzeniu ich nieprzydatności podrzucili cichcem by zamknąć sprawę. Tak kwitnie turystyka trampingowa w dalekiej Azji w której kraje bronią się przed inwazją zmotoryzowanych podróżników. Z roku na rok jest gorzej w poruszaniu się po lądzie na tym kontynencie.
Po śniadaniu dojechałem do granicy by załatwić papierkowe sprawy. Moja sprawa była znana. Może trwało pięć minut i pieczątka wyjazdu policji wylądowała w paszporcie. Odetchnąłem. Znalazłem się w strefie neutralnej pomiędzy nieprzyjaznymi sobie krajami. Syf dalekiej korupcyjno biurokratycznej Azji został w tyle. Rozluźniony pojechałem w stronę napisu INDIA.
Pozdrawiam z Mianmy (Birmy), 18 kraju mojej podróży! -Jędrek
Nieco statystyki:
Dni w podróży: 135
Ilość krajów: 18
Trasa: „Zabawką” po lądzie: – Europa: 1.POLSKA (Warszawa, Kraków), 2.SŁOWACJA, 3.WĘGRY,
4.SERBIA, 5.BUŁGARIA. 6.TURCJA Polonezkoy, 7.GRUZJA Batumi, Tbilisi, 8.ROSJA Wołgograd,
Samara, Omsk,Tomsk, Irkuck, Czita, Chabarowsk, Władywostok. Promem do: 9.KOREI PŁD, jazda
z Donghae do Pusan. Cargo do: 10.SINGAPURU. (W międzyczasie turystowanie przez:
11.TAIWAN Taipei, 12.FILIPINY Manila, 13.BRUNEI, 14..INDONEZJA, Florence, Komodo, Do
Singapuru – spotkanie z „Zabawką). Dalej po lądzie: 15.MALEZJA Kuala Lumpur, 16.TAJLANDIA
Bangkok, 17.KAMBODŻA Phnum Penh. Powrót do Tajlandii, 18.MIANMA (BIRMA) Naypyitaw.
Przejechanych od startu: 26 050 km – „Zabawką” 22 850 km i innym transportem:3200 km.
(Przeciętna szybkość: 195 km / dzień)
Co z samochodem? Turcja: Istambuł – zmiana hamulców i łożyska w przednim lewym kole. Rosja:
Zabajkalsk – zgubienie kołpaka i skrzywienie felgi, Władywostok – zmiana oleju.
Malezja: Kuala Lumpur – wymiana wszystkich żarówek po prawej stronie, wymiana całych
mechanizmów hamowania w tylnych kołach. Tajlandia: Bangkok – zgubienie kołpaka.
Kambodża: Phnom Penh – Mototaxi przytarł prawy bok „Zabawce”, Bawet – kapeć
prawe tylne, Tai Pei – zmiana klocków w tyle, przetoczenie tarcz i wymiana łożyska w
lewym kole. Tajlandia, Po drodze – komplet nowych opon.
Wypadków: 0
Potrąceń: 0
Chorób: 0