Nr 020, Lipiec 2005r.
Co słychać w naszej “Przystani”?
* Niezapomniane pierwsze spotkanie z Wieslawem Ochockim i przyblizenie nam Historii Majów odbilo sie szerokim echem. Wszyscy czekaja na nastepne.
* Asi pierwszy wielki rejs
* Spotkanie w Carytasie Cezarka
* * *
Echo po wykladzie Wieslawa –
Glosnym echem odbilo sie spotkanie w przystani Centrum Wagabundy �Jedrka. Goscie mieli okazje posluchac wykladu poprowadzonego po mistrzowsku przez Wieslawa Ochockiego, który dotyczyl procesu zycia, czlowieka i CZASU, zmian cyklicznych i wydarzen na Ziemi jak i w Ukladzie Slonecznym. Poruszone byly tematy: �Kalendarza Majów, Faktów Historycznych � Precesji Ziemii, przeslanie dla ludzkosci�, na podstawie opracowan ksiazkowych: Dr Jose Arguellesa, Johana Kossnera i Hanny Kotwickiej.
Prelegent objasnil nam poslugiwanie sie kalendarzem Majów, przeslanie dla zyjacych na Ziemii, dotyczacego okresu do roku 2013? Zadbajmy, aby Atlantyda sie nie powtórzyla! Stanowczo nie! � na mur i propozycje Pentagonu.
Wieslaw jest absolwentem Kursu Kosmobiologii �Silva Mind�, kursów �Astrologii Humanistycznej� pod kierunkiwm profesora Leszka Weresa, Reiki 2-go stopnia i Kalendarza Majów, sudentem Touro College-New Vision. Zajmuje sie dziedzina CZASU od 2001 roku.
�Polonijnemu Wagabundzie Galaktycznemu� � Wieslawowi Ochockiemu wreczony zostal dyplom przez gospodarza przystani – za penetrowanie tajemnic zycia w Ukladzie Slonecznym, historii, zmian …na Ziemii i przekazu Cywilizacji Majów dla Ziemian.
Wskazanym bylo przyjsc na te spotkanie troche przygotowanym z tej tematyki. Ci co nie przyszli z zaproszonych, bylo im chyba nie pisane uczestniczenia w tym spotkaniu. Przed nastepnym spotkaniem ciekawi cywilizacji Majów powinni zapoznac sie z lektura dostepna w Centrum Wagabundy. (informacja � 602-244 1293)
Na zakonczenie wykladu zostalo odtworzone archiwalne nagranie radiowe z Radia �Rytm� NYC z dnia 26 lipca 2004 roku, dotyczace przekazu dla ludzkosci zyjacej w XX i XXI wieku.
– Adam
Danuta Prytulczyk, studentka dziedziny wydarzen w Ukladzie Slonecznym:
Dzieki prelegentowi Wieslawowi Ochockiemu zrozumielismy na czym polega poslugiwanie sie tym ciekawym Kalendarzem Majów, który jest bardziej dokladny od gregorianskiego, stosowanego dzis powszechnie. W kalendarzu �TZOLKIN� znajduje sie zakodowany przestrzenny obraz energii oddzialywujacej we Wszech-Swiecie. Jest dla Ziemian przekazem o wielkich zblizajacych sie wydarzeniach w Ukladzie Slonecznym! Dokladnosc Kalendarza Majów jest potwierdzona przez nauke, elektroniczne pomiary i jest najdokladniejszym znanym dotad kalendarzem CZASU. Kalendarz sklada sie z 13 miesiecy podzielonych na 4 tygodnie a te z kolei sa podzielone na 7 dni kazdy. Jakie to proste. Pierszy dzien nowego roku przypada 26 lipca itd.
Wedlug mapy Ruchu Planet powstalo prawo grawitacyjne. Zwiazane jest z Energia przenikajaca na planete Ziemie oraz jej mieszkanców, czyli ludzi, zwierzeta i roslinnosc. Wszystko powiazane jest z Ukladem Slonecznym, Zodiakiem i galaktykami o których wiemy jeszcze niewiele. Swiat Majów kryje wiele tajemnic. Byli oni ostatnia wielka cywilizacja na Ziemii, która przeminela praktycznie niezauwazona, a jej nowoczesny sposób myslenia przez setki lat nie mógl ujrzec swiatla dziennego. A moze dopiero teraz nadszedl czas na prawdziwe odkrycie Majów.
Pozostaje mi zlozyc wyrazy podziekowania Wieslawowi Ochockiemu za wspanialy przekaz, za posiadana wiedze przekazana w tak ciekawy sposób. Skladam równiez gorace podziekowanie w imieniu przybylych – Andrzejowi Sochackiemu za udostepnienie Centrum Wagabundy na to spotkanie. – Danuta
WIESLAW OCHOCKI, prelegent � przedmiot: �Galaktyczny Kalendarz Czasu Cywilizacji Majów�.
Przyjaciele Pokoju!
Na podstawie znanych materialów naukowych, miedzy innymi z czterech Kodeksów Cywilizacji Majów (Drezdenski, Madrycki, Paryski i Groliera), mozemy wywnioskowac, ze wiedza matematyczna i astronomiczna Galaktycznych Mistrzów Czasu � Majów byla i jest dla homo sapiens trudna do zrozumienia.
Okresowosc Czasu i zmian wystepujacych na przestrzeni roku jest nam znana i mozemy zaobserwowac to zjawisko, chociazby na podstawie okresowych zmian pór roku. Przesylam wiadomosc, która dla wielu z nas moze wydawac sie na poczatku bardzo abstrakcyjna, dlatego w zalaczniku jest dodatkowy matrial z którym powinnismy sie niezwlocznie zapoznac. Dotyczy to kazdej istoty przebywajacej na Ziemii, bez wzgledu na plec, wiek czy wyznanie wiary.
Kalendarz Majów �TZOLKIN�- jest zródlem, KODEM, zycia cial niebieskich. Podazajac tym tropem nalezy wspomniec o dwóch Polakach: -biskupie Torunia � Mikolaju Koperniku, który wreczyl nam Globus oraz o profesorze � Aleksandrze Wolszczanie, który rozszerzyl wiedze, wiedze o Pulsarach.
To wielki dla mnie zaszczyt byc w tym dniu (14 maja) w Centrum Wagabundy w Phoenix, Arizona.
Podróznicy w Sloncu, spotykamy sie w Centrum u Jedrka.
In Lak�ech. � Wieslaw Ochocki
* * *
Relacja z Polski: Moj pierwszy rejs!
Mam 12 lat i mam na imie Joasia, córka podróznika-wagabundy Andrzeja Sochackiego, który czesto przyjezdza do Polski organizuje wystawy zdjec ze swoich podrózy, prelekcje ze slajdami, promocje swoich ksiazek, oraz inne spotkania z mlodzieza. Wlasnie na jednym z takich spotkan w PPTK w Warszawie poznal pania Joanne Konopska � kierownika Klubu Alpinistycznego.
Korzystajac z okazji, ze przyjechalam z USA kontynuowac nauke w Polsce i majac trzy miesiace wakacji do rozpoczecia nowego roku szkolnego, tata zaproponowal mi udzial w rejsie morskim na zaglowcu bandery polskiej – �ZAWISZA CZARNY�. Czekalo mnie jedenascie dni przygody na morzu. Prawde mówiac nie mialam zielonego pojecia o zeglowaniu, ale chetnie sie zgodzilam na takie nowe wyzwanie. Troche sie przestraszylam kiedy otrzymalam liste jak przygotowac sie na rejs:
1. Spij na pólce, najlepiej w ubikacji.
2. Zamiast drzwi powies zaslonke.
3. Popros kogos, zeby cztery godziny po tym jak zasniesz, zaswiecil ci latarka w oczy i powiedzial �Twoja wachta!�
4. Wejdz do kuchni, wygarnij wszystko z szafek na podloge, dorzuc garnki i sloiki, a potem nakrzycz na wspóllokatora, ze zle zasztalowal kambuz.
5. Ustaw sie naprzeciwko wlaczonego wentylatora i trzymajac sie obydwoma rekoma jakichs linek spróbuj sie wysikac nie zalewajac sie od szyi w dól.
6. Co jakis czas wez kota i wrzuc go do wanny albo do zlewu z okrzykiem �czlowiek za burta�.
7. Zamontuj pod stolem fluoroscencyjna paleczke, polóz sie tam i poczytaj ksiazke.
8. Raz na miesiac wez jakies bardzo potrzebne ci urzadzenie, rozkrec je na drobne i zlóz z powrotem.
9. Jak zaleje ci piwnice, zejdz na dól i wybieraj wode czerpakiem.
10. Kiedy bierzesz prysznic, zakrecaj wode jak tylko sie namydlisz.
11. Wlacz w pokoju jakies urzadzenie, kiedy sluchasz ulubionej muzyki albo chcesz z kims porozmawiac � moze byc kosiarka do trawy.
12. Jesli na zewnatrz wieje wiatr, biegaj wokól domu sprawdzajac, czy wszystkie okna sa zamkniete; w nocy zmieniacie sie na �wachcie� co 4 godziny.
13. Obudz sie w srodku nocy i zjedz maslo orzechowe z czerstwym chlebem; moze byc zimna zupa z puszki albo fasolka.
14. Podziel wanne na pól; w jednej polowie ustaw prysznic na wysokosci pepka; w drugiej polowie przechowuj wszystkie niejadalne smieci (jadalne smieci wyrzucaj przez okno).
15. Syp sobie 15 lyzeczek kawy na kubek i pij dopiero po 6 godzinach.
16. Rozpisz jadlospis dla calej rodziny na tydzien bez zagladania do kuchni, lodówki czy zamrazarki.
17. Nalej oleju silnikowego do urzadzen klimatyzacyjnych i wlacz je na najwyzsze obroty.
Pomyslalam, ze to jakas heca! Beda sie na nas wyzywac i znecac. Mialam w sobie watpliwosci co do sensu tego wyjazdu, ale patrzac na zdjecie przepieknego, olbrzymiego zaglowca �Zawiszy Czarnego� o dziewieciu rozlozystych zaglach, od razu poczulam powiew wiatru we wlosach, nowy entuzjazm i sily na wyplyniecie w nieznane przestworza mórz. Nie wiedzialam od czego zaczac. Worka zeglarskiego nie mialam, wiec wybralam duzy plecak ze stelazem, ale tu wtracil sie mój tata. Jako zaprawiony podróznik, który okrazyl swiat: samochodem, samolotem, pociagiem, jachtem, i motocyklem wtracil, ze stelaz bedzie mi przeszkadzal tylko i zaproponowal mi swój wysluzony niezbyt duzy plecak, bez zadnych twardych elementów, z którym kiedys swiat przemierzyl. Musialam równiez miec maly lekki podreczny plecak na zwiedzanie miast, do których doplywalismy w czasie rejsu.
W warszawskiej kawiarence na Placu Konstytucji u �Jachacego� – Pani Joanna chetnie udzielila mi porad i dala mi liste rzeczy, które ona sama radzi wziac na rejs. Dowiedzialam sie troche o uczestnikach i róznych zwyczajach na zaglowcu. Jednym z uczestników mial byc niewidomy Roman ze swoja rodzina i z gitara, który mial uprzyjemniac nasze wieczory. Dla zahartowania mnie powiedziala o róznych obowiazkach, wachtach i karach. Ponoc najwieksza kara jest czyszczenie i polerowanie mosieznego dzwonu i innych rzeczy na pokladzie. Slowem czekala mnie praca i przyjemnosc razem.
*
W czwartek 12 czerwca 2005 r. przyszedl czas wyjazdu. Nasza zbiórka byla o ósmej rano pod Sala Kongresowa Palacu Kultury i Nauki w Warszawie. Minelo pól godziny jak podjechal nasz autokar. Nasza trasa zaplanowana byla przez: Poznan, Berlin, Paryz, Saint Michel, St. Malo. Niektóre widoki po drodze byly przepiekne. W czasie jazdy w nadajnikach radiowych i telewizorach mozna bylo uslyszec rózne jezyki, w zaleznosci gdzie bylismy.
Kiedy dotarlismy kolo poludnia do Saint Michel we Francji po meczacej, trzydziestokilku godzinnej jezdzie, wszyscy rozdzielili sie na grupki zaprzyjaznione w autokarze i poszli zwiedzac starodawny zamek, gdzie na samym szczycie pólwyspu stal pomnik Swietego Michala zrobiony ze zlota.. Nasza kilkuosobowa ekipa poszla na sama góre zamku. Gdy doszlismy troche zmeczeni, policzylam schody. Bylo ich ponad siedemdziesiat. Z góry roztaczal sie niesamowity widok. Warto bylo sie wdrapac. Wszystko z oddali bylo takie male. Zrobilam tez kilka zdjec na pamiatke jak wysoko zaszlam. Zwiedzajac dalej zamek, obejrzelismy stare, drewniane meble, piece i kolo, w którym biegali w dawnych czasach ludzie, aby wciagnac z zewnatrz zamku rózne towary na góre. W drodze powrotnej mijalismy duzo sklepików z pamiatkami, gdyz turystów tu nie brakuje. Wygladalo na to, ze najwiecej turystów jest z Japonii.
Okazalo sie, ze nasz autokar odjechal, nie czekajac na nas, z bagazami dalej do St. Malo, gdzie czekal statek. My dobilismy tam na wlasna reke. Na pokladzie przywital nas kapitan – Jerzy Zbierajewski razem z naszym bosmanem – Ireneuszem Moskalem. Pokazali nam, gdzie bedziemy nocowac. Adam podzielil cala zaloge na cztery wachty. W kazdej wachcie bylo siedem osób i jeden oficer. Moim oficerem byl Rafal Lugowski. Powiedzial nam, ze wyplywamy dopiero jutro z rana. O siódmej wieczorem Piotrus- nasz �cook� pomógl mojej wachcie przygotowac kolacje. Robilismy wiec pierwszy posilek. Byly kanapki z róznymi rodzajami szynki, kanapki z dzemem i herbata z cytryna. W kubryku, czyli pokoju gdzie spimy staly cztery przymocowane stoly, przy których posilaly sie tylko osoby z wszystkich czterech wacht wraz z oficerami. Kapitan, bosman, kucharz, organizator � Adam i Rysio jedli w Mesie Kapitanskiej. W kubryku tez kazdy mial swoje lózko, które bylo ponumerowane i mial jakas szuflade, szafe, lub jakis schowek, w którym mozna bylo trzymac swoje rzeczy. Mój numer lózka byl 20. Mozna by powiedziec na parterze, bo trzy koje ulozone byly pietrowo, jedna nad druga. Do jedzenia kazda wachta miala przeznaczony jeden stól by siedziec razem.
W sobote 13 czerwca o szóstej trzydziesci rano byla juz pobudka, ale tylko dla mojej wachty. Jako pierwsza wachta mielismy robic sniadanie. Zrobilismy: parówki, chleb z maslem lub z dzemem, keczupem, musztarda i goraca herbata z cytryna. Po sniadaniu bylo sprzatanie wachtami. Umyc dek, wypolerowac ramy okien, umyc poklad, wypolerowac tablice, zmyc drewniane podlogi, zrobic porzadek z lazienkami, toaletami itd. Jak wszystko bylo juz skonczone, przygotowalismy sie wreszcie do odplyniecia. Równo o dziesiatej wyplynelismy. Najpierw plynelismy pomalu na silniku z zaglami opuszczonymi, do tamy. Kiedy poziom wody w kanale sie wyrównal z poziomem otwartej wody wtedy tama sie podniosla. Pózniej wszystkie statki osobno ruszyly w dalsza droge na otwarte Morze Pólnocne.
Kiedy zebral sie wiekszy wiatr postawilismy zagle. Cala zaloga musiala pomóc, bo inaczej nie dalibysmy sobie rady. Kazda wachta miala swoje stale miejsce na zaglowcu i wiedziala, które zagle ma podnosic lub sciagac. Plynac pod zaglami nasz statek byl bardziej przechylony na prawa strone. Dopiero teraz poczulam sile wiatru i cudowne uczucie przeszywania tafli fal morskich bez warkotu silnika. Doplynelismy do Cherburga i po przycumowaniu prawie wszyscy polozyli sie spac. Bylo juz po pierwszej rano.
W niedziele 15 czerwca mielismy czterogodzinna wachte na pokladzie od godziny 4:00 rano do 8:00. Tym razem musielismy stac przez cztery godziny za sterami, obserwowac i pilnowac, czy nic do nas albo w nas nie plynie. Na szczescie statek stal przy ladzie, wiec nie bylo potrzeby, aby cala wachta przebywala na pokladzie. Szczesliwym, wybranym dwom dziewczynom i mi, jako jednej z najmlodszych uczestniczek, pozwolono sie wyspac jeszcze do sniadania. Wyszlam na zewnatrz �Zawiszy�. Pogoda byla pochmurna. Wraz z oficerem trzeciej wachty weszlam na dziób statku. Przymocowana bylam szelkami do lin, które znajdowaly sie dookola statku. Na samym poczatku troche sie balam, poniewaz obawialam sie, ze w razie gdybym spadala, szelki i tak mnie nie utrzymaja. Stojac jednak na dziobie i zachwycajac sie urokami widoków, zapomnialam o szelkach i calym strachu. Tak mi sie spodobalo, ze juz po zejsciu chcialam wchodzic drugi raz.
O pierwszej po poludniu wszyscy poszlismy zwiedzac miasteczko. Musielismy sie pospieszyc, bo o czwartej byl obiad. O ósmej wieczorem mielismy wachte po dwie osoby na pokladzie, poniewaz nadal �Zawisza� stal w porcie. Tak wiec moglismy sie zmieniac parami i stalismy na posterunku tylko na jedna godzine i dwadziescia minut. W nocy mozna bylo sie wyspac, nie bujalo.
W poniedzialek 16 czerwca o szóstej rano dla wszystkich byla wczesniejsza pobudka gdy nagle zawyl alarm. Byl czas stawiania zagli, poniewaz wyruszylismy w dalsza trase. Plynelismy pod zaglami. Dopiero, kiedy osiagnelismy predkosc 6,5 wezlów na godzine mozna bylo jesc sniadanie: chleb z maslem, zólty serek, serek granulowany z powidlami, kielbaski i herbata z cytryna. Trzeba bylo dobrze sie rozgladac i pilnowac co dzieje sie przed plynacym szybko zaglowcem. Sniadanie jedlismy po jednej osobie. Reszta pozostawala stale na posterunku. Moglam osobiscie stanac za sterem i trzymac statek na szlaku. Pogoda byla przepiekna, wiec nie musielismy grubo sie ubierac.
Nie mozna bylo sie lenic. Bosman codziennie sprawdzal wykonanie wszystkich prac. Byl dosc surowy, bo nawet kiedy ktos szorowal szczota poklad, krzyczal jesli szorowal w poprzek desek. Za to po ciezkiej pracy byl bardzo sympatyczny i przy wieczornym spiewaniu szant przygrywal na harmonijce.
O pierwszej popoludniu czekal na nas pyszny obiadek. Zajadalismy kopytka z gulaszem, zupe ogórkowa i kompot. Po obiedzie duzo ludzi bylo zmeczonych wiec mogli pozwolic sobie na krótka drzemke, lub zajac sie swoimi sprawami. Zeszlismy sie dopiero na kolacje. Alarm, przygotowac sie do ladu to znaczy opuszczalismy zagle i wyrzucalismy na zewnatrz burty obijacze, czyli elastyczne kola lub opony, dla zamortyzowania kiedy dobijalismy do brzegu w porcie. Kolejny nasz port to Le Havre. W Le Havre �Zawisza Czarny� stal przy brzegu a my siedzielismy na pokladzie i do 1:00 w nocy spiewalismy zeglarskie piosenki. Akompaniowal nam na gitarze Roman i bosman na harmonijce.
We wtorek 17 czerwca rano wyszlam na poklad i spojrzalam na morze, a tu gladka tafla wody i ani jednej fali. O 8:00 rano zajadajac sniadaniowa kanapke z granulowanym serkiem i powidlami, pilam spokojnie herbatke i myslalam, czy kiedys siegnie nas jakas burza, by poczuc potege natury i nieco wiecej wrazen. Zadna bylam jakiejs szalonej przygody. Póki co, jak zawsze po sniadaniu, zaczelo sie sprzatanie wachtami. Dwie godziny zajelo nam mycie deku. Gdy byl suchy po dwóch godzinach, niektórzy poszli sie opalac na kocykach, bo akurat slonca tego dnia bylo pod dostatkiem. Dopiero po 3:00 po poludniu nasza wachta zorganizowala wycieczke po miasteczku. Piec zabytkowych kosciolów i duzo róznych kapliczek swietych obeszlismy jak pielgrzymi. Spacerowalismy w spokoju ciasnymi uliczkami. Pogoda byla sloneczna. Wial chlodny wiatr. Na szczescie nie padalo, wiec moglismy dowoli zwiedzac miasto. Po takim wypadzie obiad wyjatkowo smakowal. Wszyscy wczesniej padli na swoje koje. Nie mielismy sily nawet na wieczorne spiewanie. Chcielismy odpoczac przed kolejnym dniem na morzu.
W srode 18 czerwca juz bylam przygotowana na alarm wczesnym rankiem. Wypoczeci, sprawnie podnieslismy zagle w drodze do Oostenda. W ogóle mialam wrazenie, ze wszystko coraz sprawniej nam wychodzi na zaglowcu. Nauczylismy sie dobrej organizacji i wszystko wydawalo sie juz latwe. Sniadanie jak zwykle zjedlismy juz po odbiciu od brzegu. Malo rozmawialismy. Tego dnia juz po sniadaniu przyszedl dla mnie jakis kryzys. Do tej pory czulam sie swietnie. Tylko czasem bylo mi nieco niedobrze. A jednak wreszcie i mnie dopadla choroba morska. Tego dnia byly wieksze fale, statek kolysal sie bardzo a ja zaczynalam czuc sie coraz gorzej. Wymiotowalam za burte, bo w srodku nie pozwalano tego robic nawet w toalecie. Po trochu odechciewalo mi sie tego calego rejsu. Na szczescie moja wachta byla wyrozumiala i dostalam pozwolenie abym sie polozyla. W kubryku przespalam sie az do 3:00 po poludniu. Inne osoby tez w trakcie rejsu w róznym stopniu mialy chorobe morska. Dziwilam sie, ze mnie to dopadlo dopiero teraz. A juz czulam sie bohaterka, która nic nie ruszy. Obiadu oczywiscie nie jadlam a i tak czulam sie coraz gorzej. Dopiero, kiedy moi przyjaciele namówili mnie na wyjscie na poklad i polozenie sie na nim, na swiezym powietrzu, okazalo sie, ze poczulam sie coraz lepiej. Mimo, iz mielismy o 4:00 po poludniu wachte, ze zrozumieniem zwolnili mnie z tego obowiazku. Kolacje tego dnia tez sobie darowalam, bo nie bylam pewna zoladka, jaka bedzie reakcja i czy mi sie nie pogorszy. Wczesnie polozylam sie, choc nie bylam senna. Zasnelam jednak, kojac ten niefortunny dzien. Pobudke mialam o 4:00 rano na kolejna wachte. Chcac, nie chcac, zwloklam sie z koi. Okazalo sie, ze wszystko jakos mi przeszlo. Zakonczylismy wachte o 8:00 w sama pore na sniadanie. Tym razem nieco sie posililam, choc bylam ostrozna, tylko cos skubnelam.
Czwartek 19 czerwca. O pierwszej byl alarm na wyruszenie. Po podniesieniu zagli wzielismy kierunek na Amsterdam, byl to nasz ostatni przystanek. Stamtad wracalismy juz autokarem do Polski. W drodze do Amsterdamu zjedlismy obiad. Czulam sie spowrotem swietnie. Po obiedzie niektórzy zaczeli robic porzadki i po trochu pakowac sie. Nasza wachta przypadla od 8:00 wieczorem do 12:00 w nocy. Dopiero po wachcie poszlismy spac, ale nie na dlugo, poniewaz juz o 1:00 w nocy musielismy wstawac. Z daleka widac bylo juz lad.
Nastepnego dnia, w piatek 20 czerwca mielismy jeszcze czas do 4:00 po poludniu. Byl to czas przeznaczony na pakowanie sie i pójscie na miasto po zakupy, które byly niezbedne na podróz autokarem. Rano wiele osób juz nie zjadlo sniadania, poniewaz wczesniej wyszli na miasto. Moja wachta tez wyszla z samego rana. Skorzystalismy z okazji, aby kupic i wyslac pocztówki do swoich znajomych. Pierwsza wyslalam tacie by mu podziekowac za tak mila niespodzianke. Poszlismy do miasta, aby poznac nieco Amsterdam. Po zwiedzaniu poszlismy do super marketu i zrobilismy zakupy na droge. Nie przejmowalam sie specjalnie zakupami, bo wiedzialam, ze droga nie bedzie taka dluga jak w tamta strone. Kupilam tylko: jogurt, jablka, krakersy i cos do picia. Mijalismy w drodze powrotnej kwiatowy bazar. Cóz za widok! Caly bazar byl obsypany kwiatami, nasionkami i cebulkami kwiatów do zasadzenia. Zreszta Holandia slynie z tego na calym swiecie. Podobaly mi sie typowe widoki holenderskie: kwiaty, wiatraki, kanaly wodne i mnóstwo ludzi jezdzacych na rowerach. Kiedy wrócilismy na statek, inne osoby z naszej wachty juz czkaly na nas. Szybko zabralismy bagaze i wsiedlismy do autokaru.
Milo wspominalam chwile na morzu, ale jednoczesnie cieszylam sie, ze wracam do domu. Jazda powrotna trwala okolo 20 godzin. Kolo godziny trzeciej po poludniu dotarlismy szczesliwie pod Sale Kongresowa Palacu Kultury i Nauki w Warszawie. Byla sobota 21 czerwca. Rozpakowalismy sprawnie bagaze i sprawdzilismy, zeby nic naszego nie zostalo. Przy pozegnaniu sie z grupa umówilismy sie wszyscy na spotkanie po rejsie. O terminie i miejscu spotkania w Warszawie miala powiadomic nas pani Joanna.
Po prawie dwóch tygodniach dostalam telefon od Pani Joasi, ze spotkanie odbedzie sie we wtorek godzinie 19:00 w Yacht Klubie Warszawskim przy ulicy Wal Miedzyszynski w restauracji �Róza Wiatrów�. Tam prawie wszyscy spotkalismy sie ponownie. Ogladalismy zdjecia wyswietlane z projektora na ekranie. Spiewalismy piosenki i wspominalismy chwile z rejsu. Teraz wiem, ze warto bylo jechac na taki rejs, bo zawsze mozna czegos sie nauczyc i na pewno niektóre przyjaznie zostana na dlugo.
Jezeli ktos chcialby spróbowac takiej przygody podaje kontakt do organizatora, naszego Adasia: akrupa@idea.net.pl
Ahoj! – Joasia Sochacka,szkola M. Kopernika
*
Spotkanie w Caritasie
Kiedy przyjechalem do Polski mialem wakacje. Wiec wujek Krzysztof Szybinski zaprosil mnie razem z siostra i mama do Caritasu niedaleko babci domu na Grochowie w Warszawie. Jest to miejsce, gdzie dzieci spotykaja sie po lekcjach z róznych szkól i klas. Mlodsze dzieci przychodza na 2:30 a strsze o 4:30. Najpierw odrabiaja lekcje. Pomagaja im panie, które tam pracuja. Po lekcjach dzieci razem sie bawia. Panie organizuja rózne zabawy. Potem jest modlitwa i dzieci robia jedzenie razem z opiekunkami. Po jedzeniu jest znów modlitwa w kole. Dzieci sie bardzo lubia i pomagaja sobie.
Kiedy my przyszlismy do Caritasu dzieci juz odrobily lekcje i moglismy wyswietlac dla nich slajdy z Arizony i opowiadac jak ona wyglada. Pokazalismy rózne zwierzeta, rosliny i ciekawe miejsca. Na slajdach pokazalismy rózne kaktusy, Sedone i Grand Canyon. Dzieci zadawaly tez pytania. Na mapie pokazywaly rózne kontynenty, bo to byla mapa swiata. Wujek Krzysztof opwiadal tez o swoim synu Kamilu, który wyjechal do USA na studia i zostal tam zabity.
Byla to wazna ciekawa lekcja dla dzieci. Slajdy pokazalismy dwa razy, dla dzieci mlodszych i starszych. Potem razem sie modlilismy. Zjedlismy wspólnie kolacje. Na koniec pomodlilismy sie w kole. Trzymajac sie za rece ja puscilem �iskierke�. Jest to taki zwyczaj, ze jedna osoba sciska reke drugiej osobie w kole a ta nastepnej. Taki uscisk biegnie dookola od osoby do drugiej i wraca do tej osoby, która puscila taka iskierke przyjazni. Bylo to bardzo mile spotkanie. Chetnie odwiedze jeszcze raz moich przyjaciól w Caritasie.
-Cezarek, szkola M. Kopernika
* * * * Od Wydawcy:
Mile widziana jest mlodziez w pisaniu swoich ciekawych spostrzezen z otaczajacego zycia lub ze spedzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucic treme w pisaniu – pomozemy i poprawimy. Pamietajmy !!! � naszym jezykiem jest jezyk polski gdziebysmy sie nie znajdowali a kazdy inny jezyk potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie zyjemy. Bawmy sie razem! � to nasza mysl przewodnia.
Warto miec lacznosc z �Przystania�. Jest to droga �odchamiania sie�.
– Andrzej Sochacki
* * * * Kacik Wagabundy: c.d.
Wycieczka do Polski poza wizyta w TV-Polonia i wykladami na Wyzszych Uczelniach, urozmaicona byla spotkaniami z sympatykami dalekich podrózy w Krakowie, Warszawie, Slupsku, Nieporecie i w Hamburgu – Niemcy. Zobaczmy co inni pisza o tych spotkaniach
* * *
Superwagabunda w Stolecznym Klubie Tatrzanskim PTTK
Obecny sezon prelekcyjny w naszym klubie okazal sie, pomimo pewnych obaw, calkiem udany. A to za sprawa naszych gosci. Na przelomie stycznia i lutego odwiedzil nasz kraj, Andrzej Sochacki, superwagabunda z dalekich antypodów.
Mamy zwyczaj, aby w jednym sezonie nie powtarzac prelegenta, ale tym razem nie bylo zgodnosci co do tematu, a takiego goscia nielatwo przeciez wypuscic. No i udalo sie pogodzic zwolenników harleya i yachtu w dwa kolejne czwartki. Byly to bardzo interesujace spotkania, choc niektórzy koledzy byli zaskoczeni. Nie mialy one bowiem charakteru reportazu, do czego raczej jestesmy przyzwyczajeni, ale ukazywaly zwariowanego czlowieka, który potrafi wszystko rzucic i ruszyc przed siebie, ot tak, po prostu z wytyczonym celem przez siebie i pojechac w swiat. W swiat, … dookola i zakonczyc sukcesem.
Okazalo sie, ze Andrzej jest postacia niezwykle popularna. Przyszla liczna grupa jego sympatyków reprezentujacych inne, ciekawe srodowiska. Nie watpie, ze wsród nich, znalazlyby sie osoby, które tez moglyby nam cos ciekawego opowiedziec. Osobiscie nie jestem zwolenniczka motocykla, a subkultura harleyowska jest sama w sobie egzotyczna. Andrzej przyblizyl nam ten swiat, który, choc obcy, skupia jednak ludzi zadnych przygód. My przeciez dlatego po górach chodzimy. Dlatego tez niektórych gna na morze, innych na jachcie o czym tez tak barwnie nam Andrzej przedstawil. Szkoda tylko, ze szczuplosc czasu nie pozwolila na przekazanie jego wrazen w pelni, ale na to nie starczyloby pewnie i kilku spotkan.
Mam wiec nadzieje, ze kiedys jeszcze bedziemy mogli goscic go w naszym klubie. Na razie zyczymy mu dalszych podrózy i mnóstwa ciekawych przygód oraz szczescia, które z róznych opresji pomaga sie wydostac. Bedziemy na spotkanie z takim ciekawym gosciem czekac.
-Joanna Konopska
* * * * Kacik Gosci:
Andrzej, wielkie brawa dla Ciebie, ze stworzyles niezalezny kacik dla przybylych z daleka. – Wieslaw Ochocki
* * * * Kacik poetycki:
Ostanie Slowo
Chcialby dodac slowo, tylko jedno wiecej,
nie zdazyl, i odszedl czym predzej
odszedl od nas, do swiezego grobu.
Czy odszedl na zawsze z naszego globu?
Sekret pojawil sie odwieczny,
jak w dzien przedswiateczny
bez odpowiedzi -pytanie?
W milczeniu odpowiedz, w ciszy-roztanie.
Cisza – glebia nocy.
Rozkosz! Ogromnej Mocy-
odbiera mowe, zabiera ducha-
Hej Ty? Cicho! Posluchaj!
Przestan juz gadac!
Cisza,… Teraz Echo odpowiada.
Podarowal – zycie i w pamieci bliskich
w mysli i slowem jednoczyl wszystkich.
Potrzeba – ulegla zmianie…
Czy tak ma byc, czy tak pozostanie?
Wieslaw Ochocki 12.19.12.13.13 ( 2005/04/08)
* * * * Horoskop Galijski cd.
WIERZBA ( 1 III � 10 III i 3 IX � 12 IX )
Kobiety sa melancholijne, delikatne, nieco tajemnicze, niewielkiej urody, ale romantyczne, cenia poezje. Maja sklonnosci do �cierpien milosnych� i jesli sie nawet skarza z tego powodu, to jest to wkalkulowane w ich linie postepowania. Sa jednak pracowitymi, dobrymi zonami i matkami. Maja przewaznie liczna rodzine, która wspieraja opieka, rada i pomoca! Mezczyzni odznaczaja sie pilnoscia, despotycznym charaktrem, przekonaniem o nieomylnosci i zmyslem syntezy. Maja wiele wyobrazni, ale i uporu. Chcieliby wszystko urzadzic po swojemu, gdyz sa przekonani o wlasnej odrebnosci. Nie godza sie na zadne kompromisy, a jesli juz ustepuja, to musza odniesc z tego korzysc. Nalezy jednak podkreslic, ze dzielnie poczynaja sobie z przeciwnosciami losu i umieja pokonywac pietrzace sie trudnosci, by zapewnic lepszy byt w rodzinie.
LIPA (11 III � 20 III i 13 IX � 22 IX )
Egzaltowani i pobudliwi, szybko wpadaja w gniew, ale równie szybko podaja dlon do zgody. Podatni na pochlebstwa, niestali w uczuciach, ale dyskretni, chetnie sluchaja zwierzen. Obcowanie z �Lipami� daje poczucie psychicznego komfortu i bezpieczenstwa. Lubia wygode, ale moga zadowolic sie skromnymi warunkami, byle tylko czuc bylo atmosfere domu. Maja wiele osobistego uroku i swietnie umieja go wykorzystywac. Sa towarzyscy, daza do zdobycia sukcesów, odznaczaja sie inteligencja techniczna. Pomyslowi, z wielkim darem obserwacji, �uwielbiaja� szczescie, które samo przychodzi. Nie mozna zbytnio na nich polegac. Równowage uzyskuja w malzenstwie, ale tylko wówczas, gdy trafia na partnera oddanego, umiejacego wybaczac i wiele zrozumiec. cdn.
* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
* * W dniu 13 sierpnia, w sobote � bawimy sie na plazy w Meksyku nad Morzem Corteza
* * W dniu 12 listopada spotkanie w Centrum Wagabundy z bohaterem II Wojny Swiatowej, weteranem walki o niepodleglosc � majorem Zygmuntem Blazejewiczem.
Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywaja sie cyklicznie (luty, maj, sierpien, listopad) w najblizsza sobote srodka miesiaca o godz. 19:00. Przynosimy z soba co kto lubi, jak zwykle. Informacje: 602-244 1293
Czujcie sie Wszyscy zaproszeni na spotkania.
O G L O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap! W Centrum Wagabundy jest okazja nabyc wartosciowe wydanie ksiazki-albumu ze zdjeciami na kredowym papierze pt. �Szesc podrózy dookola swiata� � Andrzeja Sochackiego.
* Juz nie ukazuje sie gazeta – �EuroArizona�, wielka szkoda
* Ciekawy program polskiego radia na zywo pt.: �WIECZÓR z RADIEM�, przestal istniec, wielka kulturalna strata.
* �od A do Z� � nowy tygodnik informacyjno-reklamowy ukazujuje sie w Phoenixie. Gratulacje dla wydawcy!
* * * Chcesz dluzej cieszyc sie zdrowiem, wyjsc z kompleksu choroby pij
-�ALVEO� – kanadyjski pitny srodek z 26 ziól. Wystrzegaj sie jak mozesz chemii dostarczanej na recepte tak czesto organizmowi.
* * * Chcesz zyc z daleka od lekarzy pij – produkt antyoxydantalny mineralno � witaminowy w walce z komurkami rakowymi produkcji firmy �VeMMA�.
Informacje i produkty zdrowia czekaja na Was w Centrum Wagabundy.
-z pozdrowieniami Zespół