VI ETAP, TASMANIA
„Zabawka” jechała do portu w Melbourne szybko jakby rozumiała sytuację. Pędziliśmy na skraju dozwolonej szybkości, nawet często przekraczając. Wszystko układało się pomyślnie by zdążyć na czas. Jeszcze było 15 minut do zamknięcia odprawy a my staliśmy już w kolejce.
Młoda celniczka, rodem z Indonezjii przewiskała samochód szybko ze względu na uciekający czas. Jeszcze tylko musiałem podjechać do budki by zapłacić za podróż powrotną (samochód i ja). …Niespodzianka. Kiedy z okienka padło pytanie o planowanym powrocie, to ja rzekłem – za 4 dni. Pokiwała przecząco głową i usłyszałem …do końca marca rezerwacja na powrót z Tasmanii jest wykupiona. Mina zrzędła mi. Niestety, musiałem wycofać się z kolejki czekających na wjazd na prom.
Zrobiło się ciemno kiedy wyjechałem z terenu portowego i skierowałem się do Domu Polskiego „Syrena”. Noc na parkingu była chłodna, wstałem wcześnie. Tego dnia uplynęło 56 dni podróży dookoła kontynentu bez większych problemów. Przejechałem ponad 18 tys km. Po samochodzie nie było widać, że ma najgorsze drogi za sobą, silnik pracował cicho, wszystko dzialało, był tylko zakurzony od drogi.
…Zbliżyła się 11:00 i musiałem coś zadecydować. W planie miałem odwiedzenie redakcji „Polskiego Tygodnika”. …Tam przyjęli mnie jak starego znajomego. Pisali o mojej wizycie 35 lat temu i teraz nie popuścili mi wyjścia bez wywiadu. Jedna z pań redaktorek Wanda Drozdowska zapytała co mnie dręczy. Otóż dwie sprawy mnie nurtowały: jedna to znalezienie miejsca bezpiecznego dla „Zabawki” na kilka dni, druga to znalezienie transportu do portu by załapać się na prom „Spirit of Tasmania” płynący do Tasmanii. Wanda znalazła parking i postawiła warunek: do wtorku wieczorem musiałem wrócić spowrotem, gdyż zarezerwowany miała lot do Sydney w środę rano. O to mi chodziło tylko. Następnego dnia, w piątek wieczorem razem z mężem odwieźli mnie na prom. Nie opuścili mnie do momentu pokazania im „bording pas”.
Płynąłem pod wrażeniem by przeżyć w Cieśninie Tasmana sławne wielkie fale, które nie jeden jacht zatrzymały. Wyszedłem na pokład by odczuć bardziej to na zewnątrz. Wielki, ciężki statek transportowy ciął fale jak lodołamacz lód spokojnie płynąc do przodu. Resztę nocy przespałem w kabinie. O 7:00 prom był już przycumowany do tasmańskiej kei. Ja zaczekałem na autobus „Linii czerwonej” jadący do Hobart, stolicy Tasmanii. Przez kilka godzin podziwiałem pejzaże, widoki miasteczek jadąc asfaltową szosą komfortowym autobusem.
Po południu, miejskim autobusem dojechałem do Domu Polskiego gdzie przywitał mnie Ryszard Dobosz – prezes SPK nr 7. Zaopiekował się mną razem z menadżerką hoteliku – Józefiną Sadkowską i Józefem Łaszczakiem – od 50 lat bibliotekarzem i społecznikiem.
Gotowy miałem plan działań podczas pobytu krótkiego, bo dwu dniowego.
Jeden dzień zleciał mi na przejażdzce do Portu Artur gdzie było męskie więzienie i dalej na południe wyspy, podziwiając malownicze zatoczki po drodze. Odwiedziłem w Richmond ZOO by przyjżeć się „diabłowi tasmańskiemu” (Tasmanian Devil) i zrobić mu zdjęcie na pamiątkę. Wieczorem czas upłynął w pabie przy tasmańskim piwku (Tasmanian Tiger) w towarzystwie nowych przyjaciół. …Spanie przerwał mi sąsiad hotelowy zapraszając mnie o 7:30 na wiadomości polskie w TV SBS. Nie ciekawa sytuacja polityczna na Ukrainie zdenerwowała nas.
Następny dzień zszedł mi na zwiedzaniu Hobartu z prezesem SPK. Malownicze zatoczki morskie a w nich setki jachtów bujających się przy keiach „Królewskiego Tasmańskiego Yacht Clubu” przyciągają turystów.
Widok z góry Walington jak w bajce malowniczy, widoczny na kilkadziesiąt kilometrów. Jeszcze tego dnia musiałem zaliczyć wizytę u Zbyszka w porę obiadową. Zrobione zdjęcie przed pomnikiem polskich bohaterów Tobruka stojącego przy polskim budynku znajdzie miejsce w moim „Centrum Wagabundy”.
Wyrobiłem się ledwo na samolot do Melbourne. Lot z turbolencją. Wojtek, mąż Wandy, podwiózł mnie do „Zabawki” czekającej cierpliwie pod ich domem. Małe sprawozdanie, lampka wina pożegnaslnego i uściski. Do zobaczenia w przyszłości, może w Arizonie.
Azymut: Do Adelaide via Geelong.
– Jędrek
Trochę statystyki:
VI Etap: Tasmania:
Upłynęło 65 dni podróży, czas pobytu na wyspie: 3 dni
Wydane pieniądze: 750.- $ USD w tym: prom: 238.-, autobusy: 70.-, żywność:
60.-, zwiedzanie:100.-,samolot: 125.-, pamiątki